Gdyby nie ta zdesperowana dziewczyna, jak nic wyleciałbym z roboty. Na szczęście Klara posłuchała światłych rad psychologa, brata czterech kobiet.
Miałem służyć im pomocą
– Dziewczyny powiedziały mi, że mogę z panem porozmawiać… – usłyszałem nieśmiały głos od drzwi.
Przede mną stała niezbyt atrakcyjna niewysoka dziewczyna z włosami zaczesanymi do tyłu i ciasno związanymi gumką. Miała na sobie mało interesującą kolorystycznie sukienkę. Na nogach byle jakie buty. Wyraz twarzy niepewny, wzrok spuszczony i wbity w podłogę. Typ szarej myszki, która lękliwie rozgląda się na boki i ma nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi.
– Mogłabym z tym iść do wróżki – kontynuowała – ale po pierwsze, żadnej nie znam, a po drugie… chyba im nie wierzę.
Byłem pewien, że to „chyba” było wypowiedziane tak na wszelki wypadek. Jak nie powiedzie się jej wizyta u zakładowego psychologa, to na pewno pójdzie do wróżki. Chociaż dziewczyna była nieśmiała, to miała swoje zdanie, co było pierwszą pozytywną cechą, którą w niej odkryłem.
Pół roku wcześniej szefostwo naszego zakładu produkcyjnego doszło do wniosku, że warto zająć się problemami psychicznymi pracowników, co mogłoby przełożyć się na zwiększenie ich wydajności. Nie wiem, czy takie myślenie miało sens, ale w jego wyniku znalazłem pracę, choć byłem zaledwie dwa lata po studiach.
Przez pierwsze trzy tygodnie siedziałem w pustym gabinecie i gapiłem się w ścianę lub w monitor komputera. Ponieważ nikt nie pukał do drzwi mojego gabinetu, zacząłem oglądać filmy, żeby nie zwariować z nudów. Pewnego dnia przypadkowo dowiedziałem się, że w zakładzie dostałem miano „psychola”. A wiadomo, do takiego się nie chodzi, bo ten zrobi z ciebie wariata, no a wariaci zawsze są zwalniani z pracy. Wtedy zrozumiałem, że nie za długo popracuję, bo za miesiąc lub dwa dyrekcja dojdzie do wniosku, że pomysł z psychologiem nie wypalił.
Była moją pierwszą pacjentką
I nagle pojawiła się ta dziewczyna. W zakładzie w większości pracowały kobiety i każda z nich z pewnością miała problemy. Przyjaciółkom nie zawsze wszystko można powiedzieć, gdyż te często mają długie języki. Czy dlatego owa myszka postanowiła znaleźć do mnie drogę?
Postanowiłem wykorzystać okazję. Dziewczyna miała ważny problem, inaczej nigdy by do mnie nie przyszła. Jeśli pomogę jej w jego rozwiązaniu, stanie się ona moją chodzącą reklamą. W efekcie odwiedzą mnie inne kobiety, i uratuję i posadę, i pensję, która była znacząca w moim budżecie.
– Proszę, nich pani usiądzie. I powie, w czym mogę pomóc.
– Mam na imię Klara – powiedziała dziewczyna, kiedy przysiadła na brzeżku krzesła. – Dwa dni temu miałam dziwny sen. Stałam na wprost dużego lustra. Gapiłam się w nie i myślałam, że chyba powinnam coś zrobić ze swoimi włosami. Potem dotknęłam sukienki i przyszło mi do głowy, że ta też nie wygląda za specjalnie. Na koniec dotknęłam palcami twarzy. Nigdy dotąd nie używałam kosmetyków. Chyba dlatego, że nigdy nie potrafiłam się umalować tak, żebym się sobie podobała. Wie pan, jak to jest. Jak się na czymś nie znasz, to zawsze to spieprzysz.
Klara najwyraźniej miała tendencję do zbaczania z głównego wątku rozmowy, więc postanowiłem ją „naprostować”.
– Mówiła pani, że stała przed lustrem.
– No właśnie, stałam, gapiłam się i byłam coraz bardziej przekonana, że coś w tym wszystkim, czyli w mojej osobie, jest nie tak. Ale co? Kiedy zadałam sobie to ostatnie pytanie, lustro pękło. Odskoczyłam. Rysa przesunęła się po szkle i zatrzymała się w połowie drogi. „Żeby się tylko nie rozpadło” – to była moja jedyna myśl. – Gdyby tak pękło i się rozsypało, to 7 lat nieszczęścia.
– I? – spytałem, udając zaciekawienie.
– Pękło diabelstwo – Klara ciężko westchnęła. – I dlatego do pana przyszłam.
Potrzebowała życiowej wskazówki
Wiedziałem, czego ode mnie oczekuje: recepty na uniknięcie siedmiu lat nieszczęścia. Ale ja miałem dla niej coś lepszego.
– Z tego, co dotąd usłyszałem, wynika, że jest pani osobą rozsądną i roztropną. Gdyby poszła pani do wróżki, ona kazałaby odczyniać uroki i może wypowiadać bezsensowne magiczne zaklęcia. Ja mogę ofiarować coś znacznie większego – ruszyłem na całego, przywołując w pamięci całą freudowską wiedzę, która dotąd egzystowała na obrzeżach mojej świadomości.
– Wiedziałam, że trafiłam pod dobry adres – Klara zadowolona wreszcie się trochę się rozluźniła i nawet usiadła nieco pewniej.
