„Wzięłam ślub cywilny, więc rodzice wyrzucili mnie z domu. Wolę żyć na kredycie, niż pod publiczkę zgrywać katoliczkę”

wściekła panna młoda fot. iStock, filo
„Najbardziej zabolało to, że mama zignorowała nawet informację o mej ciąży. Przepłakałam wtedy niejedną noc, bo marzyłam o tym, aby nasze dziecko miało świetne relacje z dziadkami”.
/ 04.02.2024 13:15
wściekła panna młoda fot. iStock, filo

Dla mnie i Tomka nasza miłość zawsze była najważniejsza. Od samego początku chcieliśmy być razem i wyrażaliśmy pełną zgodność, co do kwestii związanych z zawarciem związku małżeńskiego.

Ślub kościelny odpadał, bo nie jesteśmy osobami wierzącymi. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ludzie godzą się na takie rzeczy wbrew sobie – tylko po to, żeby zadowolić bliskich. W końcu ślub się bierze dla siebie, a nie dla kogoś. Nie spodziewaliśmy się, że z tego powodu wybuchnie awantura, która pociągnie za sobą nieprzyjemne konsekwencje.

Moi rodzice są bardzo religijni, lecz po cichu liczyłam na to, że zaakceptują naszą decyzję – zwłaszcza że Tomek już od pierwszego spotkania przypadł im do gustu. Pracowity, uczciwy, sumienny, z pozytywnym nastawieniem do świata – naprawdę trudno by było go nie polubić.

Wydawało się, że wszystko się poukłada i moi rodzice przyjmą do wiadomości, że nie każdy pragnie żyć tak, jak oni. Jednakże strasznie się na nich zawiodłam, bo sprawa ślubu kościelnego okazała się ważniejsza niż to, że jestem szczęśliwa u boku ukochanego mężczyzny.

Ojciec był gotów oddać ziemię

Od samego początku wiedziałam, że Tomek jest facetem, z którym chcę spędzić resztę życia. Zamieszkaliśmy razem po roku spotykania się – był to dla nas kolejny, zupełnie naturalny etap związku. Wynajęliśmy najpierw jedno, a potem drugie mieszkanie, ale marzyliśmy o własnych czterech kątach.

Po ślubie zamierzaliśmy się postarać o lokum, które będzie już tylko nasze. Tomek założył firmę remontową i bardzo ciężko harował, co w końcu zaczęło przynosić efekty. Ja pracowałam jako asystentka prezesa w renomowanej firmie handlowej i również nie mogłam narzekać na zarobki.

Nie trwoniliśmy pieniędzy, dużo oszczędzaliśmy z myślą o swoim gniazdku. Nie łudziliśmy się, że uzbieramy pełną kwotę, więc w rachubę wchodził kredyt hipoteczny – niestety, ceny mieszkań w Warszawie są astronomiczne, niemniej uważaliśmy, że to i tak świetna inwestycja.

– A co byście powiedzieli, gdybym oddał wam ziemię po babci? – niespodziewanie zaproponował mój tata, gdy poinformowaliśmy jego i mamę o zaręczynach. – Moglibyście go sprzedać i mieć z tego ładny kawałek grosza, na mieszkanie jak znalazł.

Ja i Tomek popatrzyliśmy na niego z niedowierzaniem.

– No wiesz… – nie kryłam zaskoczenia. – Byłoby nam miło…

– To już jak będziecie po ślubie, załatwimy niezbędne formalności – tata wyglądał na zadowolonego.

– Jak rozumiem, weźmiecie kościelny – wtrąciła mama.

– Jeszcze nie ustaliliśmy daty – skłamałam.

Termin był zaklepany, ale uprzedziłam Tomka, że na razie nie powiemy rodzicom, iż odbędzie się tylko ślub cywilny.

Aha, no dobrze – uśmiechnęła się dobrotliwie mama, a mnie od razu dopadły wyrzuty sumienia, że nie mówię prawdy.

– Cieszę się, że będę mógł pomóc mojej drogiej córeczce – dodał tata.

Ceny ziemi w ostro poszły w górę, a że babcina działka była położona w atrakcyjnym miejscu, mogliśmy otrzymać za nią niemałą sumę.

– Dziękujemy – odparłam, nie kryjąc wzruszenia.

– Drobiazg – ojciec niby niedbale machnął ręką.

Znałam go już na tyle dobrze, że wiedziałam, iż jest mocno przejęty. Przez następne tygodnie rodzice coraz intensywniej domagali się podania im szczegółów dotyczących ślubu.

– Wiesz przecież, kochanie, że chcemy wam pomóc – podkreślała mama.

Nie mogliśmy zwlekać w nieskończoność

W którąś niedzielę, gdy zaprosili nas na obiad, podzieliłam się z nimi informacjami na temat uroczystości ślubnej. Przy stole zapanowała konsternacja.

– To żart – tata wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem.

– Nie, nie bierzemy ślubu kościelnego – potwierdziłam to, co przed chwilą usłyszeli.

