Doskonale pamiętam swoją rozmowę kwalifikacyjną. Mojego przyszłego szefa niezbyt interesowało to, co umiem i na czym się znam, ale to jak wyglądam. Już od pierwszej minuty uważnie taksował mnie wzrokiem, nie zwracając uwagi na to, co mam mu do powiedzenia.
– Pani Aniu, to nie jest wymagająca praca – powiedział na koniec. – Wystarczy ładnie wyglądać i uśmiechać się do wszystkich klientów – dodał i mrugnął okiem. "I to wszystko?" – zdziwiłam się w myślach. Bo chociaż wiedziałam, że recepcjonistka w firmie handlowej nie musi mieć Nobla z ekonomii czy finansów, to jednak dobrze by było, aby posiadała jakieś umiejętności przydatne w pracy biurowej. A tymczasem tutaj okazywało się, że liczyło się coś zupełnie innego.
– A nie chce pan zapoznać się z moim doświadczeniem zawodowym? – zapytałam lekko zdziwiona.
– Nie ma takiej potrzeby – usłyszałam. –Ja mam nosa do ludzi. A on mi właśnie mówi, że jest pani właściwą osobą na właściwym miejscu – dodał z uśmiechem, który od samego początku wydawał mi się nieco obleśny. Ale cóż, szefa się nie wybiera. A ja naprawdę potrzebowałam tej pracy.
Do domu biegłam jak na skrzydłach.
– Dostałam pracę! – wykrzyknęłam do współlokatorki.
– Super – Kaśka cieszyła się razem ze mną. – A tak się bałaś, że twoje kwalifikacje są zbyt niskie.
Bo pewnie były za niskie. Ale ja nie przyznałam się, że przyszłego szefa znacznie bardziej interesowało to, jak wyglądam, a nie co potrafię. "Czasami uroda jednak pomaga" – pomyślałam, jednocześnie spoglądając w lustro. No cóż, sama przed sobą musiałam przyznać, że prezentuję się naprawdę nieźle.
Musiałam ciągle uśmiechać się do klientów
Swoją nową pracę rozpoczęłam z wielkim zaangażowaniem i entuzjazmem. Mój plan był prosty – chciałam pokazać się z jak najlepszej strony, aby w przyszłości móc awansować i piąć się po szczeblach kariery.
Jednak okazało się, że nie nie jest to takie proste. Bo czym miałam się wykazać na swoim stanowisku pracy? Przez większość dnia witałam gości, uśmiechałam się do obecnych i potencjalnych klientów oraz częstowałam ich kawą i ciasteczkami. Zresztą mój szef szybko dał mi do zrozumienia, po co mnie zatrudnił.
– Pani jest wizytówką tej firmy – mówił niemal za każdym razem, gdy przechodził obok mnie.
Jednocześnie nie mógł sobie odmówić zawieszania na mnie swojego wzroku, który niezbyt mi się podobał. Dlatego starałam się ubierać do pracy bardzo skromnie, aby nie prowokować szefa do obleśnych spojrzeń i niewybrednych komentarzy.
Skromne ubrania nie były dobrze widziane
Mój szef bardzo szybko to zauważył. Któregoś dnia wezwał mnie do gabinetu na rozmowę.
– Pani Aniu, musimy porozmawiać – powiedział od razu, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi gabinetu.
– Tak? – zapytałam z niepokojem w głosie. Byłam przekonana, że chce skrytykować moją pracę. Ale okazało się, że chodzi o coś zupełnie innego.
– Wielokrotnie mówiłem, że jest pani wizytówką naszej firmy, prawda? – zapytał.
– Oczywiście, że tak – szybko przytaknęłam. "O co mu chodzi?" – pomyślałam w duchu.
– Więc proszę wyglądać jak wizytówka – powiedział szef. A potem odchrząknął i uważnie mi się przyjrzał.
Muszę przyznać, że poczułam się bardzo nieswojo.
Spojrzałam na swój ubiór – marynarka, spodnie, buty na płaskim obcasie i bluzka zapięta pod samą szyję. Może i nie prezentowałam się nadmiernie seksownie, ale za to wyglądałam profesjonalnie i elegancko.
– Powinna pani kupić sobie więcej spódnic i sukienek – powiedział nagle mój szef. – Przydałyby się również szpilki i bluzki z dekoltem – kontynuował. A ja byłam coraz bardziej zaskoczona.
– Mam się ubierać... wyzywająco? – nie wiedziałam, jak sformułować pytanie.
– Nie wyzywająco – szybko zaoponował mój szef. – Powiedzmy, że mile byłby widziany ubiór z pazurem – powiedział i mrugnął do mnie okiem. A potem usłyszałam, że szkoda, aby moja uroda się marnowała i że zdecydowanie lepiej podkreślę ją bardziej seksownym ubiorem.
Opuściłam biuro nieźle skołowana. Właśnie dowiedziałam się, obowiązuje mnie specyficzny dress code – im bardziej seksownie, tym lepiej.
