„Z byłym mężem łączył mnie tylko syn. Niestety, to ja go wychowywałam, tatuś był od rozpieszczania”

ojciec bawi się z synem fot. Adobe Stock, Anela R/peopleimages.com
„Nie pierwszy raz przemknęło mi przez głowę, że Kajtek wolałby mieszkać z ojcem. On na pewno był bardziej >>użyty<<. A ja? Pryncypialna, zasadnicza, przyziemna – mogłabym synkowi podsunąć kilka epitetów, którymi były mąż mnie częstował, gdy nie chciałam się zgodzić na kolejny szalony pomysł w stylu nagłego wyjazdu nad morze”.
/ 25.05.2023 13:15
ojciec bawi się z synem fot. Adobe Stock, Anela R/peopleimages.com

Kajtuś wyglądał tak słodko... Sen zaróżowił mu policzki, ciemne loki opadły na czoło, bosa stopa wystawała spod kołdry. Syciłam oczy uroczym obrazkiem, na zapas, nim na chłopięcą twarz wypłynie dąs – pretensji, urazy, rozczarowania. Mało to powodów, by mieć za złe matce? Że się troszczy, martwi, pogania, pilnuje...

Taka moja niewdzięczna rola

Dotknęłam stopy. Zimna jak lód! Ogrzewanie ostatnio szwankowało. Od dwóch dni czekałam na fachowca z działu technicznego, żeby sprawdził kaloryfery. Póki co dałam Kajtkowi cieplejszą piżamę, ale w skarpetach spać nie chciał, bo tylko mięczaki tak robią.

A mój dziewięcioletni syn miał się oczywiście za twardziela. Bezwiednie pomasowałam lodowatą stópkę. Kajtuś drgnął.

– Mama...? Przestań, łaskoczesz... – burknął, ziewając. Jednak już po chwili zerwał się z posłania i wlepił we mnie rozbudzone spojrzenie. – To już piątek! Hura! Wreszcie! Jadę do Chaty Taty– skakał po łóżku. – Mogę nie iść do szkoły? – rzucił między podskokami.

Pytanie było takie samo, jak co tydzień. Moja odpowiedź również się nie zmieniła.

– Oczywiście, że nie. Najpierw obowiązki, potem przyjemność. Dopiero po lekcjach tata cię odbierze ze szkoły i dalej w wasze plany nie wnikam, bylebyś w niedzielę o piątej był z powrotem.

– Yyyy...! – klapnął na łóżko z głuchym jękiem zawodu. – Czy ty nie możesz choć raz się zgodzić? Tacie nie robi różnicy: rano czy po południu. Bierze wolne, kiedy mu się podoba. Tylko ty musisz być taka... taka... – szukał właściwego słowa, wreszcie trafił: – Taka nieużyta!

– Nieużyta? – wzięłam się pod boki i groźnie zmarszczyłam brwi. – Jak ty się do matki odzywasz?

– No... – zwątpił i zerkał niepewnie spod przydługiej grzywki.

– Będzie kara! – złapałam go i zaczęłam łaskotać.

Pochichotał trochę, jakby dla zatarcia złego wrażenia, ale nie zaśmiewał się do łez. Poza tym raz dwa się wyrwał.

– E, tam – podsumował. – Nie umiesz gilgotać jak tata. I jemu bym się nie wymknął, za nic! Ale wiadomo, ty to nie tata... – westchnął ciężko.

Dopiero teraz zrobiło mi się przykro

Nie pierwszy raz przemknęło mi przez głowę, że Kajtek wolałby mieszkać z ojcem. On na pewno był bardziej „użyty”. A ja? Pryncypialna, zasadnicza, przyziemna – mogłabym synkowi podsunąć kilka epitetów, którymi były mąż mnie częstował, gdy nie chciałam się zgodzić na kolejny szalony pomysł w stylu nagłego wyjazdu nad morze.

Co tam praca, zobowiązania, brak kasy! Grunt, że pogoda piękna! Cały Błażej. Artysta grafik, który zarabiał projektowaniem tatuaży. Jednak wciąż lubiłam drania. W tym problem.

