„Wyszłam za mąż za pierwszego lepszego, bo Michał, którego kochałam, był zajęty. Przysięgę wypowiadałam z gulą w gardle”

Wyszłam za pierwszego lepszego, bo facet, którego kochałam, był zajęty fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– Tomek to fajny gość, tyle że jakoś mi do ciebie nie pasuje – stwierdził, a mnie napłynęły do oczu łzy. Oczywiście, że nie pasował! Wiedziałam o tym. Gdyby Michał nie mieszkał tak daleko, ochroniłby mnie przed tym bezsensownym małżeństwem”.
/ 28.05.2022 13:30
Wyszłam za pierwszego lepszego, bo facet, którego kochałam, był zajęty fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Zawsze myślałam, że kiedy już spotkam Tego Jedynego, miłość wybuchnie w mojej głowie jak fajerwerki. Od razu będę wiedziała, że to on, mężczyzna na całe życie. Czekałam 34 lata, 2 miesiące i 28 dni, aby zrozumieć, że tak naprawdę moja prawdziwa miłość od dawna jest tuż obok mnie. I właśnie się żeni.

Michała poznałam na obozie żeglarskim

Było to kilkanaście lat temu. Uczyłam się wiązać węzły i ze szczególną determinacją ćwiczyłam tzw. ratunkowy. W pewnej chwili oplotłam się sznurkiem jak baleron i za nic nie mogłam się z niego wyplątać. Michał mnie wyswobodził. Ciemnowłosy, niewysoki, ale dobrze zbudowany, z zaraźliwym uśmiechem. Amerykanie mówią o takich „chłopak z sąsiedztwa”: nie tyle przystojny, co szalenie sympatyczny i otwarty na ludzi. Michał właśnie taki był.

Po 2 tygodniach obozu nie potrafiłam już sobie wyobrazić, że mogłam go kiedyś nie znać. Był moim pierwiastkiem męskim, uzupełniał mnie. Mieszkał w tym samym mieście, więc nic nie stało na przeszkodzie naszej przyjaźni. Kiedy się ma kilkanaście lat, człowiek pochłania pisma dla nastolatek w poszukiwaniu odpowiedzi na tysiące pytań pojawiających się w związku z chłopakami.

Ja nie musiałam ich tam szukać, bo moim ekspertem od tych spraw był Michał. To on mówił mi, w co powinnam się ubrać na pierwszą randkę z nowym facetem, i czy w ogóle warto na nią iść. Bez litości obnażał wady moich ukochanych i uczciwie podkreślał ich zalety. Zawiedziona w swoich oczekiwaniach co do któregoś ze związków, mogłam mu się swobodnie wypłakać na ramieniu. I nie musiałam rozpaczliwie, natychmiast szukać innego faceta, aby podnieść sobie samoocenę i uleczyć złamane serce. Miałam przecież zawsze w odwodzie Michała, który chętnie zabierał mnie do kina czy na imprezę. Z kolei Michał miał mnie…

Mogliśmy na sobie polegać

W miarę jak dorastaliśmy i wchodziliśmy w poważniejsze związki, nasza przyjaźń także się zmieniała. Wyczuwając, że nasi partnerzy mogą czuć się zazdrośni, potrafiliśmy nie widywać się tygodniami. Zawsze jednak pamiętaliśmy o SMS-ach i mejlach i byliśmy na bieżąco z tym, co się dzieje u drugiego. Tak było długo, aż do chwili wyjazdu Michała do Szwecji.

– Tutaj nie mam szans zrobić tak szybko specjalizacji jak tam! I to w doskonale wyposażonej klinice! – emocjonował się, gdy dostał staż po skończeniu stomatologii.

– Będę cię odwiedzała w tej depresyjnej Szwecji – powiedziałam, wręczając mu specjalistyczną lampkę, żeby mu nigdy nie brakowało słońca.

Ale na nic zdała się Michałowi ta lampa, bo wkrótce do tej samej kliniki przyjechała na staż niejaka Paulina z Krakowa. To ona została gwiazdą mojego przyjaciela. Już po miesiącu zamieszkali razem. Po raz pierwszy nie znałam ukochanej Michała osobiście i czułam się z tym trochę dziwnie. Chyba dlatego, że w żaden sposób nie mogłam sobie wyrobić o niej własnego zdania, a z mejli przyjaciela wyłaniał się denerwujący obraz Kobiety Idealnej.

„Jest w niej strasznie zakochany” – myślałam, trochę mu zazdroszcząc, bo sama akurat nie miałam żadnego faceta.

Kiedy pierwszy raz miałam spotkać Paulinę, czułam prawdziwą tremę. Powtarzałam sobie jednak, że przecież na pewno jest miłą i sympatyczną dziewczyną, skoro Michał ją tak uwielbia. Innej by nie pokochał...

Tymczasem, jeśli chodzi o mnie, okazała się prawdziwym rozczarowaniem. Była wyniosła i zimna, prawdziwa Królowa Śniegu! Jednak w imię przyjaźni udawałam, że także jestem nią zachwycona.

– Prawda? – powtarzał Michał rozpromieniony po każdym moim komplemencie pod adresem Pauli, a mnie chciało się wyć.

