„Przyłapałam brata w jednoznacznej sytuacji. Nie mogłam uwierzyć w to, z kim się wychowywałam”

Zawiedziona kobieta fot. iStock by GettyImages, ilona titova
„Brat, gdy wydoroślał, bardzo ograniczył z nami kontakty. Mama szalenie za nim tęskniła, a ja nie rozumiałam czemu nas zostawił”.
/ 20.08.2023 17:30
Zawiedziona kobieta fot. iStock by GettyImages, ilona titova

Początkowo byłam niezadowolona. Ten wyjazd do Wiednia wypadł naprawdę w ostatniej chwili. A ja miałam już swoje plany. Chciałam wraz z Pawłem, moim narzeczonym, wyskoczyć na weekend na Pojezierze Drawskie. Paweł jeszcze o niczym nie wiedział, ale byłam pewna, że nie stawiałby przeszkód… No cóż, dobrze, że mu nie powiedziałam.

— Pani Jagodo, nie mam tam kogo wysłać — szef patrzył na mnie poważnie. — Reszta załogi jest na targach we Francji, a pani Renata nagle trafiła do szpitala. Musi więc pojechać pani. Proszę, tu jest bilet na pociąg, tu rezerwacja w hotelu, mapa z dojazdem, dokumenty dla klientów. Nasze stoisko bez trudu pani znajdzie, jest w sektorze B. Dzień pracy kończy się o osiemnastej, potem ma pani czas wolny. Powodzenia.

Stałam, patrząc na szefa błagalnie. Gdyby umiał czytać w myślach, zobaczyłby teraz neon z napisem: „Nie jadę, mam inne plany!”. Chyba rzeczywiście coś wyczuł, bo dodał:

— Jeżeli spisze się pani na tych targach, to porozmawiamy o awansie i podwyżce.

Nie brzmiało to jak obietnica wprost, raczej zapowiedź ciężkiej walki o pieniądze i stanowisko, ale pomyślałam, że zawsze byłby to jakiś krok do przodu. Po czterech latach w firmie najwyższy czas go zrobić.

Opowiedziałam mamie wszystko przy kolacji.

— A może… Może udałoby ci się spotkać z Aleksandrem? — powiedziała cicho.

— Wątpię — odparłam. — Nie znamy jego adresu, nie mamy numeru telefonu… Wiedeń jest ogromnym miastem, mamo.

— Znamy przecież nazwę teatru, w którym pracuje — mama zaczęła grzebać w szafce, w której trzymała dokumenty.

Po chwili odnalazła odpowiednią karteczkę, lekko postrzępioną na brzegach. Widać od ciągłego przekładania i oglądania. Podała mi ją i odwróciła się, abym nie widziała łez.

Aleksander jest moim młodszym bratem. W dzieciństwie bardzo byliśmy zżyci. Dzieliły nas trzy lata, ale jakby ta różnica w ogóle nie istniała. Olek był spokojnym chłopcem, cichym i grzecznym. Nie przypominam sobie, abyśmy kiedykolwiek się kłócili czy sobie dokuczali! Mieliśmy początkowo wspólny pokój, dopiero w późniejszych latach rodzice przebudowali mieszkanie, robiąc z dużego pokoju dwa osobne.

Wyrośliśmy na przyzwoitych ludzi  

Jako dzieci bawiliśmy się najczęściej w dom. Ja byłam mamą, a Aleksander… moją córeczką. Miał dziewczęcą, delikatną urodę, dopiero z czasem rysy twarzy mu się zmieniły na bardziej męskie. Włosy nosił do ramion, wyglądał jak aniołek, więc w zabawie wplatałam mu zawsze jakieś kokardki, spineczki, gumeczki, zakładałam na szyję korale.

Rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Ani Aleksander. Pozwalali nam na dziecięcą wolność. Ja często chwytałam za Olkowe samochody i klocki, on wolał bawić się lalkami — i każde z nas wyrosło na przyzwoitych ludzi.

Gdy staliśmy się nastolatkami, nasze drogi zaczęły powoli się rozchodzić. Ja częściej przebywałam z przyjaciółkami, Olek natomiast był typem samotnika. Nie miał bliższego kolegi, koleżanki też nie. Czytał za to sporo, kilka razy w tygodniu chodził do biblioteki. I malował. Uwielbiał robić portrety.

