W moim domu panowały dziwne relacje. Jedni drugich faworyzowali, drudzy trzecich wprost nienawidzili. Zastanawiałam się, co się za tym kryje.
Facet z winiarnią
Kiedy myślicie o winach, pewnie od razu wyobrażacie sobie znane marki widywane na półkach sklepów lub tanie sikacze, którymi trują się pod sklepem okoliczni kloszardzi. Ale jest cała masa win rodzimej produkcji, które można znaleźć albo w sklepikach regionalnych, albo w karcie win małych restauracyjek, które doceniają ich jakość i smak. Niektórzy producenci owych win, często właściciele winnic na południowym zachodzie Polski, nie są może obłędnie bogaci, ale powodzi im się nieźle. Jak Stefanowi, byłemu narzeczonemu mojej siostry, Julki.
Stefan miał gdzieś pod czterdziestkę, prezencję Clinta Eastwooda z jego najlepszych czasów i osobowość Underwooda z popularnego ostatnio serialu „House of Cards”. Czyli był uroczy, podstępny i niebezpieczny. Julka niemal padła na apopleksję, gdy zorientowała się, że facet jest nią zainteresowany. I totalnie zgłupiała, zgadzając się wyjść za niego za mąż po trzech miesiącach chodzenia na randki.
Moja siostra ma 33 lata i łagodną formę porażenia mózgowego – lekko utyka, a jej lewa ręka jest nieruchoma, zgięta na wysokości pasa. Wyobraźcie sobie kogoś, kto ma złamaną rękę i trzyma ją na temblaku. Tylko bez temblaka. Poza tym jest cudowna, inteligentna, łagodna, urocza i niezwykle utalentowana. To, że przez 33 lata była sama, wiele mówi o umysłowości facetów w naszej okolicy. Niezależnie od wieku, to po prostu głupie capy.
– Widzisz, Stefan za to jest inny – wytknął mi Darek, mój chłopak. – A tak na nim zawsze psy wieszałaś.
– Wieszałam i wieszać będę, bo mu nie ufam – odparłam. – Facet jest śliski jak jakiś piskorz. Wolałabym, by nie zainteresował się Julką.
– Dlaczego? Wreszcie ktoś się nią zainteresował, choć zupełnie nie rozumiem, co on w niej widzi – moja mama, która akurat kroiła przy blacie kuchennym cebulę, otarła załzawione oczy dłonią z nożem, i jęknęła.
Westchnęłam, zabrałam jej nóż i kazałam przemyć oczy zimną wodą, a sama dokończyłam krojenie cebuli.
– Dlaczego? Bo z pewnością ma w tym jakiś cel – wyjaśniłam. – A jedyne, co przychodzi mi do głowy, to przejęcie naszego interesu.
– A może po prostu się zakochał, nie sądzisz? – powiedział Darek. – Ja jestem dowodem na to, że faceci potrafią kochać bezwarunkowo.
Patrzył na mnie oczami spaniela, a ja miałam wrażenie, że ta jego wieczna i bezwarunkowa miłość do mnie, którą darzy mnie od piaskownicy, naprawdę jest psią miłością. A to mnie, niestety, nie kręciło. Od kilku lat biłam się z myślami. Co wybrać – faceta, który nigdy mi krzywdy nie zrobi, który mnie kocha i na rękach nosić będzie, czy miłość szaloną, niebezpieczną, podniecającą… Tyle że na razie tej drugiej nie spotkałam, więc zastanawiałam się, czy nie wziąć tego, co jest. Z drugiej strony miałam dopiero
Wyczuwałam jakiś podstęp
No ale nie o mnie ma być ta opowieść, tylko o Julce i niebezpieczeństwie czyhającym nad naszą rodziną. Skąd to niebezpieczeństwo? Bo ja znałam dobrze szanownego pana Stefana, najzamożniejszego winiarza w naszej okolicy, i wiedziałam, że nie ma on czystych intencji. Wystarczyło dodać dwa do dwóch, by domyślić się, że w jego zainteresowaniu moją niepełnosprawną siostrą, główną rolę gra wyrachowanie.
Skąd to wiem? Dla przykładu, moja koleżanka, będąc na zakupach we W., przyuważyła go w towarzystwie znanej modelki, jak wychodzili z hotelu i się obściskiwali. Czy facet, który lubi modelki, i stać go na nie, zakocha się w niewysokiej dziewczynie o przeciętnej urodzie i z fizycznymi ułomnościami? Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że ten piorun miłości uderzył go jakoś tak w tydzień po odczytaniu testamentu naszego ojca, w którym winnica i wytwórnia win stają się wyłączną własnością jego pierworodnego dziecka.
