„Wziąłem ślub z pierwszą lepszą dziewczyną z baru, by odegrać się na byłej. Po latach wiem, że to była najlepsza decyzja życia”

szczęśiwa para fot. Adobe Stock, rh2010
„Właściwie to czasem mam ochotę podziękować Alinie, że nie zdecydowała się dłużej trwać w tym naszym długim, nudnym związku bez perspektyw. Bo moja żona to prawdziwy skarb, który o mały włos mógłbym przegapić. A najzabawniejsze, że o naszym losie zdecydował przypadek”.
/ 22.08.2023 21:30
szczęśiwa para fot. Adobe Stock, rh2010

Alina była moją pierwszą miłością. Kochałem ją do szaleństwa. Głupi ja, myślałem wtedy, że jest tą jedyną. Kiedy zostawiła mnie dla nadętego doktorka, który miał zaplanowaną przyszłość w każdym, najdrobniejszym szczególe, obiecałem sobie, że nie odpuszczę. Pokażę jej, że wcale nie jestem beztroski, niedojrzały i niegotowy, żeby się ustatkować. Wyrwę jakąś laskę w barze i już wkrótce weźmiemy ślub.

Zakpiła ze mnie

Kiedy Alina stwierdziła, że ze mną zrywa, po prostu się zawiesiłem. Stałem jak wryty i patrzyłem na nią, czekając, aż obróci wszystko w żart. Przecież byliśmy w ukrytej kamerze, no nie? A ona chciała się tylko trochę podroczyć. Podobno nie byłem dość dobry. Nie taki, jakiego mnie sobie wyobraziła.

‒ Jesteś uroczym chłopcem, Jacek ‒ rzuciła wtedy. ‒ Kiedyś mi to wystarczało, ale teraz… teraz pragnę czegoś więcej! Chcę się ustatkować, wziąć ślub, założyć rodzinę. Więc no… sam rozumiesz, po co mi beztroski trzydziestolatek, który zachowuje się jak dzieciak?

Nawet nie próbowałem się bronić. Zresztą, jak tylko otworzyłem usta, zalała mnie kolejnym potokiem słów. Nasłuchałem się, jaki to jej nowy wybranek jest dojrzały, męski, super poukładany. Miał wszystko przemyślane, budował dom, był poważnym lekarzem, a nie marnym dziennikarzyną jak ja. Zasypała mnie więc tymi rewelacjami, a potem poszła spakować swoje rzeczy.

Nic nie powiedziałem. Patrzyłem tylko, jak wrzuca te wszystkie fatałaszki do walizki i próbowałem sobie to jakoś poukładać w głowie. Jednocześnie miałem nadzieję, że w końcu obudzę się z tego koszmaru, a Alina będzie tak samo cudowna, jak zwykle.

Chciałem się zemścić i... ożenić

Pierwszy tydzień po naszym rozstaniu przesiedziałem przed telewizorem. Oglądałem wszystko jak leciało – mecze, seriale, programy rozrywkowe, przewinęło się nawet kilka tych szmatławych filmów o miłości. I tak na niczym się nie skupiałem. Wciąż nie rozumiałem, jak Alina mogła mi to zrobić.

Przecież wcale nie byłem dzieciakiem! I mogłem się ożenić – choćby zaraz! Dlaczego nie mogliśmy o tym najpierw porozmawiać? Czym ją tak ujął ten jej doktorek? Z tym całym swoim planem na przyszłość i miliardem zasad musiał być pewnie strasznie nudny.

Wreszcie doszedłem do wniosku, że nie mogę do końca życia siedzieć bezczynnie na kanapie. Skoro ona tak pogrywała, nie chciałem być gorszy. Postanowiłem, że udowodnię jej swoją wartość. Pokażę, że jestem gotowy na każdy poważny krok. Nawet ślub. I znajdę sobie odpowiednią kandydatkę.

W tym celu udałem się do baru. Bo przecież w takich miejscach aż roi się od chętnych panienek. Wytłumaczyłem sobie, że znalezienie żony to pestka, a Alina? Ona miała dostać zaproszenie na nasz ślub. Żeby oko jej zbielało, jak już zobaczy mnie z obcą laską, stojąc u boku swojego poukładanego doktorka. 

Podjąłem szybką decyzję

Na miejscu stanąłem przy barze i od razu stwierdziłem, że to był bardzo głupi pomysł. Nie miałem pojęcia, jak do kogokolwiek zagadać. Co miałem powiedzieć: „Hej. Potrzebuję żony. Może chciałabyś nią zostać?”. Zresztą, nie wiedziałem nawet, jakiej kobiety konkretnie szukam. Zdecydowanie żadna nie przypominała Aliny.

‒ Ciężki dzień? ‒ spytała jakaś dziewczyna, gdy wisiałem nad swoim piwem, zupełnie nie wiedząc, co począć dalej.

‒ Cały tydzień ‒ mruknąłem z rezygnacją.

‒ To może chcesz pogadać?

Uniosłem wzrok. Była ładna. Miała długie blond włosy, wtedy związane w kucyk, trochę okrąglejszą twarz i duże niebieskie oczy. Idealnie nadawała się na żonę. Tak przynajmniej uznałem.

‒ Pewnie ‒ stwierdziłem i wyciągnąłem do niej rękę. ‒ Jacek.

Uścisnęła ją.

‒ Daria.

Robiłem wszystko, by Daria się mną interesowała. Zapraszałem ją na kolacje, kawy, do kina, do parku, poszliśmy razem nawet na basen. Od razu powiedziałem jej, że myślę bardzo poważnie o związku.  Wytłumaczyłem, że skończyłem już przecież trzydzieści lat, młodszy nie będę, więc chciałbym jak najszybciej założyć rodzinę. Co do dzieci, to nie miałem jeszcze konkretnych planów, ale przekonywałem ją, że wszystko jest do dogadania.

Tak się złożyło, że matka Darii ustawicznie męczyła ją o to, że powinna wziąć ślub. Bo wszystkie jej koleżanki wyszły już za mąż. Nawet młodsza siostra Darii została szczęśliwą mężatką, a ona jakoś się do tego nie kwapiła.

Miłość czy desperacja?

Zdecydowałem się postawić wszystko na jedną kartę i jej się oświadczyć. Wcześniej jednak postanowiłem powiadomić o tym fakcie rodziców. Wolałem uniknąć zaskoczeń czy ewentualnych wyrzutów.

‒ Dziecko, znasz ją ledwie tydzień! ‒ zaczęła natychmiast moja mama. ‒ Jak możesz się oświadczać po takim czasie?

Reakcja taty była tylko nieco lepsza.

‒ Nie wiem, jak zdążyła cię tak szybko przekonać do tego, żebyś spędził z nią resztę życia, ale w porządku. Jeśli ją kochasz, jeśli to ta jedyna, idź i się oświadczaj.

‒ Tak zrobię ‒ stwierdziłem wtedy zadowolony i mimo wyraźnego szoku, wymalowanego na twarzy mamy, nie zmieniłem zdania.

Choć trochę się obawiałem, Daria przyjęła oświadczyny. Widocznie musiała być tak samo zdesperowana jak ja. Termin ślubu ustaliliśmy szybko, a ja uparłem się, żeby zaprosić Alinę. Narzeczonej powiedziałem, że to dawna dobra znajoma. Kiedy wysyłałem zaproszenia, byłem przekonany, że nie marzę o niczym innym, poza oglądaniem miny mojej byłej, gdy zobaczy mnie u boku innej.