– Lustro, droga pani, to nic innego jak podświadomość, która wyraźnie podpowiada, że czas, żeby pani w swoim życiu zaczęła dokonywać zmian. Pani zachowanie przed lustrem oraz myśli, jest niczym innym jak odzwierciedleniem czegoś, co chce pani w sobie zmienić, lecz nie ma jeszcze na to odwagi. Co w swoim życiu chciałaby pani zmienić najbardziej?
Klara milczała chwilę. Wiedziałem, że nie zastanawiała się nad odpowiedzią, bo doskonale wiedziała, co chce zmienić, tylko zbierała się na odwagę, by to powiedzieć. Co innego marzyć w głębi duszy, co innego oblec marzenia w słowa, które usłyszą inni. Wtedy, by nie stracić twarzy, trzeba zacząć działać. A nie każdego na to stać.
– Chyba to, jak wyglądam.
– A jakie teraz sprawia pani na innych wrażenie? Kim dla nich pani jest? Śmiało – zachęciłem do odważnego wyznania.
Znów chwilę zbierała się na odwagę.
– Szarą myszką. Jestem dla nich taka nijaka. Chcę to zmienić. Czasami widzę, jak faceci na ulicy oglądają się za ładnymi kobietami. Chciałabym, żeby tak samo patrzyli i na mnie.
– Chyba uda mi się coś dla pani zrobić – rzuciłem głosem węża, który w raju ofiarował Ewie jabłko.
Klara przysunęła się bliżej z krzesłem do biurka.
– Rozpadające się lustro to nic innego jak przekonanie własnej podświadomości, że musi pani wreszcie skończyć z szarością.
– A jeśli i ja się rozpadnę? Co z siedmioma latami pecha?
– Nie ma żadnego pecha – stwierdziłem stanowczo. – Jest nowa dziewczyna o imieniu Klara, która zawojuje świat. A teraz proszę mi powiedzieć, jak w pani głowie wygląda dziewczyna, którą chciałaby pani być.
Wiedziałem, co chce usłyszeć
Opowiadała, a ja słuchałem i tylko w duszy wzdychałem. W porównaniu z wzorcem, jaki Klara zbudowała przez całe swoje życie, każda gwiazda Hollywood była szarą myszką. Nic dziwnego, że prawdziwa Klara nie wierzyła, że kiedykolwiek ten ideał osiągnie. Trzeba było ściągnąć ją na ziemię i stworzyć realny plan. Zacząłem od bardziej bezpośredniej formy.
– Droga Klaro, musisz być bardziej wyrazista, atrakcyjna, energiczna i pewna siebie. Nadal mieszkasz z rodzicami.
– Skąd pan wie?
– To widać, moja droga. Musisz się od nich uwolnić. I to na pewno mama sugeruje, żebyś ubierała się skromnie…
Pokiwała głową.
– A ojciec zawsze gdera, że makijaż robią sobie tylko dziwki, które na co dzień pracują na ulicy.
Klara przychodziła do mnie przez dwa tygodnie. Po tym czasie przeniosła się do wynajętej kawalerki. A ja skierowałem ją do mojej siostrzenicy, która prowadziła salon kosmetyczny. Poprosiłem, żeby Ola nauczyła moją pacjentkę podstaw makijażu.
Dziewczyna zaczęła też ubierać się bardziej kolorowo, wreszcie nieterroryzowana przez rodziców, którzy chcieli w niej widzieć jedynie szarą zalęknioną dziewczynkę, która nadal słucha ich poleceń.
Przydaje mi się doświadczenie z domu
Przemiana Klary z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia była tylko kwestią czasu. W sumie nic specjalnego nie zrobiłem, a jedynie wsparłem jej podświadomą chęć wyrwania się z domu i rozpoczęcia nowego życia, w którym stanowiłaby sama o sobie.
– Nie uwierzy pan – pewnego dnia Klara zaczepiła mnie, gdy wychodziłem z pracy – ale oglądają się za mną faceci.
Mówiła podekscytowanym tonem. Oczy jej błyszczały, cała była zaróżowiona i rozświetlona.
– Wiem o tym – odparłem.
– Niby skąd?
– Bo sam kilka razem spojrzałem na ciebie, pytając się w duchu, co to za ładna dziewczyna mnie minęła.
Klara zaśmiała się głośno i pocałowała mnie w policzek. Wkrótce mój gabinet zaczęły odwiedzać inne kobiety. Dzięki mojemu dyplomowi psychologa i niemałemu doświadczeniu życiowemu (wychowywały mnie kobiety, mama i cztery siostry) razem z nimi rozwiązywałem ich problemy – domowe, osobiste, uczuciowe. W kilku wypadkach poradziłem, żeby kobiety wystąpiły do sądu o rozwód, a wcześniej złożyły w policji stosowne powiadomienia o przemocy domowej.
Niedawno odwiedził mnie dyrektor.
– Ha, panie Sebastianie, miałem doskonały pomysł, żeby wziąć do pracy psychologa! Przypadł pan ludziom do gustu.
Facet był pewien, że całą zasługę powinien przypisać sobie. A wszystko zaczęło się od Klary, która nie chciała iść do wróżki.
Czytaj także:
„Kupiliśmy dom w lesie, bo marzył o nim mój mąż. Nie zabawił tam długo, bo szybko przyjechał po niego anielski orszak”
„Przy rozwodzie chciał puścić żonę z torbami i rzucić jej marny ochłap na pocieszenie. Jego plan się nie powiódł”
„Mąż pisał donosy na sąsiadów i napytał nam biedy. Mnie narobił wstydu i teraz nie wiem, jak ludziom w oczy spojrzę”