„Z dnia na dzień dowiedziałem się, że mam 30-letniego syna. Miałem żonę, rodzinę i poukładane życie, a tu coś takiego!”

Dowiedziałem się, że mam 30-letniego syna fot. Adobe Stock, Africa Studio
„– Mam na imię Jacek. Jestem synem Basi... – przedstawił się gość. – Pamięta ją pan? Spojrzałem na żonę. Stała z założonymi rękami i jej wzrok niemo pytał o to samo. – Basia... Oczywiście, że pamiętam. Co u niej słychać? – Mama zmarła miesiąc temu. Dlatego tutaj jestem”.
/ 25.06.2022 11:30
Dowiedziałem się, że mam 30-letniego syna fot. Adobe Stock, Africa Studio

Do tego obiadu siadaliśmy jako 4-osobowa rodzina. Magda, nasze córki i ja. Deseru – przepysznej szarlotki mojej żony – już nie zdążyłem zjeść.

Zanim do niej doszliśmy, wszystko się skomplikowało…

Dzwonek przy wejściu zadzwonił, gdy zanosiłem do kuchni brudne talerze.

– Otworzę! – krzyknąłem, bo byłem najbliżej drzwi wejściowych.

– Kto to może być? – zawołała z pokoju Magda.

– Nie mam pojęcia, może sąsiad?

Otworzyłem. Na progu stał wysoki młody mężczyzna. Na oko koło 30-stki. Nigdy go wcześniej nie widziałem, ale nie znałem większości sąsiadów.

– Pan Maciej?

– Tak, ale o co chodzi?

– Przepraszam, że przeszkadzam panu w obiedzie. Ale chyba każda pora byłaby równie mało odpowiednia… Bo widzi pan, jestem prawie pewien, że jestem pana synem.

Zatkało mnie.

– O Boże! – usłyszałem za plecami zduszony okrzyk Magdy. – Maciek, czy to może być prawda? A może to jakiś żart?

Moja żona jest matematykiem, więc jej kolejne pytanie brzmiało:

– Ile pan ma lat?

Szansa, że mogłem spłodzić tego faceta w czasie naszego małżeństwa była praktycznie równa zeru. Musiałby wyglądać młodziej o jakieś 10 czy 15 lat. Z Magdą byliśmy po ślubie 16 lat, znaliśmy się 18.

Długo cieszyłem się kawalerskim życiem

Może po prostu nie byłem do małżeństwa gotowy? A może nie spotkałem wcześniej właściwej kobiety? Tego dziś już naprawdę nie pamiętam. Ale nie żyłem w celibacie. Co to to nie. Nie miałem żadnych problemów z podrywaniem dziewczyn. Byłem przystojny, wysoki, wysportowany i bardzo pewny siebie. Na studiach całe wakacje spędzałem na Mazurach. Żeglowanie miałem we krwi, pływał mój tata i wujek oraz obaj dziadkowie. A dziewczyn chętnych do poopalania się na żaglówce nigdy nie brakowało. Nie spieszyło mi się do poważnej pracy.

Zostałem na uczelni i zacząłem pisać doktorat. Byle całe lato móc spędzać na żeglowaniu. Do stypendium dorabiałem jako ratownik na basenie. To też zajęcie, które sprzyja poznawaniu miłych dziewczyn. Doktoratu jednak nie dało się pisać w nieskończoność. Zaraz po trzydziestce musiałem podjąć decyzję: czy chcę wykładać, zarabiać grosze, ale mieć dużo czasu dla siebie, czy jednak znaleźć solidne zajęcie. Były lata 90-te i zagraniczne firmy szukały pracowników znających języki obce. Szybkie awanse, dobre pieniądze.

– Maciek, jak będziesz ciągle czekał, to wszystkie fajne posady zostaną zajęte, co roku studia kończy zgraja młodych wilczków, ani się obejrzysz, i za chwilę to oni będą twoimi szefami – namawiał mnie Karol, mój najlepszy przyjaciel, od czterech lat senior manager w międzynarodowym koncernie spożywczym.

To była dobra decyzja

Może miałem na moje hobby mniej czasu, ale za to miałem na nie pieniądze. Kupiłem żaglówkę. Rzadko miałem okazję nią pływać, ale fajnie było ją mieć. Magdę poznałem na urodzinach koleżanki z pracy. Chyba nie bawiła się zbyt dobrze, siedziała w kącie i sączyła drinka przez słomkę. Zagadałem do niej nie dlatego, że mi się spodobała, ale dlatego, że zrobiło mi się jej żal. Oczywiście nigdy się jej do tego nie przyznałem. W sumie nie miało to znaczenia, bo już 2 godziny później byłem w Magdzie szaleńczo zakochany. Jak? Kiedy? Dlaczego? Nie mam pojęcia. Ale czy zakochanie ma coś wspólnego z logiką?

Może pomogło trochę to, że Magda okazała się żeglarką. Kiedyś, jako juniorka, nawet ścigała się profesjonalnie. Pobraliśmy się 4 dni przed moimi 40-stymi urodzinami i miesiąc przed jej 30-stymi. 2 tygodnie po ślubie spędziliśmy na mojej żaglówce. Po raz pierwszy pływałem z kobietą, która znała się na żeglarstwie, a nie tylko chciała się poopalać. Nasze córki: Ada – dziś 15-letnia – i Iga – 12-letnia – nazwy żagli i węzłów umiały wyrecytować wcześniej niż poznały alfabet. Naprawdę fajnie nam się żyło razem. A teraz na naszym progu stał ten facet. Kim był? Czego chciał? Czy przez niego wszystko się zmieni?

Mam na imię Jacek. Jestem synem Basi... – przedstawił się gość. – Pamięta ją pan?

Spojrzałem na żonę. Stała z założonymi rękami i jej wzrok niemo pytał o to samo.

– Basia... Oczywiście, że pamiętam. Co u niej słychać?

Mama zmarła miesiąc temu. Dlatego tutaj jestem.

Jezu. To była taka wesoła, pełna energii dziewczyna. Młodsza ode mnie rok czy dwa… Nigdy nie byliśmy parą. Ale owszem, spaliśmy ze sobą kilka razy pewnego lata. W następne wakacje już się nie spotkaliśmy.

– Basia nie żyje? – minęło tyle czasu, ale i tak zrobiło mi się bardzo smutno. – Boże, bardzo mi przykro. Proszę przyjąć moje kondolencje. Co się stało?

– Rak. Zabrał ją miesiąc temu. Tydzień temu odezwał się do mnie adwokat… Dał mi ten list od mamy.

Jacek podał mi kopertę. Spojrzałem na Magdę. Z wyrazu jej twarzy mogłem zgadnąć, co myśli. Nasze córki kłóciły się o coś przy stole.

Nie powinny tego słuchać, nie teraz

Znów zerknąłem na żonę. Rozumieliśmy się bez słów. Wróciła do dziewczynek do kuchni. Zaprowadziłem Jacka do salonu.

– Proszę pana, nie chcę pana spławić. Bardzo chcę porozmawiać. Nie wiem, czy jestem pana ojcem, nie miałem pojęcia o pana istnieniu. Naprawdę. Ale w domu są moje córki… Jeśli naprawdę jesteśmy rodziną, to wszystko im powiemy. Ale nie dziś, nie tak. Rozumie pan? Spotkajmy się jutro, przyjdę z żoną. Nie mam przed nią tajemnic. Porozmawiamy o Basi i o wszystkim… Tak, sypiałem z pana mamą, więc wszystko jest możliwe… Ale dlaczego nigdy nic mi nie powiedziała? I nawet nie mogę jej już zapytać…

Mój gość – może syn? – zrozumiał. Umówiliśmy się na następny dzień. Zostawił mi kopertę z listem. Odważyłem się ją otworzyć dopiero wieczorem, w łóżku. Przeczytałem i podałem Magdzie.

„Jacku. Jeżeli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już nie ma przy Tobie. Ale wiem, że zasługujesz na to, żeby poznać prawdę o twoim tacie. Dlaczego przez tyle lat ci jej nie powiedziałam? Trudno to wyjaśnić. To nie tak, że nie wiedziałam. Nie miałam wątpliwości, kandydat zawsze był tylko jeden. Maciek. Wspaniały facet. Żeglarz. Poznaliśmy się na Mazurach. Kilka fajnych tygodni spędzonych razem. Ale nie kochałam go ani on mnie, to była tylko przygoda. Po wakacjach wróciłam do domu, do rzeczywistości. I poznałam Ryszarda. Zaczęłam się w nim zakochiwać, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Wiedziałam, że to nie jego dziecko. Nie było też szansy, że uda mi się go przekonać, że jest inaczej. Byłam już w trzecim miesiącu, kiedy go spotkałam, a w czwartym – kiedy pierwszy raz poszliśmy do łóżka. Łudziłam się, że kiedy powiem mu prawdę, stwierdzi, że to nieważne, że pokocha dziecko jak swoje. Ale tak się nie stało. Zdecydowałam więc, że nikogo nie potrzebuję. Że będę samodzielną, nowoczesną kobietą. I poradzę sobie sama. Nie wzięłam wtedy pod uwagę, jak bardzo to zrani ciebie. Że nie poznasz swojego taty. Kiedy to do mnie dotarło – próbowałam go znaleźć. Ale wtedy nie było internetu... Pochodziliśmy z różnych miast, nie mieliśmy wspólnych znajomych. Gdzie miałam go szukać? 5 lat temu zobaczyłam go w telewizji. Opowiadał o jakiejś akcji charytatywnej, której patronowała jego firma. Znalazłam go wtedy na Facebooku. Zobaczyłam jego szczęśliwą rodzinę. Ty już wtedy byłeś dorosły. Nic nie zrobiłam. Nie chciałam mu komplikować życia. Ale nie chcę, żebyś nigdy nie poznał prawdy. Ciężko jest nie wiedzieć, skąd się pochodzi. Jeśli się zdecydujesz z nim spotkać – pozdrów go ode mnie gorąco. Nie kochałam go, ale to naprawdę świetny facet. I świetnie się bawiliśmy. Kocham cię. Mama”.

Na drugiej stronie było tylko moje imię, nazwisko, nazwa firmy, w której pracowałem i link do profilu na Facebooku. Widać w dzisiejszych czasach to wystarczało, żeby znaleźć człowieka.

– Maciek. To możliwe? Myślisz, że możesz być ojcem tego chłopaka?

Skinąłem głową.

– Ale dlaczego mi nie powiedziała? Dlaczego? – nie mogłem zrozumieć.

Spotkaliśmy się we trójkę w kawiarni

– Panie Jacku, wierzę Basi. Dlaczego miałaby kłamać? I bardzo żałuję, że nie poznałem prawdy wcześniej… Musiało być panu trudno…

Jacek wypił pół kawy, zjadł szarlotkę, a potem zaczął mówić.

– Kiedy byłem mały, było dla mnie normalne, że jestem tylko ja i mama. O ojca zapytałem po raz pierwszy, gdy poszedłem do przedszkola. Bo tam okazało się, że wszystkie dzieci mają mamę i tatę. Więc zapytałem o mojego. Jak to możliwe, że go nie mam. Mama mówiła, że mam, ale nie mogę go teraz poznać. Mieszkał za granicą. Potem słyszałem jeszcze inne wymówki. W końcu przestałem pytać, a dzieciakom w szkole opowiadałem różne niestworzone historyjki. Gdy skończyłem 18 lat i miałem wyrabiać dowód osobisty, dostałem do ręki akt urodzenia. Zajrzałem do rubryki „ojciec”. Niestety, było tam napisane: nieznany.

