„Wyszłam za mąż za babiarza, bo nie chciałam zostać sama z brzuchem. Po 50 latach historia zatoczyła koło”

smutna babcia fot. iStock, Jacob Wackerhausen
„Powtarzał, że zmarnowałam mu życie, bo mógł mieć tyle lepszych kobiet, a męczy się ze mną. Znikał na całe wieczory, dochodziły mnie słuchy o jego zdradach. Ile łez przez niego wylałam i nocy nie przespałam”.
/ 27.09.2023 18:30
smutna babcia fot. iStock, Jacob Wackerhausen

Wkrótce ma się odbyć ślub Agniesi, mojej ukochanej wnuczki. Prawie wszystko już gotowe… Ja jednak nie jestem przekonana, czy wnuczka podjęła dobrą decyzję. A właściwie to mam niemal pewność, że popełnia błąd. Nie podoba mi się ten jej Michał. Oczywiście, nie mnie ma się podobać, lecz jemu bardzo źle z oczu patrzy.

Nie popełni moich błędów

Nieraz byłam świadkiem sytuacji, w których źle Agniesię traktował i nie okazywał jej należytego szacunku. Potrafi nakrzyczeć na nią z błahego powodu, nie przebierając w słowach i nie licząc się z tym, że słyszy go cały dom. Widzę, jak Agniesię to boli, jak jej przykro, choć ona stara się to przede mną ukrywać. Ileż razy zamykała się w łazience i cichutko płakała…

Myślała, że nikt nie widział, ale mnie nie tak łatwo oszukać. Widziałam jej zaczerwienione oczy, słyszałam szloch. I serce mi pękało, bo zawsze była moim oczkiem w głowie. Gdy widzę, jak cierpi, tak bardzo chciałabym jej pomóc! Kilka razy pytałam, czy na pewno wie, co robi, ale zawsze mnie zbywała.

– Babciu, Michał ma stresującą pracę. Czasem na mnie krzyknie. To nic. Ja nawet nie zwracam na to uwagi – mówiła.

Ja jednak wiem swoje, nie zdoła zamydlić mi oczu. Przecież kiedyś tak samo tłumaczyłam się przed rodziną i znajomymi… Po kolejnej kłótni młodych uznałam, że muszę coś z tym zrobić. Inaczej do końca życia, którego niewiele mi pozostało, wyrzucałabym sobie, że pozwoliłam Agniesi popełnić ten błąd. Że nie zrobiłam wszystkiego, by ją ustrzec przed Michałem.

Córka z zięciem wyjechali akurat na dwa dni służbowo, byłyśmy z Agniesią same w mieszkaniu. Zaparzyłam więc herbatę i zawołałam wnuczkę do siebie.

– Kochanie, tobie pierwszej opowiem szczerze o swoim życiu. Nie będzie to łatwe, ale mam nadzieję, że uchroni cię przed popełnieniem błędu, który sama popełniłam – zaczęłam swoją historię, a potem ze ściśniętym gardłem wróciłam do przeszłości.

Kazimierza poznałam jeszcze w szkole

Nie uczył się zbyt dobrze, wagarował, nie miał najlepszej opinii. Ale bardzo mi się podobał. Niestety, nie tylko mnie. Kazik wiedział, że jest przystojny, i chętnie to wykorzystywał. Nigdy się do tego nie przyznał, chociaż krążyły legendy, jak wiele dziewczyn omotał, zanim się poznaliśmy. Ja jednak nie zważałam na te opowieści. Uważałam, że to nieważne.

Wytrwale się za nim uganiałam, skakałam koło niego i utwierdzałam go w przekonaniu, że bez względu na to, co złego by zrobił – i tak mu wybaczę i będę czekać z otwartymi ramionami. Chętnie to wykorzystywał. Spotykał się ze mną i jednocześnie z innymi dziewczynami, lecz tylko ja nie odwracałam się od niego, gdy jego kłamstwa wychodziły na jaw. Powinnam była dać sobie z nim spokój, jak inne, ale serce nie sługa. Kochałam go jak szalona! A poza tym było mi go żal…

Wiedziałam, że jego tata zmarł, kiedy Kazik był mały, a mama zaczęła wtedy pić. Stoczyła się na dno, nie bardzo interesowała synem. I ja wszystkie jego przewinienia tłumaczyłam sobie właśnie tym trudnym dzieciństwem. Chciałam go uszczęśliwić, pokazać, jak to jest zbyć kochanym, bo w domu rodzinnym tego nie zaznał.

W końcu zaszłam w ciążę. Miałam zaledwie 21 lat i byłam przerażona. Nie z powodu wieku czy niedojrzałości. Kiedyś młodzi szybciej wchodzili w dorosłość. Po prostu panna z dzieckiem to był wielki wstyd. Rodzice wpadli we wściekłość. Od początku byli przeciwni moim spotkaniom z Kazimierzem. Uważali go za babiarza, zresztą słusznie. Mama załamywała ręce, że pewnie teraz zostanę ze wszystkim sama.

Nie miałabym dość siły, by odejść

– Może tak byłoby nawet lepiej… Co za ojciec byłby z tego chuligana?! – płakała.

Jednak akurat w tej sytuacji Kazik zachował się jak dojrzały mężczyzna. Nawet przez moment nie próbował wyprzeć się swojego dziecka. Wzięliśmy ślub i ostatecznie zamieszkaliśmy u moich rodziców. Im dłużej razem mieszkaliśmy, tym więcej wad mojego męża wychodziło na jaw.

