„Wyszłam za mąż za rolnika i pożałowałam. Byłam zmęczona i czułam się jak parobek, dopóki się nie zbuntowałam”

kobieta na wsi fot. Adobe Stock, JackF
„Każdy dzień wyglądał podobnie. Zrywałam się najpóźniej o 6, by dopilnować porannego obrządku. Sebastian zatrudniał kilka osób, ale trzeba było mieć ich na oku. Ja miałam lżejsze obowiązki – wypuszczałam kury, napuszczałam wodę zwierzętom, wieczorami zbierałam jajka i segregowałam je, które na sprzedaż na targ, a które sąsiadom i znajomym”.
Listy od Czytelniczek / 20.11.2023 20:15
kobieta na wsi fot. Adobe Stock, JackF

Nie znałam innego życia, niż to w mieście. I choć całe dzieciństwo minęło niemal w skrajnej biedzie, nigdy nawet do głowy by nie przyszło, że jako dorosła kobieta wyląduję na wsi, a moim towarzystwem będą głównie zwierzęta.

Pochodziłam z biednej rodziny

Nie miałam wielkich aspiracji, bo trudno takie mieć, gdy w rodzinnym domu nie ma wzorców i się nie przelewa. Mieszkaliśmy w ciasnocie, a rodzice ledwo wiązali koniec z końcem. To jeszcze nie były czasy 500+ i trzeba było na wszystko zapracować samodzielnie.

Już w liceum łapałam dorywcze prace, żeby wspomóc domowy budżet i mieć pieniądze na swoje drobne wydatki. Tamtego lata, tuż po maturze, udało się mi się zahaczyć na lokalnym targowisku przy sprzedaży sezonowych warzyw i owoców oraz innych ekologicznych produktów, m.in. jajek. Wcześniej tym stoiskiem zajmowała się mama rolnika, ale podupadła na zdrowiu. Szukali kogoś na już, a ja nie wybrzydzałam. Dni mijały szybko, bo produkty miały już wyrobioną renomę wśród klientów i ruch był stale.

Sebastian zaprosił mnie na randkę

Sebastian, mój pracodawca był kilka lat starszy ode mnie i jak się później dowiedziałam, dzieliło nas równo 10 lat. Zawsze mnie szanował i wypłacał co tydzień pieniądze na czas, bo na takie rozliczenie byliśmy umówieni. Czasem, gdy rozładowywał towar, przyglądałam mu się i musiałam przyznać, że był bardzo przystojny. Ot, mogłam sobie powzdychać. W którąś sobotę, gdy już się pakowaliśmy, nagle podszedł i zapytał.

– Sabina, miałabyś może ochotę pojechać jutro na wycieczkę?

– Ja? – zatkało mnie.

– No tak.

– Sama nie wiem, a gdzie?

– W M. jest jutro duży piknik rodzinny, a po drodze zajechalibyśmy nad zalew. Co ty na to?

Zaczerwieniłam się.

– W porządku, chętnie pojadę – powiedziałam.

– Przyjadę po ciebie, do jutra – uśmiechnął się.

Czekałam jak na szpilkach. Włożyłam najlepszą sukienkę, jaką miałam, bo chciałam ładnie wyglądać i wypatrywałam go w oknie. Mama patrzyła na mnie podejrzliwie i kazała tylko na siebie uważać. Gdy w końcu pod blokiem zatrzymało się eleganckie auto, a z niego wysiadł Sebastian, myślałam, że mnie wzrok myli. Na co dzień widywałam go w roboczych spodniach i dostawczaku, a teraz wyglądał jak jakiś bogacz. Zrobiło mi się wstyd, że zobaczy, gdzie i jak mieszkam.

– To twoje? – zapytałam, wskazując na auto.

– Tak, a co myślałaś, że ukradłem? – zażartował.

– Nieee, zaskoczyłeś mnie.

– Wsiadaj, bo się spóźnimy na otwarcie pikniku.

Zobaczyłam, jak żyje

Pojechaliśmy. Potem na kolejną lokalną imprezę, a na koniec sezonu na dożynki. Tak dobrze spędzało nam się razem czas, że zostaliśmy parą. Wtedy też Sebastian zaprosił mnie do swojego gospodarstwa oddalonego o 40 km od mojego rodzinnego miasta.

Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak żyje. Wielki dom i ogród, a za nimi kilka budynków gospodarczych, pola i łąki. Tu było tak sielsko, że od razu polubiłam to miejsce.

– Widzę, że ci się podoba – powiedziała mama Sebastiana.

– Bardzo.

– Chodź, pójdziemy na spacer i pokażę ci wszystko, bo Sebastian musi coś załatwić. Tutaj wiecznie jest coś do zrobienia – uśmiechnęła się.

Przechadzka zajęła nam ponad godzinę. W tym czasie zobaczyłam kulisy tego, jak wygląda życie mojego chłopaka. Z jednej strony byłam pod wrażeniem, a z drugiej – przeraził mnie rozmiar gospodarstwa i ogrom pracy, którą na pewno trzeba wykonać, by to sprawnie funkcjonowało. Co prawda, Sebastian był nowoczesnym rolnikiem i wiele rzeczy było już zmechanizowanych, jak choćby dojarki dla krów, ale i tak bez ręki i głowy człowieka to nie mogło działać.

Gdy wróciłam do domu i opowiedziałam wszystko mamie, powiedziała tylko jedno.

– Trzymaj się go, Sabina. Zobacz, jaki zaradny i bogaty. Lepszego nie znajdziesz, a przy nim możesz mieć dobre życie.

Zostaliśmy małżeństwem

No to się trzymałam przez kolejny rok. W tym czasie lepiej poznałam nie tylko Sebastiana, ale też jego codzienność. Nie był to łatwy kawałek chleba, ale mój chłopak miał głowę na karku i świetnie sobie radził. Próbował złapać kolejne dotacje z funduszy unijnych, żeby jeszcze bardziej unowocześnić gospodarstwo. W międzyczasie mi się oświadczył i wzięliśmy ślub z wielką pompą. A potem zaczęło się moje życie jako żony rolnika. I z każdym rokiem miałam go powoli dość.

Nie byłam leniwa, ale szybko przekonałam się, że na gospodarstwie, nawet tym postępowym, nie ma czasu na poranne wylegiwanie się w łóżku, a za dnia też jest co robić. Na początku byłam pełna zapału i chciałam pomóc Sebastianowi. Ustaliliśmy, że nie będę pracować etatowo w jakimś sklepie, ale zaangażuję się w nasz biznes.

– Kotek, pamiętaj, że ja jutro z samego rana jadę nawozić warzywa, więc nie będzie mnie na pewno do południa. A o 8 ma przyjechać weterynarz do Kaliny i reszty krówek. 

– Pamiętam, nie martw się – powiedziałam, ale w środku byłam już pełna złości.

Byłam zmęczona, znudzona i zła

Każdy dzień wyglądał podobnie. Zrywałam się najpóźniej o 6, by dopilnować porannego obrządku. Sebastian zatrudniał kilka osób, ale trzeba było mieć ich na oku. Ja miałam lżejsze obowiązki – wypuszczałam kury, napuszczałam wodę zwierzętom, wieczorami zbierałam jajka i segregowałam je, które na sprzedaż na targ, a które sąsiadom i znajomym.

Razem z teściową zajmowałyśmy się też przydomowym ogrodem warzywnym. Od wiosny do jesieni ciągle coś sadziłyśmy, zbierałyśmy i przetwarzałyśmy. Co nie zjadaliśmy na świeżo, wędrowało do słoików. Nasza spiżarnia pękała w szwach.

Lubiłam to wszystko do momentu, aż ta rutyna zaczęła mi ciążyć. Czułam, że jestem żoną rolnika i nic więcej. Sebastian nie żałował mi pieniędzy, ale po co miałam je wydawać, jeśli ciągle siedziałam w domu. Nie mogliśmy pojechać na wakacje jak normalni ludzie, bo lato to złoty czas, sezon uprawowy w pełni i jeszcze żniwa. No i  mąż bał się zostawić wszystko na głowie mamy.

– Może pojedziesz z jakąś koleżanką? Ja ci przecież nie bronię –  mówił.

– Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Chcę jechać z tobą. Przydałby ci się odpoczynek.

– Wiem, ale nie teraz. Może za rok. Nie gniewaj się.

To nie o gniew chodziło. Czułam się rozczarowana, zmęczona i uwiązana. I jeszcze samotna. Bywały dni, kiedy Sebastian wyjeżdżał z domu wcześnie rano i wracał późno. Zawsze czekałam na niego z kolacją, ale ledwo zjadł i zamieniliśmy kilka słów, padał ze zmęczenia. Nawet w weekendy było podobnie, ale chociaż wtedy trzeba było tylko oporządzić zwierzęta, więc mieliśmy więcej czasu dla siebie.

To się musiało zmienić

Mijały kolejne tygodnie, a ja chodziłam coraz bardziej rozdrażniona. Wszystko mnie irytowało i płakałam z byle powodu. Właśnie taką szlochającą, nad koszykiem z jajkami, zastał mnie mąż.

– Czemu płaczesz? Coś się stało? – przejął się

– A żebyś wiedział! – popatrzyłam na niego hardo.

– No mów – ponaglił mnie.

– Czuję się jak twój parobek, a nie żona – krzyknęłam. – I coraz częściej mam ochotę rzucić tymi jajkami o ścianę, a potem stąd uciec.

– Nie wiedziałem, że tak ci ze mną źle – mąż posmutniał.

– To nie o to chodzi. Dobrze mi z tobą – powiedziałam. – Stworzyłeś mi dom, o jakim marzyłam. Tylko nie sądziłam, że to wszystko będzie takie trudne – zaszlochałam.

Podszedł i mnie przytulił.

– Przepraszam. – Jeśli chcesz, to zatrudnię jeszcze kogoś dorywczo, żeby cię odciążyć rano.

– Będziesz musiał – popatrzyłam mu prosto w oczy.

– A jak nie to, co? – roześmiał się, bo widział, że moja złość już stopniała.

– To się zastanowię, czy chcę takiego ojca dla naszego dziecka – złapałam jego rękę i położyłam sobie ba brzuchu. – I musisz też przystopować, bo będę cię więcej potrzebowała w domu za jakiś czas.

– Jesteś w ciąży?

– Tak.

– Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. I zapamiętaj sobie, że nie jesteś żadnym parobkiem – powiedział czule. – Zrobię, co zechcesz.

Mąż dotrzymał obietnicy. Razem z moim rosnącym brzuchem w gospodarstwie zachodziły kolejne zmiany. Sebastian zrozumiał, że nie musi wszystkiego robić sam, ale może kogoś zatrudnić i tylko nim zarządzać. Dzięki temu częściej jest w domu. A ja, o dziwo, odkąd nie czuję, że coś powinnam, jestem spokojniejsza. I choć nie zrywam się bladym świtem, to lubię z samego rana pójść na gospodarski obchód, zobaczyć czy wszystko jest w porządku i pogłaskać zwierzęta. 

Sabina, 24 lata

Czytaj także: „Z Adamem było miło, ale się skończyło. Gdy zaszłam w ciążę, jego miłość wyparowała, a ja zostałam samotną matką”
„Urodziłam dziecko w wieku 15 lat, odebrali mi je rodzice. Gdy zaszłam w drugą ciążę wiedziałam, że tego dziecka nie oddam"
„Mąż wyszedł z domu i już nie wrócił. Zostałam z pustym portfelem, kredytem i chorą teściową, która wyrzekła się syna”

Redakcja poleca

REKLAMA