Tu trzeba wspomnieć, że przez parę lat przed śmiercią taty, Stefan próbował namówić go najpierw na sprzedaż winnicy, potem na wejście w spółkę. Nie dziwię się mu – nasze winnice są najlepsze w okolicy, szczepy krzewów dziadek przywiózł z Włoch. Dostał je podczas II wojny światowej od rodziny włoskiego żołnierza, którego uratował od śmierci. Mimo że obaj walczyli po przeciwnych stronach, stali się przyjaciółmi…
Uwielbiałam tę rodzinną historię, którą dziadek często opowiadał mnie i mojej siostrze, zanim zmarł w wieku 95 lat. To właśnie on powiedział kiedyś Julce:
– Dla winnicy i dobrego wina ludzie popełniali największe zbrodnie. Zaprzedawali swoją duszę diabłu. Pamiętaj, zawsze uważaj na intencje ludzi, którzy mówią, że cię kochają.
Spadek po naszym ojcu
Ona miała wtedy szesnaście lat, ja sześć, ale mam wrażenie, że zapomniała o ostrzeżeniu dziadka. Ja nie. Dziadek umarł wkrótce potem, zostawiwszy winnicę i niewielką wytwórnię win swojemu jedynemu synowi. Zostawił mu w spadku także wiedzę i miłość do krzewów winogron. I potrzebę, by to dziedzictwo przekazywać w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Dlatego też ojciec ani nie chciał sprzedać ziemi Stefanowi, ani wchodzić z nim w spółkę.
Dziesięć miesięcy temu zginął w wypadku samochodowym. Podobno był pijany. Nietrudno w to uwierzyć. Ojciec pił. Często. Czasem był wtedy agresywny, a czasem płaczliwy jak dziecko. Albo siedział wpatrzony ponuro w dal. Bywało, że wsiadał do auta i jechał gdzieś przed siebie, jakby szukał zagubionego celu w życiu.
Kiedyś spytałam mamę, dlaczego on się tak zachowuje. Dlaczego mają osobne sypialnie, czemu jest między nimi wieczna zimna wojna. Bez krzyków, awantur – ale i bez żartów, rozmów, dotyku i przytulania. Nie chciała mi odpowiedzieć na to pytanie. Widziałam, jak to jest w innych rodzinach. Nawet jeśli się kłócą, gniewają, to jest w tym wszystkim życie.
Widzą się wzajemnie i próbują się jakoś dopasować. Ratować to, co kiedyś ich do siebie przyciągnęło. Pomiędzy moim tatą a mamą życia nie było. Przepływali obok siebie niczym duchy, rozdzieleni innym czasem i przestrzenią. Jakby żyli w dwóch różnych światach. Tak ja to odbierałam.
– Nie zrozumiesz tego – mruknęła.
Powiedziałam o tym Julce.
– To ich tajemnice. Nic nam do tego – odparła łagodnie i lekko strofująco.
Takie postawienie sprawy zawsze mnie wkurzało. Siostra szła tam, gdzie ją popchnięto. Brała to, co los jej dawał, i była wdzięczna. A jak czegoś nie dawał lub zabierał, to schylała z pokorą głowę. Była urodzoną ofiarą, która przepraszała za to, że żyje.
Ale była też utalentowanym kiperem, o ogromnej wiedzy, co stanowiło nieoceniony skarb w branży winiarskiej. Ojciec dobrze ją wyuczył, choć proces nauczania był dla Julki zawsze bardzo przykry. On zawsze mówił, że jest tępa, i że gdyby miał syna, byłoby mu łatwiej. To wieczne gadanie o nieistniejącym synu wyglądało mi na jakąś obsesję, a kiedy mama to słyszała, to wychodziła, trzaskając drzwiami, a ojciec zaciskał wargi. Tylko wtedy widziałam, że się zauważają.
Chciałam poznać tajemnicę
Nie znosiłam tajemnic. Zwłaszcza, kiedy wpływały na moje życie. To przecież ja miałam dzieciństwo zepsute humorami matki i obojętnością ojca. To ja żyłam w domu, w którym nie było ani krztyny miłości. A przyczyna tego stanu rzeczy leżała w przeszłości, więc postanowiłam ją odkryć.