Zapadła cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem ściśnięte gardło. Czy ten dryblas naprawdę był moim synem? Moim i Basi? Sam nie wiedziałem, co czuję. Co myślę. Co powinienem zrobić.

– Panie Jacku, nie wiem, co powiedzieć. Bardzo lubiłem pana mamę. Wspaniała dziewczyna. Ale to prawda, że nie byliśmy parą. Ja tego lata spałem pewnie jeszcze z kilkoma innymi dziewczynami – wyznałem. – Ale nie mam powodu nie wierzyć Basi, że ona tylko ze mną. Więc… więc myślę, że naprawdę jestem pana ojcem. I bardzo chcę pana poznać.

– Jacek, proszę mi mówić po imieniu.

– Maciek. To może na razie mów do mnie Maciek. Na „tato” chyba nie jestem jeszcze gotowy.

Jacek uśmiechnął się. I wtedy zobaczyłem, jaki jest podobny do Basi.

– Poznaliśmy się na kempingu. A dokładniej – w kuchni, przy zmywaniu garów. Zaproponowałem wspólny dzień na łódce. Zgodziła się. Spędziliśmy razem następne 2 tygodnie. Spacerowaliśmy, tańczyliśmy, pływaliśmy… I kochaliśmy się. Poznałem jej nazwisko, wiedziałem, że jest z Kalisza i studiuje ekonomię. Nic więcej. A potem Basia pojechała do domu. Tęskniłem parę dni, może tydzień. Ale potem pojawiła się Beata, a może Agnieszka… Zapomniałem o Basi. Przepraszam, wiem, jak to brzmi… Ale taki wtedy byłem. Niespecjalnie dojrzały…

Jacek zapatrzył się w stół. Zapadła niezręczna cisza.

– Mam nadzieję, że rozumiesz, że ja niczego nie chcę. Tylko cię poznać. I może moje siostry, jeśli się zgodzisz. Jeśli oboje się zgodzicie – poprawił się, patrząc na Magdę. – I proponuję, żebyśmy zrobili testy DNA. Jeżeli mamy być rodziną, to lepiej, żeby nie było żadnych wątpliwości.

Odruchowo zaprotestowałem, ale Magda położyła mi rękę na udzie.

– Maciek, Jacek ma rację. To nie oznacza, że nie wierzysz jego mamie. Ale ważne jest mieć pewność – moja żona zawsze bardzo mocno stąpała po ziemi.

Dla niej liczyły się fakty i dowody. Zrobiliśmy testy. Wyniki przyszły po trzech tygodniach.

Bałem się otworzyć kopertę

Tylko sam nie wiedziałem, czego boję się bardziej. Że jestem ojcem Jacka (to zakończyłoby sprawę) czy że jednak nie (a już bardzo go polubiłem). Dziesięć sekund później wszystko było jasne – miałem syna.

– Magda. Jak to powiemy dziewczynkom? Kiedy? Masz jakiś pomysł? Bo musimy im powiedzieć… To będzie dla nich szok, ale może go polubią? Pamiętasz, Iga zawsze mówiła, że chciałaby mieć starszego brata…

Magda może próbowała się uśmiechnąć, ale tylko się skrzywiła.

– Jak myślisz? Powiedzieć im wcześniej, a potem zaprosić Jacka? Czy może przy nim? Jak myślisz? A może lepiej nie… No powiedz coś – nalegałem.

– Maciek. Wiesz, że cię kocham. I nie mam pretensji ani żalu. Przecież wiedziałam, że nie wychodzę za prawiczka. I wierzę, ci, że o niczym nie wiedziałeś. Rozumiem. Ale jednak Jacek to Twój syn. I to Ty musisz zdecydować, jak o nim powiedzieć naszym córkom. Nie zrzucaj odpowiedzialności na mnie – Magda postawiła sprawę jasno.

Nie próbowałem z nią dyskutować. Biłem się z myślami kilka dni. W końcu zdecydowałem, że powinienem najpierw sam porozmawiać z córkami. I wszystko im wyjaśnić.

– Hej, młode, zostańcie jeszcze chwilę. Muszę wam coś powiedzieć – zacząłem po kolacji.

Magda podniosła kciuk w górę i poszła do kuchni. Chwilę mi zajęło przekonanie córek, żeby na chwilę oderwały się od telefonów.

– Bo widzicie. Niedawno się dowiedziałem, że mam syna. A to oznacza, że wy macie brata. Starszego, dużo starszego. Ma na imię Jacek. Jego mama niedawno zmarła. Znaliśmy się dawno temu, długo przedtem, zanim poznałem waszą mamę. Mam nadzieję, że się zgodzicie, żeby został członkiem naszej rodziny....

Wyrzuciłem to wszystko na jednym oddechu

Dziewczynki najpierw zaniemówiły. A potem zasypały mnie pytaniami. Bardzo szczegółowymi. O Basię , o Jacka... W pewnej chwili Iga, która, jak jej mama, wszystko analizuje na chłodno, spytała:

– Ale on tutaj nie zamieszka? Nie będę musiała oddać mu pokoju i mieszkać z Adą? Bo jeśli tak, to rezygnuję z brata – Iga wygłosiła to oświadczenie z taką powagą, że zarówno ja, jak i Ada, nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać.

– Iga, oczywiście że z nami nie zamieszka. Jacek ma swoje mieszkanie. Ale kto wie, może to ja się wyprowadzę do niego i będę mieć wreszcie święty spokój! Co wy na to?

Ada w ramach komentarza rzuciła we mnie poduszką. Nie pozostałem dłużny. Do naszej bitwy włączyła się zaraz Iga. Może będzie dobrze? 

Na rodzinne spotkanie umówiliśmy się w parku. Uznałem, że tak będzie łatwiej niż przy stole. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Bo Jacek na spacer przyjechał na… deskorolce.

Ale super? Dasz się przejechać? – Ada nawet niespecjalnie czekała, aż im przedstawię brata. – A znasz jakieś triki? Zabierzesz mnie do skateparku? – wyrzucała z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego.

Z kolei Iga szybko odkryła, że Jacek ma najnowszy model smartwatcha. Nie odpuściła mu, dopóki jej nie pokazał wszystkich fantastycznych funkcji tego nowoczesnego urządzenia. Gdy dotarliśmy do domu na podwieczorek, Jacek został już najlepszym kumplem moich córek. Było bardzo późno, kiedy w końcu wygoniłem je do ich pokoi.

– Maciek, dziękuję za ten dzień. Chcę ci opowiedzieć mnóstwo rzeczy, ale mam nadzieję, że mamy czas. Ale teraz, jeśli się zgodzisz, chciałbym porozmawiać z Magdą. Sam na sam – poprosił, kiedy moja żona wyszła na chwilę do kuchni. – Muszę wiedzieć, co ona myśli. O mnie i o tej sytuacji. Bo nie chcę żadnych niedomówień. Nie chcę wchodzić z buciorami w życie waszej rodziny, jeśli to miałoby jej jakoś zaszkodzić. Rozumiesz, prawda? Jeśli Magda ma jakieś wątpliwości, to możemy się spotykać gdzieś na mieście. Zrozumiem to.

Jacek mnie zaskoczył tym wyznaniem

Pozytywnie. Sam bym na to nie wpadł. Zadbałem o to, żeby moje córki nawiązały z nim jakąś relację, ale nie żona. A przecież to istotne, jeśli ma być członkiem naszej rodziny... 

– Super, że o tym pomyślałeś. Basia wspaniale cię wychowała. Będziesz mi musiał o niej wszystko opowiedzieć. I o sobie. A teraz idź do Magdy.

Za Jackiem zamknęły się drzwi od kuchni. Słyszałem ich głosy, ale nie chciałem podsłuchiwać. Poszedłem do salonu, nalałem sobie drinka i czekałem. Wiedziałem, że ta rozmowa rozstrzygnie, jak będzie wyglądało dalsze życie mojej rodziny.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA