Między mną a Marcinem wszystko było idealnie. Miałam klapki na oczach i nie widziałam, albo nie chciałam widzieć, żadnych niepokojących sygnałów. Choć mój żałosny romans zdarzył się 10 lat temu, do dziś czuję się, jakbym miała wypisane na czole, że byłam czyjąś kochanką. Zawsze uważałam, że nie rozbija się cudzych małżeństw, aż sama to zrobiłam.
Miałam wtedy 27 lat i miałam za sobą kilka całkowicie nieudanych związków. A po ostatnim wpadłam nawet w stany depresyjne. Nie wierzyłam już, że kiedykolwiek znajdę kandydata na męża. Zazdrościłam koleżankom, które już założyły rodziny. Gdybym chociaż robiła karierę, to miałabym wymówkę, ale ja pracowałam w markecie budowlanym. I to była nudna praca, w której klienci rzadko kiedy byli mili. Częściej spotykałam się z pretensjami, że coś nie działa tak jak powinno albo jest za drogie. Tak jakby to była moja wina!
Był taki szarmancki
Tamtego dnia nic nie wskazywało, że będzie się różnił od innych. Do mojego stanowiska podszedł mężczyzna, który przyniósł do zwrotu wiertarkę. Był już którymś klientem z kolei z tym sprzętem, więc nawet wiedziała, jak jest problem. Ot, wadliwa seria. Powiedziałam z uśmiechem, że nie ma problemu, a on że taka miła obsługa zasługuje na coś więcej i zaprosił mnie na kawę.
Pierwszy raz zdarzyła się mi się taka sytuacja i zgodziłam się, zanim w ogóle pomyślałam, co robię. Facet był bowiem przystojny i szarmancki. Umówiliśmy się na weekend, bo przecież musiałam się jakoś odpowiednio przyszykować, żeby dorównać mu wyglądem. Do niedzieli chodziłam niemal nad ziemią, szczególnie że wysyłał mi bardzo miłe SMS-y. Byłam tak podekscytowana, że wybrałam się nawet do fryzjera i manikiurzystki. Musiałam wyglądać jak milion dolarów.
Ta randka miała wyglądać inaczej
Marcin, bo tak miał na imię, miał się zjawić w niedzielę późnym popołudniem. Niestety, minęła godzina, a potem kolejna, a jego wciąż nie było. Siedziałam wystrojona w najlepszą kieckę i czekałam na gościa, który nawet nie raczył poinformować, że coś mu wypadło. Nie odpisał też na mojego SMS-a. Po 2 godzinach stwierdziłam, że to żałosne i przebrałam się w dres. Byłam zła na siebie, że uwierzyłam w tę znajomość. Jednocześnie miałam w głowie myśli, że może coś mu się stało? Może miał wypadek?
Tuż przed północą, gdy leżałam już z książką w łóżku, zadzwonił dzwonek do drzwi. Gdy zobaczyłam go przez wizjer, zawahałam się, czy otwierać, czy udawać, że śpię i nie słyszę. Nie chciałam, żeby oglądał mnie w rozciągniętej piżamie. Złapałam szybko za szlafrok i otworzyłam drzwi.
– Spóźniłeś się. Mieliśmy się widzieć jakieś 6 godzin temu – zaatakowałam go.
– Przepraszam. Musiałem ogarnąć coś w pracy.
– W niedzielę?
– Taka praca... To była nagła sytuacja, nie miałem czasu ci odpisać, ale chciałem ci chociaż powiedzieć „dobranoc”.
Uwierzyłam mu, a nawet zrobiło mi się go żal. Otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam go do środka. O dziwo, miał ze sobą butelkę wina, jakby liczył na taki rozwój akcji. Wypiliśmy ją dosyć szybko i nawet nie wiem, kiedy wylądowaliśmy w łóżku. Zapomniałam o swojej piżamie.
– Muszę ci coś wyznać, Asiu. Rozwodzę się...
– Co takiego?! – wrzasnęłam, wyskakując z łóżka jak oparzona.
Byłam w szoku
Marcin zaczął mi wyjaśniać, jak to jego małżeństwo okazało się totalną klapą, a żona absolutna pomyłką. Mówił, jak się przestali dogadywać i że rozwód był tylko kwestią czasu. No cóż, nie miałam podstaw, żeby mu nie wierzyć. Nie nosił już nawet obrączki, dlatego myślałam, że jest wolny. A on był z odzysku i póki co jeszcze z żoną na karku. Nie takie faceta szukałam.
