„Z Mańkiem łapaliśmy przygodę za przygodą. Może gdybym ten jeden raz zgodził się na jego pomysł, dziś byłby tu z nami”

Starszy mężczyzna fot. iStock by GettyImages, DGLimages
„Nie sądziłem, że po tylu latach rozbudzą się we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Chciałem odszukać dawnych kolegów. Najbardziej w pamięci utkwił mi jeden z nich, którego niestety nie będzie mi dane nigdy więcej zobaczyć”.
/ 19.08.2023 16:35
Starszy mężczyzna fot. iStock by GettyImages, DGLimages

Nie jestem zwolennikiem najnowszych technologii, ale komputer w domu mam już od lat. I kilka miesięcy temu, za namową znajomego, zarejestrowałem się na portalu społecznościowym.

— Nic to nie kosztuje, a fajna sprawa — powiedział Karol.

— Tydzień temu spotkałem się z kolegami z liceum, tylko dlatego, że mamy kontakt przez internet! Pokażę ci, co i jak i też się zalogujesz. Zobaczysz, znajdziesz tu wspomnienia z dzieciństwa i młodości!

We dwóch mogliśmy góry przenosić!

Tak nalegał, że dla świętego spokoju zgodziłem się. To on znalazł strony mojej klasy
z podstawówki i technikum. Wytłumaczył mi, jak to wszystko działa, pokazał, gdzie się logować, jak pisać wiadomości. Kiedy poszedł, ja nadal siedziałem przed monitorem, szukając swoich kolegów sprzed lat.

Z dwoma kolegami z technikum miałem kontakt długo po ukończeniu szkoły, ale jeden wyjechał kilka lat temu za granicę, drugi zginął w wypadku. Do reszty nie miałem telefonów, nie pamiętałem adresów. A że ja wyprowadziłem się po ślubie z rodzinnej miejscowości, to wszelki kontakt się urwał.

O podstawówce nie wspomnę! Nawet nie pamiętam nazwisk wszystkich kolegów! Nic w tym dziwnego — kończyłem ją jeszcze wtedy, gdy obowiązywało siedem klas. Boże, to było wieki temu…

Obudziły się moje wspomnienia. Zacząłem szperać w szufladach w poszukiwaniu starych albumów. Kiedy wyjeżdżałem z rodzinnego domu, zabrałem wszystkie swoje zdjęcia, także te z dzieciństwa…
Ja w wózku, ja w ubranku marynarskim, ja w stroju komunijnym… Niewiele tego było — wtedy przecież mało kto miał własny aparat fotograficzny.

Jednak wśród typowo rodzinnych fotografii znalazłem parę z kolegami ze szkoły. Pośród kilku wyblakłych, biało-czarnych wypatrzyłem jedną: siedzę na płocie razem z kolegą i oglądamy jakąś książkę. To musiała być niedziela, bo obydwaj mamy na sobie porządne koszule. Nie pamiętam, kto i dlaczego zrobił nam to zdjęcie. Może mój wujek, który czasem do nas przyjeżdżał? On miał aparat.

Wpatrywałem się w fotografię, w oczy Mańka. Zapomniałem o nim, już dawno nie wracałem wspomnieniami do tamtych czasów. A przecież byliśmy najlepszymi kumplami. Znaliśmy się od małego, potem razem chodziliśmy do szkoły. Nierozłączni biegaliśmy po polu, kradliśmy papierówki z sadu sąsiadów i objadaliśmy się dzikimi malinami w lesie. Razem bawiliśmy się w partyzantów. Przecież to były czasy, gdy wszyscy pamiętali i rozmawiali o wojnie.

W lesie i na polach pełno było pamiątek z tego okresu. Co chwila słyszeliśmy, że gdzieś tam znaleziono niewypał, taczankę, groby żołnierzy. Milicja nieustannie podpytywała, czy aby ktoś nie przechowuje zakopanej broni, czy nic na ten temat nam nie wiadomo. Niby od wojny minęło ponad 15 lat, ale wszystko było jeszcze bardzo świeże.