Wspólne planowanie ślubu i wesela zdecydowanie nas z Darią do siebie zbliżyło. Czułem, że coraz lepiej się rozumiemy, a nasze pomysły stanowiły idealną spójną całość. Mieliśmy z tym wszystkim sporo zabawy, bo w ogóle się nie stresowaliśmy. W końcu ani ja nie byłem typowym Panem Młodym, ani ona typową Panną Młodą. Tym sposobem, choć od dziecka nie lubiłem niczego przygotowywać, kalkulować, rozkładać w czasie, te kilka tygodni traktowałem jak świetną przygodę.

Nie miałem wieczoru kawalerskiego, Daria nie życzyła sobie panieńskiego. Cały ten ślub był na tyle… oryginalny, że żadnemu z nas nie chciało się w to bawić. Wieczór przed ceremonią spędziliśmy w kinie na mocnym filmie akcji. A to dlatego, że oboje właśnie takie produkcje lubiliśmy.

To już zamknięty rozdział

Podczas ślubu nawet nie rozglądałem się za Aliną. Byłem za bardzo przejęty i skupiony na Darii. Jak się okazało, moja była przyszła. Z partnerem. Rzeczywiście, zaskoczyło ją tempo mojego życia, ale nie wydawała się nieszczęśliwa, widząc mnie ze świeżo upieczoną żoną.

Czy żałowała swojej decyzji? Nie podejrzewałem. I choć myślałem, że to mną wstrząśnie, jej obojętność nie wywołała we mnie żadnych emocji. Przyjąłem jej gratulacje, wymieniłem parę słów z jej facetem i tyle się widzieliśmy. Ten rozdział miałem już definitywnie zamknięty.
Miodowy miesiąc spędziliśmy z Darią we Włoszech. Prawdę mówiąc, nie mieliśmy funduszy, by wyjechać gdzieś dalej, a moja żona stwierdziła, że w zasadzie nigdy nie była w słonecznej Italii. I to był w sumie strzał w dziesiątkę. Z nikim nie przeżyłem tak wyjątkowej i relaksującej podróży.

Najlepsza żona z przypadku

Od mojego ślubu mija właśnie dziesięć lat. Nie wiem, kto i dlaczego postawił na mojej drodze Darię. W każdym razie, jestem mu za to dozgonnie wdzięczny. Właściwie to czasem mam ochotę podziękować Alinie, że nie zdecydowała się dłużej trwać w tym naszym długim, nudnym związku bez perspektyw. Bo moja żona to prawdziwy skarb, który o mały włos mógłbym przegapić. A najzabawniejsze, że o naszym losie zdecydował przypadek.

Kiedy pomyślę o tym, że mogłem zrezygnować z tego idiotycznego wyjścia na poszukiwania byle jakiej kandydatki na żonę, aż mną wstrząsa. Czasem razem śmiejemy się z tego, jak bardzo wariackie były te nasze wspólne początki. Ani ja, ani ona tak naprawdę nie oczekiwaliśmy niczego od tego związku, który mógł się przecież rozsypać w mgnieniu oka. A jednak przetrwał. I to w jakim stylu!

Prawda jest taka, że nie potrafię sobie teraz wyobrazić życia bez Darii. Ta niesamowita kobieta pozwoliła mi zrozumieć, czym jest miłość. Razem stworzyliśmy dom, o jakim nigdy nawet mi się nie śniło. I doczekaliśmy się wspaniałej córeczki, Karolinki. Za sprawą swojego głupiego pomysłu mam teraz najlepszą przyjaciółkę i partnerkę w jednym, a także jej małą, wiecznie roześmianą kopię.

Czytaj także: „Nie rozumiałam, że dziecko mogło zrobić coś tak okrutnego. Musiałam interweniować za każdą cenę”
„Po pierwszym dniu pracy nauczyciela chciałem iść na emeryturę. Na samą myśl, że będę musiał wrócić, robiło mi się słabo”
„Przyłapałam brata w jednoznacznej sytuacji. Nie mogłam uwierzyć w to, z kim się wychowywałam”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA