Kasię poznałam na studiach. Od razu poczułam, że nadajemy na tych samych falach. Rozumiałyśmy się bez słów, lubiłyśmy niemal to samo, interesowałyśmy się tą samą muzyką i literaturą. I co najważniejsze, mogłam jej o wszystkim powiedzieć i doskonale wiedziałam, że nigdy nie zostawi mnie w potrzebie. Czasami aż sama nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Dopiero potem zrozumiałam, że nic nie jest na zawsze, nawet przyjaźń. A Kasia złamała mi serce i sprawiła, że jeszcze bardzo długo nikomu nie zaufam.
Przez całe studia byłyśmy nierozłączne
Nawet jak poznałam Krzyśka, to i tak sporą część swojego czasu spędzałam z przyjaciółką. Zresztą Kasia cieszyła się z mojego szczęścia i bardzo mnie dopingowała w tym związku. A nie było łatwo, bo oboje z Krzyśkiem mieliśmy silne i nieco wybuchowe charaktery. Jednak za każdym razem Kasia przekonywała mnie, że idealnie do siebie pasujemy.
– Jesteście jak dwie przysłowiowe połówki pomarańczy – mówiła mi, gdy wypłakiwałam się jej w rękaw po kolejnej niepotrzebnej kłótni z Krzyśkiem. – Te sprzeczki nic nie znaczą, jesteście dla siebie stworzeni.
I chyba rzeczywiście tak było. Krzysiek myślał podobnie, bo po kilku latach burzliwego związku oświadczył mi się. „Czy ja tego chcę?”, raz po raz zadawałam sobie to pytanie. I potem dochodziłam do wniosku, że kocham Krzyśka i chcę się z nim związać na zawsze. Doskonale też wiedziałam, że tylko jedna osoba może być przy mnie podczas tego dnia.
– Zostaniesz moją druhną? – zapytałam Kasię.
– Oczywiście, że tak! – wykrzyknęła radośnie moja przyjaciółka. – Nie ma innej opcji. Nie dam ci wyjść za mąż beze mnie – roześmiała się.
Teraz już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Jak bardzo się myliłam. Mało pamiętam z przygotowań do ślubu. To był bardzo zabiegany czas, który musiałam podzielić pomiędzy pracę, pisanie pracy dyplomowej i przygotowania. W tym czasie bardzo dużo pomagała mi Kasia, która nie tylko zajęła się rezerwacją sali, wyborem menu weselnego, umówieniem fotografa i zespołu, ale też zaproszeniami i innymi szczegółami. Ufałam jej wyborom bezgranicznie, bo przecież miałyśmy podobne gusty. I faktycznie wszystko to, co wybrała bezproblemowo akceptowałam. Pomogła mi wybrać nawet suknię ślubną.
I chociaż mi nieco bardziej podobała się inna, to jednak ulegałam jej sugestiom. „Na pewno dobrze wybierze”, przekonywałam samą siebie. „Przecież chce, abym wyglądała jak najlepiej”, dodawałam w myśli. Jednak prawda jest taka, że już wtedy powinnam zauważyć, że Kasia ma zbyt duży wpływ na moje życie. W pewnym momencie stała się jego stałym elementem, a ja nie mogłam się do bez niej obejść.
Teraz wiem, że to nie było dobre
W tamtym okresie Kasia spędzała z moim narzeczonym znacznie więcej czasu niż ja. Na początku zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nawet cieszyłam się, że tak wiele z nim załatwia, a ja nie muszę martwić się przygotowaniami do ślubu. Wtedy też chorowała moja mama, więc tym bardziej nie miałam głowy do przygotowań, a pomoc Kasi była nieoceniona. Nawet nie przyszło mi do głowy, że te ich wspólne spotkania nie są do końca normalne. Może gdybym wtedy to wszystko zauważyła i w porę zareagowała, to teraz nie miałabym złamanego serca. Ale wtedy nie zwracałam na to uwagi.
A powinnam, bo Kasia coraz więcej czasu spędzała z Krzyśkiem, i to nawet wtedy, gdy nie było nic do załatwiania. Z czasem zauważyłam, że Kasia się trochę zmieniła. Sama nie wiem, jak to nazwać. Sprawiała wrażenie, jakby bujała w chmurach.
– Zakochałaś się? – zapytałam ze śmiechem, jak udało nam się umówić na babski wieczór.
– Może – odpowiedziała tajemniczo.
Ależ się ucieszyłam. Kasia to taka fajna dziewczyna, ale do tej pory nie miała szczęścia do facetów. Zawsze trafiała na egoistów, arogantów, ignorantów lub takich, którzy ją zdradzali. A teraz taka niespodzianka.
– Opowiadaj wszystko – zażądałam rozemocjonowana. – Dlaczego nic nie mówiłaś do tej pory?
– Sama wiesz, jakoś nie było czasu – odpowiedziała.
No tak, nie było czasu, bo ja ją wykorzystywałam do przygotowań swojego ślubu. Było mi głupio, że nie wspierałam swojej przyjaciółki w tak pięknym okresie w jej życiu.
– Wiem. I przepraszam cię za to – powiedziałam skruszona. – Ale teraz jestem tylko dla ciebie i możesz mi wszystko powiedzieć. Znam tego szczęśliwca?
– Nie – chwila zawahania. – Nie znasz go – powiedziała po chwili.
A ja uwierzyłam.
Byłam głupia i naiwna
Dzień mojego ślubu był ciepły i słoneczny. A ja byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Nie mogę powiedzieć, że nie miałam wątpliwości, ale wtedy o nich nie myślałam. Przed oczami miałam jedynie Krzyska i nasze wspólne życie. Z całych sił wierzyłam, że będziemy już zawsze razem i że pokonamy wszystkie przeszkody. Krzysiek przed ślubem był trochę dziwny, ale tłumaczyłam to sobie zmęczeniem i stresem.
Podczas ślubu też dziwnie się zachowywał. Był jakby nieobecny. Ale przecież miał prawo do nerwów, prawda? Podczas składania przysięgo zawahał się, a mnie ogarnęły złe przeczucia. Serce mi zamarło. Ale potem powtórzył słowa za księdzem i wszystko potoczyło się dalej.
– Dlaczego zawahałeś się podczas przysięgi? Chciałeś uciec sprzed ołtarza? – zapytałam żartobliwie Krzyśka, gdy na chwilę zostaliśmy sami.
– Przecież wiesz, że nie mógłbym tego zrobić – wyszeptał.
Dopiero potem przypomniałam sobie, że nie zaprzeczył, a jedynie powiedział, że nie mógłby. To był właśnie Krzysiek – odpowiedzialny i słowny. Tylko co z tego, skoro i tak zniszczył mi życie. Kilka miesięcy po ślubie zauważyłam, że oddalamy się z Krzyśkiem od siebie. Coraz mniej rozmawialiśmy, coraz mniej czasu spędzaliśmy wspólnie. Pewnym usprawiedliwieniem mogło być to, że obydwoje dużo pracowaliśmy, ale nawet ja wiedziałam, że nie tak powinno wyglądać życie nowożeńców. A co gorsza, nasze życie erotyczne też było w rozsypce.
Żyliśmy niby ze sobą, ale bardziej obok siebie. Dodatkowo Krzysiek wracał coraz później, czasami wyjeżdżał na weekendy, a bywało i tak, że nie mogłam się do niego dodzwonić. Tego nie dało się już wytłumaczyć pracą.
– Krzysiek chyba mnie zdradza – powiedziałam płaczliwie do Kasi, gdy umówiłyśmy się na kawę.
A to też nie było łatwe, bo moja przyjaciółka wymigiwała się brakiem czasu. Było w tym sporo mojej winy, bo już od bardzo dawna się z nią nie widywałam. Nawet nie wiedziałam, jak ułożył się jej związek. Nie mogłam się zatem dziwić, że też nie byłam u niej na pierwszym miejscu.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytała.
– Sama nie wiem. Wraca późno, nie odbiera telefonów, czasami wyjeżdża na weekendy. A jak już pojawia się w domu, to czuć od niego damskie perfumy – wyliczałam jednym tchem.
Zaraz, zaraz. Dobrze wiedziałam, że perfumy wyczuwane od mojego męża były mi znane. To właśnie nimi zawsze pachniała Kasia.
Uznałam to za śmieszny zbieg okoliczności
– I zawsze pachnie twoimi perfumami – zaśmiałam się. – Dziwne, prawda?
– Dużo kobiet używa tych perfum – powiedziała ze swobodą, chociaż odniosłam wrażenie, że się zmieszała.
Znałam ją przecież doskonale. Szybko podniosła się od stolika i powiedziała, że musi uciekać.
– Czekaj, nawet nie porozmawiałyśmy o twoim związku – próbowałam ją zatrzymać.
– Może innym razem – odpowiedziała.
I już jej nie było. „Dziwne”, pomyślałam. Ale nawet wtedy nie zaniepokoiłam się na tyle, aby nie dawało mi to spokoju. Kilka dni później wyszłam wcześnie z pracy. Źle się poczułam i postanowiłam resztę dnia przeleżeć w łóżku. Po wejściu do mieszkania przeżyłam szok. Zobaczyłam Krzyśka i Kasię w sytuacji, która nie pozostawiała żadnych wątpliwości.
– Co to ma znaczyć? – wydukałam, gdy próbowali nałożyć na siebie ubrania.
– Przecież miałaś wrócić późno – powiedział Krzysiek z pretensją w głosie.
Nie mogłam w to uwierzyć. Ona ma do mnie pretensje, że wróciłam do domu i nakryłam go z kochanką? I to z jaką kochanką! Z moją najlepszą przyjaciółką.
– To jest ten twój nowy związek? – zapytałam Kasię.
– Tak – nawet nie próbowała zaprzeczać.
Dlaczego byłam tak ślepa? Dlaczego nie widziałam sygnałów, które każda kobieta powinna zauważyć? Te i inne pytania kołatały mi się po głowie.
– Jak mogłaś? – tylko to zdołałam wykrztusić.
– Ja kocham Krzyśka znacznie bardziej niż ty. Nie zasługujesz na niego – wykrzyknęła i wybiegła z naszego mieszkania.
– A ty co mi powiesz? – zapytałam Krzyśka.
Miałam ochotę krzyczeć
– Nic. Kocham ją – powiedział spokojnie i także wyszedł.
„Kocha ją? I tylko tyle?”, myślałam, przełykając łzy. A potem skuliłam się w kłębek na fotelu i płakałam całą noc. Mojego małżeństwa nie dało się uratować. Zresztą nie było czego już ratować. Rozwiedliśmy się z Krzyśkiem bez większych problemów. Serce mi krwawiło, ale wiedziałam, że nic nie wskóram. Kasia z Krzyśkiem zamieszkali razem, ale z tego co wiem, to na razie nie zdecydowali się na ślub. Ja oczywiście nie utrzymuje z nimi żadnego kontaktu. I nie mam już przyjaciółki. Wszystko zaczęło się jeszcze przed naszym ślubem, a ona pozwoliła mi uwierzyć, że będę szczęśliwa. Nie wybaczę jej. A co gorsza nikomu już nie zaufam tak, jak im.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”