Patrzyłem na Mańka, na jego zadziorną minę, którą tak dobrze znałem. Zwiastowała dobrą zabawę — i ryzyko lania, bo Maniek to był niespokojny duch. Uwielbiał łamać zasady, zawsze zjawiał się tam, gdzie go nie posiali, i pakował się w  kłopoty. I za to go uwielbiałem! Miał mnóstwo pomysłów, a że kochał książki, to i wiedzy mu nie brakowało. Był najlepszym kompanem pod słońcem!

Wyprawa zakończyła się niepowodzeniem 

Pamiętam, jak pewnego dnia przybiegł z jakimiś zniszczonymi mapami, podobno podebrał je starszemu bratu. Cały aż czerwony z podniecenia, pokazywał mi, gdzie w naszej okolicy stacjonowali partyzanci.

— Zobacz, to sztabówki, prawdziwe! — oznajmił z dumna miną, której chyba nigdy nie zapomnę. —Mówię ci, stary, oryginały! I widzisz, tu ziemianki były, widzisz? Patrz, Jasiek!

Pokazywał mi coś palcem na mapie, ale ja w tej plątaninie kresek i znaczków nic nie widziałem. Oczywiście, za chińskiego boga nie przyznałbym się do tego, więc tylko przytakiwałem. 

— I wiesz co, chłopie?! Tam nikt nie szukał! — ryknął Maniek.

— A skąd wiesz? — zaprotestowałem z powątpiewaniem. — Przecież wojsko przeszukało całe nasze lasy, i to kiedy jeszcze! Pamiętasz, jak nam nauczyciel mówił, że przez całe wakacje nie było można chodzić na jagody i grzyby, tak pilnowali?

— Szukali i co znaleźli? — zaperzył się kumpel. — Słyszałeś, żeby coś odgrzebali? O takich znaleziskach co chwila w gazetach pisali, a o nas coś było? Nic — bo guzik znaleźli!

— I ty myślisz, że co tam jest? — pochyliłem się nad sztabówką, usiłując cokolwiek zrozumieć.

— Wszystko — Maniek aż poderwał się z miejsca. — Karabiny, łuski, hełmy niemieckie i ruskie. Wyobrażasz sobie?!

Podnieciło mnie to, oczywiście. Umówiliśmy się, że po kryjomu, bez wiedzy rodziców, bo skroiliby nam skórę, będziemy szukać tych skarbów. Ach, mieć karabin! To było marzenie każdego z nas. A gdyby tak jeszcze znaleźć szwabski hełm!

Dobrze pamiętam naszą pierwszą wyprawę. Bałem się jak diabli, bo przecież gdyby nas ktoś przydybał, to afera by się z tego zrobiła na całego. Dziś to pewnie śmiałbym się sam z siebie, bo skradaliśmy się z Mańkiem niczym prawdziwi czerwonoskórzy pomiędzy leśnymi krzakami.

Gdyby nas ktoś wówczas zobaczył, to dopiero nabrałby podejrzeń, co robimy, bo w to, że szukamy grzybów, nikt by nie uwierzył!

Ja zabrałem ojcu z szopy szpadel, owinąłem go w starą burkę i dźwigałem w upale, cały czerwony. Maniek miał duży plecak na nasze skarby i sztabówkę, i co chwila sprawdzał, czy dobrze idziemy.

Wreszcie stwierdził, że jesteśmy na miejscu. Zaczęliśmy kopać.

Naturalnie absolutnie nic nie znaleźliśmy. I to mnie zniechęciło do poszukiwań.

Pamiętam, że to był sierpień, żar lał się z nieba, a my kopaliśmy jak najęci. Ja wreszcie się poddałem i zniechęcony patrzyłem, jak Maniek próbuje wykrzesać z siebie resztki sił. Wreszcie skapitulował.

Po kolejnej, równie bezowocnej wyprawie stwierdziłem, że więcej szukać skarbów nie będę. Wolałem lato spędzić na kąpielach w pobliskiej rzeczce.

