„Wyszłam za mąż za despotę. Przez 10 lat codziennie słyszałam, co mam jeść i jak się ubrać, ale w końcu pękłam”

załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Wychodził z założenia, że mogę mieć inną opinię, ale jego jest ważniejsza i to on, jako głowa rodziny, podejmuje decyzje. Początkowo bardzo często mu ustępowałam i chyba przez to uznał, że może posuwać się coraz dalej”.
/ 06.11.2024 13:45
załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

Miałam zaledwie siedemnaście lat, kiedy poznałam Wiktora. On był pięć lat starszy. Bardzo mi imponował, bo sprawiał wrażenie zaradnego życiowo i stabilnego emocjonalnie. Chłopcy w moim wieku nie potrafili adorować dziewczyny tak, żeby czuła się najpiękniejszą kobietą świata. A Wiktor to potrafił.

Poznałam jego rodzinę

Pamiętam dzień, kiedy zaprosił mnie do domu, abym poznała jego rodzinę. Byłam podekscytowana i zestresowana. Bardzo zależało mi, żeby się spodobać, więc włożyłam moją najładniejszą sukienkę i starałam się wypowiadać poważniej niż zwykle.

Wiktor siedział dumny i wciąż angażował mnie do rozmowy. Jego rodzice byli bardzo sympatyczni. Mama upiekła ciasto, podała nam herbatę i z zaciekawieniem dopytywała o moją rodzinę i plany na przyszłość.

Wszystko szło doskonale do czasu, gdy pojawiła się siostra Wiktora. Była złośliwa i pytała, czy Kapitan, jak nazywała brata, już mnie rozstawia po kątach. Zapytałam, czemu tak o nim mówi, a ona z rozbrajającą szczerością odpowiedziała, że Wiktor jest apodyktyczny i uważa, że zawsze ma rację.

Rodzice zwrócili jej uwagę, że zachowuje się niestosownie, wtedy po prostu wstała i wyszła. Jednak to, co powiedziała, zapadło mi w pamięć. Nie zauważyłam, żeby Wiktor tak się zachowywał. Szczerze mówiąc, wydawało mi się, że jest oczytany i inteligentny, a przez to mądrzejszy ode mnie. Nic więc dziwnego, że bardzo liczyłam się z jego zdaniem.

Byłam zakochana

Kiedy opowiedziałam o wszystkim mojej mamie, ostrzegła mnie, żebym zachowała czujność, ale zakochanej dziewczynie można mówić! Gdy Wiktor mi się oświadczył, byłam w siódmym niebie! Nie mogłam się wprost doczekać, aż osiągnę pełnoletność i będziemy mogli się pobrać.

Mama co jakiś czas podpytywała, czy układa nam się dobrze, a ja żałowałam, że opowiedziałam jej o tamtej rozmowie, bo uważałam, że patrzy teraz na mojego narzeczonego przez pryzmat oszczerstw jego siostry.

Dałam mu wolną rękę

Wkrótce skończyłam osiemnaście  lat i zaczęliśmy przygotowania do ślubu. Trzeba było wybrać salę, zdecydować o liczbie gości, wybrać świadków, kwiaty i zaproszenia.

– O nic się nie martw – uspokajał mnie Wiktor. – Zajmę się wszystkim.

Może już wtedy powinno mi się zapalić czerwone światełko, ale byłam jeszcze zbyt naiwna, by dostrzec niebezpieczeństwo. Przeciwnie, uznałam, że mój narzeczony jest cudowny. Nie musiałam się niczym przejmować, bo on podejmował wszystkie decyzje. Dałam mu wolną rękę.

Ślub nie za bardzo mi się podobał. Wiktor nie zaprosił wielu moich bliskich, wybrał tanią, niezbyt ładną salę, w dodatku  zapomniał o torcie! Co to za ślub bez tortu?! Totalna porażka! Kiedy zwróciłam uwagę na niedociągnięcia, oświadczył, że sprawiam mu przykrość, nie doceniając jego ciężkiej pracy włożonej w przygotowania. Zarzucił mi, że zostawiłam wszystko na jego głowie, a teraz jeszcze robię wyrzuty?!

Postanowiłam odpuścić. W końcu ślub to tylko impreza. Ważne, że teraz będziemy już razem. Szybko zaczęłam dostrzegać kolejne rozbieżności w naszym podejściu do życia we dwoje. W podróż poślubną pojechaliśmy w góry, mimo że marzyłam o morzu.

On chciał, żebyśmy zamieszkali w jego rodzinnym domu, w którym było dużo miejsca, ja wolałam, żebyśmy wyprowadzili się na swoje. On uznał, że najlepiej, abym została „żoną przy mężu”, ja chciałam dalej się uczyć, a potem pójść do pracy.

Różnice mnie przytłaczały

Czasem chciało mi się płakać z bezsilności, tym bardziej, że miałam wrażenie, że Wiktor się tym w ogóle nie przejmuje. Wychodził z założenia, że mogę mieć inną opinię, ale jego jest ważniejsza i to on, jako głowa rodziny, podejmuje decyzje.

Początkowo bardzo często mu ustępowałam i chyba przez to uznał, że może posuwać się coraz dalej. To on decydował, co jemy, gdzie wychodzimy, co oglądamy w telewizji i kiedy sprzątamy mieszkanie. Miałam ochotę spakować walizki i wrócić do rodzinnego domu, gdzie byłam traktowana poważnie.

Dopiero teraz przypomniały mi się przestrogi Ali, siostry Wiktora, których nie posłuchałam. Zrozumiałam, dlaczego nazywała go Kapitanem. 

Spotkałam się ze szwagierką

Myśli o jego siostrze nie dawały mi spokoju. Ona jakimś cudem nie poddawała się komendom Kapitana i wydawała się wyjątkowo niezależną osobą. Może przez tyle lat mieszkania z bratem pod jednym dachem znalazła na niego jakiś sposób?

Postanowiłam się z nią spotkać. Może jakoś pomoże mi wyjść z tej ślepej uliczki? Miałam wrażenie, że jeśli czegoś nie zmienię w moim małżeństwie, wkrótce będzie po mnie.

Zadzwoniłam do niej i poprosiłam, żeby się ze mną spotkała, a ona tylko zaśmiała się ironicznie, jakby przewidziała ten scenariusz. Powiedziałam Wiktorowi, że idę z koleżanką na kawę. Oczywiście, tak jak Ala przypuszczała, nie spodobał mu się ten pomysł.

Zaczął dopytywać z jaką koleżanką, po co idę i dokąd, ale zgodnie z jej sugestią wyszłam, nie tłumacząc nic więcej. Nie chciałam mówić mu, że to Ala, żeby nie oskarżał jej później o „robienie mi wody z mózgu”, co bardzo lubił robić. Kiedy dotarłam do kawiarni, w której się umówiłyśmy, moja szwagierka siedziała już przy stoliku.

Co? Kapitan nie daje ci żyć? – zapytała ze złośliwym uśmieszkiem, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię, wybierając na powiernicę małżeńskich tajemnic siostrę Wiktora.

On na pewno nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, co zamierzam. Nie miałam jednak wyjścia, jeśli chciałam coś zmienić w naszych relacjach.

– Muszę przyznać, że miałaś trochę racji, jeśli chodzi o jego despotyzm. Nie obchodzi go moje zdanie.

– Wiktora nie obchodzi niczyje zdanie poza jego własnym.

– Zawsze taki był?

– Zawsze. Obiecywałam sobie, że ostrzegę przed nim jego przyszłą żonę, ale nie chciałaś mnie słuchać.

– Uważałam, że przesadzasz. Teraz wiem, że nie. Tylko już za późno. Słuchaj… Ala. Widzę, że ty potrafisz sobie z nim radzić – postawiłam wszystko na jedną kartę. Schlebianie jej było przemyślaną taktyką. Musiałam jakoś przekonać ją do zwierzeń.

Miała dla mnie kilka rad

– Tak – odparła z niekrytą dumą, popijając mrożoną kawę. – Jest kilka sposobów, które opracowałam… 

– Zamieniam się w słuch!

