Gdy tylko skończyłam szkołę średnią, zaaplikowałam na studia w innym mieście i natychmiast znalazłam tam stancję. Chciałam utrzymać się sama, bo rodzice próbowali mnie kontrolować: ojciec, bo po prostu tak miał, a matka, bo nie chciała stracić oparcia i towarzystwa, które jej dawałam.
Nie było mi łatwo: zarabiałam na swoje utrzymanie i studiowałam jednocześnie. Nie miałam dużo czasu na odpoczynek ani na życie towarzyskie, ale wolałam to niż wieczne afery, ciche dni, manipulacje i szantaże emocjonalne w domu.
Co prawda, z rodzicami mieszkała jeszcze moja siostra Ania, ale wiedziałam, że i ona wyniesie się stamtąd przy najbliższej możliwej okazji. Wobec niej rodzice byli tacy sami. Oni po prostu chyba nie nadawali się do posiadania rodziny. To przykre mówić tak o własnych rodzicach, ale taka była prawda.
Nie umieli dawać bezwarunkowej miłości, nie umieli wspierać i nie umieli stworzyć poczucia bezpieczeństwa w domu. To nie tak, że wszystko, co mnie z ich strony spotkało, było złe: opłacili mi dobre, prywatne liceum, zabierali na wakacje w różne części świata, kupowali ubrania i spełniali wszelkie drobne zachcianki. Po prostu zabrakło tej strony emocjonalnej... A to chyba ona jest najważniejsza.
Dojrzewając, moje emocje opadały
Z czasem i dojrzałością patrzyłam jednak na rodziców bardziej łaskawym okiem. Nastoletnie i młodzieńcze emocje opadły, a ja łapałam się na tym, że w niektórych momentach mi ich brakuje. Chociaż, gdy przyjeżdżałam do domu, z reguły szybko miałam go znowu dosyć, zdarzało mi się wciąż za nim tęsknić.
Ania miała przeciwnie: praktycznie w ogóle nie przyjeżdżała do domu. Wyprowadziła się za granicę, na południe Francji i bardzo rzadko wracała do kraju. Przez długi czas miałyśmy dobry kontakt: zdarzyło mi się kilka razy ją odwiedzić, regularnie wymieniałyśmy listy, telefony czy maile... Z czasem jednak przestałyśmy się rozumieć, a głównym obiektem naszego sporu byli rodzice.
– Anka, może byś przyjechała na te święta? Rodzice robią się coraz starsi, tęsknią za tobą... – namawiałam siostrę któregoś razu.
Miałam wtedy około czterdziestu lat, a Ania trzydzieści pięć.
– Tęsknią? – zapytała drwiącym tonem. – To dlaczego ani razu mnie nie odwiedzili? Dlaczego nie dzwonią? Obrazili się, bo śmiałam zacząć żyć swoim życiem i prędzej umrą, niż okażą mi tę całą tęsknotę!
– Oj przestań... Wiesz, jacy oni są – bagatelizowałam.
– Wiem, dlatego nie zamierzam przyjeżdżać i spędzać świąt na wysłuchiwaniu pretensji: dlaczego wyjechałam, czy dobrze mi tam bez rodziny i czy zamierzam jeszcze wrócić – wyliczała zdenerwowana siostra.
– No, może na początku, ale przejdzie im i w końcu zrobi się miło – przekonywałam.
– Nie, dziękuję – odparła stanowczo Ania.
Nie rozumiałam jej uporu
Następną próbę podjęłam przed wakacjami. Chodziło już nie tylko o to, że miło byłoby ją zobaczyć, ale też o to, że rodzice coraz bardziej podupadali na zdrowiu. Wymagali coraz więcej uwagi, ale też... lubili jej nadużywać. Chociaż w niektórych przypadkach faktycznie potrzebowali pomocy, w większości po prostu lubili, gdy ich obsługiwałam i im nadskakiwałam. Byłam wtedy taką dobrą córeczką... A mnie zaczynało to męczyć.
– Ania, może przyjedziesz pomóc mi z rodzicami w wakacje? – zaproponowałam nieśmiało siostrze.
– A co, włażą ci na głowę? – Anka od razu mnie przejrzała. – Sama to na siebie wzięłaś, to sama sobie z tym radź, siostra.
– Nie rozumiem, dlaczego nie potrafisz odpuścić! – zdenerwowałam się. – Tak, może nie byli najlepszymi rodzicami, gdy byłyśmy młode, ale są coraz starsi i nie będą żyć wiecznie...
– Przestań mnie wpędzać w poczucie winy! Nikt nie będzie żył wiecznie, co nie znaczy, że nagle należy zapominać o tym, jaki był przez całe życie! Wybacz, ja się w tym nie będę babrać, a ty rób, co chcesz – skwitowała Ania i się rozłączyła.
„Ależ uparta i wredna ta moja siostra! Myśli tylko o sobie!”, pomyślałam ze złością. Po tej rozmowie Ania przez długi czas nie odpisywała na maile i nie odbierała telefonów. A rodzice coraz bardziej dawali mi się we znaki.
– I jak, dobrze ci tam w tej pracy? – zapytał któregoś dnia ojciec.