Chyba już wtedy byłam o niego zazdrosna, chociaż jeszcze nie potrafiłam nazwać tego nowego dla mnie uczucia… Ponieważ życie nie znosi próżni, wkrótce i ja się zakochałam – moim wybrankiem został Tomasz, sympatyczny okularnik, taksówkarz. Intelektem nie dorastał Michałowi do pięt, lecz był mi naprawdę oddany i spełniał każdą moją zachciankę. A tego właśnie wtedy potrzebowałam – dopieszczenia.

Michałowi zostały jeszcze ponad 2 lata stażu w Szwecji, kiedy Tomek poprosił mnie o rękę. Wahałam się tylko przez chwilę. W końcu nie mogłam temu facetowi nic zarzucić, a że moje serce nie tłukło się na jego widok w piersi jak wściekłe?

No cóż, życie to nie bajka…

Wzięliśmy ślub, chociaż słowa przysięgi wypowiedziałam bez przekonania. Na wesele przyjechał ze swoją ukochaną Michał. Był moim drużbą.

Pierwsza wydoroślałaś! – powiedział, składając mi życzenia.

Zabrzmiało to dziwnie – jakby jego związek z Pauliną był niepoważny, a przecież mieszkali ze sobą już prawie 3 lata! Gdy już w trakcie wesela go o to zapytałam, wyjaśnił, że miał na myśli to, iż zrezygnowałam z szukania ideału.

Tomek to fajny gość, tyle że jakoś mi do ciebie nie pasuje – stwierdził i… miał rację.

Cóż, może gdyby Michał nie mieszkał tak daleko, ochroniłby mnie przed tym bezsensownym małżeństwem. Bolesny rozwód nastąpił 2 miesiące przed powrotem mojego przyjaciela do Polski. Jego i Pauliny, bo ona także kończyła staż. Oboje mieli plany otwarcia prywatnego gabinetu na światowym poziomie.

– Powoli dobierzemy sobie odpowiednią kadrę i będziemy robili zabiegi stomatologiczne, o jakich się do tej pory Polakom nawet nie śniło! – entuzjazmował się Michał.

A mnie wtedy po raz pierwszy przyszło do głowy, że może jego związek z Pauliną ma zupełnie inne podstawy, niż dotąd sądziłam. Może to bardziej zawodowe porozumienie, nie zaś romantyczna miłość? Jak zwał, tak zwał; grunt, że planowali ślub.

– Zostaniesz moją świadkową, Marzenko? – zapytał mnie Michał. – Ze strony Pauliny świadkiem będzie jej brat.

Odparłam, że oczywiście i że postaram się bardziej mu przysłużyć niż on mnie, jeśli chodzi o powodzenie małżeństwa. Spojrzał wtedy jakoś dziwnie, lecz mimo to jeszcze nie zdecydował się powiedzieć niczego i nie doszło między nami do poważnej rozmowy.

To stało się na miesiąc przed jego ślubem

Byłam wtedy zakochana w Pawle, likwidatorze szkód z towarzystwa ubezpieczeniowego, który szacował straty po mojej niewielkiej stłuczce. Oddał mi przysługę, wywalczając spore odszkodowanie, a ja z wdzięczności zaprosiłam go na kawę i tak to się zaczęło. Jakiś czas później Michał towarzyszył mi na spacerze z psem. Rozmawialiśmy głównie o przygotowaniach do jego wesela.

Kto wie, może wkrótce znowu zostaniesz moim drużbą – powiedziałam żartobliwie.

– Prawdę mówiąc, nie uważam, aby Paweł był dla ciebie odpowiedni! – wypalił wtedy.

Zatkało mnie i nie pozostałam mu dłużna.

– Uważam, że również twoja Paulina do ciebie nie pasuje! – odparłam.

Byłam pewna, że Michał mi tego nie wybaczy, że zostawi mnie samą na łące, ale on spojrzał na mnie poważnie i przyznał:

Prawdę mówiąc, ja też tak sądzę.

Cisza, która między nami zapadła, była wielka jak wszechświat…

– To dlaczego chcesz się z nią ożenić? – odezwałam się pierwsza.

Na początku byłem nią zafascynowany. A potem już wszystko samo się jakoś ułożyło. Mieszkamy przecież razem od 5 lat! Poza tym ty też wyszłaś za mąż! – dodał oskarżycielskim tonem.

– Ale się rozwiodłam – przypomniałam. – Michał, może nie mam prawa tego mówić, ale zastanów się nad tym ślubem? Chyba nie chcesz się za kilka lat rozwodzić?

– Nie chcę… Tym bardziej że ty wtedy znowu możesz być mężatką. I tak się będziemy mijać przez całe życie? – zapytał cicho.

Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Spojrzałam na niego. Musiał dostrzec w moich oczach iskierki radości i nadziei.

– Bardzo cię kocham, Marzenko – powiedział, przyciągając mnie do siebie i całując.

Jeszcze tego samego dnia Michał wyjaśnił wszystko swojej narzeczonej. Paulina nie była zachwycona, lecz dała mu do zrozumienia, że uczucia uczuciami, a interes interesem.

– Mam nadzieje, że nadal zamierzasz założyć ze mną klinikę? Nie zostawisz mnie na lodzie? – upewniła się, utwierdzając Michała, że z jej strony także nie było wielkiego afektu.

I tak ja mam ukochanego męża, a Paulina uczciwego wspólnika. Każda z nas dostała to, czego naprawdę pragnęła.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA