„Moją powinnością było siedzieć w domu i czekać na męża. Przestałam wierzyć w siebie, ale za to uwierzył we mnie teść"

kobieta, która jest kurą domową fot. Adobe Stock, Anna
„– Jesteś mądrą dziewczyną – tu podniósł rękę, bo Igor miał zamiar mu przerwać. – A ty się nie wtrącaj! Pomagałem synowi, teraz pomogę synowej. Za parę lat dzieci dorosną i co będziesz robiła? – zamilkł, jakby czekał na odpowiedź, ale ja nie wiedziałam, co miałabym odpowiedzieć. – Uwierz mi, że warto pomęczyć się kilka lat i zainwestować w przyszłość”.
/ 27.03.2023 20:30
kobieta, która jest kurą domową fot. Adobe Stock, Anna

Mieliśmy po dziewiętnaście lat, kiedy braliśmy ślub. Żadne z nas, tak naprawdę, wcale tego nie chciało. Dopiero co zdaliśmy maturę. Byliśmy głupimi, naiwnymi dziećmi. Owszem chyba byłam trochę zakochana w przystojnym synu znanego prokuratora, ale zaraz wychodzić za mąż? O tym nie myślałam. Igor raczej też nie. Po maturze poszedł na studia, na prywatną uczelnię i pewnie szybko by o mnie zapomniał…

Mnie nie było stać na studia, więc musiałam pójść do pracy. Żyłyśmy z mamą z jej skromnej renty i z tego, co dorobiła szyciem. Ojciec raz płacił alimenty, a raz nie. Większość zarobionych pieniędzy pewnie przepijał. Kiedy zdałam maturę, powiedział, że teraz mam sama na siebie zarabiać. Zatrudniłam się więc w sklepie z odzieżą męską i uważałam, że tak musi być. Przynajmniej na razie…

Byłam przerażona, kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży. Ale jeszcze większy lęk budził we mnie pomysł rodziców Igora, że powinniśmy wziąć ślub. Czułam się w ich obecności skrępowana, niepewna, jakaś taka gorsza, głupsza, sama nie wiem. Nie protestowałam jednak, bo najbardziej bałam się zostać samotną matką, panną z dzieckiem. Wiedziałam, jak ciężko było mojej mamie. Nie chciałam się tak męczyć.

Mam siedzieć z dzieckiem w domu i czekać na męża?

Wzięliśmy więc z Igorem ślub. Teściowie wyprawili wesele, na którym większość gości to byli ich znajomi i rodzina. Moich gości była zaledwie garstka. Teściowa kupiła mi sukienkę i eleganckie futerko. Próbowałam protestować, że nie trzeba, że mama może uszyć mi suknię, ale w ogóle mnie nie słuchała. Była pewną siebie, elegancką damą, przekonaną, że wszystko wie najlepiej.

– To jest twój ślub, kochanie – stwierdziła. – Jesteś śliczną dziewczyną, ale musisz mieć jeszcze odpowiednią oprawę.

Byłam zaskoczona. Nie sądziłam, że moja teściowa uważa, że jestem śliczna.

Po ślubie zamieszkaliśmy z teściami, ale nie było to dobre rozwiązanie. Igor studiował w innym mieście i właściwie tam mieszkał. Do domu przyjeżdżał tylko na weekendy. Teściowa szybko zaczęła mnie przekonywać, że powinnam zwolnić się z pracy.

Nie możesz przecież pracować w sklepie – mówiła, bo dla niej to było oczywiste.

– To co będę robić? – próbowałam się bronić.

– Niedługo urodzi się dziecko. Będziesz je wychowywać i zajmować się domem.

Nie chciałam zwalniać się z pracy. Nie chciałam całymi dniami siedzieć w domu, sprzątać, prać, gotować i czekać na męża. Próbowałam porozmawiać o tym z Igorem, ale jemu było chyba wszystko jedno.

– Mama ma rację. Po co masz stać całymi dniami za ladą. I tak zarabiasz grosze.