Miałam być bardziej uprzejma dla klientów
Nie mogłam pozwolić sobie na utratę pracy. Dlatego też dostosowałam się do sugestii szefa i już następnego dnia przyszłam do pracy w bardziej wydekoltowanej bluzce i w spódnicy z dość dużym rozporkiem. Na efekty nie musiałam długo czekać. Niemal każdy z klientów zahaczał najpierw o moją recepcję. Nie do końca mi się to podobało, bo czułam się jak małpa w cyrku. Jednak szef był innego zdania.
– Świetnie sobie pani radzi – powiedział mi, gdy pewnego dnia przyniósł korespondencję do wysłania. – Prosiłbym tylko o jeszcze więcej uśmiechu i więcej zaangażowania podczas rozmowy – mrugnął do mnie okiem i poszedł do swojego gabinetu.
Ale ile mogłam się uśmiechać? I tak czułam się już zmęczona tym sztucznym uśmiechem, który musiałam prezentować bez względu na okoliczności. A klienci naszej firmy byli bardzo różni. Owszem, zdecydowana większość z nich to byli ludzie mili, sympatyczni i bardzo grzeczni. Ale zdarzali się i tacy, którzy traktowali mnie jak służącą.
– Proszę przynieść mi kawę do gabinetu pani szefa – usłyszałam od jednego z nich. – Mam nadzieję, że nie sprawi to pani zbyt dużej trudności – dodał i głośno zarechotał. A mnie aż zatrzęsło z nerwów. Może i jestem zwykłą firmową recepcjonistką, ale to nie znaczy, że jestem głupia.
– Oczywiście, zaraz przyniosę – powiedziałam jednak bez słowa sprzeciwu.
Gdy przyszłam do gabinetu szefa, to bucowaty klient obrzucił mnie pożądliwym spojrzeniem. W sumie nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, bo zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Ale gdy klepnął mnie po pośladku, to miarka się przebrała.
– Jeżeli jeszcze raz pan to zrobi, to posądzę pana o molestowanie – wysyczałam. Ręka klienta zawisła w powietrzu, a w jego oczach pojawiła się czysta złość.
Podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
– Pyskata ta twoja sekretareczka – powiedział do szefa i opuścił jego gabinet.
Albo będę miła, albo biedna
Szybko posprzątałam naczynia i także chciałam opuścić gabinet szefa. Jednak nic z tego.
– Proszę chwilę poczekać – powiedział szef. W jego głosie usłyszałam złość i wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego.
Odwróciłam się do niego.
– Co to miało znaczyć? – usłyszałam pytanie.
– Przecież pan widział, co się stało – starałam się bronić.
– I co z tego? Zachował się jak typowy facet – szef użył szowinistycznego argumentu.
– Ale ja nie życzę sobie czegoś takiego – powiedziałam twardo. Sama siebie nie podejrzewałam o to, że mogę być tak stanowcza.
Szef przez chwilę nic nie mówił, a potem podniósł się z krzesła i stanął bardzo blisko mnie.
– Posłuchaj cnotko – wysyczał. – Masz być miła dla moich klientów. Zrozumiano? – ostatnie pytanie zabrzmiało jak groźba.
Milczałam.
– Jeżeli nie dostosujesz się do moich poleceń, to możesz zapomnieć nie tylko o premii, ale także o wypłacie – powiedział już znacznie spokojniej. – Więc przemyśl swoje zachowanie – dodał i wskazał mi drzwi.
Do końca dnia nie mogłam skupić się na pracy. Naprawdę bałam się, że szef nie wypłaci należnych mi pieniędzy,
– Nie ma prawa tego zrobić – pocieszała mnie koleżanka, gdy wszystko jej opowiedziałam. Jednak ja nie byłam taka pewna. Zawsze mógł podać jakiś nieprawdziwy powód i pozbawić mnie wypłaty.
Przez kolejne dni starałam się być miła dla klientów odwiedzających naszą firmę. Ale oni byli coraz bardziej natarczywi. Nie byłam w stanie tego znieść. Postanowiłam złożyć wypowiedzenie. Koleżanka poradziła mi, żebym nagrała zachowanie najbardziej namolnego klienta i reakcję – a właściwie jej brak – mojego szefa.
Tak też zrobiłam. A potem wszystko mu pokazałam i zagroziłam, że nagranie ujrzy światło dzienne. To była moja przepustka na wolność. Dodatkowo dostałam nie tylko wypłatę, ale także sporą premię i odprawę. To pozwoli mi na całkiem niezłe życie, zanim nie znajdę sobie kolejnej pracy. Mam nadzieję, że tym razem trafię znacznie lepiej niż ostatnio.
Czytaj także:
„Rozpieszczam synową, bo syn nie potrafi o nią zadbać. Marzę o tym, żeby zostawiła tego chłystka i wpadła w moje ramiona”
„Siostra była ostatnia do pomocy przy chorej mamie, ale jak przyszło do spadku, to pierwsza wyciąga łapska”
„Aga zerwała zaręczyny tuż przed ślubem. Zazdrosny narzeczony nie mógł się z tym pogodzić i doprowadził do tragedii”