„Wyszłam za mąż z rozsądku, bo wiedziałam, że życie z artystą to wieczna niewiadoma, bieda i głód. Od 20 lat żałuję”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Gravity Images
„Coraz częściej jednak łapałam się na tym, że myślę o Alfredzie. Przypominałam sobie nie tylko jego obrazy, ale i to, jak na mnie patrzył, gdy je malował. I te wszystkie spędzone razem chwile. Tak bardzo żałowałam, że te dwadzieścia lat wcześniej nie wybrałam inaczej, przez co teraz żyłam obok męża, którego nigdy nie kochałam”.
/ 30.01.2024 14:30
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Gravity Images

To była piękna, młodzieńcza miłość. Alfred… zawsze wydawał mi się taki spontaniczny, tajemniczy, nieprzewidywalny. W końcu był artystą. Chodził na akademię sztuk pięknych, studiował malarstwo. Ja z kolei dopiero zaczynałam studia z kulturoznawstwa, więc on jawił mi się jako ktoś, kogo należy podziwiać.

I podziwiałam go. Często przesiadywałam w jego pracowni, którą urządził na strychu domu swojej babci, słuchałam tego, co mówił – o świecie, ludziach i w ogóle, patrzyłam, jak maluje. Chodziliśmy razem do kina i teatru, parę razy zabrał mnie też na wernisaże jakichś swoich znajomych i profesorów.

Był przy tym całkiem atrakcyjny, może nie klasycznie przystojny, ale zdecydowanie przyciągał uwagę kobiet. Ubierał się też specyficznie i choć niektóre jego stroje trochę mnie bawiły, wydawał mi się fascynujący – jak nie z tego świata.

To chyba z tego powodu wiele osób z mojego otoczenia uważało, że to tylko zauroczenie. A ja naprawdę go kochałam! Bo przy tym całym swoim artystycznym szaleństwie, Alfred był też wyjątkowo czuły, miły i zainteresowany tym, co do niego mówię. Od żadnego innego chłopaka nie otrzymałam tak wiele uwagi. Nie czułam się odrzucana, niedoceniana, a on pamiętał o wszystkich ważnych datach i doskonale wiedział, na czym mi zależy. I wtedy byłam pewna, że nie potrzeba mi niczego więcej.

Rodzice stale mi truli

Moim rodzicom nie podobał się nasz związek. Uważali, że Alfred nie jest odpowiednim materiałem na chłopaka, że żyje chwilą i nie myśli poważnie o przyszłości.

– Po prostu się o ciebie martwimy, kochanie – mówiła mama, kiedy wściekałam się na nich, że znowu się czepiają. – Przecież ani ty, ani on kompletnie nie wiecie, co dalej.

– On nawet nie ma żadnego fachu w ręku – biadolił tata. Dobrze wiedział, że Alfred jest trzy lata starszy ode mnie i w tym roku skończy akademię. – Malarstwo? Proszę cię. I co? Z tych jego bazgrołów będziecie się utrzymywać? A może ty wszystko uciągniesz? Po tym twoim kulturo… czymś tam?

Próbowałam im tłumaczyć, że w ogóle nie mają o niczym pojęcia, a Alfred jest bardzo ambitny, ale równie dobrze mogłam gadać do ściany. W dodatku zirytowało mnie podejście samego Alfreda, bo kiedy powiedziałam mu o zastrzeżeniach rodziców, tylko się uśmiechnął.

– Rodzice tacy już są – stwierdził swobodnie. – Zawsze narzekają. Z czasem przywykną i oswoją się z tą myślą.

Jacek był tą rozsądniejszą opcją

Tak się złożyło, że kiedy szukałam informacji do jednej z prac semestralnych, dużo czasu spędzałam w największej miejskiej bibliotece. I tam właśnie poznałam Jacka. On też zbierał jakieś wiadomości – chyba przygotowywał się do egzaminu. Jak mi powiedział, studiował coś związanego z finansami. Ja, ze swoją humanistyczną duszą, nie bardzo to ogarniałam, ale był miły i pomógł mi znaleźć odpowiednie pozycje, bo lepiej ogarniał biblioteczny katalog.