– Ale przynajmniej mam na swoje wydatki swoje grosze – próbowałam mu tłumaczyć, ale nie rozumiał.

– Przecież ojciec daje nam wystarczająco dużo pieniędzy.

No tak, on był do tego przyzwyczajony i nie potrafił zrozumieć, że czuję się upokorzona, biorąc na wszystko od jego ojca. Tylko moja mama mnie popierała.

– Nie zwalniaj się, dziecko. Najwyżej idź na zwolnienie lekarskie, jeśli ci za ciężko, ale nie zwalniaj się. Nie możesz być uzależniona od kogoś.

Pięć miesięcy po ślubie urodził się nasz syn Jacek. Z tej okazji teść kupił nam mieszkanie i przeprowadziliśmy się na swoje. Cieszyłam się, bo u teściów czułam się cały czas skrępowana. Szybko jednak okazało się, że samodzielne mieszkanie wcale nie było takim rajem, jakiego się spodziewałam. Wyrwany spod kurateli ojca Igor coraz więcej czasu spędzał poza domem. Dotychczas przyjeżdżał przynajmniej na weekendy, teraz zaczęło być z tym różnie. Właściwie sama wychowywałam dziecko, z niewielką pomocą mojej mamy.

Teściowa odwiedzała mnie rzadko, wystarczało jej, kiedy my przychodziliśmy na obiad. Teść wpadał czasem wieczorami na chwilę, pobawić się z małym. Był wiecznie zapracowany. Utrzymywał całą rodzinę, łącznie z nami i z Igorem na studiach. Okazało się jednak, że widział i domyślał się więcej, niżby się wydawało. Pewnego wieczoru, kiedy Jacuś zasnął, zapytał wprost:

– Masz jakieś kłopoty, Ewo?

Nie jestem niewolnicą, mam dość!

Patrzył na mnie tak uważnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wstydziłam się skarżyć na Igora, siedziałam więc i milczałam, starając się nie patrzeć na niego. Po chwili odezwał się:

– Wiem, że mój syn jeszcze nie dorósł do roli męża, a tym bardziej ojca. Zdaję sobie sprawę również z tego, że matka go strasznie rozpuściła. Spróbuję ci pomóc, ale musisz mi powiedzieć, co narozrabiał.

– Właściwie nic – odpowiedziałam cicho. – Po prostu nie interesuje się nami. Nie interesujemy go – ani ja, ani Jacek. Ma na uczelni ciekawsze towarzystwo – dodałam już bardzo cichutko.

Teść bez słowa dopił herbatę i wstał.

Pójdę już – powiedział.

Dopiero w drzwiach wyjściowych położył mi rękę na ramieniu i powiedział:

– A ty się nie martw, będzie dobrze. Igor to nie jest zły chłopak, tylko głupi jeszcze. Ale porozmawiam z nim.

Nie liczyłam na to, że coś się zmieni, a jednak teść musiał mieć ogromny wpływ na mojego męża. Igor zaczął częściej bywać w domu. Dostał nawet od ojca samochód, aby przyjeżdżać do nas nie tylko na weekendy, ale dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Sam zadecydował, że od następnego roku przeniesie się na studia do naszego miasta.

Chciałbym więcej bywać w domu, spędzać czas z tobą i z małym.

Cieszyłam się, chociaż wiedziałam, że robi to pod naciskiem ojca.

Częstsze pobyty Igora w domu szybko zaowocowały następną ciążą i po dwóch latach małżeństwa mieliśmy już, oprócz Jacka, także małą Agatkę. Kochałam swoje dzieci, ale czułam się osamotniona, zamknięta w domu, gorsza. Igor studiował, potem poszedł do pracy, a moje życie kręciło się tylko wokół domu, dzieci, piaskownicy. Największą rozrywką był osiedlowy sklep spożywczy. Chwilami miałam wrażenie, że dłużej nie wytrzymam.