Ale Maniek nie odpuszczał. Pamiętam, że zanudzał mnie opowiadaniami o bitwach rozegranych w okolicy, o legendach, jakoby w pobliżu rozbił się samolot radziecki albo utopił niemiecki czołg. Chciwie szukał każdej informacji na ten temat, szperał w gazetach, podpytywał ludzi. Zwłaszcza chłopów, którzy w tamtych wojennych czasach mieszkali w okolicy. Jedni chętnie wracali do wspomnień, inni gonili mojego kumpla od razu z chałupy, nie chcąc rozmawiać na ten temat.

Może gdybym wtedy z nim poszedł...

Maniek wszystkim, czego się dowiedział, dzielił się ze mną. Nie zawsze miałem ochotę tego słuchać, zwłaszcza że za każdym razem musiałem się wykręcać od wspólnej wyprawy.

— Maniek, tam nic nie ma — mówiłem, opędzając się od niego jak od natrętnej muchy. — Gorąco, a ty chcesz kopać. Byliśmy już przecież i co?

— A co ty myślisz, że to tak od razu? — denerwował się. — Mówię ci, chodź.

— Nie chcę — twardo obstawałem przy swoim. — Idź sam.

No i poszedł. Może gdybym wtedy był z nim, może gdybym dał się namówić, wszystko potoczyłoby się inaczej…

Patrzyłem teraz na zdjęcie Mańka i od nowa przeżywałem każdą chwilę tamtego letniego dnia. To był gorący, sierpniowy czwartek. Maniek rano jeszcze zaszedł po mnie, ale ja już trzymałem wędkę i nie w głowie mi były gonitwy po lesie. Wolałem skakać z chłopakami na główkę do wody i łapać ryby.

Chyba się na mnie obraził, bo przecież innego kumpla, na którego tak mógł liczyć, nie miał. Może i znalazłoby się paru żądnych przygód, ale tu przecież też chodziło o dochowanie tajemnicy. Na mnie mógł liczyć… Okazało się, że jednak nie do końca. Bo nie poszedłem.

To stało się tak jakoś koło południa. Akurat siedzieliśmy z chłopakami na pniu i moczyliśmy kije, licząc na to, że złowimy jakieś karasie czy płocie, gdy usłyszeliśmy huk. Gdzieś od strony lasu, echo poniosło przez pole i wodę. Spojrzeliśmy zaciekawieni, ale nikomu, nawet mnie, nie przyszło do głowy, co mogło się stać. Dowiedziałem się dopiero później, gdy pod wieczór przybiegła do naszego domu sąsiadka.

— To niewypał był — mówiła, cała roztrzęsiona, do mojej matki. — Rozerwało go na strzępy, mówię pani, na strzępy.

Na pogrzebie Mańka była cała wieś. Płakałem, nie wstydziłem się swoich łez. Najlepszy kumpel, a ja go zawiodłem. Chociaż, cholera wie, może gdybym z nim poszedł, to i mnie by rozwaliło? Podobno lej był głęboki na wysokiego chłopa…

Pamiętałem jeszcze długo o jego śmierci, chodziłem na grób. Ale z czasem zapomniałem Mańka, jego zwariowane pomysły i głód przygód. Znalazł przygodę, niech go!

Zebrałem zdjęcia ze stołu, tylko to jedno zostawiłem. Zadzwonię do Karola, poproszę, żeby mi je zeskanował. Widziałem, że koledzy z klasy wrzucają na stronę zdjęcia z dzieciństwa, zamieszczę więc to moje i Mańka. Jestem mu to winien. Ciekawe, czy go pamiętają. Przecież chodził z nami całą podstawówkę… My spotkaliśmy się na jesieni w technikum. A Mańka już wtedy z nami nie było.

Czytaj także:
„Zakochałem się w góralce, ale rodzice nas rozdzielili. Gdy po latach wróciłem z żoną i synem, gorące wspomnienia odżyły”
„Wrobiłam chłopaka w dziecko, chociaż na to nie zasłużył. Gdy zdradziłam mu prawdę, pokazał swoją prawdziwą twarz”
„Mój ślub okazał się być farsą. Dopiero po kilku miesiącach odkryłam, że mąż od dawna zdradzał mnie ze świadkową”

Redakcja poleca

REKLAMA