Mój Kazik zawsze był lekkoduchem. Zupełnie nie interesowały go poważne związki – lubił się bawić i zmieniał kobiety jak rękawiczki. Na studiach to było jeszcze do zaakceptowania. Tłumaczyłam sobie, że pewnie skupia się głównie na nauce, zdobywaniu doświadczenia zawodowego i nie ma czasu zawracać sobie jeszcze głowy miłością. Fakt, że uczył się nieźle i stosunkowo szybko znalazł pracę. Martwiło mnie tylko, że ciągle włóczy się z tymi swoimi kumplami z roku: Piotrkiem i Dawidem, którzy mieli na niego bardzo zły wpływ.
– Chyba nie szukasz sobie żadnej żonki, co? – usłyszałam kiedyś przez okno, jak ten pierwszy zwraca się do mojego syna.
– Mowy nie ma – odparł Kazik. – Małżeństwo to zdecydowanie kiepska inwestycja.
– Mogę potwierdzić – wtrącił się Dawid. – Wytrzymałem ze swoją pół roku. Rozwód to była najlepsza decyzja w moim życiu, stary.
– Nie wątpię – przyznał mój syn. – Tylko wiesz, matka truje i truje…
„Truje i truje?” – pomyślałam. – „No, już ja ci dam!”. Nie pojmowałam, co on sobie wyobraża.
– Olej matkę – rzucił leniwie Piotrek. – Przecież nawet już z nią nie mieszkasz.
Namawiałam go, ale bez skutku
Kolejnego dnia pojechałam do Kazika, by odbyć z nim poważną rozmowę. Nie spodziewał się mnie, więc był trochę zaskoczony. Kiedy poruszyłam temat ewentualnego ślubu, momentalnie przewrócił oczami.
– Mamo, dałabyś już spokój – mruknął. – Nie zależy mi na małżeństwie.
– Ale mnie zależy – rzuciłam ostro. – Wiesz, jak bardzo chciałabym mieć wnuki…
– I znowu zaczynasz! – burknął, wyraźnie zirytowany. – Mam się ożenić, żeby dać ci wnuki? Co to, jakieś średniowiecze? Weź się w ogóle posłuchaj!
Zachłysnęłam się powietrzem.
– Bez żony…
– Bez żony też można żyć! – przerwał mi. – Moi kumple są tego świetnym przykładem. I naprawdę, skończ wreszcie mnie męczyć.
Przygruchał sobie jakąś z dzieciakiem
Długo myślałam, co zrobić z tym moim upartym synem. Teraz nie rozumiał, dlaczego tak mi zależało na tym, żeby się ustatkował. Wiedziałam jednak, że z wiekiem mi podziękuje. Już ja wiedziałam, jak kończy się marnowanie młodości na przygodne miłostki. Znałam co najmniej kilku mężczyzn, którzy tak sobie zniszczyli życie. Nie chciałam, żeby Kazik poszedł w ich ślady.
Jako że moje metody nie działały, postanowiłam zadbać o boskie wsparcie. Każdego wieczora klękałam przy łóżku z brewiarzem w dłoni i modliłam się o to, by mój syn zmądrzał. W końcu zdarzały się już różne cuda. Może i w tym wypadku nie wszystko było stracone? Mocno wierzyłam, choć Kazik trochę się z tego podśmiewał. Nie wiedział, że jakiś czas temu wymodliłam dla niego zdrowie, gdy nie mógł wyjść z ciężkiej infekcji. Nie mówiłam mu o tym, bo i tak by nie uwierzył. A ja byłam przekonana, że pomógł właśnie ten brewiarz, który wtedy trzymałam w ręce.
Niewiele z nim rozmawiałam. Po dwóch miesiącach wpadłam jednak do niego, bo dosyć długo się nie pokazywał. Kiedy otworzyłam sobie drzwi jego mieszkania i weszłam do środka, w przedpokoju przywitała mnie jakaś kobieta.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się ciepło. – Pani jest pewnie mamą Kazika?
Pokiwałam głową w lekkim zdumieniu.
– A pani to…
– Marzena – przedstawiła się szybko. – Jego dziewczyna.
– Dziewczyna? – Przez moją głowę przepływały miliony myśli. – Jak długo ze sobą jesteście?
– Prawie dwa miesiące.