Ala zaśmiała się i zaczęła mi tłumaczyć krok po kroku, jak przejąć kontrolę w związku. To był prawdziwy wykład. Tego się spodziewałam, ale słuchałam jej z uwagą i starałam się zapamiętać każde słowo. Zaczęła od tego, żebym pozbyła się irracjonalnego strachu przed tym, że Wiktor mnie porzuci, jeśli nie zgodzę się na jego pomysł.

Zamiast tego kazała mi stawiać zdecydowanie na swoim przy każdym sporze, tak żeby to on musiał mnie do wszystkiego namawiać. Po drugie, cenić swój czas i nie być na jego zawołanie, nie odbierać telefonu, jeśli nie mam czasu na rozmowę i nie rzucać wszystkiego, co robię, by mu pomóc.

Po trzecie i najważniejsze, podejmować własne decyzje – zgadzać się na spotkania z przyjaciółmi bez pytania Wiktora o zgodę, samodzielnie planować, co będzie na obiad i na co pójdziemy do kina.

Byłam przerażona

Nie dlatego, że rady były radykalne, ale dlatego że tak bardzo obnażały moją bezsilność wobec męża. Rzeczy, o których mówiła, większość kobiet robi intuicyjnie, bez mrugnięcia okiem, a dla mnie był to było wyzwanie, którego się bałam.

Wzięłam głęboki oddech i podziękowałam Ali jej z całego serca. Doskonale wiedziałam, że od tej pory wszystko musi ulec zmianie, inaczej już zawsze pozostanę poddaną, a nie partnerką Wiktora.
Wracając do domu, zrobiłam zakupy. Nie wyjaśniając, gdzie byłam ani z kim się spotkałam, zabrałam się do gotowania obiadu.

– Co robisz? – zapytał zdziwiony.

– Obiad – wzruszyłam ramionami. Możesz w tym czasie odkurzyć.

Wiktor spojrzał zaskoczony, a ja nie dodałam nic więcej. „Nie muszę się tłumaczyć! Nie robię nic złego!” – powtarzałam sobie w duchu, żeby nie wrócić do starych nawyków.

Wiktor kręcił się wciąż po kuchni i dopytywał, co będzie na obiad.

– Kotlety mielone z mizerią. Idź stąd i mi nie przeszkadzaj! – odparłam ostro, żeby się go pozbyć.

O dziwo, zadziałało.

Początki nie były łatwe

Z każdym dniem wprowadzałam kolejne zasady. Już nie pytałam Wiktora o zdanie, tylko informowałam go o własnych decyzjach. Szczerze mówiąc, początki nie były łatwe. Wciąż czekałam, aż Wiktor się obrazi i powie: „Odchodzę!”, ale przypomniałam sobie, że Ala nazwała ten strach irracjonalnym, więc nie zamierzałam mu się poddawać.

Z czasem zaczęłam myśleć, że jeśli zechce odejść, to odejdzie. Trudno. W kolejnych miesiącach kontynuowałam swoje nowe praktyki, a Wiktor przyzwyczajał się do tego, że nie ma nade mną władzy absolutnej.

Nie oddał jej łatwo, ale nauczyłam się, że kiedy zaczynał się wściekać, natychmiast wzywałam go, by się opamiętał. Metody jego siostry okazały się zbawienne dla naszego związku. Wiktor zaczął mi w końcu okazywać szacunek i liczyć się z moim zdaniem.

W tym roku obchodzimy dziesiątą rocznicę ślubu. Mamy dwójkę dzieci. A ciocia Ala jest u nas częstym gościem i… moją najlepszą przyjaciółką. Na ostatnie święta Wiktor dostał od niej koszulkę z napisem „Kapitan jest tylko jeden!”. Spojrzał na Alę pytającym wzrokiem, a potem się roześmiał i włożył ją z dumą, żartując, że kapitańską czapkę musi sprawić żonie.

Karolina, 28 lat

Czytaj także: „Mąż krzyczał na syna, że każda jedynka w szkole to grzech. Nie widział, że tylko mu szkodzi takim gadaniem”
„Poznałam w saunie faceta marzeń i zaczęłam go podrywać. Miałam gdzieś, że ma żonę i dwójkę dzieci”
„Późne macierzyństwo ma swoje zalety. Szkoda tylko, że sąsiadki przewracały oczami na mój widok z wózkiem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA