Siedziałem w kawiarni, patrząc przez okno na dzieci bawiące się na pobliskim placu zabaw. Był poniedziałek, koło południa. Wziąłem wolne w pracy, bo nie byłem w stanie się skupić. Snułem się po mieście z nieszczęśliwą miną i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.
Moje małżeństwo się rozpadało. Żona postanowiła, że odchodzi, że już mnie nie kocha, że wszystko się między nami wypaliło. A dziś otrzymałem termin rozprawy rozwodowej.
Byłem załamany rozwodem
Nie zrobiłem niczego, co mogłoby ją skłonić do takiej decyzji. Byłem dobrym mężem, chociaż żona zarzucała mi, że zbyt mało czułym i zaangażowanym. Może i miała rację, nie byłem dobry w częstym okazywaniu uczuć, ale czy to już powód do odejścia? Nigdy jej nie zdradziłem, nigdy nie uderzyłem, nawet chyba nie zrobiłem jej żadnej wielkiej awantury. Byliśmy naprawdę dosyć zgodnym małżeństwem, ale dla Arlety to było za mało.
– Coś jeszcze dla pana? – zapytała mnie młoda kelnerka, która nagle zmaterializowała się przy moim stoliku.
– Może jeszcze jedną herbatę… Dziękuję – mruknąłem, siląc się na uprzejmy ton.
– Ciężki dzień? – zagaiła dziewczyna.
– A żeby pani wiedziała… I to nie tylko dzień, ale cały miesiąc – westchnąłem.
– Mam teraz luz, o tej porze nikt do nas nie przychodzi. Poza panem dziś. Może dotrzymam jakoś towarzystwa? Czasem przed obcą osobą łatwiej się otworzyć niż przez bliską… – zaproponowała wielkodusznie.
Byłem zaskoczony. Nie spodziewałem się takiej empatii po tak młodej dziewczynie. Przecież na pewno nie robiła tego po to, żeby mnie poderwać. Swoje lata już miałem, nie spodziewałem się, że będą ze mną flirtować dwudziestolatki. Propozycja kelnerki była chyba jednak tym, czego potrzebowałem.
Nie miałem się komu wygadać
– Jeśli faktycznie ma pani ochotę ze mną posiedzieć, to zapraszam – uśmiechnąłem się blado. – Rozwodzę się z żoną, wie pani… Nie jest mi z tym łatwo.
– Bardzo mi przykro – spojrzała mi głęboko w oczy. – Wydaje się pan być naprawdę dobrym człowiekiem. Nie sądzę, żeby pan na to zasługiwał.
– Skąd pani wie? Może byłem fatalnym mężem? – zaśmiałem się.
– Nie wydaje mi się. Ja mam nosa do ludzi, naprawdę. Widzę, że pan cierpi. Fatalny mąż by nie cierpiał – odpowiedziała pewnie i… wzięła mnie za rękę.
Sam w sobie gest może nie był odważny, ale jednak, w przypadku zupełnie obcej osoby, którą poznało się kilka minut temu, był jak bardzo jasny sygnał: „mam ochotę na flirt”. Spojrzałem badawczym wzrokiem na kelnerkę. Była młoda i naprawdę piękna. Jej spojrzenie wydawało się rzucać mi zachęcające aluzje. „Może gustuje w zajętych facetach? Albo rozwodnikach? Może myśli, ze mam pieniądze?”, myślałem.
– Wie pani, niby niczego takiego nie zrobiłem, żeby żona aż chciała odejść. Nigdy jej nie zdradziłem, nigdy nie uderzyłem, nigdy nie zwyzywałem ani w żaden sposób celowo nie zraniłem… – kontynuowałem swój wywód.
Wtedy kelnerka na chwilę się zawahała. Odwróciła wzrok w stronę okna i na moment się zamyśliła. Po chwili jednak ponownie oddała mi swoją całą uwagę.
– Rozumiem, dla niektórych kobiet to nadal za mało. Ja mam jednak bardzo ciężkie doświadczenia z mężczyznami i doceniłabym kogoś takiego jak pan…
„Ona naprawdę mnie podrywa!”, pomyślałem. Mój smutek nie ustąpił, ale przyznaję, poczułem się mile połechtany. Co mi szkodzi oddać się niewinnemu flirtowi? Przecież i tak się rozwodzę… Mam prawo sobie poprawić humor.
Odwzajemniłem jej uścisk dłoni
Trzymaliśmy się tak za ręce, patrząc sobie w oczy. To było bardzo dziwne. Nigdy w życiu nie spoufaliłem się tak z osobą, którą poznałem moment wcześniej. Do niczego jednak nie doszło. Spędziliśmy razem następną godzinę, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie różne historie, a w powietrzu latały aluzje. Kelnerka zostawiła mi na serwetce swój numer i pocałowała mnie w policzek na pożegnanie. Czułem się przyjemnie połechtany. Zyskałem nadzieję, że czeka mnie w życiu coś jeszcze. Może znajdzie się kobieta, która doceni to, co mam jej do zaoferowania?
Od tego zdarzenia minęło kilka tygodni, a ja praktycznie zapomniałem już o „epizodzie” z kelnerką. Zbliżała się nasza rozprawa rozwodowa, więc mój nastrój ponownie uległ znacznemu pogorszeniu. Byłem przybity, snułem się po domu ze smutną miną. „Chociaż tyle, że nie będziemy orzekać o winie. Zachowam dom, który dostałem po dziadkach, żona weźmie sobie nasze mieszkanie w mieście i po prostu zaczniemy nowe, osobne życia”, pomyślałem melancholijnie.
W sądzie zjawiłem się pół godziny wcześniej. Gdy na korytarzu ujrzałem żonę, moje serce zabiło szybciej.
– Arleta… Cześć. Ładnie wyglądasz – skomplementowałem swoją jeszcze żonę.
– Tak, dziękuję… – mruknęła mało przyjemnie.
– Coś się stało? Jak się czujesz? – zapytałem z troską.
– Dobrze – ucięła.
Nie wiedziałem, o co jej chodzi
Przecież rozstaliśmy się w relatywnej zgodzie. To ona złamała mi serce, a nie ja jej. To ja miałem prawo być dla niej opryskliwy, nie odwrotnie! Po kwadransie sędzia wezwała nas na salę. Zeznałem, że nasze małżeństwo było, w moich oczach, zgodne i spokojne. Zeznałem, że nigdy celowo nie zraniłem żony, nie upokorzyłem. Zapewniałem jej komfortowe i bezpieczne życie.
Przyznałem, że mogłem nie być wystarczająco wylewny, ale wyrażałem swoją miłość na inne sposoby: dbałem o Arletę, troszczyłem się o nią, gotowałem jej obiady, gdy była chora, przynosiłem prezenty, kwiaty… Sędzia spojrzała na mnie badawczo – tak, jakby nie do końca wierzyła w moją wersję. Nie rozumiałem tego.
A potem zaczęły się zeznania Arlety… Wprawiły mnie w kompletne osłupienie. Żona zaczęła chlipać, że wszystko, co powiedziałem, to tylko świetnie odegrana scenka. Tak naprawdę nigdy o nią nie dbałem, byłem oziębły, zdystansowany, niezainteresowany nią, a w dodatku… ponoć ją zdradzałem!
– Wysoki sądzie, to są jakieś bzdury! – wtrąciłem się rozjuszony.
– Proszę o spokój, panie Marku. Teraz zeznaje żona – pouczyła mnie sędzia.
„Po co ona robi coś takiego? Dlaczego tak kłamie? Jeszcze jej mało?”, myślałem wściekły. Na szczęście wtedy wkroczył mój adwokat.
– W takim razie poprosimy o dowody tych rzekomych zdrad – zaordynował mecenas.
– Proszę bardzo – odpowiedział prawnik żony. – Wzywam świadka numer dwa.
Na salę weszła… kelnerka!
Byłem w szoku. Czułem się upokorzony, oszukany i zażenowany tą niesmaczną jatką, którą urządziła na sali sądowej moja żona. Kelnerka, która tak dosadnie zabiegała o moje względy, okazała się być… detektywem! Była opłacona przez Arletę. Jej kolega z agencji detektywistycznej robił nam zdjęcia, gdy ona rzucała mi flirciarskie spojrzenia i trzymała za ręce. To, rzekomo, miał być dowód na moją niekorzyść. Skoro już chwilę po rozstaniu z żoną rzucałem się w ramiona jakiejś przypadkowej młódki, to znaczy, że nigdy nie byłem jej wierny…
Nie wiedziałem, jak mogę się bronić. W przerwie rozprawy wyjaśniłem sytuację prawnikowi. Widział, że jestem załamany.
– Panie Marku, proszę się nie martwić. Wiem, że to boli, ale niestety, takie rzeczy zdarzają się w mojej karierze bardzo często. Żona zabiega o orzeczenie o winie, żeby zagarnąć wszystko, co do pana należy – poinformował mnie.
– Może odebrać mi dom po dziadkach?
– Na akcie własności widniejecie państwo obydwoje, więc tak… Ale obiecuję, będę walczył o to, żeby nie został pan z niczym – obiecał mi.
„Jak można tak kłamać dla pieniędzy?”, myślałem wściekły, gdy z powrotem weszliśmy na salę sądową. Jak własna żona, którą kochałem przez tyle lat, z którą miałem spędzić całe swoje życie, mogła się posunąć do czegoś takiego? Nie mam pojęcia, ale gwarantuję, że nie odpuszczę. Całe przygnębienie i ból towarzyszący złamanemu sercu nagle mnie opuściły. Pozostała tylko złość, którą wzbudziła we mnie Arleta. „Nie zobaczy złamanego grosza! Za te kłamstwa jeszcze ja ją ogołocę!”, obiecywałem sobie zemstę.
Koniec z miłym, kochającym Markiem! Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie. A co najważniejsze, dopilnuję, żeby Arleta pożałowała swojej decyzji. Nie tej o rozwodzie, ale tej, w której postanowiła zniszczyć moją reputację i ugodzić mnie kłamstwami tylko po to, żeby odebrać mi coś, co nie powinno należeć do niej. Dosyć tego dobrego, droga żono! Już ty mnie popamiętasz…
Czytaj także:
„Mój ojciec spędził życie z mamą tylko dlatego, że ją okłamał. Nie wiedziała, że jest ofiarą jego spisku”
„Tajemnica dziadka i babci mogła zniszczyć całą naszą rodzinę. Postanowiłam milczeć, by nie rozdrapywać ran”
„Siostra okradła mnie ze spadku po rodzicach. Przebiegła małpa podsunęła ojcu dokumenty, gdy już nie wiedział, co podpisuje”