Wyszłam za mąż za najlepszego kumpla, myląc przyjaźń z miłością. Druhowi wybacza się beztroskę, brak odpowiedzialności, życie z dnia na dzień, ale u męża takie cechy irytują i sprawiają, że ma się ochotę wyć do księżyca z bezsilności. Jednak ojcem był dobrym.

Alimenty traktował honorowo i nigdy się nie spóźniał z ich płaceniem. Poza tym Kajtuś go uwielbiał! Stosunkowo gładko przełknął nasz rozwód, skoro co tydzień tata zabierał go do siebie na cały weekend i balowali w najlepsze. Chodzili do ZOO, kina, na rolki, na pływalnię, grali na komputerze albo wymyślali co rusz nowy tatuaż, jaki Kajetan sprawi sobie na swoje osiemnaste urodziny.

Akurat! Po moim trupie!

Błażej w prezencie ślubnym tudzież na dowód dozgonnego uczucia wytatuował sobie na piersi moją twarz. Urocze? No to zapytajmy o zdanie jego obecną panią, która zgrzytała zębami, za każdym razem gdy Błażej zdejmował koszulę.

Wiedziałam o tych intymnych szczegółach, bo przecież kumple rozmawiają ze sobą. A tracąc żonę, mój mąż nie zamierzał tracić również przyjaciółki. Ze swojego romansu też mi się zwierzył.

– Zakochałem się, Joasiu. Nie mówiłem nic wcześniej, bo nie sądziłam, że tak szybko sprawy się potoczą, ale... Wiola jest cudowna! Po prostu niesamowita! – piał, jakby umknął mu ów mały szczegół, iż mimo wszystko rozmawia z żoną. – Graficzka komputerowa i taka sama wariatka jak ja. Pasujemy do siebie. Chce żebym z nią zamieszkał... No i co teraz zrobimy z tym fantem? – spojrzał na mnie błagalnie, przepraszająco, wyraźnie czekając na gotowe rozwiązanie. Nie wiedziałam: śmiać się czy płakać.

Nie powiem, żeby zdrada po mnie gładko spłynęła

Ale świat się nie zawalił. Zawsze przyciągał kobiety, zafascynowane jego artystyczno-nonszalancką pozą, i podejrzewałam, że w końcu któraś go upoluje. Stało się. Z dwojga złego lepiej wcześniej niż później. Im mniejsze dziecko, tym łatwiej pogodzi się ze zmianą.

Poza tym w wieku dwudziestu siedmiu lat wciąż byłam młoda i niezbyt zgorzkniała, co dawało szansę, by ułożyć sobie życie z kimś innym. Nasze rozstanie przebiegało w tak familiarnym nastroju, że udzielając nam rozwodu, sędzina trzy razy pytała, czy na pewno tego chcemy.

Potwierdziliśmy. Majątku się nie dorobiliśmy, pozostawała tylko kwestia opieki nad Kajetanem. Oczywiście przypadła ona mnie; Błażej dostał prawo do wakacji i odwiedzin raz w tygodniu.

Sądem sądem, ja nie zamierzałam w żadnym razie ograniczać kontaktów ojca z synem. Toteż od czterech lat utarło się, iż dni powszednie Kajtek spędzał ze mną, a weekendy z Błażejem. Ten podział niestety narzucił coś jeszcze.

Ja byłam od tych okropnych obowiązków

To taka był od rozrywek. Od super zabawy w Chacie Taty, jak synek ochrzcił mieszkanie Wioli. Zresztą mniejsza o nazewnictwo; Kajetan miał teraz dwa domy i nie łudziłam się, gdzie woli przebywać. Czasem odnosiłam wrażenie, że syn mniej mnie kocha, skoro kojarzę mu się z samymi nieprzyjemnymi rzeczami, jak mycie uszu i zębów, chodzenie do szkoły, strzyżenie włosów, wyrzucanie śmieci i sprzątanie swojego pokoju.

Co piątek gębusia mu się śmiała, a serce wyrywało do ojca. Gdy zaś wracał w niedzielne popołudnie, ledwie raczył się przywitać i już zaczynał odliczać dni do kolejnego piątku. Nic dziwnego, że próbował wydłużyć weekend. Odwożąc go do szkoły, znowu odgrywałam rolę surowej i nieustępliwej matki, tłumacząc, czemu nie może zostać u ojca do poniedziałku.

– Musisz odrobić lekcje i przygotować się do szkoły.

– W Chacie też mogę – upierał się.

– Doprawdy? – uniosłam brew. – Ty je odrobisz czy tata za ciebie?

– Wszystko jedno – wzruszył ramionami. – Jak obaj zapomnimy, też nic się wielkiego nie stanie. Świat się nie skończy od jednego nieodrobionego zadania domowego!

Jakbym Błażeja słyszała…

– Bynajmniej – burknęłam, bezwiednie przechodząc na lapidarny styl, wypróbowany w jałowych dyskusjach z mężem.

Wkurzał Błażeja. Kajetan też zamilkł naburmuszony. Do końca drogi gapił się w okno, a gdy podjechaliśmy pod szkołę, wyskoczył z auta, nim zdążyłam go cmoknąć na pożegnanie. Taką karę mi wymierzył. Celnie. Przecież zobaczę go dopiero za dwa dni...

No ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko. Ktoś musiał zachować rozsądek i odpowiedzialność w tym układzie. Padło na mnie. A że czasem płakać mi się chciało, bo syn w boleśnie oczywisty sposób preferował towarzystwo ojca... Kurczę, pewnie nawet Wiola była lepsza ode mnie! Nie zrzędziła i nie truła w kółko o zdrowym odżywianiu. Pasła Kajtka słodyczami oraz pizzą i spaghetti.

Nie miałam siły jeszcze z tym walczyć. Już nie, nie po tym, jak usłyszałam od Błażeja, że zachowuję się wrednie i zawistnie. Przecież Wiola tylko chciała nawiązać dobry kontakt z Kajtkiem. Nie ukradnie mi go jedną pizzą. Jedną?! W ciągu czterech lat wsunął ich całe tony! Co gorsza, Błażej miał rację.

Byłam zazdrosna. Męża oddałam niemal na tacy i specjalnie nie żałowałam. Ale syn... był mój! I umierałam ze strachu, że kiedyś zwyczajnie nie wróci do domu. Wybierze luz i labę u ojca, żywieniowy bezkrytycyzm Wioli i święty spokój od nieużytej matki.

Zaraz po pracy umówiłam się z Wieśkiem

Od roku krążyliśmy wokół siebie – mężczyzna z przeszłością, kobieta po przejściach. Nie spieszyło się nam do deklaracji, ale sprawy szły w dobrym kierunku. Planowaliśmy na ferie wyjechać gdzieś razem z Kajetanem. Zobaczymy, jak się między nimi ułoży.

Na pewno nie zaszkodzi, żeby synek poznał bliżej inny wzór zachowań męskich – tych bardziej dojrzałych. Wiesiek nie był ani tak zabawny, ani wygadany jak Błażej, ale miał w sobie spokój i solidność. W jego obecności czułam się bezpiecznie. Mogłam okazać słabość, nawet łzy.

Dziś też wystarczyło, że na powitanie spojrzał mi w oczy, wziął za rękę – i już smutek nieco zelżał. Poszliśmy do kina, a potem do naszej ulubionej knajpki. Prawie zapomniałam o przykrym, mocno niewystarczającym pożegnaniu przed szkołą, gdy około dziewiątej zabuczała moja komórka.

Błażej wysłał mi alarmującego SMS-a: „Kajetan chory. Gdzie jesteś?! Czekamy w domu. Wracaj zaraz!”. Pokazałam Wieśkowi wiadomość, a on bez słowa sięgnął po portfel. Wychodząc z restauracji, zastanawiałam się, o który dom Błażejowi chodzi: mój czy jego?

Wiesław nie miał takich dylematów. Zawiózł mnie prosto pod moje mieszkanie. Faktycznie, światło się paliło. Błażej wciąż miał klucze i teraz czekał w środku, cały zdenerwowany i przejęty. Kajtek leżał na kanapie.