W tamtej chwili myślałam, że więcej się nie zobaczymy, ale tak mnie uwodził, że nie mogłam mu się oprzeć. Kolejne randki z nim spowodowały, że czułam się atrakcyjna. Niepokoiło mniej jedynie, że nie chciał wychodzić na miasto. Mówił, że jest domatorem. Gdy chciałam iść do kina, mówił, że urządzimy sobie wieczór filmowy w salonie. Gdy chciałam iść na kolację, stwierdził, że pokaże mi swoje umiejętności w kuchni. Zawsze spotykaliśmy się u mnie. Minęło 3 miesiące, a ja nie poznałam nikogo z jego rodziny czy znajomoych. Nie byłam też w jego mieszkaniu, bo zawsze miał jakąś wymówkę. Co więcej, to zawsze Marcin narzucał datę spotkania. Czemu wtedy nie zapaliła mi się lampka kontrolna?
Unikał tematu rozwodu
Któregoś dnia zapytałam go prostu z mostu o jego sytuację z żoną, bo temat jakoś był bardzo przemilczany.
– Kiedy masz pierwszą rozprawę rozwodową? – pytałam, a on mnie zbywał, że adwokat jest opieszały i coś tam jeszcze ogarnia w tej sprawie.
Prawdę mówiąc, jakoś mu nie do końca wierzyłam. Z drugiej strony uprzedziłam go, że jeśli mnie okłamie, to się pożegnamy od razu, bo ja nie będę niczyją kochanką. Przytulał mnie wtedy i twierdził, że nie mam się, czym martwić.
Zobaczyłam go z żoną
Jakiś miesiąc później, po drodze z pracy wstąpiłam do galerii handlowej, żeby kupić Marcinowi jakiś drobiazg na Mikołajki. Chciałam też rozejrzeć się za jakąś sukienkę na święta. Byłam pewna, że spędzimy je razem.
Gdy szłam przez parking, nagle zobaczyłam jego charakterystyczne pomarańczowe auto. Pomyślałam, że wybrał się tutaj w tym samym celu co ja. Wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam, ale nie odebrał. Pewnie nie słyszał, wszak w galerii było naprawdę głośno.
Już miałam odejść w stronę swojego auta, gdy zobaczyłam, że wychodzi z budynku. Nie był sam. W jednej ręce miał torby z zakupami, drugą trzymał za rękę jakąś kobietę. Drań kłamał! Byłam pewna, że to jego żona. No chyba, że był na tyle bezczelny i miał więcej kochanek. Byłam wściekła i postanowiłam narobić mu wstydu.
– Co za spotkanie! – zawołałam, a on się odwrócił i zbladł.
– Dzień dobry – powiedziała kobieta
– Czy pani wie, kim jestem?
– Nie… przepraszam. Znamy się?
– Ja doskonale znam pani męża. Dogłębnie... Jestem jego kochanką. Mówił, że się rozwodzicie.
Kobieta była w szoku. Patrzyła na nas oboje.
Udawał, że mnie nie zna
– Marcin, co to za wariatka? – spytała nagle.
– Nie mam pojęcia, kochanie. Wsiadaj do auta.
– Stop – krzyknęłam. – Nie masz pojęcia? Akurat.
Wyciągnęłam telefon i pokazałam jego żonie nasze SMS-y i kilka pikantnych fotek.
– Możesz mi to wytłumaczyć? – spytała z furią Marcina.
– Kochanie, to nie tak jak myślisz. To jakiś fotomontaż.
– Nie wierzę ci. Daj mi kluczyki do auta. Nie obchodzi mnie, jak wrócisz do domu. Może jedź do niej – prychnęła, patrząc na mnie z pogardą.
Odjechała w ciągu kilku minut.
– Jesteś żałosna – wypalił nagle Marcin.
– A ty jest cwanym dupkiem. Myślałeś, że się nie dowiem?
– Dokładnie tak myślałem.
Rozzłościł mnie jeszcze bardziej.
– Zapomnij o mnie – powiedziałam i pognałam w stronę swojego auta.
Czułam się upokorzona. Przez kolejne dni ciągle się do mnie dobijał, ale nie chciałam mieć już z nim nic wspólnego. Do dziś nie wiem, czy pogodził się z żoną.
Joanna, 37 lat
Czytaj także: „Mój szwagier był jak trujący grzyb w lesie. Jego docinki psuły każde rodzinne spotkanie, ale wreszcie się postawiłam”
„Mąż traktował dom jak hotel, a mnie jak służącą. Gdy się zbuntowałam, zaczął potykać się o brudne gacie”
„Moja żona żyła w świecie lajków i komentarzy. Jakby ktoś jej urwał kabel od internetu, to przestałaby oddychać”