„Wystraszyłem się ślubu i zerwałem z ukochaną jak tchórz. Po latach ją odnalazłem, ale wróciła z niespodzianką”

Smutny pan fot. Getty Images, Sjale
„– Czy naprawdę myślicie, że po przylocie pierwsze co, to zaatakowałem byłą dziewczynę, której nie widziałem od pięciu lat? – zapytałem. – To nie tylko o napaść chodzi – odpowiedział policjant. – Została też porwana jej córka. Ma cztery i pół roku”.
/ 27.04.2024 08:30
Smutny pan fot. Getty Images, Sjale

To był pierwszy dzień moich studiów informatycznych. Przyszedłem na zajęcia i od razu zwróciłem uwagę na dziewczynę w naszej grupie. Na politechnice kobiety stanowiły mniejszość, nie mówiąc o takich, które wyróżniałyby się swoją urodą. Ona była naprawdę piękna. Nic więc dziwnego, że po zajęciach podeszło do niej mnóstwo facetów. Z wysiłkiem przecisnąłem się przez nich i gdy wreszcie dotarłem do niej, powiedziałem:

– Zostaw ich, to tylko kujony. Ja przynajmniej jestem zabawny. Przekonasz się.

To była klasyczne, młodzieńcze uczucie

Ona zaśmiała się, a inni faceci dookoła tylko zamruczeli niezadowoleni. Momentalnie odebrałem im wszelkie szanse. Miałem niemal dwa metry wzrostu, a moja przeszłość w rugby była na tyle widoczna, że dla tych chłopców w okularach i swetrach byłem zbyt dużym, zbyt bezczelnym, zbyt pewnym siebie typem. Wyróżniałem się, tak jak i ona. Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do bufetu. Po dwudziestu minutach rozmowy byłbym gotowy na wszystko. A ona zgodziła się, żebym odprowadził ją do akademika. Pod drzwiami dostałem buziaka w policzek, co uznawałem za obiecujący znak.

Pod moją aparycją wysokiego sportowca skrywała się tak naprawdę osobowość zwykłego kujona. Na czwartym roku wyróżniałem się zarówno wzrostem, jak i wynikami w nauce. Moje zainteresowania skupiały się głównie wokół odnawialnych źródeł energii, moje badania koncentrowały się na wydajności ogniw fotowoltaicznych. Wszystko to pochłaniało mnie na tyle, że zupełnie przegapiłem pierwsze sygnały wysyłane przez moją dziewczynę. Były może zbyt subtelne. Kiedy skończyliśmy obronę pracy dyplomowej, ona zaczęła rozmowę o ślubie i wspólnym zamieszkaniu.
Pewnego dnia powiedziała mi: „musisz wybrać to, co podpowiada ci serce”.

Postawiłem na karierę

Nie byłem pewien, jak to zinterpretować, więc... przestraszyłem się. Tak, lubiłem Karolinę, być może nawet ją kochałem. Spędziliśmy razem ponad cztery lata, ale... ślub? Byłem na to zdecydowanie za młody. Poza tym moja kariera naukowa właśnie zaczynała się bardzo obiecująco. Otrzymałem stypendium i planowałem wyjazd na trzy lata do Stanów Zjednoczonych. Postanowiłem więc zrobić to, co mi sugerowała. Poszedłem za głosem serca. Napisałem jej SMS-a pożegnalnego i wyjechałem na inny kontynent. Było to może mało eleganckie, ale myślałem, że jeśli uzna mnie za tchórza, może szybciej o mnie zapomni. Nawet nie odpisała na moją wiadomość, co uznałem za dobry znak.

Z planowanych trzech lat zrobiło się pięć. Wróciłem do kraju z większą wiedzą, doświadczeniem i pieniędzmi. Było wystarczająco, aby założyć własną firmę i zająć się przyszłością – zarówno swoją, jak i świata, w postaci montażu udoskonalonych ogniw fotowoltaicznych. Przynajmniej miałem taki zamiar. Jednak najpierw przypomniała mi się przeszłość...