Po wypiekach sądząc, dostał gorączki

Czyli sprawdziły się obawy, że kłopoty z ogrzewaniem i ciągłe zmiany pogody zaowocują przeziębieniem.

– Gdzie ty łazisz?! Dzieciak ma trzydzieści dziewięć stopni, płacze, rzyga, marudzi. Zastanawiam się, czy pogotowia nie wzywać, a ty się włóczysz? – zaatakował mnie Błażej.

– Może nie tym tonem, zwłaszcza przy dziecku – zwrócił mu uwagę Wiesiek, po czym taktownie usunął się do kuchni.

Usłyszałam, jak nastawia wodę na herbatę. Kochany...

– Dałeś mu coś, żeby zbić gorączkę? – zwróciłam się do Błażeja.

– Aspirynę – mruknął – ale zaraz zwymiotował.

– Wiolce na dywan. Całe spaghetti. Była zła – bąknął Kajtuś. – Krzyczała…

– Bo się martwiła. Tobą, nie dywanem! – wtrącił Błażej.

„Akurat”, pomyślałam, ale odpuściłam sobie komentarz.

– Lepszy byłby paracetamol. Zaraz poszukam. Potem napijesz się gorzkiej herbaty i pójdziesz do łóżka. Bez mycia – mrugnęłam do syna. – Upiecze ci się.

– Fajnie – Kajtek wyraźnie się ucieszył. – A teraz sobie telewizję pooglądam. Mogę? Skoro jestem chory... – ułożył usta w proszący ryjek.

– Możesz... – uśmiechnęłam się czule do małego naciągacza.

Błażej przyglądał się synowi z niedowierzaniem

– I już? Po łzach i histerii? Od razu odżyłeś, ledwo matka pojawiła się na horyzoncie. W Chacie też mogłeś gapić się w telewizor i pić herbatkę. Naprawdę obejdzie się bez pogotowia? – Błażej spojrzał na mnie niepewnie.

– Tak sądzę. Na wszelki wypadek pójdziemy w poniedziałek do lekarza, ale dzieci zwykły chorować nagle i gwałtownie, a potem równie nagle im przechodzi. Jako ojciec powinieneś to dobrze wiedzieć – tym razem nie darowałam sobie przytyku.

– Niby wiem, ale on tak rozpaczał i cały czas marudził, że chce wrócić do... domu! – ostatnie słowo wypowiedział dziwnie szorstko, z wyrzutem.

Spojrzałam na niego uważniej. Zarumienił się.

– No tak, przyłapałaś mnie – szepnął, zerkając na Kajtka, jakby sprawdzał, czy mały nie podsłuchuje. – Twoje na wierzchu. Teraz ja jestem zazdrosny. Jak trwoga, to do Boga. Ty jesteś bogiem dla Kajetana, najwyższym autorytetem, oazą spokoju, stałości i bezpieczeństwa. Ja nadaję się wyłącznie do zabawy. Niedzielny tatuś, cholera! Zawaliłem sprawę... A jak wydasz się za tego swojego idealnego faceta, stworzycie pełną rodzinę, w ogóle przestanę się liczyć!

Przesadzał w swym rozgoryczeniu. Nigdy nie przestanie być dla syna ważny. Ale nie ukrywam, w jednej chwili moja trudna rola przestała mi ciążyć. Wszystkie troski, dylematy, wątpliwości wynagrodziło proste stwierdzenie faktu, że Kajtek chciał wrócić do domu. A dom miał jeden. Ja mu go stworzyłam.

Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę ze swoim uczniem i uciekłam z miasta. Moja córka nigdy nie poznała swojego prawdziwego ojca”
„Tylko ja wierzyłem, że tata nadal żyje. Było mi wstyd za matkę, że tak bezdusznie uznała go za zmarłego”
„Na ulicy zaczepiła mnie jakaś kobieta i wmawiała mi, że uwiodłam jej męża. Nie wiedziałam, że to dopiero początek problemów”

Redakcja poleca

REKLAMA