Kiedy w południe kładłam dzieci spać, siadałam pod kaloryferem w pokoju i mocno ściskałam głowę dłońmi. Miałam wrażenie, że za moment pęknie mi od zbierających się pod czaszką myśli i uczuć. Kochałam Igora, ale nie potrafiłam żyć tylko dziećmi i domem, i nie widziałam innej drogi dla siebie. Igor zarabiał grosze. W sumie nadal byliśmy na utrzymaniu teściów. Moja mama nie miała pieniędzy, żeby mi pomagać. Tyle że od czasu do czasu zostawała z dziećmi. Też nie za długo, bo nie była zdrowa. No po prostu pat. Próbowałam rozmawiać na ten temat z Igorem, ale on tylko wzruszał ramionami.

– Wymyślasz sobie problemy. Niejedna chciałaby mieć tak jak ty.

– Niby jak?

Nie musisz pracować. Zajmujesz się tylko dziećmi, cały dzień masz dla siebie.

– Ty chyba nie wiesz, o czym mówisz – zdenerwowałam się w końcu.

– Zresztą – machnął ręką mój mąż – niby gdzie chciałabyś pójść do pracy? Do sklepu? Przecież nie masz żadnego wykształcenia.

Na te słowa rozpłakałam się i uciekłam do łazienki. Miał rację. Nie mogłam zaprzeczyć, że miał rację.

Jesteś mądrą dziewczyną, wierzę w ciebie

Podczas niedzielnego obiadu u teściów Igor opowiedział rodzicom o tych, jak to nazwał, moich pomysłach, to znaczy o tym, że chciałabym pójść do pracy. Komentarz teściowej był identyczny, jak mojego męża dwa dni wcześniej. Teraz już nie płakałam, w milczeniu karmiłam Agatkę.

– A może zdecydowałabyś się na jakieś studia? – zapytał raptem teść przy deserze, kiedy już wszyscy zapomnieli, o czy rozmawialiśmy.

Teściowa spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby zaproponował mi co najmniej lot w kosmos, ale nie odezwała się ani słowem. Za to Igor nie omieszkał dać wyraz swojemu oburzeniu.

– Czy ty oszalałeś?! – wykrzyknął. Ciekawe, kto zajmie się dziećmi?

– Myślę, że wszystko dałoby się jakoś zorganizować.

– Może mama trochę by pomogła – odezwałam się nieśmiało, mimo że nie wierzyłam w realizację tego pomysłu.

– O nie, na mnie nie liczcie – zaprotestowała od razu teściowa. – Ja już nie mam na to zdrowia.

– Miałam na myśli moją mamę – wyjaśniłam.

– No właśnie – uciął szybko teść.

– Trochę mama, trochę może przedszkole, a popołudniami może trochę tatuś by się wykazał.

Igor skrzywił się, ale nic nie powiedział. Kiedy ojciec mówił takim tonem, mój mąż wolał milczeć.

– Zastanów się nad tym wszystkim, Ewo – usłyszałam, kiedy wychodziliśmy. – Przemyśl na spokojnie.

– Dobrze, tato – nie potrafiłam zdobyć się na więcej.

Bardzo chciałabym skończyć studia, być kimś więcej niż tylko matką i gospodynią domową, ale nie wierzyłam, że jest to możliwe, że dałabym sobie radę. Kilka dni później teść odwiedził nas niespodziewanie. Taki był, nie odkładał niczego na później. Trzeba było się szybko decydować. Zaproponował, żebym poszła na zaoczne studia prawnicze.

– Będę płacił za twoje studia, we wszystkim ci pomogę, tylko musisz chcieć.

– Ale tato – Igor był chyba niezadowolony – to bardzo ciężki kierunek. Ewka nie da sobie rady.

– Jesteś pewien? – w głosie teścia pobrzmiewała lekka drwina. – Wydaje ci się, że jesteś od niej mądrzejszy?

– Nie, ale… – Igor chyba nie wiedział, co powiedzieć, bo zamilkł.

– Ewo, chcesz?

– Bardzo chcę, ale boję się, że naprawdę nie dam rady. Może Igor ma rację?

– Ja w ciebie wierzę. Jesteś mądrą dziewczyną – tu podniósł rękę, bo Igor miał zamiar mu przerwać. – A ty się nie wtrącaj! Pomagałem synowi, teraz pomogę synowej. Za parę lat dzieci dorosną i co będziesz robiła? – zamilkł, jakby czekał na odpowiedź, ale ja nie wiedziałam, co miałabym odpowiedzieć. – Uwierz mi, że warto pomęczyć się kilka lat i zainwestować w przyszłość.

Nie zawiodę pokładanych we mnie nadziei…

Kilka następnych lat wspominam jako ciągłe zmęczenie, niewyspanie, stres – nie tylko z powodu egzaminów. Wciąż drżałam, żeby nie rozchorowało się któreś z dzieci, bo wtedy było dużo trudniej. Studia prawnicze wymagały mnóstwa czasu, pracy i samozaparcia. Kilka razy miałam chwile zwątpienia. Wydawało mi się, że nie dam rady, że mam dość, zostawię wszystko i koniec. Wtedy powtarzałam sobie jak mantrę słowa teścia: „Ja w ciebie wierzę”. I od razu myślałam, że przecież zainwestował we mnie tyle pieniędzy, że nie mogę go zawieść. Zresztą siebie też nie chciałam zawieść. I Igorowi miałam zamiar udowodnić, że dam radę.

No i dałam. Po odebraniu dyplomu zaprosiłam teściów i moją mamę na obiad do nas. Igor pomagał mi gotować, nakrywać do stołu i wciąż powtarzał, jaki jest ze mnie dumny. Przy obiedzie teść spytał:

Jaką wybrałaś sobie aplikację?

– Dałbyś jej już spokój, tato – odezwał się natychmiast Igor.

– Ty się nie wtrącaj. To jaką, Ewo?

Chciałabym adwokacką – odezwałam się cicho. – Tylko nie wiem, czy dam radę – dodałam szybko.

Teść roześmiał się głośno:

– Oj, Ewka, ty miałabyś nie dać rady?

Do egzaminu na aplikację teść przygotował mnie tak, że nie mogłam go nie zdać. Poświęcił mi mnóstwo czasu i przed egzaminem oznajmił:

– Nie ma siły, żebyś nie zdała.

Zdałam, i to nawet bardzo dobrze. Nie ukrywam, że teść pomógł mi dostać się na aplikację u swojego przyjaciela.

– Zawsze jest łatwiej, jak się ma znajomości – nie omieszkały przyciąć mi koleżanki ze studiów.

Może i łatwiej, ale ja naprawdę na to zapracowałam. Teść nie załatwił mi ani jednego zaliczenia. To nie leżało w jego naturze. Wszystko zdawałam dlatego, że umiałam. Może nie wszyscy moi znajomi w to wierzą, ale taka jest prawda. 

Dziś jestem pełnoprawnym adwokatem, od niedawna prowadzę własną kancelarię. Teść dofinansował jej założenie.

– Dziękuję, tato. Oddam ci wszystkie pieniądze, jakie we mnie zainwestowałeś.

Roześmiał się w odpowiedzi:

– Nie ma o czym mówić, Ewka, przecież to inwestycja również w moje wnuki. Wiesz, jestem z ciebie bardzo dumny. Kiedyś myślałem, że może Igor skończy prawo, ale nie chciał. Leń z niego. Cieszę się, że trafiła mi się taka mądra synowa.

– Nie zawiodę cię, tato, obiecuję.

Czytaj także:
„Miałam być kurą domową, siedzącą całymi dniami w domu i czekającą z obiadem na męża? Niedoczekanie! Miałam swoje plany"
„Urodziłam córkę z przymusu, bo chciał tego mąż. Nigdy nie zamierzałam być kurą domową. To musiało zakończyć się rozwodem”
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”

Redakcja poleca

REKLAMA