Nie lubił być podglądany przy pracy, zamykał więc drzwi swojego pokoju na klucz. Sam go też sprzątał, zmieniał pościel, wynosił rzeczy do prania — rzadko kto tam więc wchodził. Rodzice respektowali jego prawo do azylu. A ja wyrosłam ze szczeniackiego podglądania.

Pierwsza wyjechałam z domu na studia. Przyjeżdżałam rzadko, dwa razy w miesiącu. Byłam na czwartym roku studiów, kiedy Olek pisał maturę. Chciał zdawać na historię sztuki. Szczególnie interesowała go kostiumologia. Rodzice protestowali, argumentując, że powinien zdobyć solidny zawód, a historię sztuki potraktować jako hobby. Mój brat upierał się jednak przy swoim zdaniu.

A potem… Pamiętam ten dzień jak dziś… Mama zadzwoniła do mnie, że ojciec miał zawał i w stanie krytycznym jest w szpitalu. Sześciogodzinna droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie. Zdążyłam praktycznie w ostatniej chwili.

Niestety, tata zmarł, nie odzyskawszy przytomności.

Następne dni mijały szybko. Przygotowania do pogrzebu, pochówek, potem stypa. To tam ktoś z dalszej rodziny zadał pytanie, w jaki sposób doszło do tego strasznego zdarzenia.

— Nie wiem dokładnie — odparła mama, ocierając załzawione oczy. — Byłam w pracy, kiedy zadzwonił do mnie Aleksander i powiedział, że tata źle się poczuł. Gdy dojechałam, jego zabierało już pogotowie.
Olek w tym momencie wyszedł. Jakby nie chciał słuchać i po raz kolejny wspominać tragicznego momentu.

Olek pracował tam w każde wakacje

Po kilku tygodniach zdał maturę i wyjechał na studia. Przyjeżdżał do domu jeszcze rzadziej niż ja. Ze swojego pokoju zabrał prawie wszystko do akademika, zostawiając jedynie niepotrzebne książki i ubrania na ewentualne przyjazdy. Widywałam go tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc.

W wakacje znalazł sobie pracę w Wiedniu, w jakimś teatrze. I wyjeżdżał tam przez cztery lata studiów, a po ich zakończeniu przeniósł się do Austrii.

— Nie mogę tego zrozumieć — mama kręciła głową. —Przecież mógłby znaleźć sobie pracę w Polsce, a nie taki szmat drogi od domu. My go prawie nie widujemy! — żaliła się.

My — bo ja po zakończeniu studiów wróciłam do domu i znalazłam pracę na miejscu.

Nie mogłam zostawić mamy samej po śmierci ojca. I nie mogłam zrozumieć, że Aleksander to zrobił. Przyjeżdżał na jeden weekend raz na pół roku. Nie opowiadał za dużo o sobie i swojej pracy, za to szedł na grób ojca i spędzał tam długie godziny. A potem znowu wyjeżdżał na wiele miesięcy.

My nie byłyśmy u niego nigdy. Podróż była kosztowna, a moja mama nie mogła latać samolotem. Podróż autem trwałaby zbyt długo.

No i właśnie teraz, niespodziewanie, nadarzała się okazja. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, firmowe papiery i dokumenty, zamówiłam taksówkę.

— Masz kartkę z adresem teatru? — upewniła się mama.
— Tak — odparłam. — Ale nie obiecuję, że znajdę czas.

Przyszłam odnaleźć brata

Wiedeń przywitał mnie piękną pogodą. Bez problemu odnalazłam siedzibę targów. Zameldowałam się i solidnie pracowałam. Po południu zostałam zwolniona dwie godziny wcześniej, abym spokojnie mogła zgłosić się w hotelu, w którym miałam rezerwację.

Tam, przy kolacji, przeglądałam plan miasta. Okazało się, że od ulicy, przy której mieści się teatr Olka, dzieliły mnie zaledwie trzy przecznice. Czyli całkiem blisko! Tego wieczoru jednak nie byłam na siłach wybrać się tam. Postanowiłam zrobić to następnego.

Po osiemnastej, zamiast do hotelu, udałam się pod teatr. Piękny, zabytkowy budynek robił imponujące wrażenie. Był ogromny! Zastanawiałam się, jak ja znajdę tam brata.

Weszłam do środka, odnalazłam recepcję.

—Szukam Aleksandra —powiedziałam po niemiecku.

