Widok za oknem był tak niecodzienny, że na chwilę zapomniałam o swojej złotej zasadzie, żeby nie krytykować męża przy dzieciach, i na głos dosadnie wyraziłam swoje odczucia:
– A to co za nowe dziwactwo?!
– Żadne dziwactwo! – usłyszałam pełen entuzjazmu głos dochodzący od strony drzwi. – Nie pamiętasz, Marysiu, że zawsze marzyłem o motorze? W końcu stać mnie na to, żeby to marzenie spełnić. Pojedziemy sobie jeszcze nim na kooooncert – ostatnie zdanie Andrzej raczej wygwizdał, niż wypowiedział.
Ale mnie wcale nie było do śmiechu
„Raczej do szpitala pojedziesz na tym ścigaczu niż na koncert” – pomyślałam, ale na głos nic nie powiedziałam.
W ostatnim czasie Andrzejowi nie dało się najprostszej rzeczy przetłumaczyć. Mówi się, że po czterdziestce mężczyznom odbija. Ale mojemu mężowi odbiło chyba za dziesięciu. Pewnego dnia przyszedł na przykład do domu z dwiema torbami sportowych ubrań.
– Zapisałem się na siłownię – oznajmił z dumą, stawiając wszystkie kupione rzeczy w przedpokoju.
– Ale wiesz, że od wykupienia karnetu brzuszka się nie gubi – mruknęłam z dezaprobatą, patrząc na jego figurę.
– Nic się nie bój – roześmiał się Andrzej. – Nie od razu Rzym zbudowano. Znalazłem już plan treningowy w internecie i od jutra zaczynam program naprawy siebie.
Muszę przyznać, że przez pierwsze dwa tygodnie mąż rzeczywiście codziennie rano chodził na siłownię. Ale zapału wystarczyło mu na niewiele dłużej. Kupił też tonę książek na temat zmiany stylu życia. Tylko jak na razie wszystkie leżały na stole w salonie, ale każdego dnia Andrzej zapewniał mnie, że to się zmieni i jak tylko będzie miał chwilę, to je przeczyta. Bałam się myśleć, co kolejnego wymyśli.
– Nie chcę cię straszyć, ale zaczyna się od siłowni i motoru, a później przychodzi czas na eksperymenty w sypialni – stwierdziła autorytatywnie Wanda, koleżanka z pracy, gdy zwierzyłam się jej ze zmiany, jaka zaszła w moim mężu.
– Nic takiego nie zauważyłam – zafrasowałam się. – Wręcz przeciwnie. Jeśli mam być szczera, to ostatnio Andrzej jest nawet mniej mną zainteresowany niż zwykle. Ciągle tylko to liczenie kalorii i sport.
– Ale kto ci powiedział, że te eksperymenty będą z tobą? – roześmiała się szyderczo Wanda. – U nas było dokładnie tak samo. Najpierw Norbert kupił sobie skórzaną kurtkę, później sportowy samochód, a później to już sama wiesz…
Aż mnie zimny dreszcz przeszedł
Burzliwym rozwodem Wandy w zeszłym roku przez kilka miesięcy żył cały dział. Wszyscy współczuliśmy jej męża, który po dwudziestu latach małżeństwa zamienił ją bez skrupułów na młodą sekretarkę. Czy mnie czekało to samo? Na drżących nogach wróciłam do domu i postanowiłam baczniej przyjrzeć się Andrzejowi. Faktycznie, trudno było nie zauważyć, że w ostatnim czasie diametralnie się zmienił. Nie chodziło tylko o gadżety, które kupował.
Pewnego dnia stwierdził również, że nasi starzy znajomi to nudziarze i nie zamierza więcej ich zapraszać.
– Trzeba się otworzyć na nowych ludzi, których obecność coś wnosi do twojego życia – powiedział, bez wyrzutów sumienia odpisując sąsiadce, że niestety nie możemy umówić się z nimi na weekend na grilla, ponieważ mamy już inne plany.
