„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”

Kobieta, która dostała awans fot. Adobe Stock, Sergey Nivens
„Wcześniej wmawiałam sobie, że moich poświęceń nikt nie dostrzega, a teraz wyszło na to, że owszem, widzą, ale nie uważają ich za poświęcenie dla wspólnego dobra, tylko za lizusostwo. Byłam wściekła, ale starałam się nie pokazać tego Grażynie. Gdzieś pod skórą czułam, że powiedziała to specjalnie, żeby mnie sprowokować”.
/ 06.11.2022 16:30
Kobieta, która dostała awans fot. Adobe Stock, Sergey Nivens

– Gdzie jest raport z wtorku? – wrzasnął szef, na co w całym biurze natychmiast zawrzało. Wszyscy patrzyli po sobie w panice, szukając winnego.

– Ale szefie, mówił pan, żeby nie sporządzać raportów po spotkaniach, tylko jak projekt się zakończy – odezwałam się, przełamując zmowę milczenia.

Najwyraźniej nikt nie był w tym biurze wystarczająco odważny, żeby powiedzieć szefowi prawdę prosto w oczy.

– Ja tak mówiłem? Chyba żartujesz. Mam mieć raport na biurku jutro rano! – syknął i zatrzasnął za sobą drzwi.

Wszyscy wrócili do swojej pracy, uspokojeni, że to nie oni wyszli przed szereg. Ani ich, ani szefa nie obchodziło, że będę teraz siedziała w robocie do późnego wieczora. A przecież mam dziecko, które będzie w związku z tym czekało w świetlicy.

Znów nikt się za mną nie wstawił

Byłam wściekła. Nie tylko na szefa, ale też na tę bandę tchórzy, dla których się podłożyłam. Zawsze wszystko kończyło się na mnie, a im nawet nie przechodziło przez myśl, żeby stanąć po mojej stronie. Zabrałam się do tworzenia raportu, bo wiedziałam, że mnie to nie ominie.

Szczerze mówiąc, wcześniej przygotowałam już do niego punkty, bo czułam, że szef zmieni zdanie. Ostatnimi czasy takie sytuacje powtarzały się coraz częściej. Mówił, że bierze urlop, a przychodził do biura. Zapominał o umówionych spotkaniach. Kilka razy nawet pomylił imiona osób, które pracowały tu od lat. Te wszystkie dziwne sytuacje składały się w niepokojącą całość.

Kiedy napisałam ostatnie zdanie i zamknęłam laptopa, zauważyłam, że w biurze została już tylko Grażyna.

– A ty co tu jeszcze robisz? – spytałam.

– Szef kazał mi rozliczyć wydatki z wyjazdu służbowego. Nic z nich nie rozumiem. Robiłam to już dziesiątki razy, ale tu się nic nie zgadza. Miał jechać pociągiem, a nie ma biletu. Jest za to paragon za benzynę. Wygląda na to, że jechał autem. W godzinach, kiedy miał mieć spotkanie z dyrektorem, kupował kawę…

– Pewnie spotkali się na mieście.

– No, to by miało sens. Ale to kawiarnia na dworcu… Skoro nie jechał pociągiem, to po co tam poszedł?

– Myślisz, że ma jakieś problemy? Przez to tak wszystko miesza?

Grażyna wzruszyła ramionami. To wiele by wyjaśniało. Ciągły brak skupienia, pomyłki, zapominanie o ważnych rzeczach. Wszystko składało się w całość, lecz mnie wciąż coś nie pasowało. Czułam, że koleżanka mi czegoś nie mówi. Zapytałam ją o to:

– To jest tajemnica poliszynela. Ludzie od tygodni o tym mówią. Pewnie ma kochanice na boku, która zawróciła mu w głowie. Jakbyś mu się tak nie przypochlebiała, tobyś słyszała – powiedziała.

– Ja mu się przypochlebiam?! Zwariowałaś? Przecież ja jako jedyna mam odwagę powiedzieć mu prawdę.

– No więc właśnie. Nie dziw się potem, że omijają cię plotki.

Nie mogłam w to uwierzyć

Wcześniej wmawiałam sobie, że moich poświęceń nikt nie dostrzega, a teraz wyszło na to, że owszem, widzą, ale nie uważają ich za poświęcenie dla wspólnego dobra, tylko za lizusostwo. Byłam wściekła, ale starałam się nie pokazać tego Grażynie. Gdzieś pod skórą czułam, że powiedziała to specjalnie, żeby mnie sprowokować.

Odparłam, że muszę już biec po moją Kasię, i wyszłam z biura. Miałam wyrzuty sumienia, że odbieram córkę  tak późno, obiecałam sobie jednak, że nigdy nie będę zabierać pracy do domu. Wolałam już wrócić później, ale potem spędzić z małą fajnie czas. Szłyśmy do domu, rozmawiając o tym, co ją dziś spotkało, jak poszedł jej sprawdzian z matematyki i co słychać u jej przyjaciółki Zuzi.

– Mamo, zróbmy dzisiaj ciasteczka. Zuzia piekła ze swoją mamą pieguski i przyniosła dzisiaj do szkoły. Ty też masz taki przepis? – zapytała Kasia, ale zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, poczułam wibracje telefonu w kieszeni.

– Sekundkę – powiedziałam i spojrzałam na ekran.

To był mój szef. Nigdy dotąd nie dzwonił do mnie po pracy.

– Tak, panie dyrektorze? – przywitałam się wystraszona, że każe mi natychmiast przywieźć raport.

– Bożenko, od pół godziny czekam na pociąg i nie przyjeżdża.

– Jaki pociąg? – nie zrozumiałam.