Mówi się, że w małym miasteczku wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. To chyba jednak nie takie proste...
Chodziłam, podpytywałam, zagajałam. Na próżno. Nikt nic nie pamiętał. Co prawda, stara M. wspomniała, że chyba moja mama urodziła kiedyś dziecko, które zmarło, i że w ogóle była to jakaś tajemnicza sprawa, ale nic więcej nie wiedziała.
Moja ciekawość wzrosła. Faktem jest, że w małym miasteczku trudno jest utrzymać tajemnice, jeśli ktoś uprze się, by je poznać. Bo tu ma się zwykle znajomości w odpowiednich miejscach. Na przykład moja serdeczna przyjaciółka, Ola, pracuje w magistracie. I to ona wyciągnęła dla mnie stare dane USC.
Okazało się, że M. miała rację. 35 lat temu mama urodziła chłopczyka, który w dokumentach miał wpisane nazwisko mojego ojca. Jak sobie policzyłam, urodziła go trzy miesiące po swoim ślubie. Czyli zaszła w ciążę jako panienka. Chłopiec zmarł dwa dni po porodzie, mimo że dostał 10 punktów w skali Apgar.
– To był przypadek nagłej śmierci łóżeczkowej – powiedział doktor S., nasz wieloletni lekarz rodzinny. – Dlaczego cię to interesuje?
Było w jego oczach coś takiego, że nie do końca mu uwierzyłam.
– Bo chcę być pisarką – powiedziałam. – I wyczuwam w historii mojej rodziny materiał na powieść.
Zazwyczaj doktorek podtrzymywał mnie w moich pomysłach, ale tym razem widziałam, że się zdenerwował.
– Dookoła jest o wiele więcej ciekawych historii do opisania – powiedział. – Na przykład nasz dom spokojnej starości. Posłuchaj opowieści tamtejszych mieszkańców, a będziesz mieć materiał na pięć książek.
Znaczy, mam się trzymać z daleka od mojej rodziny. Wróciłam do domu i sprawdziłam w internecie. Okazało się, że owa śmierć łóżeczkowa, czyli SIDS, dotyczy niemowlaków, które ukończyły 4 tygodnie życia. Mój brat zmarł natomiast w drugim dniu po urodzeniu. Coś mi tu nie pasowało.
Ale teraz przynajmniej rozumiałam, skąd się wzięło to obsesyjne porównywanie Julki do syna. Ojciec cały czas tęsknił za swoim zmarłym synem. Tylko dlaczego nigdy nam o nim nie powiedzieli? Dlaczego nigdy nie zabierali nas na cmentarz na jego grób…
Opowieść księdza mną wstrząsnęła
Poszłam na cmentarz, ale grobu nie znalazłam. Spotkałam jedynie ojca Tomasza, który jak zwykle przywitał mnie swoim cudnym uśmiechem. Spytałam go o grób mojego braciszka.
Wyraźnie się zmieszał. Zaczął patrzeć wszędzie, tylko nie na mnie.
– O co tutaj chodzi, ojcze? – spytałam go. – Chcę znać prawdę…
Westchnął ciężko.
– Nie mogę jej wyznać, nie należy do mnie. Tylko twoja matka ma prawo to powiedzieć. Ale, Aneczko, czy warto rozgrzebywać przeszłość?
– Muszę wiedzieć, dlaczego moje dzieciństwo było do bani – odparłam brutalnie. – Dlaczego moi rodzice się nienawidzą, dlaczego mama nie zauważa Julki, a ojciec najchętniej wyrzuciłby mnie z domu. To moje życie, oni mi je zniszczyli i mam prawo wiedzieć, dlaczego tak się stało.
Ojciec Tomasz powoli skinął głową, a potem nagle powiedział:
– Jeśli obiecasz, że nikomu nie zdradzisz tej tajemnicy, ja ci opowiem. Jeśli spytasz matkę, sprawisz jej ból. I ani słowa ojcu, bo mi kościół spali.
Obiecałam. To, co usłyszałam, wywołało we mnie prawdziwy szok. Moja mama, kiedy była młoda, kochała z wzajemnością pewnego chłopca. A za nią uganiał się Wojtek, mój tata. Gdy miała siedemnaście lat, podczas pewnej imprezy Wojtek ją upił, a potem wykorzystał. Zaszła w ciążę. Rodzina zmusiła ją, by wyszła za niego za mąż. W końcu to był syn właściciela winnicy, doskonała partia!
Ukochany mamy wyjechał. Mama nienawidziła dziecka, które nosiła w łonie, nienawidziła też jego ojca. Kiedy urodziła syna, ubłagała swojego lekarza, by zainscenizował śmierć dziecka i w tajemnicy przekazał je do adopcji. Lekarz znał sytuację mamy, współczuł jej, i postanowił pomóc. Sfałszował dokumenty i przy pomocy pielęgniarki, swojej żony, zorganizował całą sprawę. Nawet fałszywy pogrzeb z pustą trumną. Było łatwiej o tyle, że gdy Wojtek dowiedział się o śmierci syna, poszedł się upić i wytrzeźwiał dopiero dwa dni po pogrzebie.
Chciał powtórki, ale jego żona nie wpuszczała go do łoża. Więc dwa lata później powtórzył manewr i tak narodziła się Julka. Tym razem Elżbieta musiała to dziecko wychować…
– Nie była dla niej czułą matką – wtrąciłam. – A ja? Mnie traktowała już całkiem inaczej.
Ojciec Tomasz pokręcił głową, nie patrząc mi w oczy. I nagle olśniło mnie – mnie matka kochała, a ojciec nienawidził…
– Kto jest moim ojcem? – spytałam.
Ksiądz sapnął i podniósł się z ławeczki, na której siedzieliśmy.
– Muszę przygotować się do mszy. Idź z Bogiem. I pamiętaj, co obiecałaś.
Zrozumiałam. Koniec rozmowy.
Kto był moim ojcem?
Przez dwa lata nikomu nie powiedziałam, że znam tajemnicę mojej rodziny. Miałam rację – wiedza, skąd biorą się te różne emocje, które zepsuły moje dzieciństwo, pomogła mi w porządkowaniu własnego wnętrza. Jednak przyszedł czas, gdy musiałam złamać dane ojcu Tomaszowi przyrzeczenie.
Wiedziałam, że Stefan dybie na naszą winnicę i destylarnię. Chce wykorzystać talent Julki, by robić dobre wina zamiast swoich sikaczy. I z pewnością nie da jej szczęścia, a my znajdziemy się na bruku. Patrzyłam na odpis testamentu ojca, gdzie było zapisane: mojemu pierworodnemu dziecku. Bez imienia. Płci.
Wszystkie swoje oszczędności wydałam na prywatnego detektywa, który trzy miesiące szukał mojego brata. Znalazł go, choć nie było to łatwe. Na szczęście w tamtych czasach ochrona danych nie była tak szczelna. Andrzej, mój brat, okazał się uroczym mężczyzną. Księgowym z zawodu. Właścicielem niewielkiej firmy rachunkowej. Andrzej za moją usilną namową przyjechał do miasteczka i zgłosił się po należny mu spadek.
Tak jak przypuszczałam, Stefan natychmiast wycofał się z oferty małżeństwa. Po różnych burzliwych spotkaniach, rozmowach i interwencjach ojca Tomasza, ustalono, że brat będzie zajmował się stroną finansową naszej firmy, co się nam bardzo przyda, a o wszystkim innym decydować będzie Julka z mamą. I zyskami będą się dzielić po równo.
Ja musiałam z miasteczka wyjechać, bo wszyscy się na mnie obrazili. Julka, bo nie będzie miała męża – ale wiem, że z czasem wszystko zrozumie i mi przebaczy. Mama, bo ściągnęłam do miasta jej największy koszmar – ale wiem, że syn swoim urokiem podbija jej serce, więc i dla mnie jest nadzieja.
No i ojciec Tomasz, bo zdradziłam jego zaufanie. Wiem jednak, że i on mi przebaczy, bo jak się dowiedziałam (od prywatnego detektywa), to on był ukochanym chłopakiem mojej mamy w przeszłości. Tym, który wyjechał. I który przypadkowo ma dokładnie taki sam kolor oczu, jak ja.
Czytaj także:
„Nie byłam podobna do nikogo z rodziny. Gdy mama wreszcie wyznała mi prawdę, zbierałam szczękę z podłogi”
„W górach poznałam namiętnego kochanka. Prawda o nim okazała się szokująca. Spałam pod jednym dachem z tykającą bombą”
„Babcia miała sekrety, o których nie powiedziała nikomu. W spadku zostawiła mi pożółkłe listy, a w nich prawdę o sobie”