– Ale co jest złego w starych znajomych? – szepnęłam, bo w głowie od razu mi zahuczało: dokładnie to samo co w starej żonie. Są po prostu starzy.
– Nie otwierają nas na nowe horyzonty – odpowiedział Andrzej mentorskim tonem, jakby wyczytał to zdanie w jakimś poradniku motywującym. – Nie jesteśmy wcale tacy starzy, Marysiu. Możemy jeszcze wielu rzeczy w życiu doświadczyć.
Nie miałam ochoty niczego doświadczać. Lubiłam moje dotychczasowe życie. Pracę w spokojnym biurze, codzienne rytuały rodzinne, odwożenie dzieci na zajęcia dodatkowe, weekendy ze sprawdzonymi przyjaciółmi. Nie widziałam potrzeby niczego zmieniać. Ale skoro Andrzejowi tak sprzykrzyło się nasze dawne życie…
– Nie możesz czekać, aż on cię zostawi – stwierdziła Wanda. – Znam się na tym. To się tak zaczyna, Marysiu. Musisz mu pokazać, że ty też jesteś kobietą gotową na nowe wyzwania.
– Ale ja nie jestem kobietą gotową na nowe wyzwania – jęknęłam. – Nie cierpię zmian. Nawet jak miałam zmienić kolor zasłon, to dwa miesiące oglądałam wizualizacje różnych mieszkań w internecie, zanim się zdecydowałam.
– To była dawna Maria – stwierdziła Wanda. – Nowa nie boi się żadnych wyzwań. W sobotę idziemy razem do klubu.
– Do klubu? Ale po co? – jęknęłam.
Nie wyobrażałam sobie, co miałabym robić w takim miejscu bez męża.
Nigdy w żadnym klubie nie byłam
Kiedy szliśmy razem na wesele, Andrzej zwykle siedział przy stole, pijąc i jedząc, a ja, chociaż może miałabym i ochotę potańczyć, dzielnie mu towarzyszyłam. A teraz co miałabym robić tam sama?
– Jesteś jeszcze całkiem ładna – zawyrokowała Wanda, jakby czytając mi w myślach. – Nawet się nie obejrzysz, jak poznasz kogoś interesującego. Niech Andrzej sobie nie myśli, że tylko on może „doświadczać czegoś nowego”.
Jak w ten sposób o tym pomyślałam, to stwierdziłam, że Wanda miała rację. Przez chwilę łudziłam się jeszcze nadzieją, że mąż zaprotestuje, kiedy usłyszy o moich planach samotnego wyjścia, ale on tylko pokiwał głową:
– Do klubu? Z koleżanką? Świetny pomysł. Człowiek nie powinien się zamykać tylko w czterech ścianach. Żyje się raz.
Byłam tak wściekła na jego powściągliwą reakcję, że postanowiłam choćby na złość Andrzejowi tego wieczora bawić się wyjątkowo dobrze.
„Żyje się raz? To zobaczysz, że ja też umiem pożyć” – pomstowałam w myślach.
Choć zupełnie się tego nie spodziewałam, o dziwo bawiłam się fantastycznie. Wanda wybrała wspaniały klub. Mieszkam w moim mieście tyle lat, a nawet nie wiedziałam, że są tu takie miejsca. Wbrew moim obawom na parkiecie oprócz nas było wiele osób w podobnym wieku. Nie widziałam wcale młodzieży w wieku naszych dzieci. Muzyka i oświetlenie też bardzo mi odpowiadały. Po kilku drinkach nawet nie zaprotestowałam, kiedy Wanda zaproponowała, żebyśmy dosiadły się do dwóch panów, którzy według jej słów patrzyli na nas od początku wieczoru. Okazało się, że mężczyźni są w naszym mieście przejazdem, w delegacji, i przyszli tu, żeby – jak to ujęli – „całkowicie nie zmarnować wieczoru”.
Jednemu z nich wyraźnie wpadłam w oko
Tomasz kilkakrotnie prosił mnie do tańca, a kiedy już tańczyliśmy, był bardzo miły i nie przestawał mnie komplementować.
– Nie sądziłem, że poznam taką kobietę jak ty – szepnął w pewnym momencie. – Gdzie przez tyle lat chował się taki skarb?
„Między kuchnią a przedpokojem” – pomyślałam tylko, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze, bo to, co widziałam, rzeczywiście wydało mi się w tym momencie niczego sobie. Na głos powiedziałam tylko:
– To co, jakieś plany na resztę wieczoru?
Tomasz jakby tylko czekał na takie słowa z mojej strony, bo momentalnie zaproponował kontynuację przyjemnego spotkania już tylko we dwoje. Nie poznawałam siebie, ale w tamtym momencie nie miałam nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Nie byłam pewna, czy to działanie alkoholu, który na co dzień piłam od przypadku do przypadku, czy raczej chodziło o to, że w końcu, po tylu latach, poczułam się kobietą, ale nie miałam w tamtej chwili wątpliwości. Kątem oka dostrzegłam zaniepokojony wzrok Wandy, kiedy szepnęłam jej do ucha, że wychodzę z Tomaszem.
– Na pewno wiesz, co robisz? – mruknęła z lekką dezaprobatą.
– Pamiętam aż za dobrze, co powiedział mi Andrzej, gdy wychodziłam – odpowiedziałam. – Żyje się raz, czyż nie?
Wanda tylko pokręciła głową, jakby chciała coś dodać, ale nie zdążyła, bo właśnie podszedł do nas Tomasz i cicho szepnął mi do ucha, że taksówka czeka.
Od tamtego momentu niewiele pamiętam
Nie wiem, jak to się mogło stać, ale obudziłam się w środku nocy z potwornym bólem głowy.
– Co się dzieje? – spanikowałam, próbując podnieść się z łóżka, choć nogi odmawiały mi posłuszeństwa. – Przecież wcale aż tak dużo nie wypiłam…
Powoli wydarzenia poprzedniej nocy zaczęły układać mi się w głowie, choć ku mojemu przerażeniu we wspomnieniach miałam zbyt dużo dziur. Wyjście z Wandą do klubu, poznanie dwóch przystojnych mężczyzn, moment, jak wsiadałam z Tomaszem do taksówki… Na wspomnienie mojej decyzji o wyjściu z klubu z obcym facetem poczułam rumieniec napływający mi do policzków. Chyba całkowicie rozum postradałam, skoro chciałam zdradzić męża...
– Ale skoro to się stało, to gdzie jest Tomasz? I gdzie ja właściwie jestem?
Zerknęłam na zegarek. Była druga. Daleko jeszcze do świtu, ale o dwie godziny za późno w stosunku do czasu, kiedy miałam wrócić do domu. Andrzej na pewno umiera z niepokoju! Z trudem sięgnęłam po telefon. Coraz więcej rzeczy mi się tu nie zgadzało. Choć znajdowałam się w hotelowym pokoju w zupełnie nieznanej mi lokalizacji, byłam całkowicie ubrana. Po co ten cały Tomasz w takim razie mnie tu przywiózł?
Resztką sił wybrałam numer męża. Andrzej odebrał po pierwszym sygnale.
– Umieram z niepokoju – warknął do słuchawki i choć głos miał wściekły, bez trudu rozpoznałam w nim ulgę. – Gdzie ty jesteś? Miałaś być o północy.
– Andrzej… – szepnęłam, kompletnie nie wiedząc, od czego zacząć. – Stało się coś złego. Ktoś mnie chyba… porwał.
– Porwał? Co ty za głupoty opowiadasz? – usłyszałam szorstki głos męża. – Zawsze ci mówiłem, że masz słabą głowę i nie powinnaś pić.
– Ja… ja nie piłam dużo. Andrzej, przyjedź po mnie po prostu, dobrze?
Przez chwilę zdałam sobie sprawę, że nawet nie jestem w stanie podać mężowi adresu, pod którym ma mnie znaleźć, ale od czego pomysłowość.
Włączyłam lokalizację w telefonie
Ku mojemu zdziwieniu, wyświetliło się miejsce wiele kilometrów od mojego domu, w którym nigdy wcześniej nie byłam.
„Po co Tomasz mnie tu przywiózł? Co się stało?” – kłębiło mi się w głowie, a jej potworny ból sprawiał, że z jeszcze większym trudem przychodziło mi zebrać myśli.
W tamtym momencie nie myślałam nawet, co powiem mężowi i jak Andrzej zareaguje na to, że jestem w hotelu po drugiej stronie miasta. I słusznie. Bo, jak się wkrótce przekonałam, miałam jeszcze poważniejszy kłopot. A może ten cały Tomasz, skoro nie miał zamiaru mnie skrzywdzić, chciał mnie okraść? Drżącymi rękami otworzyłam torebkę i na sekundę odetchnęłam, widząc nienaruszony portfel, w który niechlujnie wciśnięte było sto złotych. Prawo jazdy, dowód osobisty… Powoli odzyskiwałam spokój, wyjmując kolejne dokumenty. I wtedy zamarłam. Karta płatnicza. Zawsze nosiłam ją z dowodem. Gdzie jest moja karta? Nerwowym ruchem wyrzuciłam wszystkie rzeczy z torebki. Karty nigdzie nie było. Wystukałam w telefonie kod banku. A później przez kilkadziesiąt sekund wpatrywałam się zmartwiałym wzrokiem w to, co wyświetliło się na ekranie.
Na naszym koncie nie było ani złotówki. Ale jak to? Jak to się mogło stać? Przecież mam zatwierdzanie większych transakcji na podstawie linii papilarnych… Powoli zaczęło mi świtać, co mogło się stać, chociaż prawda była zbyt straszna, by od razu ją przyjąć. Kiedy przyjechał Andrzej, nie pozostawało mi nic innego jak przyznać się mężowi, że padłam ofiarą oszustwa, i razem z nim zgłosić sprawę na policję. O dziwo, Andrzej nie był najbardziej załamany tym, że przez moją głupotę straciliśmy w jedną noc oszczędności życia. Ciągle powtarzał z niedowierzaniem:
– Ale jak to pojechałaś z obcym mężczyzną do hotelu? Po co? Chciałaś mnie zdradzić? Ale dlaczego? Naprawdę tak ci ze mną źle, Marysiu?
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Byłam tak załamana i zdezorientowana, że żadna odpowiedź nie wydawała mi się właściwa. To, co usłyszałam na policji, wcale mnie nie pocieszyło. Okazało się, że od pewnego czasu w naszym mieście grasowała para oszustów. Polowali na takie kobiety jak ja. W średnim wieku, wyglądające na samotne. Poznawali je w klubach. Tam omotywali ofiarę komplementami, a następnie podawali jej ogłupiającą pigułkę. Bezwolną wieźli do ustronnego hotelu i zmuszali do autoryzacji transakcji, które czyściły jej konto do zera.
– Nie pani pierwsza i ostatnia padła ofiarą tej szajki – stwierdził współczująco oficer na komisariacie. – Mogę obiecać, że zrobimy co w naszej mocy, żeby odzyskać państwa pieniądze, ale przez ostatni rok, nam się to nie udało, niestety.
Byłam załamana
Na koncie było czterdzieści tysięcy złotych. Oszczędności życia. Andrzej zaoferował się nawet, że sprzeda motor i głośniki, które ostatnio kupił, ale nie zgodziłam się na takie poświęcenie z jego strony. Jeśli to ma być to jego szaleństwo, to lepiej niech się chłop wyżyje w ten sposób, niż miałyby mu do głowy głupoty przychodzić… Wystarczy jednego głupiego w rodzinie. Ta nauczka drogo mnie kosztowała. Ale – paradoksalnie – przyniosła też korzyść. Ustaliliśmy z Andrzejem, że chcemy wspólnie przechodzić przez kryzys wieku średniego.
Niepotrzebne nam do tego kluby i gadżety. Mamy siebie. W naszej sypialni nie wieje już nudą. Ale o tym cicho sza. Co się dzieje w małżeństwie, niech pozostanie w małżeństwie…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”