– Nie narzekam – odparłam.
– No tak... To nawet dobrze być osobą, która nie potrzebuje wiele do szczęścia – odpowiedział, po czym wrócił do czytania gazety.
Tego typu pasywno-agresywne uwagi były na porządku dziennym i od dziecka uczyłam się je ignorować. Nie zmieniało to jednak faktu, że, wypowiedziane za którymś razem z kolei, zaczynały mnie doprowadzać do szału.
– Lubię swoją pracę, tato – odpowiedziałam nieco bardziej napastliwym tonem.
– To dobrze, to dobrze... Przecież nie wszyscy musimy być ludźmi sukcesu – mruknął.
Byłam coraz bardziej sfrustrowana
Konieczność pomagania rodzicom z powodu pogarszającego się zdrowia sprawiła, że znowu poczułam się jak za dawnych, nastoletnich lat. Rodzice stale mnie krytykowali, atakowali i próbowali mną manipulować, a ja i tak robiłam wszystko, czego sobie życzyli.
Oczywiście, mogłam się postawić, ale wtedy zacząłby się festiwal robienia wyrzutów, wpędzania w poczucie winy i tak dalej... Nie chciałam tego przeżywać, bo łatwo było mnie w tę winę wpędzić. Przez nieobecność Anki czułam się jeszcze bardziej odpowiedzialna za rodziców, tak jakbym musiała im zrekompensować brak siostry i starać się za nas dwie. To prowadziło oczywiście do tego, że moja niechęć do siostry cały czas rosła.
W końcu zdarzyło się coś, czego się obawiałam od dłuższego czasu: tata zmarł na zawał we wrześniu, a mama w listopadzie. Chociaż było mi ciężko i na swój sposób przeżywałam żałobę, jakaś cząstka mnie odczuła ulgę. „Znowu będę mogła zacząć żyć swoim życiem”, pomyślałam pewnego wieczoru.
Dopiero śmierć rodziców skłoniła moją siostrę do powrotu do kraju. Tym razem nie dyskutowała: po prostu wsiadła w samolot i przyjechała. Bez zająknięcia pomagała mi we wszystkich formalnościach i w kwestiach pogrzebowych.
Okazało się, że jest spory spadek
Gdy porządkowałyśmy sprawy rodziców, wyszło na jaw, że mieli konto oszczędnościowe, na którym zgromadzili bardzo pokaźną liczbę pieniędzy.
– Skąd oni mieli tyle kasy? – dziwiła się Anka.
– Ojciec właściwie do śmierci pracował, mama dostała w spadku to mieszkanie po babci... W sumie mogło się uzbierać – myślałam.
– Pomyśl, co będziemy mogły zrobić z takimi pieniędzmi... – szepnęła siostra.
– My? – zdziwiłam się.
– A kto?
– Chyba ja – odparłam twardo.
– A dlaczego ty?
– Bo ciebie nie było tu przez ostatnie dwadzieścia lat? Prawie do nich nie dzwoniłaś, nie pomagałaś im, przyjeżdżałaś od wielkiego dzwonu! Naprawdę uważasz, że ten spadek należy nam się po równo? – zdenerwowałam się.
– Tak właśnie uważam. Należy mi się za te wszystkie krzywdy! – krzyknęła Ania.
– Jakie krzywdy? Wyniosłaś się i żyłaś sobie jak pączek w maśle pod palmami, a ja się z nimi użerałam! Jeśli komuś się należy to chyba mnie!
– Nie było testamentu, nie było żadnego wydziedziczenia, więc prawnie należy się nam obydwu – Anka wzruszyła ramionami i posłała mi wrogie spojrzenie.
– Jeszcze zobaczymy... – mruknęłam chłodno i wyszłam z domu.
Wytoczę siostrze wojnę, jeśli będzie trzeba
Nie zamierzałam odpuszczać. Mogę się podzielić z siostrą spadkiem, ale na pewno nie oddam jej połowy. Zwyczajnie na niego nie zasłużyła. To ja całymi latami robiłam za asystentkę, pielęgniarkę, tragarza, taksówkarza i majordomusa matki i ojca, kiedy Anka miała wszystko w nosie!
„Jak żyli, to nie była nimi zainteresowana, ale teraz chce spijać śmietankę z ich oszczędności? Po moim trupie! Albo wszystko, albo nic!”, pomyślałam rozeźlona.
Przecież na pewno można zeznać w sądzie, że latami zaniedbywała rodziców, że odcięła się od rodziny, że nie wspierała rodziców w chorobach... Powiem wszystko, jak na spowiedzi! Trudno nie będzie, bo przecież to wszystko szczera prawda. Tylko czy to wystarczy? Nie wiem, w jaki sposób mogę wygrać tę walkę, ale wiem, że zrobię wszystko, żeby siostra poznała swoje miejsce w szeregu.
Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Byłam przedszkolanką. Załamałam się, kiedy zobaczyłam, że dzieci są puszczone samopas i jedzą ze wspólnej miski”
„Nie chcę być kurą domową. Nie widzę siebie w roli gospodyni. Gardzę życiem mojej mamy i sióstr, nie będę tyrać jak one”