Potem bardzo się uparł, żeby pójść na kawę do pobliskiej kawiarenki. Choć byłam wtedy z Alfredem, zgodziłam się, bo po ostatniej kłótni korciło mnie, żeby zrobić mu na złość. Porozmawialiśmy tylko chwilę, ale zrobił na mnie ogólnie dobre wrażenie. Jakoś tak się złożyło, że nieopatrznie wspomniałam o nim mamie, a ona uparła się, żebym zaprosiła go na obiad.

To było trochę niezręczne, ale przekonałam Jacka, że chciałam mu podziękować za pomoc w bibliotece, a rodzice zaoferowali obiad. Myślałam, że mnie wyśmieje, ale się zgodził.

– Jest idealny – rozpływała się potem nad nim moja mama. – Musisz się go trzymać!

– Mamo, jestem z Alfredem! – przypomniałam jej poirytowana.

– To spotkaj się z nim, chociaż parę razy – nalegała. – Jak ci się nie spodoba, zawsze możesz przecież odpuścić.

Nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Może dlatego, że Alfred coraz częściej nie miał czasu, malując coś na swój dyplom. A może chodziło o to, że to Jacek był na każde moje zawołanie i chętnie zapraszał mnie w nowe miejsca. Lubiłam go, to prawda, ale nic więcej. Na spotkaniach z nim było trochę nudno, a ja pod koniec zwykle byłam bardziej zajęta bujaniem w obłokach niż moim rozmówcą, ale… nachodziły mnie coraz większe wątpliwości dotyczące związku z Alfredem.

W końcu, kiedy mój chłopak po raz kolejny przełożył nasze spotkanie, bo nagle musiał pędzić na uczelnie, gdzie „objawił się” jego ulubiony profesor, postanowiłam to zakończyć.

– Potrzebuję stabilizacji, Alfred – powiedziałam poważnym tonem przez telefon. Tak, nawet nie potrafiłam mu tego rzucić w twarz. No, ale i tak nie mogłam go ostatnio nigdzie złapać. – Ty mi jej nie dasz. Poza tym… poznałam kogoś. On… ma już pół etatu w dobrej firmie. I nie jest taki beztroski. Przykro mi, ale to koniec.

Żałowałam – z każdym rokiem bardziej

Pół roku później Jacek mi się oświadczył. Później było zamieszanie związane z przygotowaniami do wesela, sam ślub i nasza podróż poślubna. Kiedy jednak euforia po tym wszystkim opadła, zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie zrobiłam. Próbowałam się uśmiechać, jak najlepiej dogadywać z moim mężem, ale przez większą część czasu grałam. Miałam dziwne przeczucie, że coś mnie omija. Że nie jestem w tym miejscu, w którym powinnam się znaleźć.

Mijały lata, a ja czułam się coraz bardziej nieszczęśliwa. Właściwie ani Jacek, ani ja nie udawaliśmy już, że się rozumiemy. Nie kłóciliśmy się – to prawda. Za to prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Mijaliśmy się w naszym piętrowym mieszkaniu, które on dostał od rodziców, zwykle nie zamieniając ani słowa. On skupiał się na pracy w banku, surfowaniu w Internecie i piątkowych wyjściach z kolegami; ja bez reszty poświęcałam się bibliotece, w której dostałam etat zaraz po studiach.

Coraz częściej jednak łapałam się na tym, że myślę o Alfredzie. Przypominałam sobie nie tylko jego obrazy, ale i to, jak na mnie patrzył, gdy je malował. I te wszystkie spędzone razem chwile. Tak bardzo żałowałam, że te dwadzieścia lat wcześniej nie wybrałam inaczej, przez co teraz żyłam obok męża, którego nigdy nie kochałam.

Zastanawiałam się, co on teraz robi. Czy wciąż maluje? Czy jego obrazy się sprzedają? Mnie wydawały się cudowne, wiele osób je chwaliło, ale… teraz przecież trudno się wybić, robiąc coś takiego. Mało kto docenia prawdziwą sztukę, a artyści cienko przędą. A może… może zmienił profesję? Zatrudnił się gdzieś w szkole albo na uczelni? Nie wyobrażałam go sobie jednak w żadnej innej roli. Dla mnie wciąż był tym samym beztroskim artystą, który uśmiechał się do mnie szeroko, za każdym razem, gdy mnie widział i zawsze słuchał każdego mojego wywodu, niezależnie od tematu i jego długości.

To już nie miało przyszłości

– Karolina?

Uniosłam gwałtownie głowę, słysząc znajomy głos. Prawie kończyłam swoją zmianę w bibliotece i rozglądałam się już za swoją koleżanką, która przychodziła na popołudnie.

– Alfred?

Stał tam, przy jednym z regałów, uśmiechając się niepewnie. To naprawdę był on! Moje serce gwałtownie przyśpieszyło.

– Nie miałem pojęcia, że tu pracujesz! – Podszedł do biurka i stanął naprzeciwko mnie. – Świetnie wyglądasz!

– Dzięki! – Posłałam mu szeroki uśmiech i dyskretne poprawiłam włosy. Przez krótką chwilę zatliła się we mnie głupia nadzieja, że może jeszcze nie wszystko stracone. Że może to, że tu wpadł, było jakimś znakiem. Że spróbujemy po raz drugi. A potem zobaczyłam obrączkę na jego palcu. – A ty… ożeniłeś się.

– A ty wyszłaś za mąż – odciął się, odwzajemniając uśmiech. – Dopiero co wróciliśmy z żoną z Anglii. Trochę tam siedzieliśmy. Wiesz, ona tam miała pracę, ja malowałem…

– Wciąż malujesz? – podchwyciłam, nie mogąc się powstrzymać.

– Tak… ale już rzadko na płótnie – przyznał. – Przerzuciłem się na digital. Nawet nie uwierzysz, ile osób jest tym zainteresowanych! Robię portrety, obrazy do wydruku, karykatury… Dla klientów z Polski i z zagranicy.

– No… tak. – Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na jego markowe ubrania, drogi zegarek, torbę z laptopem pod pachą. – Miło, że wpadłeś. Czym… mogę służyć?

Chyba poszukam szczęścia

Znalazłam wtedy Alfredowi książkę, której potrzebował, a on podziękował i poszedł. Ja z kolei skończyłam zmianę i wróciłam do domu. Nie było wielkich uniesień. Nie pozostało zbyt wiele z tej naszej wielkiej, prawdziwej miłości. I tylko serce kłuło mnie jakoś boleśnie, gdy obserwowałam, jak przechodzi przez szklane drzwi, a potem znika za rogiem korytarza.

Teraz… teraz będzie inaczej. Wyrzuciłam Alfreda z myśli, mam jeszcze problem, by wyrzucić go całkowicie z serca, ale jakoś sobie z tym poradzę.

Zdecydowałam, że porozmawiam poważnie z Jackiem. Że zwrócę uwagę na to, jak bardzo do siebie nie pasujemy. Powiem mu, że zależy mi na prawdziwej miłości i chciałabym jej jeszcze poszukać. Że liczę na to, że poznam kogoś takiego, kto poruszy mnie tak mocno, jak Alfred. Rozwód to raczej kwestia czasu. Mam nadzieję, że mój mąż to zrozumie.

Czytaj także:
„Panna próbowała wrobić mnie w dziecko. Powinienem ją pogonić, ale zakochałem się jak szczeniak. Nie wiem, co robić”
„Szef zasugerował, że powinnam dawać klientom więcej z siebie. Dosłownie. Jeśli odmówię, mogę pożegnać się z robotą”
„Po ślubie moja przyjaciółka zamieniła się w pustaka. Kiedy ja opowiadam o swoich problemach, ona papla o błyskotkach”

Redakcja poleca

REKLAMA