– Do Warszawy. Robiłaś mi przecież rezerwację, pamiętam dobrze…

– Ja? Ale po co? Może Grażyna robiła…

– Jak to po co? Na kongres.

– Kongres? Przecież kongres był w ubiegłym miesiącu… – przypomniałam szefowi z drżącym sercem.

Nie mogłam pojąć, co się dzieje. Jak mógł zapomnieć, że był już na kongresie, na który przygotowywał się przez pół roku, a później zdawał z niego obszerne sprawozdanie? Przełknęłam ślinę. Szef wyraźnie zakłopotany się rozłączył, a ja poszłam z Kasią do domu. 

Nie ma wyjścia, muszę z nim pogadać

Zaczęłam się zastanawiać, czy ze zdrowiem szefa wszystko dobrze. Choć nie chciałam być czarnowidzem, to jednak nie dawała mi spokoju myśl, że może mieć guza mózgu. Postanowiłam, że rano z nim porozmawiam i powiem wprost, że jego problemy z pamięcią i koncentracją mnie niepokoją i może lepiej, żeby się przebadał.

Kiedy następnego dnia przyjechałam do biura, czekała mnie niespodzianka. Zwykle przyjeżdżałam jako pierwsza, ale dziś drzwi były już otwarte i kiedy weszłam, zauważyłam światło w gabinecie dyrektora.

Z jednej strony cieszyłam się, że nikt nie stanie się przypadkowym świadkiem naszej rozmowy, ale z drugiej – spięłam się cała na myśl, że to już ten moment. Wcześniej liczyłam na to, że będę miała chwilę na przemyślenie swojej przemowy i dobranie odpowiednich słów. Wyjęłam z  szuflady wydrukowany raport i zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiedział, więc weszłam. Ku mojemu zdumieniu zastałam dyrektora śpiącego na kilku połączonych ze sobą krzesłach.

– Szefie?– odezwałam się, a on zerwał się i spojrzał na mnie zawstydzony.

– Bożenka? Co ty tu robisz?

– Przyniosłam raport.

– Jaki raport?

Wzięłam głębszy oddech. To była doskonała okazja, żeby powiedzieć szefowi wprost, że coś się z nim dzieje. Miałam tyle argumentów w garści, że sugerowanie mu badania wydawało się zwykłym wyrazem troski, a nie złośliwością.

– Szefie, boję się, że coś się z panem ostatnio dzieje. Nic nie chciałam mówić, ale mam wrażenie, że trochę się pan zmienił. Nie jest już pan taki zorganizowany i nie pamięta wielu szczegółów. Może powinien pan pójść na badania…

– Bożenko, proszę, przestań. Wiem, co masz mi do powiedzenia. Chciałem oznajmić to wszystkim pierwszy, ale wydawało mi się, że jeszcze mam czas. Najwyraźniej jednak nie mam.

– O czym pan mówi?– zapytałam, ale słowo „guz” wciąż wracało.

– Mam alzheimera – powiedział, a mnie zatkało; nie tego się spodziewałam. – Muszę odejść z pracy. Wczoraj po tym, jak poszedłem na dworzec i do ciebie zadzwoniłem… było mi tak głupio. Poinformowałem już kierownictwo. Uważam, że powinnaś przejąć moje stanowisko. A ja… ja już muszę odejść. Nie dam rady dłużej tego ukrywać. Pewnie i tak niektórzy zauważyli.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to: „Tak mi przykro”. Naprawdę było mi przykro. A fakt, że przekazując mi tak złe wieści, szef jednocześnie mówił o moim awansie, wcale nie poprawił mi nastroju.

Tego samego dnia szef poinformował wszystkich oficjalnie o tym, co się z nim dzieje, po czym odszedł, zostawiając większość swoich rzeczy. W tym samym czasie powiedział o tym, że ja przejmuję jego stanowisko. Nie chciałam tego robić.

Wiedziałam, jak przyjmie to reszta

Całe szczęście okazało się, że dużo lepiej, niż przypuszczałam. Na pewno było im żal szefa, ale także odczuli ulgę, że wszystko w biurze wróci do normy i chaotycznie wydawane decyzje zostaną cofnięte. Praca na stanowisku szefa wymagała ode mnie dużej samodyscypliny i ułożenia na nowo relacji z pracownikami, jednak teraz wszyscy są już zadowoleni z moich rządów.

Ja natomiast staram się co najmniej dwa razy w tygodniu odwiedzać szefa i zdawać mu krótkie relacje z tego, co u nas słychać. Z każdą wizytą widzę jednak nieuchronny postęp choroby. Rozumie coraz mniej i coraz trudniej się z nim dogadać. Cała jego rodzina z trudem radzi sobie z tą sytuacją, ale starają się być silni i się wspierać. Ja także robię, co mogę, żeby im pomagać.

Choroba Alzheimera wydawała mi się zawsze tajemniczą i odległą przypadłością, która mogła przytrafić się komuś obcemu, ale nie osobie z mojego otoczenia. Do tej pory nie wierzę, że coś takiego spotkało człowieka, którego znam tyle lat.

Czytaj także:
„Szefowa latami się nade mną znęcała. Traumę leczyłam u terapeuty, który wykorzystał moją historię do potwornych czynów”
„Zostałam porwana i sprzedana, chcieli zrobić ze mnie niewolnicę. Musiałam użyć podstępu, by wyrwać się z rąk bandytów...”
„Marzyłem o dziecku, ale moja dziewczyna nie chciała tej ciąży. Szalałem z rozpaczy, bo wiedziałem, że nie mogę jej powstrzymać”

Redakcja poleca

REKLAMA