– Mój Boże, to tak nie przystoi w grzechu żyć – matka zbladła, ledwo łapiąc oddech.

– Przecież się kochamy, a to jest najważniejsze – zaprotestowałam.

– Wstydu nie macie – mama uderzyła w płaczliwy ton.

Proszę cię, nie mów tak – poczułam się w tym momencie okropnie, jakbym wyrządziła jej jakąś wielką krzywdę.

Tymczasem nie zrobiliśmy nic ponadto, że zamierzaliśmy pobrać się po swojemu, a nie pod czyjeś dyktando. Z twarzy ojca biła wściekłość. Wstał i wskazującym palcem pokazał nam drzwi.

– Grzesznicy – dyszał ciężko – wynoście się z mojego domu.

Rozpętała się awantura. Jej finał był taki, że opuściłam w pośpiechu mieszkanie rodziców zalana łzami. Tomek usiłował mnie pocieszyć, ale kiepsko mu to wychodziło, bo sam był roztrzęsiony. Jako dwoje dorosłych ludzi mamy prawo decydować o własnym życiu – niestety inni niekoniecznie to rozumieją, a szkoda.

Rodzice nie pojawili się na ślubie

Dzień ślubu powinien być radosny, lecz w naszym przypadku nie do końca tak się stało. Powodem była nieobecność moich rodziców. Wielokrotnie do nich dzwoniłam zarówno przed uroczystością, jak i po niej, ale bezskutecznie. Telefon milczał niczym zaklęty. Dostałam jedynie zdawkową wiadomość od mamy: „Z grzesznikami nie rozmawiamy”. No cóż, staraliśmy się przeżyć nasz wielki dzień najlepiej, jak tylko potrafiliśmy, chociaż serce mi krwawiło.

– Zobaczysz, przejdzie im – mój świeżo upieczony małżonek dokładał wszelakich starań, żeby podnieść mnie na duchu.

Jednakże mijały tygodnie, a rodzice w dalszym ciągu nie reagowali na próby kontaktu.

Może trzeba odpuścić – Tomek powiedział na głos to, co nie mogło przejść mi przez gardło.

– To chyba jedyne wyjście – przytaknęłam ze smutkiem.

– Przecież do niczego ich nie zmusisz.

– Masz rację.

Najbardziej zabolało to, że mama zignorowała nawet informację o mej ciąży. Przepłakałam wtedy niejedną noc, bo marzyłam o tym, aby nasze dziecko miało świetne relacje z dziadkami. Rodzice Tomka nie żyli – zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał on zaledwie 10 lat. Wychowała go babcia, która odeszła kilka lat temu. Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że nasz synek będzie pozbawiony przyjemności obcowania z dziadkami – a właśnie na to się zanosiło.

Dopiero 4 lata po narodzinach Mateuszka moja mama przypomniała sobie, że ma wnuka. Przemogła się i zadzwoniła, żeby przekazać smutne wieści: ojciec zmarł na zawał. Powiadomiła o pogrzebie, a przy okazji zaczęła wypytywać o Mateusza. Nie miałam zbytnio ochoty udzielać odpowiedzi. Byłam na nią zła. Nie miałam pojęcia o zdrowotnych problemach taty, nie mogłam być przy nim. Oczywiście pojechaliśmy na pogrzeb – mały został z siostrą Tomka.

– Cieszę się, że jesteście – twarz mamy była spuchnięta od płaczu.

Wcale nie zrobiło mi się jej szkoda, czym zaskoczyłam samą siebie. Zamiast tego odczuwałam złość, gniew i frustrację.

– Jak mogłaś? – rzuciłam w jej kierunku z wyrzutem.

– Kochanie, ja… – zaczęła się tłumaczyć, lecz nie pozwoliłam jej dokończyć.

– Postąpiliście podle, nigdy wam tego nie wybaczę – z trudem panowałam nad emocjami, utrzymanie nerwów na wodzy w zaistniałych okolicznościach było nie lada wyzwaniem.

Aneczko, wybacz – wybuchła płaczem, a ja byłam w stanie tylko się jej przyglądać.

Nagle role się odwróciły. To jej zaczęło zależeć na porozumieniu się i bliskości, a ja pozostawałam obojętna. Nie wiem, czy jeszcze dam radę zdobyć się wobec niej na życzliwy gest, bo to między innymi jej upór i głupia zawziętość spowodowały, że sprawy pomiędzy nami potoczyły się tak, a nie inaczej. Tata nie żył i nic tego nie zmieni – nie dostałam szansy na pożegnanie się z nim.

Czytaj także:
„Córka myśli, że będziemy z ojcem wiecznie sponsorować jej dzieciarnię. Chce, bym rzuciła pracę i poświęciła się wnukom”
„Rozwiodłam się już po roku, bo teściowa sterowała mężem jak marionetką. Zdanie mamusi było dla niego najważniejsze”
„Po 25 latach małżeństwa zostawiłem żonę dla kochanki. Szybko się mną znudziła i kazała wracać do rodziny”

Redakcja poleca

REKLAMA