Nagle znalazłem się w szpitalu

Pierwszy atak miałem zaraz po wyjściu z lotniska. Kierowałem się w stronę stanowiska dla autobusów, gdy nagle ktoś zgasił światła. Upadłem jak uderzony, tracąc przytomność. Gdy się ocknąłem, znajdowałem się już w karetce.

Proszę leżeć spokojnie – usłyszałem stłumiony głos. – Wkrótce dotrzemy do szpitala, wszystko będzie w porządku.

Chciałem zapytać, po co jedziemy do szpitala, ale nie mogłem wypowiedzieć ani jednego słowa. W mojej głowie rozbrzmiewało głuche dudnienie, a moje gardło było zalane krwią. Zacząłem się dusić. Znowu straciłem przytomność. W szpitalu przeprowadzono różne badania, w tym rezonans głowy i inne. Jednak nic nie wskazało na jakiekolwiek problemy. Po tygodniu okazało się, że jestem całkowicie zdrowy, więc wypisano mnie. Moi rodzice przyjechali mnie odebrać, ale niestety nie zdążyli na czas. Drugi atak miałem w recepcji, gdzie na nich czekałem. Tym razem nie było tak źle. Nie straciłem przytomności, ale na moment zemdlałem. Do tego doszedł krwotok z nosa i straszliwy ból głowy. W efekcie zostałem w szpitalu na kolejny tydzień. Mimo diagnozy: „zdrowy jak ryba”, nie mogłem tak szybko opuścić szpitala.

– Być może powinien pan skonsultować się z naszym psychiatrą – zasugerował lekarz.– To może mieć podłoże psychosomatyczne, a tego żadne badanie nie wykryje.

Zgodziłem się, więc następnego dnia przyszedł psychiatra. Był nieco starszy ode mnie, ale w przeciwieństwie do mnie – uśmiechnięty i spokojny. Rozpoczęliśmy normalną rozmowę, prawie jak dwóch starych znajomych, i po godzinie stwierdził, że chciałby mnie zobaczyć w swoim gabinecie nazajutrz.

To zdarzenie było bardzo dziwne

Na wszelki wypadek pielęgniarka przywiozła mnie tam na wózku. Szybko przeniosłem się na wygodne krzesło, po czym zaczęliśmy kontynuować naszą wcześniejszą rozmowę. Psychiatra rozmawiał ze mną o różnych rzeczach, a ponieważ nie miałem nic do ukrycia, nasza wymiana zdań przebiegała w miłej atmosferze. W pewnym momencie doszliśmy do tematów sercowych, i wspomniałem mu o Karolinie oraz moim nieeleganckim zachowaniu kilka lat temu. Wyraziłem także chęć naprawienia naszego związku, jeśli oczywiście będzie chciała mnie zobaczyć. Gdy wymieniłem jej nazwisko, które było dość rzadko spotykane, psychiatra nagle zastygł.

– Chwila... – powiedział ostrożnie. – Czy mógłbyś powtórzyć? Bo to dość dziwne, mamy tu pacjentkę o tym samym nazwisku. Byłem u niej na konsultacjach, zanim...

– Czy Karolina jest tutaj?! – wstałem nagle. – Co jej się stało?

– Proszę się uspokoić – powiedział spokojnie. – Muszę zadzwonić, zapytać.

Wyszedł z gabinetu i wrócił po kwadransie. Nie sam. Towarzyszyła mu policja. Zaczęli mnie przesłuchiwać. Psychiatra nalegał, aby pozostać w pobliżu. Było tam dwoje policjantów, starszy mężczyzna i młodsza kobieta. Ich największe zainteresowanie skupiało się na tym, kiedy dokładnie przyleciałem do kraju, i czy na pewno nie wcześniej, niż twierdziłem. Dopiero stemple w moim paszporcie ich przekonały.

– Czy mogę się dowiedzieć, o co właściwie chodzi?! – wybuchnąłem.

Okazało się, że Karolina leżała tam po napaści

Funkcjonariusze spojrzeli na psychiatrę, który tylko skinął głową.

– Mamy do czynienia z wyjątkowo niezwykłym zbiegiem okoliczności – rozpoczął policjant. – Pani Karolina padła ofiarą napadu dwa tygodnie temu. Została dotkliwie uderzona w głowę, co spowodowało obrzęk mózgu, obecnie nadal nie wybudziła się...

– Uściślając – przerwał mu lekarz – została wprowadzona w farmakologiczną śpiączkę, ponieważ jej stan jest krytyczny, a obawy o...

– Co?! – przerwałem mu, zszokowany. – Kto ją napadł? I dlaczego? – zacząłem pytać w panice.

– Jeszcze nie wiemy, ale nie będziemy ukrywać, że mieliśmy w tej kwestii mocne podejrzenia co do pana...

Zamarłem, nie wiedząc, co mam na to odpowiedzieć. Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego tak uporczywie pytali o dokładny czas mojego przyjazdu.

– Czy naprawdę sądziliście, że zaraz po moim powrocie do Polski zaatakowałem byłą partnerkę, z którą nie miałem kontaktu od pięciu lat? Dlaczego miałbym to zrobić?

– Nie chodzi tylko o atak – kontynuował surowo policjant. – Doszło również do porwania. Uprowadzona została jej córeczka. Ma zaledwie cztery i pół roku.

Miałem córkę, o której nawet nie wiedziałem

Moje oczy zrobiły się ogromne ze zdumienia.

– Chwileczkę... – westchnąłem. – Jeśli dobrze rozumuję, to... O Boże...

– Wszystko wskazuje na to, że może pan być ojcem – stwierdziła policjantka.

– Chcę ją zobaczyć – zażądałem. – Natychmiast.

– Póki co nie mamy aktualnej lokalizacji dziecka, poszukiwania nadal trwają…

Chcę zobaczyć Karolinę! – powiedziałem stanowczo.

Lekarz sięgnął po telefon i po dziesięciu minutach przetransportowano mnie na wózku na OIOM. Tam, podłączona do wielu urządzeń, leżała moja Karolina. Tak, moja! Ta informacja ledwo dotarła do mnie, a znowu straciłem przytomność.

– Proszę leżeć. Dopóki nie zrozumiemy, co się dzieje, proszę się nie forsować.

– Moja była dziewczyna leży w śpiączce, moja córka została porwana, a ja mam siedzieć i czekać?!

– Przynajmniej nie dzisiaj, proszę. Damy panu coś na sen, a jutro razem coś wymyślimy.

Czułem się winny

Następnego ranka obudziłem się wyspany i zrelaksowany, co, biorąc pod uwagę sytuację, wprawiło mnie w gorycz. Miałem wyrzuty sumienia. Napełniły mnie, kiedy zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Pamiętałem słowa Karoliny o ślubie i wspólnym mieszkaniu... Być może już wtedy wiedziała, że jest w ciąży. Ucieczka wydawała mi się teraz zwykłym tchórzostwem. Nie. Był to szczyt tchórzostwa, nawet jeśli nie wiedziałem o dziecku. Ale gdybym wiedział, czy to by coś zmieniło? Chciałem w to wierzyć, ale nie miałem pewności. Czy Karolina da mi drugą szansę? Czy w ogóle coś pamięta? A mnie?

Zanim jej stan pozwolił na wybudzenie, policja złapała parę, która napadła na przypadkową kobietę i porwała jej dziecko. Twierdzili, że działała pod wpływem impulsu. Nie mnie oceniać stan ich umysłów ani motywy. Najważniejsze, że mała była cała i zdrowa. A gdy Karolina otworzyła oczy, zapytała:

– Znalazłeś ją?

Mogłem odpowiedzieć z czystym sumieniem:

– Tak, znalazłem naszą córkę.

Złapała mnie za rękę i oboje, milcząc, rozpłakaliśmy się.

Tymon, 32 lata

Czytaj także:
„Mąż zazdrościł mi większej pensji, a taka kasa nawet mu się nie śniła. Szybko rozbiła nasze małżeństwo”
„Marzyłam o facecie, który należałby tylko do mnie. Mimo to zakochałam się we wdowcu z dwójką dzieci”
„W pierwszą ciążę zaszłam po 40. Koleżanki kpiły, że powinnam już być babcią, a nie babrać się w pampersach”

Redakcja poleca

REKLAMA