Kazik nie lubił się przepracowywać, mówiąc wprost – był leniem. Często siedział na bezrobociu, bo w każdej pracy coś mu się nie podobało. Mimo to nie szczędził pieniędzy na swoje przyjemności. Byliśmy w zasadzie na utrzymaniu moich rodziców, ja dorabiałam sobie szyciem, ale zazwyczaj to, co udało mi się zarobić, od razu zabierał Kazimierz. Papierosy, wódka, najróżniejsze rozrywki – ciągle miał jakieś potrzeby.

Choć ganiał gdzieś z nowymi kolegami, po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mój mąż nie ma przyjaciół. Każdy znajomy po bliższym poznaniu go dawał sobie z nim spokój. Moi rodzice też często na niego narzekali: że nic nie robi, nie pracuje, ale do wydawania – pierwszy. Do tego często się awanturował, podnosił na mnie głos. Lubił przy ludziach pokazywać, kto jest górą i kto rządzi w tym związku. A ja go ciągle broniłam. I tak powoli odgradzałam się murem od wszystkich. Stawałam po stronie męża, tracąc znajomych i zrozumienie w rodzinie.

Kazimierz robił się coraz bardziej okrutny. Powtarzał, że zmarnowałam mu życie, bo mógł mieć tyle lepszych kobiet, a męczy się ze mną. Znikał na całe wieczory, dochodziły mnie słuchy o jego zdradach. Ile łez przez niego wylałam i nocy nie przespałam!

A jednak choć wszystko we mnie krzyczało i się buntowało, wiernie trwałam przy Kaziku, wybaczałam mu kolejne błędy, broniłam go przed wszystkimi i wybielałam każde jego przewinienie. Chciałam, by ludzie myśleli, że jestem naprawdę szczęśliwa. Ale nie byłam. Może momentami bywałam. Doczekaliśmy się czwórki wspaniałych dzieci, które dawały mi wiele radości. Kazik też miał czasem lepsze dni. Był wtedy czuły, miły, szanował mnie. I za każdym razem wierzyłam, że tak już będzie zawsze. Lecz prędzej czy później on znowu zaczynał…

Po latach małżeństwa czułam się jak wrak człowieka. Nieważna, niepotrzebna, do niczego. Kazik wmówił mi, że jestem brzydka, głupia, nie potrafię gotować, sprzątać i nawet dzieci źle wychowuję. Nie miałabym dość siły i odwagi, żeby od niego odejść, dlatego modliłam się, by to on odszedł. Niechby spotkał wreszcie tę ładniejszą, mądrzejszą, która by na niego zasługiwała, i ułożył sobie z nią życie!

I tak przeżyliśmy razem 46 lat

Przez cały ten czas robiłam dobrą minę do złej gry. Ciągle wybielałam Kazimierza przed sobą i innymi. Ukrywając każdą obelgę, każdą awanturę, kłótnię i poniżenie. Wegetowałam, karmiąc się nielicznymi dobrymi chwilami i starając się nie rozpamiętywać złych. Na takie cierpienie nie da się niestety uodpornić czy do niego przyzwyczaić…

Bóg uwolnił mnie od niego 14 lat temu, gdy Kazik zmarł na zawał serca. Mimo wszystko płakałam. I nigdy nie mówiłam o nim źle. Dzieci same pamiętały, jak było, ale też milczały. Po co rozdrapywać rany? Zobaczyłam, że Agniesia płacze.

– Wnusiu, kochałam twojego dziadka, ale lata spędzone z nim były też najtrudniejszymi i najbardziej bolesnymi w moim życiu. Może gdybym za niego nie wychodziła, wszystko potoczyłoby się inaczej. Może związałabym się z kimś, z kim byłabym szczęśliwa i beztroska. Może Kazimierz odnalazłby kobietę, która pomogłaby mu zrzucić ten pancerz egoizmu i okrucieństwa…

Prawdę mówiąc, od początku wiedziałam, że nie powinnam wychodzić za Kazimierza. Wiedzieli to też moi bliscy, rodzina, znajomi, którzy mnie przed nim ostrzegali. Dlaczego więc to zrobiłam? Nie wiem, poruszył we mnie jakąś czułą strunę… Współczucie. Myślałam, że nikt inny go nie pokocha, żadna kobieta nie zniesie jego charakteru, i jeśli go zostawię, skażę go na wieczną samotność. Tymczasem skazałam i jego, i siebie na nieszczęśliwe życie…

– Nie mam szans cofnąć czasu, zmienić swoich decyzji, pokierować wszystkim inaczej. Ale może jestem w stanie ci pomóc, mojej iskiereczce? Widzę w tobie siebie sprzed lat. I myślę, że ty teraz kierujesz się podobnymi pobudkami co ja kiedyś.

Po naszej rozmowie poprosiłam Agniesię, by przemyślała wszystko spokojnie jeszcze raz. Nie wiem, co zrobi; nie wiem, jaką decyzję podejmie. Oby właściwą. Mam nadzieję, że moja szczerość nie pójdzie na marne. Gdybym ja pół wieku temu usłyszała podobną historię, dostała podobne wsparcie – może mogłabym dziś patrzeć wstecz bez tego bólu w sercu…

Czytaj także:
„Zdradziłam męża na jego oczach. Kochanek okazał się tchórzem, a ja potrzebowałam wstrząsu, by zobaczyć, co tracę”
„Nigdy sobie nie wybaczę, że mój uczeń zginął, bo uległam jego prośbie. To powinnam być ja”
„Gdy dowiedziałam się prawdy o swojej rodzinie, musiałam uciekać z domu. Ta tajemnica nie powinna ujrzeć światła dziennego”

Redakcja poleca

REKLAMA