– Córeczko, to nie jest partner dla ciebie – mówiła mama, a ja za nic nie chciałam jej słuchać i zawzięcie pakowałam walizki. Bo oto miał się spełnić mój wielki sen: przeprowadzka do Włoch z mężczyzną, którego kocham i rozpoczęcie z nim nowego, dorosłego życia.
Co roku w wakacje wyjeżdżałam do słonecznej Italii do pracy, aby nieco odciążyć budżet domowy i nie być skazaną na łaskę lub niełaskę rodziców. Każdego lata udawało mi się łączyć przyjemne z pożytecznym: po pracy oddawałam się hucznym zabawom wraz z nowo poznanymi przyjaciółmi. Gorący klimat, przystojni mężczyźni – wydawało mi się, że to raj na ziemi. Nic dziwnego, że zaczęłam marzyć o zamieszkaniu we Włoszech na stałe.
Wydawał się idealnym kandydatem na męża
Tak, zapragnęłam męża Włocha! To dlatego podczas ostatnich wakacji baczniej przypatrywałam się spotykanym facetom. Podczas jednej z upalnych nocy poznałam Giuseppe. Nie tylko wyglądał jak model, ale można z nim było również porozmawiać. Wisienką na torcie był jego stan: zarówno cywilny – był kawalerem, jak i majątkowy – jako kierownik dużej firmy, dorobił się już własnego mieszkania i luksusowego samochodu. Nic dodać, nic ująć.
Mogłam się w nim zakochać, a i Giuseppe nie był obojętny na moje wdzięki. Przynosił mi kwiaty, odwoził z pracy, wręczał prezenty. Nie musiałam się długo zastanawiać: ten kandydat jest zdecydowanie moim faworytem na męża!
Wakacje dobiegły końca, a ja musiałam wrócić do kraju i na uczelnię. Cieszyłam się, że to już ostatni rok studiów, bo to oznaczało, że jeszcze tylko kilka miesięcy i będę mogła zacząć nowe życie z ukochanym! Przez te wszystkie miesiące rozłąki Giuseppe odwiedził mnie raz, w święta Bożego Narodzenia. Nie przypadł do gustu moim rodzicom, ale ja nie zamierzałam prosić ich o pomoc w wyborze życiowego partnera.
– Agatko, już na pierwszy rzut oka widać, że to Casanova i podrywacz, on złamie ci serce. Popatrz, ilu dookoła jest wartościowych chłopców w Polsce – mówiła moja mama, a ja w duchu drwiłam z jej małomiasteczkowości.
– Bo Włoch, a w dodatku jeszcze taki przystojny, od razu musi być babiarzem…! – buntowałam się, bo tylko ja wiedziałam, jak dobrym i kochającym partnerem jest Giuseppe.
Uważałam, że mama po prostu nie chce, abym na stałe wyjechała z Polski, dlatego próbuje zniechęcić mnie do ukochanego. Przyzwyczaiła się już do myśli, że jej jedyna córeczka nie opuści rodzinnego gniazda, a jeśli już wyjdzie za mąż, to zamieszka na piętrze naszego dość okazałego domu. Ale to były jej marzenia, nie moje.
W maju spędziliśmy z Giuseppe cudowny tydzień na południu Włoch. On wziął kilka dni urlopu, a ja postanowiłam zrobić sobie małą przerwę w szkole. Było cudownie! Mój boski książę rozpieszczał mnie na każdym kroku i planował wspólną przyszłość po mojej przeprowadzce. To miało się ziścić już za parę miesięcy! Jeszcze tylko kilka egzaminów, obrona pracy magisterskiej i… Witaj nowe życie w pięknej Italii!
Z czasem takie życie zaczęło mnie nudzić
Nie mogłam się doczekać. To dlatego kupiłam bilet lotniczy już na następny dzień po obronie pracy – chciałam jak najszybciej być blisko Giuseppe i realizować swoje marzenie. Na nic się zdały przekonywania mamy:
– Zastanów się jeszcze, nie leć od razu do niego. Pamiętasz, jak skończyło się małżeństwo ciotki Elizy z obcokrajowcem? Rozwodem i to zaledwie po dwóch latach! – grzmiała mama, ale ja wiedziałam swoje.
Do dziś pamiętam ten długo oczekiwany dzień wyprowadzki. Kiedy ja pakowałam najlepsze ubrania do walizki, mama siedziała na brzegu łóżka i już nie próbowała mnie zatrzymać.
– Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić, tu jest twój dom – powiedziała.
Na lotnisku ukochany czekał na mnie z wielkim bukietem róż.
– Wreszcie jesteś, kochanie – szepnął.
Pierwsze tygodnie były cudowne. Nie musiałam, jak co roku, pracować, bo to Giuseppe mnie utrzymywał. Do moich obowiązków należało jedynie dbanie o dom i oczywiście o to, abym ja wyglądała perfekcyjnie. Z czasem jednak to wszystko zaczęło mnie nudzić. Mój Romeo wracał późno z pracy, poświęcał mi mniej czasu niż na początku i nie zachwycał się mną tak, jak wcześniej. Nagle zaczęliśmy się kłócić: najpierw o błahe, później coraz poważniejsze sprawy. Z nudów postanowiłam pracować, ale ukochany się temu sprzeciwił.
– Twoje miejsce jest w domu, a jedynym obowiązkiem dbanie o nas. Przecież sama tego chciałaś – wykrzyczał podczas sprzeczki.
Nie mogłam zaprzeczyć. Miał rację: sama chciałam takiego życia. A teraz? Czy wciąż tego właśnie chcę?
Czytaj także:
„Mąż zabrania mi pracować. Całymi dniami siedzę w domu, piorę, gotuję i zabawiam dzieci. On uważa, że taka moja rola”
„Mąż zabronił mi pracować. Myślałam, że to z troski, lecz on chciał mieć otwartą furtkę, gdy będzie zwiewał do kochanki”
„Po ślubie zostałam kurą domową i przestałam wierzyć w siebie. Za to uwierzył we mnie teść. To on pomógł mi się wybić”