Uśmiechnęłam się szeroko, tym razem szczerze. Bo mój syn nigdy nie spotykał się z żadną kobietą tak długo. Byłam więc przekonana, że moje modlitwy wreszcie zostały wysłuchane. Przyjrzałam się. Całkiem ładna, sympatyczna, chyba optymistycznie nastawiona do życia – byłaby na pewno świetną żoną.
Wtedy z salonu wybiegła do nas około pięcioletnia dziewczynka.
– Mamo, mamo! – zawołała i wtuliła się w uda kobiety. – Co to za pani?
– To jest mamusia wujka Kazika – tłumaczyła spokojnie Marzena. – Będzie dla ciebie jak babcia.
Zamrugałam, a potem odzyskałam mowę.
– Chwila, moment – rzuciłam, lekko się zataczając. To, co usłyszałam, zwyczajnie mnie przerosło. – Czyli mam rozumieć, że będziecie tu mieszkać razem? Z nieślubnym dzieckiem?
Dziecko spojrzało na Marzenę, a ta westchnęła ciężko.
– Wie pani co, my z Julką musimy na chwilę wyjść – mruknęła. – Kazik będzie za jakieś pół godziny. Proszę to sobie z nim wyjaśnić.
Pociągnęła dziewczynkę, założyły buty i obie wyszły z mieszkania.
Musiałam przemówić mu do rozsądku
Nie zaczekałam wtedy na niego. Wycofałam się i wróciłam do domu. A tak się modliłam, na kolanach błagałam Boga, żeby Kazik się opamiętał. Bo jak to tak – bez ślubu? Z obcą babą? A co z wnukami? Przecież wiedział, jak bardzo mi na nich zawsze zależało. Czy stara matka naprawdę już się nie liczy?
Syn sam dotarł do mnie wieczorem. I chciał rozmawiać.
– Mamo, nie rozumiem, o co ci chodzi – odezwał się. – Przecież znalazłem sobie kobietę…
– To pewnie rozwódka? – przerwałam. – Boże, Kazik, jak ci nie wstyd!
– Żadne z nas nie chce małżeństwa, mamo – mówił z przesadnym spokojem. – Tak, Marzena miała już męża i bardzo źle to wspomina. A ja lubię ją i Julkę, więc… może coś z tego będzie.
Prychnęłam gniewnie.
– Tak zupełnie nie po bożemu…
Kazik podszedł do mnie i ostrożnie położył dłonie na moich ramionach.
– Sama chciałaś mieć wnuki…
Wyrwałam się gwałtownie.
– To nie jest moja wnuczka! – ryknęłam. – Słyszysz? To obce dziecko! I nigdy go nie uznam. A jeśli… jeśli tego nie rozumiesz, siedź sobie z tą Marzeną i więcej mi głowy nie zawracaj!
– Nie po bożemu? A co jest po bożemu? Że facet w sukience powie, że od teraz jesteśmy razem? Nikomu nie robimy krzywdy, jesteśmy szczęśliwi, tworzymy razem dom. A Ty przez te swoje zabobony robisz się coraz bardziej nieszczęśliwa! – fuknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Za jakie grzechy mnie to spotyka?
Myślałam, że Kazik wszystko sobie przemyśli. Że przyjdzie któregoś dnia i powie: „Miałaś rację, mamo. Związek z tą kobietą to był zły pomysł. Lepiej poszukam sobie żony”. Modliłam się jeszcze gorliwiej, ale mój syn był jakiś oporny na boską moc. Nie tylko do mnie nie przyszedł, ale jeszcze w ogóle zerwał ze mną kontakt.
A żeby było śmieszniej, to ta jego Marzena próbowała się ze mną kontaktować. Raz odebrałam, oczywiście z czystej ciekawości, a ona zaczęła mnie przekonać, że wszyscy możemy być jedną wielką szczęśliwą rodziną. Niedoczekanie! Ja życia w grzechu pochwalać nie będę. A syna najwyżej spiszę na straty.
Czytaj także:
„Dzieci mnie ignorowały, a wnuki wolały iść na burgera drwala, zamiast zjeść rosół u babci. Przecież ja ich wychowałam”
„Mąż wyjechał do USA za chlebem, ale nie przesyłał mi żadnych dolarów. Łajdak bez honoru po prostu mnie zostawił”
„Szukałam mężowi kochanki. Chciałam, żeby w sądzie orzeczono rozwód na moją korzyść. Nie oddam tej ciamajdzie majątku”