Recepcjonista uśmiechnął się.

— Tutaj każdy dla niego przychodzi — powiedział. — Występ zaczyna się za pół godziny. Ale wątpię, aby dostała pani bilety.

Nie bardzo rozumiałam, o co chodzi, o jaki występ.

— Ja z Polski jestem — zaczęłam tłumaczyć. — Aleksander to mój młodszy brat.

Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie, z uśmiechem.

— Rzeczywiście, jest pani dość podobna. Proszę zaczekać.

Podszedł do kasy i poszeptał do siedzącej tam osoby. Potem skinął na mnie. Podeszliśmy do drzwi prowadzących do sali głównej, tam stał bileter. Recepcjonista i z nim porozmawiał. Potem odwrócił się do mnie.

— Gdy będzie dziewiętnasta, on wpuści panią do sali — powiedział, wskazując na biletera.

Musiał mnie źle zrozumieć! Przyszłam odnaleźć brata, który pracuje przy kostiumach! A oni chcą, abym oglądała jakiś występ! A może mam podziwiać kostiumy przygotowane przez brata? Nim zdążyłam pomyśleć, bileter wepchnął mnie do sali i zamknął drzwi…

Pogasły światła. Sala pełna. Przechodziłam pod ścianą, aby znaleźć się jak najbliżej sceny. Miałam szczęście! W drugim rzędzie dostrzegłam jedno wolne miejsce. Spytałam o nie.

— Mój mąż nie mógł dojechać, proszę, może pani usiąść — powiedziała młoda kobieta; a po chwili zadała pytanie:

— Lubi pani Aleksandra? Ja tylko dla niego tutaj przyjeżdżam.

Rany boskie, co to jest? Czy ja śnię?!

Nim zdążyłam odpowiedzieć, pogasły światła i zaczął się występ. Klubowa muzyka zaczęła lecieć w tle. A potem na scenę wyszły trzy kobiety, blondynki. Ubrane w długie suknie, z misternymi fryzurami i odważnym makijażem. Gdy tylko się pojawiły, ludzie oszaleli.

Zaczęli klaskać, krzyczeć. Kobiety natomiast stały na scenie i uśmiechały się. Niezbyt dobrze widziałam, bo stojący przede mną zasłaniali wszystko. Wstałam i ja. W tym czasie jedna z kobiet zaczęła śpiewać. Dziwnym głosem, wcale niekobiecym. I znajomym, choć zmodulowanym przez nagłośnienie.

Osoba przede mną usiadła wreszcie, a ja przyjrzałam się uważnie stojącym na scenie. Nagle gorąco mi się zrobiło! To nie były kobiety, tylko przebrani mężczyźni! A w środku stał mój brat — Aleksander! I to on śpiewał!

— Wspaniali są — powiedziała mi do ucha kobieta obok.

— Aleksandra uwielbiają tłumy! Dobrze, że ludzie przestali myśleć zaściankowo i teraz traktują ich jako sztukę!

Sztukę?! Ja miałam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie!

Patrzyłam na brata stojącego na scenie, przebranego za diwę operową, z blond peruką na głowie i rozcięciem w sukni ukazującym ogolone nogi — i czułam wstyd! I pewnie bym uciekła, gdybym nie zauważyła, że… Aleksander mnie rozpoznał i patrzył na mnie. Prosto w oczy. Tylko to spojrzenie osadziło mnie na miejscu.

Nie pamiętam nic z dalszego występu. Siedziałam i czekałam na koniec. Gdy wreszcie rozległy się brawa i po dwóch bisach artyści schowali się za kurtyną, poszłam za kulisy. Aleksander już tam na mnie czekał.

— Co ty tutaj robisz? — spytał, ściągając z siebie suknię i buty na niebotycznych obcasach.

— Przyjechałam służbowo —warknęłam. — Mama prosiła, abym ciebie odnalazła i odwiedziła, bo nie ma z tobą kontaktu. Ale chyba wiem, dlaczego. Olek, co ty robisz?!

— Pracuję — odparł brat.

— Tu? Przebrany za kobietę? — spytałam. — Płacą ci za bycie wymalowanym błaznem?

— Wiesz, Jagoda, to chyba był błąd, że tutaj przyszłaś — westchnął Aleksander.

— Też tak myślę — rzuciłam i wyszłam z teatru.

Kim jest mój brat?!

Wściekła dotarłam do hotelu i niemal od razu zapadłam w ciężki, pełen koszmarów sen. Rano wstałam, emocje nieco opadły. W Wiedniu miałam być jeszcze przez dwa dni i pomyślałam, że głupio tak wyjechać, nie porozmawiawszy szczerze z bratem. Dlatego po pracy jeszcze raz poszłam do teatru.
Tego wieczoru nie zaplanowano występu, na szczęście Aleksander był na miejscu.

— Liczyłem na to, że jeszcze przyjdziesz — powiedział cicho.

Podbiegłam i uścisnęłam brata z całej siły. Pół godziny później siedzieliśmy już w przytulnej restauracji.

— Opowiedz mi, co się właściwie dzieje — poprosiłam.

Jestem transwestytą — wyznał Aleksander, patrząc mi prosto w oczy.

— Myślałam, że to tylko sceniczne przebranie…

—Nie. Już jako nastolatek odkryłem, że jestem mężczyzną z duszą kobiety. Aleksandrą. Przychodzą momenty, że po prostu muszę ubrać się w kobiece ciuchy, umalować, włożyć odpowiednie buty. Wierz mi, walczyłem z tym. Ale okazało się silniejsze. To moja natura.

Powoli zaczęłam kojarzyć fakty z dzieciństwa i młodości. Ta wrażliwość i skrytość brata, częstsze przebywanie wśród dziewczyn niż chłopaków…

— Nawet nie wiesz, jak mi było trudno — kontynuował Aleksander. — To ukrywanie się ze swoją podwójną naturą.

W małym środowisku nie znalazłoby to zrozumienia.

— Jak ci się udało to ukryć przed rodzicami? —nie mogłam wyjść ze zdumienia.
Wtedy Aleksander niespodziewanie zaczął płakać. Pozwoliłam mu na łzy. Gdy się uspokoił, zaczął opowiadać.

— Któregoś razu wróciłem do domu wcześniej. Nikogo nie było. A ja poczułem, że muszę stać się Aleksandrą! Przebrałem się, umalowałem, założyłem perukę. I kiedy wychodziłem z łazienki, usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych. Ojciec mnie zobaczył, takiego przebranego. Nic nie powiedział, tylko patrzył. A potem nagle upadł. Resztę już znasz… Moja odmienność go zabiła! Nawet nie mogłem mu tego wyjaśnić!

— Ojciec miał zawsze słabe serce — zaczęłam tłumaczyć, ale Aleksander tylko kręcił głową.

— To dlatego wyjechałem z domu. Dopiero tutaj mogę być sobą. I nie narażać was na wstyd, a siebie na wspomnienia.

— Tylko że mama za tobą ogromnie tęskni — tłumaczyłam.

— I co z tego? Myślisz, że nagle zrozumie, że rano ma syna Aleksandra, a po południu córkę Aleksandrę?

Tego nie wiedziałam.

— Myślę, że powinieneś jej powiedzieć. Gorzej już być nie może, a mama naprawdę cierpi, kiedy się nie odzywasz, przyjeżdżasz tak rzadko i na tak krótko. Ona cię kocha…

Rozmawialiśmy jeszcze długo tego wieczoru, lecz byłam pewna, że nie przekonałam brata. Pożegnałam się z nim serdecznie. Serdeczniej niż zwykle.

— Kimkolwiek byś był, ja i mama mocno cię kochamy — szepnęłam mu do ucha.

Dwa dni później stałam na lotnisku. Zapowiedzieli właśnie samolot do Polski. Szłam do odprawy paszportowej, gdy ktoś mnie chwycił za rękę. Obejrzałam się. Aleksander!

— Lecę z tobą do domu — wyjaśnił. — Wziąłem tydzień zaległego urlopu. Mamie należy się wyjaśnienie. Może zrozumie…

— Na pewno zrozumie — przytuliłam brata do siebie.

Czytaj także:
„Mój facet był załamany, gdy stracił ukochane auto. Tylko ja wiedziałam, że świsnął mu je mój brat”
„Gdy brat wybrał babę zamiast bycia księdzem, matce pękło serce. Obrzydziła mi kobiety i zrobiła ze mnie psa na posyłki”
„Mój brat zrobił dziecko swojej nauczycielce. Całe miasto przeklęło ich związek, a ona straciła pracę”

Redakcja poleca

REKLAMA