„Z mężem wydaliśmy fortunę na edukację syna, a on postanowił zostać >>artystą<<. Co my teraz powiemy sąsiadom?”

rodzice obrażeni na syna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Nie chciałam synowi niczego narzucać. W końcu jest dorosły. Mimo to często snułam wizje, jak chwalę się wszystkim, że syn ma szanowany i dobrze płatny zawód. Mąż też marzył, że Grześ wybierze konkretną pracę. A on jak zwykle nas zaskoczył. Zaakceptowanie jego wyboru było bardzo trudne”.
/ 22.05.2023 09:15
rodzice obrażeni na syna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Pamiętam, jak siedzieliśmy z mężem pod szkołą, co chwilę zerkając na zegarek. 

– Chyba już kończą – Leszek był równie zdenerwowany, co ja. 

Na własnej maturze nie stresowałam się tak bardzo, jak na maturze syna. Wiedziałam, że pójdzie mu dobrze. Zawsze wszystko szło mu dobrze, ale mimo to stres mnie zżerał. Byłam pewna, że Grzesiek nie zadzwoni do nas od razu po egzaminie. Pewnie wymieni jeszcze uwagi z kolegami i będzie musiał chwilę odsapnąć, chociaż od rana powtarzałam mu, żeby dał znać, najszybciej jak się da, bo umierałam z nerwów. Gdy w końcu usłyszeliśmy dźwięk komórki, oboje z mężem rzuciliśmy się, żeby odebrać. Leszek włączył głośnomówiący, żebyśmy mogli oboje wysłuchać skróconej relacji.

– Hej. Już wyszedłem. 

– I jak, i jak?! 

– Dobrze. Było banalne! 

Poczułam ulgę i zaczęłam się śmiać. Cały Grzesiek – banalne! Już to widzę. Pewnie jego koledzy rwą włosy z głowy, a on jak zwykle do wszystkiego podchodzi na luzie. 

Pierwszy stres opadł, ale w podświadomości wciąż grało pytanie: co dalej? Nasze pytania o studia Grześ od pewnego czasu zbywał tajemniczym uśmiechem. Nie podobało mi się to. Bardzo chciałam, żeby wybrał porządny zawód, który zapewni mu stabilną przyszłość, ale ten mądrala jak zwykle podchodził do tematu z nonszalancją.

Nie miałam co liczyć na to, że wybierze prawo albo budownictwo. Grzesiek był na to zbyt ekscentryczny. Jego oryginalne fryzury i dziwaczne stroje od lat były dla niego środkiem artystycznego wyrazu. Kiedyś liczyłam na to, że mu przejdzie, w końcu każdy nastolatek stara się jakoś wyróżnić, ale z czasem zaczęłam dostrzegać coraz większe zaangażowanie w tym temacie.

Lubił rysować jakieś dziwne grafiki, które rozwieszał później w pokoju w antyramach jak dzieła sztuki. Były dość interesujące, ale szczerze mówiąc, wolałam, żeby zajął się czymś, co przyda mu się w przyszłości, zamiast tworzenia tych bohomazów. 

„Może wybierze grafikę komputerową. To teraz dość przyszłościowy kierunek. Tworzenie stron internetowych i reklam jest w cenie” – sama zaczynałam snuć domysły, co syn kombinuje. Miałam swoje marzenia, ale mimo szczerej troski i wsparcia nie chciałam mu niczego narzucać. Jest dorosły. Zapewniliśmy mu najlepszą edukację, na jaką mogliśmy sobie pozwolić. Decyzja jednak należy do niego. Nie chciałam, by później miał do mnie pretensje.

Do końca trzymał nas w niepewności

– Powiesz nam, co masz zamiar dalej robić? – zapytałam podekscytowana, ale i zmęczona, gdy dowiedzieliśmy się o doskonałych wynikach matury. Jedliśmy właśnie obiad w restauracji, żeby uczcić jego sukces.

– Tak… idę na ASP – powiedział z uśmiechem.

– Na plastykę? – mąż omal się nie zakrztusił. 

– Akademię Sztuk Pięknych.

– Zwariowałeś! – Leszek nie zamierzał zostawić na nim suchej nitki. 

Sam był inżynierem i artystyczne zapędy naszego jedynaka były dla niego zupełnie niezrozumiałe. Zamiast rzeczowej dyskusji na temat wyboru studiów, rozmowa zmieniła się w starcie dwóch samców, których  nic nie było w stanie uspokoić. Próbowałam wtrącać się, by trochę złagodzić ich nerwy, ale nie było szans.  

Leszek zarzucał Grześkowi, że chce zmarnować swój potencjał i nasze lata inwestowania w kursy językowe i korepetycje z matematyki. Grzesiek krzyczał, że to jego życie i jego decyzje, a ojciec nigdy nie potrafił zaakceptować go takim, jaki jest, tylko chciał wychować swojego klona. Kelner aż bał się podejść, żeby zapytać, czy chcemy deser.

Byłam zażenowana i oburzona ich zachowaniem. Poszłam szybko uregulować rachunek i przeprosić za ich zachowanie, po czym kazałam im natychmiast przenieść się z dalszą dyskusją do domu. Tam jednak zapadła już cisza. Przestali się do siebie odzywać. 

Rzecz jasna Grzesiek postawił na swoim. Dostał się na ASP i wynajął mieszkanie w Krakowie. Wpadał w weekendy, ale sytuacja między nim a ojcem wciąż była napięta. Każda rozmowa przepełniona był złośliwościami.

Po roku Grzesiek oświadczył, że otrzymał stypendium naukowe i znalazł dodatkową pracę, więc nie potrzebuje już naszych pieniędzy. Był uparty i honorowy jak tata. Chciał udowodnić ojcu, że nie będzie kolejnym klepiącym biedę artystą.

Ma pracę, w której może być sobą

– Gdzie dostałeś tę pracę?

– W studiu tatuażu. Poznałem gościa, który robi najlepsze tatuaże w Polsce. Widział moje rysunki i zaproponował mi pracę. Nauczy mnie zawodu.

– Słucham?! Chcesz być tatuażystą? – przyjrzałam się jego ramionom, a on się uśmiechnął.

– Spoko, mamuśka – poklepał mnie po plecach. 

– Wiem, co myślisz. Że po roku sam będę cały wytatuowany. Na razie nic nie mam. Nie bój żaby! Wiesz, jak to mówią: szewc bez butów chodzi.

– Tata chyba dostanie zawału, jak to usłyszy. 

– I tak już postawił na mnie krzyżyk.

– Nie mów tak. Martwi się o ciebie… 

Szczerze mówiąc, trudno mi było przekazać tę informację mężowi. Czułam, że nie spodoba mu się ten pomysł. Nie było sensu jednak ukrywać prawdy. Leszek pokręcił głową, ale nie zareagował tak źle, jak mogłam przypuszczać. Grzesiek zaczął jeździć na targi tatuażu, brał udział w konkursach krajowych i międzynarodowych i przyjeżdżał z coraz to nowymi trofeami. Coraz częściej widziałam, jak Leszek był tym szczerze zainteresowany. Wreszcie normalnie rozmawiali. Odżyliśmy jako rodzina! Nasze spotkania stały się na powrót szczere i radosne. 

W końcu po dwóch latach Grzesiek postanowił zaryzykować i otworzył własny zakład tatuażu. 

– Nieźle mu idzie, widziałaś?– Leszek zaglądał na jego facebooka i stronę internetową, gdzie ludzie zostawiali same pozytywne komentarze. 

Wkrótce Grześ musiał zatrudnić kolegów z roku, bo trzeba było się do niego zapisywać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Leszek z dumą opowiadał swoim znajomym o sukcesach Grześka, a ja nie mogłam uwierzyć, słysząc, jak rozpływa się nad jego talentem.

– Jeszcze chwila, a sam zaklepiesz sobie u niego termin – żartowałam. 

Nie przypuszczałam, że syn odnajdzie się w tak nietypowym biznesie. Ja sama nigdy bym nie wymyśliła dla niego takiego scenariusza, ale teraz widzę, że z jego talentem i luzackim podejściem do życia znalazł coś idealnego dla siebie. Nic więc dziwnego, że odniósł sukces. Wygląda na to, że czasem trzeba pozwolić dziecku być kowalem własnego losu.

Czytaj także:
„Miałam romans z żonatym mężczyzną. Myślałam, że ciąża zmusi go do odejścia od żony, ale okazał się zwykłym bufonem”
„Miał mnie kochać i bronić do końca życia, a nawiał, gdy go potrzebowałam. Odwołuję ślub, nie wyjdę za podłego tchórza”
„Zabrała mi ją za ocean, bo myślała, że tego trzeba mojej córce. Cieszę się, że ta zołza tak bardzo się pomyliła”

Redakcja poleca

REKLAMA