„Z desperacji zatrudniłam się u swojego faceta. Pewnie pasowało mu, że w hierarchii byłam niżej i parzyłam kawę”

Uwiodła szefa, żeby zniszczyć jego firmę fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– I pomyśleć, że wszystko przez niesprawnie działające biuro. Dziewczyna, którą ostatnio zatrudniłem, gubiła się w fakturach i zleceniach, poprzednia o wszystkim zapominała, a jeszcze poprzednia była bałaganiarą i gubiła ważne dokumenty – zżymał się, bo dziewczyny, które przyjmował do pracy nijak nie potrafiły zarządzać małym sekretariatem”.
/ 12.04.2023 14:30 / aktualizacja: 12.04.2023 14:30
Uwiodła szefa, żeby zniszczyć jego firmę fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Długo nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie.

– Czy nikt już nie potrzebuje romanistek? – podpytywałam mojego chłopaka Marka.

On tylko ze zrozumieniem się uśmiechał. Chciał dla mnie jak najlepiej, ale teraz nie potrafił mi pomóc. Od pewnego czasu sam miał zawodowe problemy, bo jego firma zaczęła podupadać.

– I pomyśleć, że wszystko przez niesprawnie działające biuro – zżymał się, bo dziewczyny, które przyjmował do pracy nijak nie potrafiły zarządzać małym sekretariatem firmy handlującej odzieżą roboczą.

– W końcu znajdziesz kogoś odpowiedniego – pocieszałam go.

Doskonale wiedziałam, jaka odpowiedzialność spoczywa na osobie, która ma być sprawnym organizatorem i zarazem wizytówką firmy, bo sama kiedyś prowadziłam sekretariat. Wierzyłam, że znalezienie odpowiedniej kandydatki to tylko kwestia czasu.

Marek jednak nie patrzył na to tak optymistycznie

– Dziewczyna, którą ostatnio zatrudniłem, gubiła się w fakturach i zleceniach, poprzednia o wszystkim zapominała, a jeszcze poprzednia była bałaganiarą i gubiła ważne dokumenty – mówił smutno, tracąc już nadzieję.

Tak więc oboje mieliśmy niezbyt wesołą sytuację zawodową. Martwiło mnie to tym bardziej, że im słabiej staliśmy finansowo, tym na dalszą, bliżej nieokreśloną przyszłość, musieliśmy odłożyć nasze plany matrymonialne. Ech! Robiłam, co mogłam, wysyłałam setki CV do różnych firm, chodziłam na spotkania... Jednak to, co mi oferowano, było albo poniżej moich kwalifikacji, albo za śmiesznie niskie pieniądze. Byłam coraz bardziej rozgoryczona.

– W prywatnej przychodni stomatologicznej na moim osiedlu szukają sekretarki – napomknęła nieśmiało przyjaciółka wtajemniczona w moje kłopoty. – Wiem, że to nie praca marzeń, ale może zaczepisz się tam, zanim nie znajdziesz czegoś w swoim zawodzie. Lepsze to niż nic...

Pomyślałam, że może ma rację i następnego dnia pobiegłam tam ze swoim CV. Ale nie dotarłam na miejsce, bo... po drodze mnie olśniło: „Jeżeli mam pracować u kogoś obcego, dlaczego nie mogłabym prowadzić biura mojemu chłopakowi?”.

Szybko wykręciłam numer Marka i powiedziałam mu o swoim pomyśle.

Nie krył radości

– Nie miałem odwagi ci tego proponować, ale to jest dla mnie jak gwiazdka z nieba! – powiedział.

Na studiach dorabiałam w biurze i doskonale wiedziałam, na czym polega taka praca. A skoro nie mogłam zatrudnić się w swoim zawodzie, co mi szkodzi na razie zająć się czymś innym, a przy okazji pracować z bliskim sercu człowiekiem.

„Z tego powodu nie ubędzie mi na honorze” – pomyślałam, bo na szczęście jestem osobą, której nigdy nie opuszcza poczucie humoru.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę! Wystarczyło, że Marek wprowadził mnie w arkana funkcjonowania jego firmy, żebym szybko poczuła się tu jak przysłowiowa ryba w wodzie. Rachunkowość i księgowanie nie były co prawda nigdy moimi mocnymi stronami, ale wystarczyło kilka dni, żebym zrozumiała, co i jak robić. Dla chcącego nic trudnego – zawsze byłam tego zdania – a teraz mogłam swoją dewizę życiową potwierdzić w praktyce. Firma z biurem, wreszcie funkcjonującym, jak należy, zaczęła przynosić upragnione zyski. Marek był zadowolony, a ja szczęśliwa, że na coś się przydałam. W dodatku mogliśmy znowu zacząć rozmawiać o wspólnej przyszłości i wynajęciu jakiegoś mieszkanka. Dochody były na tyle duże, że pozwalały nam na snucie takich marzeń. Cały czas jednak monitorowałam rynek pracy, bo choć sprawdziłam się w prowadzeniu sekretariatu, chciałam dla siebie czegoś więcej.

Marzyłam o pracy z młodzieżą

Wertując ogłoszenia prasowe i przeszukując internet, bacznie obserwowałam, czy ktoś z odpowiednimi kwalifikacjami nie nadałby się w razie czego na moje miejsce. Tak trafiłam na panią Teresę, która szukała spokojnej pracy biurowej, a chwilę później… dostałam informację, że w naszym miejscowym ogólniaku szukają nauczycielki francuskiego! Szybko złożyłam podanie, przeszłam rozmowę kwalifikacyjną i dostałam na początek pół etatu. Moja radość nie miała granic. Dzisiaj wiem, że wszystko ułożyło się tak pomyślnie tylko dlatego, że nie bałam się podjąć ryzyka, kiedy trzeba było.

Przyjęłam to, co oferował mi w danym momencie los, ale nigdy nie zrezygnowałam ze swoich ambicji. Wiedziałam bowiem, że dla chcącego nic trudnego, a zdobycie odpowiedniego celu to tylko kwestia czasu, który trzeba mądrze wykorzystać. Karta w końcu musiała się odwrócić. Sprawdziła się moja dewiza życiowa.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA