Dokładnie pamiętam moment, w którym dowiedziałem się, że zostałem zwolniony. Przez dobrych kilka minut patrzyłem na szefa szeroko otwartymi oczami, bo nie mogłem uwierzyć, że to prawda, a nie jakiś koszmarny sen.
– Ale jak to? Dlaczego?! Poświęciłem tej firmie ponad 20 lat życia! A teraz co? Do widzenia? To okrutne i niesprawiedliwe! – ryknąłem, gdy dotarła do mnie prawda.
– Wiem, ale nic na to nie poradzę. Oszczędności… Życzę ci powodzenia. Mam nadzieję, że szybko się gdzieś zaczepisz – popatrzył na mnie smutno.
Wyszedłem z firmy oszołomiony i wściekły
Wstąpiłem do najbliższej restauracji, usiadłem przy barze, zamówiłem dużą wódkę i próbowałem uporządkować kłębiące się w głowie myśli. Cholera jasna, z czego nas utrzymam, spłacę kredyt na samochód, zapłacę rosnące w zastraszającym tempie rachunki?
Bożenka od lat nie pracowała. Wcześniej była księgową w spółdzielni mieszkaniowej. Ale gdy przyszły na świat dzieci, ustaliliśmy, że to ja będę utrzymywał rodzinę, a ona zajmie się domem. Wprawdzie gdy synowie podrośli i poszli do szkoły, chciała wrócić do pracy, ale przekonałem ją, że to zły pomysł.
Świetnie zarabiałem, niedługo miałem awansować i wolałem, żeby wszystko zostało po staremu. Podobało mi się, że chłopcy mają mamę na co dzień, że dom jest zadbany, obiad ugotowany. Trochę kręciła nosem, ale w końcu się zgodziła.
W zamian za to obiecałem jej uroczyście, że nigdy, ale to przenigdy nie będzie musiała się martwić o pieniądze. I przez te wszystkie lata dotrzymywałem słowa. Może nie opływaliśmy w dostatki, ale nie żyliśmy od pierwszego do pierwszego.
Wypiłem wódkę, potem drugą i ruszyłem do domu. Choć zwolniono mnie nie z mojej winy, czułem się okropnie. Przez całą drogę zastanawiałem się, jak powiedzieć żonie, że straciłem pracę. Chciałem zrobić to jak najdelikatniej. Bożenka jest bardzo wrażliwa i przejmuje się nawet błahostkami. A tu przecież chodziło o nasz byt!
Myślałem, myślałem i nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Koniec końców postanowiłem nie kombinować. Poczekam na odpowiedni moment, powiem, jak jest, i zaraz zapewnię, że to tylko przejściowe trudności – mruknąłem do siebie, wchodząc do mieszkania.
Czułem, jak robi mi się gorąco
Zazwyczaj Bożenka witała mnie bardzo serdecznie. Sadzała za stołem, podawała obiad, a gdy jadłem, opowiadała najnowsze ploteczki. Ale tamtego popołudnia zachowywała się zupełnie inaczej. Postawiła talerz z zupą na stole i usiadła zamyślona.
– Pamiętasz moją koleżankę Magdę? – odezwała się w końcu.
– Jasne… To ta, która mieszkała kiedyś po sąsiedzku, a kilka lat temu wyprowadziła się za miasto. Co z nią? – nadstawiłem ucha.
– Zadzwoniła dziś do mnie zrozpaczona… Tak płakała, że ledwie mogła mówić. Jej męża zwolnili z pracy i od dwóch miesięcy nie może znaleźć nowej! Wyobrażasz to sobie? – wbiła we mnie wzrok.
– To pewnie jest im ciężko? – wykrztusiłem z trudem.
– I to jak! Przecież tylko on zarabiał. Ona po urodzeniu dzieci zajmowała się domem. Gdy syn i córka podrośli, chciała wrócić do pracy, ale mąż wybił jej ten pomysł z głowy. Obiecał, że sam utrzyma rodzinę. Zupełnie jak ty kiedyś. I co? Niemal z dnia na dzień zostali bez pieniędzy, bo nawet odprawy mu nie zapłacili. Z czego będą teraz żyć? Wszyscy wokół trąbią, że czeka nas kryzys i za chwilę mnóstwo ludzi zostanie bez pracy – opowiadała poruszona.
– E tam… Nie przesadzaj, na pewno nie będzie aż tak źle… – ledwie mogłem mówić.
– Jesteś tego pewien? Bo ja nie! Na samą myśl, że nam mogłoby się przytrafić to samo, robi mi się słabo… Ale się nie przytrafi, prawda? Dotrzymasz swojej obietnicy? – patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Ledwie wytrzymałem to spojrzenie.
– Oczywiście, że dotrzymam. Możesz być spokojna – przywołałem na twarz coś w rodzaju uśmiechu. Nie miałem serca powiedzieć jej, że spotkało mnie dokładnie to samo.
W nocy długo nie mogłem zasnąć
Przewracałem się z boku na bok i analizowałem rozmowę z żoną. Było mi głupio, że ją okłamałem, ale w gruncie rzeczy zrobiłem to dla jej dobra. Nie chciałem, żeby się zadręczała, płakała jak jej koleżanka.
Poza tym my nie zostaliśmy bez pieniędzy z dnia na dzień. Mieliśmy oszczędności, a firma zapewniła mi godziwe warunki zwolnienia. Miałem dostawać pensję jeszcze przez trzy miesiące. Ostatecznie postanowiłem więc, że do niczego się nie przyznam. Znajdę nową pracę, a Bożence powiem, że dostałem lepszą propozycję i dlatego odszedłem z poprzedniej firmy.
Pomyślałem, że wszyscy na tym skorzystają. Ja, bo zachowam twarz, i żona, bo zaoszczędzę jej niepotrzebnego stresu. Jak postanowiłem, tak robię. Każdego dnia wstaję rano, zjadam przygotowane przez Bożenkę śniadanie i wychodzę do pracy.
Zamiast jednak do firmy, idę do kafejki internetowej w urzędzie miasta, przeglądam oferty pracy, wysyłam CV. I czekam na odzew. Ale choć już minął miesiąc, nikt nawet nie zaprosił mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Jeszcze nie wpadam w panikę, ale coraz częściej ogarnia mnie lęk i nachodzą czarne myśli.
Co będzie, jeśli mój plan się nie powiedzie i zostaniemy z niczym? Czuję, że powinienem wyznać Bożence prawdę, ale się boję i wstydzę. Znam ją dobrze i wiem, że nienawidzi kłamstwa. Nie pomogą tłumaczenia, że robiłem to dla jej dobra.
Obawiam się, że jak usłyszy o kłopotach, dowie się, że oszukiwałem ją przez cztery tygodnie, straci do mnie zaufanie. Jeszcze więc trochę poczekam. Z moim doświadczeniem i umiejętnościami na pewno znajdę pracę. Na pewno…
Czytaj także:
„Byłem młody, silny i... bezpłodny. Czułem się jak marna podróbka faceta, która zawiodła ukochaną żonę i całą rodzinę”
„Choć wygrałam z chorobą, czarne myśli wracały jak bumerang. Odtrącałam bliskich, nie chciałam sztucznej litości”
„Mąż wydawał całe pieniądze na lotto i nie wygrywał. Na łożu śmierci podrobiliśmy mu trafiony kupon, żeby się cieszył”