„Mąż zabrania mi pracować. Całymi dniami siedzę w domu, piorę, gotuję i zabawiam dzieci. On uważa, że taka moja rola”

Dzieci wysysały życie z mojej siostry fot. Adobe Stock, New Africa
„– Dzieci potrzebują matki! Wolisz, żeby po powrocie z przedszkola i szkoły zjadły pizzę albo mrożone pierogi czy jednak domowy obiad? – pytał retorycznie. Zdaniem Jarka rodzina, w której kobieta, zamiast podtrzymywać ciepło domowego ogniska pracuje zawodowo, nie może być szczęśliwa”.
/ 08.04.2023 10:30
Dzieci wysysały życie z mojej siostry fot. Adobe Stock, New Africa

Przez dziewięć lat byłam wyłącznie żoną i matką. Coraz bardziej brakowało mi kontaktów z ludźmi, rozmów na tematy niezwiązane z domem, zajęć innych niż sprzątanie i gotowanie. Kiedy mój najmłodszy syn poszedł do przedszkola, zaczęłam przebąkiwać mężowi, że pora, abym zaczęła rozglądać się za jakąś pracą.

Nie spodobał mu się ten pomysł

– Dzieci potrzebują matki! Wolisz, żeby po powrocie z przedszkola i szkoły zjadły pizzę albo mrożone pierogi czy jednak domowy obiad? – pytał retorycznie.

Zdaniem Jarka rodzina, w której kobieta, zamiast podtrzymywać ciepło domowego ogniska pracuje zawodowo, nie może być szczęśliwa. Wiedziałam o tym, wychodząc za niego. Ba, wtedy sama tak uważałam. Ale teraz nie marzyłam o niczym innym, jak o wyrwaniu się z domu choćby na parę godzin dziennie.

Spojrzałam na zegarek. Na drugą byłam umówiona z moją siostrą. Jola pracowała w kadrach dużej firmy i wiedziałam, że jeśli tylko będzie mogła, na pewno znajdzie dla mnie jakieś zajęcie.   Kwadrans przed drugą wysiadłam z autobusu na dużym placu w reprezentacyjnej części miasta. Omiotłam wzrokiem pobliskie kamienice. W jednej z nich znajdowała się knajpka, gdzie miałam spotkać się z Jolą. Wprawdzie zapomniałam jej nazwy, ale nietrudno było ją zlokalizować – nad wejściem błyskał wielki, rzucający się w oczy, kolorowy neon. W drzwiach przywitała mnie hostessa. W seksownej, mocno opiętej lawendowej sukience przypominała gwiazdę filmową. W dodatku uśmiechała się tak radośnie, jakby od rana nie marzyła o niczym innym, tylko o spotkaniu ze mną.

– Zapraszam, zapraszam... Czy mogę prosić, aby zostawiła pani swoją wizytówkę? – spytała, podtykając mi pod nos niewielką szklaną kulę, wypełnioną białymi kartonikami.

„Co za dziwny zwyczaj” – pomyślałam.

Nigdy wcześniej nie byłam w lokalu, w którym zostawiało się wizytówki. Już miałam powiedzieć, że nie mam, ale przypomniałam sobie o ortodoncie, do którego rano zapisywałam najstarszego syna. Wyjęłam z torebki wizytówkę gabinetu ortodontycznego i wrzuciłam do szklanej kuli. „Co tam, niech się cieszą!”. – Bardzo dziękuję! – hostessa musiała dostawać premię za uśmiech, bo jej radość była mocno przesadzona.

– Zapraszam do środka – wskazała mi schody prowadzące na dół.

Po chwili znalazłam się w niewielkim holu, który zdobiła osobliwa dekoracja: wycięta z kartonu kobieca postać trzymająca w jednej ręce czarodziejską różdżkę, a w drugiej butelkę z detergentem. Z holu przeszłam do sali przypominającej kinową. Na jednej ze ścian wisiał ekran, zaś przed nim stały poustawiane w rzędy krzesła. Część z nich była zajęta, głównie przez kobiety. Upewniwszy się, że żadna nie jest moją siostrą, odwróciłam się na pięcie, zamierzając wrócić na górę. Zwyczaje panujące w tej restauracji były jak dla mnie zbyt dziwaczne. Wolałabym bardziej przytulny lokal, w którym można spokojnie porozmawiać, siedząc przy stoliku. Zanim jednak doszłam do schodów, jak spod ziemi wyrosła przy mnie kolejna hostessa. Podobnie jak poprzednia śliczna, superzgrabna i uśmiechnięta od ucha do ucha.

Bardzo się cieszę, że mogę panią gościć – zaćwierkała. – Pani pozwoli, że wskażę miejsce? Byłam tak zaskoczona, że nie protestowałam, gdy prowadziła mnie z powrotem na salę.

Posłusznie usiadłam na krześle, zastanawiając się, czy przypadkiem, nie wzięto mnie za kogoś innego.

A może to ukryta kamera?

„Poczekam tu na Jolkę i razem się wymkniemy” – postanowiłam.

Dyskretnie rozejrzałam się wokół. W sali było sporo kobiet i tylko dwóch mężczyzn. Wszyscy ubrani elegancko, niektóre panie wręcz wytwornie. Odruchowo obciągnęłam swój raczej mało gustowny sweterek. Nagle kobieta, którą wcześniej wzięłam za hostessę, przemówiła:

– Witam państwa serdecznie na spotkaniu prasowym, którego tematem będzie... – zawiesiła głos.

Spotkanie prasowe? Odruchowo skuliłam się na krześle, jakby to mogło sprawić, że stanę się niewidzialna.

–... czystość naszych muszli klozetowych – oznajmiła prowadząca z powagą.

Zaczęła się prelekcja. Słynna specjalistka od mikrobów obrazowo opowiadała o żyjących na ściankach sedesów bakteriach. Najchętniej natychmiast bym stamtąd wyszła, ale siedziałam w takim miejscu, że cały rząd słuchaczek musiałby wstać i mnie przepuścić. Nie chciałam robić zamieszania. Dyskretnie wyjęłam z torebki komórkę, zamierzając wysłać do Jolki SMS-a, w piwnicy nie było jednak zasięgu. Chcąc nie chcąc, musiałam czekać na jakąś przerwę. Po wykładzie o robactwie prowadząca postanowiła przeprowadzić mały test. Wskazywała mikrofonem osobę, która miała odpowiedzieć na pytanie, czym myje sedes? Wszystkie odpowiedzi były podobne, widać gwiazdy mediów wierzą w reklamę i stosują produkty, które znają z telewizji. Zamarłam, kiedy mikrofon zatrzymał się przed moim nosem.

– Używam mieszanki sody oczyszczonej z octem – wykrztusiłam.

Wyraźnie zaskoczona prelegentka spojrzała na mnie wzrokiem kobry. Poczułam, że się czerwienię. Serce waliło, jakby miało wyskoczyć z piersi. Byłam pewna, że te wszystkie elegantki śmieją się teraz ze mnie, uważając za jakiegoś dziwoląga. Dlaczego nie skłamałam, że też uwielbiam środki chemiczne i czyszczę nimi cały dom od podłóg aż po dach?! Zawstydzona siedziałam z opuszczoną głową i modliłam się, aby to się wreszcie skończyło. W końcu usłyszałam szuranie krzeseł. Podniosłam głowę.

Kobiety powoli wstawały i wychodziły

Poderwałam się, chwyciłam torebkę i na drżących nogach ruszyłam w stronę wyjścia.

– Halo, halo, proszę zaczekać! – zawołał ktoś za mną.

Zanim zdążyłam się wymknąć, otoczył mnie wianuszek pań.

Zna pani inne ekologiczne sposoby na czysty dom? – spytała mnie jedna z nich.

– Może coś na brzydki zapach z lodówki? – podrzuciła inna.

Wiedziałam już, że tak łatwo nie ucieknę. Przełknęłam nerwowo ślinę.

– Wstawiam do lodówki patelnię, na której wcześniej prażę ziarnistą kawę.

– W mojej garderobie czuć stęchlizną. Może jest i na to sposób?

– Proszę wstawić do niej miskę z rozcieńczoną waniliową esencją do ciasta. Panie wyjęły notesiki i skrupulatnie notowały moje słowa.

Kątem oka dostrzegłam dwie „hostessy”, które szeptały między sobą. Po chwili podeszły do naszej gromadki i jedna z nich spytała:

Jakie pismo pani reprezentuje?

– Ja... – zająknęłam się, nie wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji – Jestem...

To „Jestem” jeszcze wychodzi? – spytała dziennikarka od śmierdzącej lodówki. – Miałam koleżankę w „Jestem”. Jak ona się nazywała... – zastanawiała się posiadaczka zawilgotniałej garderoby.

Czułam, że muszę działać natychmiast.

– Przepraszam, gdzie jest toaleta? – spytałam i, nie czekając na odpowiedź, galopem puściłam się w stronę schodów.

Jolka była wściekła. Czekała na mnie godzinę, w zupełnie innej knajpce.

– Tak mi przykro – przepraszałam ją. – Nie wiem, jak to się stało, ale trafiłam na jakieś dziwne spotkanie dla dziennikarzy.

Nie mów, że znalazłaś pracę w gazecie! – zakpiła.

– Daj spokój – westchnęłam. – W życiu bym się na to nie zgodziła. Nie masz pojęcia, jakich głupot muszą wysłuchiwać te redaktorki.

– A w recepcji chciałabyś siedzieć? – spytała Jolka łagodniejszym tonem.

– Pewnie, że bym chciała!

– To zaczynasz od pierwszego. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA