„Byłem młody, silny i... bezpłodny. Czułem się jak marna podróbka faceta, która zawiodła ukochaną żonę i całą rodzinę”

Bezpłodny mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Tak bardzo obawiałem się tego, że to przeze mnie nasza rodzina jeszcze się nie powiększyła. Tyle innych par ma dzieci, tylu innych mężczyzn staje na wysokości zadania, a ja… Jakim jestem mężczyzną? Zaczynałem być przygnębiony tymi myślami”.
/ 25.07.2022 17:15
Bezpłodny mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Julkę poznałem na wycieczce z w góry. Ponad siedem lat temu, z kumplami ze studiów, wybrałem się w Bieszczady. Oni poszli już do pokoju, a ja zamarudziłem nad jedzeniem, bo do schroniska weszła… ona.

Naturalna piękność ze szlaku

Od razu wpadła mi w oko. Szczupła, z burzą rudych włosów i pięknym uśmiechem. Nie sądziłem, że uda mi się ją poderwać. Nawet tego nie planowałem. Przyjechała do schroniska z koleżankami i chociaż od czasu do czasu łapałem jej ukradkowe spojrzenia, gdy stała przy bufecie i zamawiała obiad, to po prostu bałem się do niej zagadać.

Za wysokie progi, myślałem. Tym bardziej że z koleżankami chichotały między sobą, spoglądając w moją stronę. Onieśmielała mnie. Taka śliczna dziewczyna jak ona mogła mieć każdego na skinienie palca. A ja?

Uważałem siebie za brzydkiego, mało wysportowanego i żałośnie biednego. Chociaż ukończyłem studia z wyróżnieniem i pracowałem w obiecującej rozwój zawodowy firmie, sądziłem, że to za mało, żeby zbliżyć się do takiej dziewczyny jak ona. Pozostało mi więc tylko wpatrywanie się w nią znad talerza z kwaśnicą.

– Długo jeszcze będziesz się tak na mnie gapił i nic? – usłyszałem dźwięczny głos i na ławie obok mnie wylądował podniszczony plecak. – Suń się trochę.

Nie dowierzałem własnym oczom i uszom. Zjawiskowa i mocno bezpośrednia panna sadowiła się przy stole obok mnie.  Szybko zrobiłem jej miejsce.

– Julka jestem – wyciągnęła do mnie rękę. – Dobra ta kwaśnica? Też zamówiłam – posłała mi promienny uśmiech.

Wtedy nie śmiałem nawet marzyć o czymś więcej niż jej obecność i uśmiech. Tak się jednak potoczyło, że trzy lata później została moją żoną. I to ona dodała mi odwagi w życiu. I pieprzu do życia. Może taki nieatrakcyjny, nieśmiały informatyk jak ja potrzebował takiej szalonej, bezkompromisowej ślicznotki jak ona. A ona mnie.

Często mówiła, że jestem jej księciem na białym koniu. Byliśmy szczęśliwi, zakochani, pełni wiary we wspólną przyszłość. Powiedziała, bym się nie martwił. Najwyżej się przebadamy… Tuż po ślubie zamieszkaliśmy w mieszkaniu, które otrzymałem po babci. Urządzaliśmy je, cieszyliśmy się własnym kątem i sobą. Zaczęliśmy myśleć o dziecku.

– A może o dwójce? – Julia przytulała się do mnie. – Może pierwszy będzie synek, a druga córcia?

– Może – odpowiadałem, głaszcząc ją po włosach. – Zależy, co los da.

Los jednak nie był dla nas łaskawy

Chociaż od ślubu minęły cztery lata, a my nie ustawaliśmy w staraniach, dziecka wciąż nie było. Zaczynały mnie męczyć dyskretne, a czasami mniej delikatne zapytania rodziny o potomka.

– Na razie chcemy jeszcze nacieszyć się sobą – odpowiadałem, chcąc uciąć niewygodny temat. – Mamy trochę planów…

Zwykle działało, jednak nie przypadku siostry mojej teściowej. Czasami miałem wrażenie, że bawią ją moje zakłopotane miny i wykrętne odpowiedzi.

– A ciocia nie ma innych zmartwień? – Julka potrafiła odbić piłeczkę, i to mocno ją podkręcając. – Kiedy ciocia schudnie? Przecież lekarz kazał, bo stawy taki balast za bardzo obciąża…

Ścisnąłem lekko dłoń żony. Ciotka aż poczerwieniała z oburzenia.

– Daj im spokój – teściowa poklepała siostrę po ramieniu. – Będą chcieli, to będą mieli.

Obiad dokończyliśmy w milczeniu

– Nie przejmuj się, Michaś – Julia przytuliła się do mnie, gdy tylko wsiedliśmy do samochodu. – Mamy jeszcze czas, wciąż jesteśmy młodzi, w przeciwieństwie do ciotki – zachichotała złośliwie.

– Ale staramy się i… nic – znowu poczułem się onieśmielony jak wtedy, w schronisku.

– To postaramy się jeszcze trochę, a potem najwyżej pójdziemy do lekarza – odparła spokojnie. – Zbadamy się i będzie wiadomo, co i jak.

Zatkało mnie. Do lekarza? Nie wiedziałem, czy chcę. Miałem w głowie sporo sprzecznych uczuć. A jeśli któreś z nas naprawdę nie może mieć dzieci? Może Julia, a może ja? Co wtedy?

Gdyby to była Julia, nic by się nie zmieniło. Kochałem ją nad życie, również ponad pragnienie zostania ojcem swoich biologicznych dzieci. Wspierałbym ją i uszanował każdą decyzję, jaką podejmie. Oczywiście oprócz takiej, że ode mnie odchodzi.

A jeśli to moja wina? Co wtedy? Może to ja nie mogę dać jej upragnionego dziecka? Tylko nie to, błagałem w myślach. Wtedy musiałbym od niej odejść, żeby miała szansę na założenie rodziny z kimś innym, z kimś, kto może dać jej dzieci.

– Kochanie, czy możemy już jechać? – głos żony sprowadził mnie na ziemię.

– Stoimy tu już od prawie kwadransa.

– Ano tak – mruknąłem.

Kolejne miesiące nie przyniosły upragnionej wiadomości o ciąży. Julia umówiła więc nas na spotkanie w klinice.

– Wszystko będzie dobrze – ścisnęła moją dłoń, gdy wyszliśmy z gabinetu. – Słyszałeś, co mówił lekarz. Zrobimy badania i będziemy wiedzieli, na czym stoimy.

– Tak, tak… – odparłem nieuważnie, pogrążony w ponurych myślach.

Tak bardzo obawiałem się tego, że to przeze mnie nasza rodzina jeszcze się nie powiększyła. Tyle innych par ma dzieci, tylu innych mężczyzn staje na wysokości zadania, a ja… Jakim jestem mężczyzną? 

Zaczynałem być przygnębiony tymi myślami

Julia starała się mnie pocieszać, miałem wrażenie, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że wyniki badań będą wyrokiem dla naszego małżeństwa. Przynajmniej ja to tak odbierałem.

I nadszedł sądny dzień. Otrzymaliśmy wyniki badań. Czarno na białym, że nie mogę zostać ojcem. W żaden biologiczny sposób.

– To niemożliwe – zbladłem.

Wpatrywałem się w kartkę z wynikami i czułem, jak żołądek mi się ściska. Lekarz spojrzał na mnie i Julię ze współczuciem.

– Proszę dać sobie czas na oswojenie się z tą wiadomością – powiedział spokojnie.

Automatycznie pokiwałem głową. Julia, siedząca obok, ścisnęła mnie za rękę.

– Wiesz, nie martw się tak, wszystko będzie dobrze… – zaczęła mówić, gdy tylko wyszliśmy z gabinetu. – Jest jeszcze możliwość adopcji, a ostatecznie będziemy rodziną tylko we dwoje, no może przygarniemy jakiegoś zwierzaka – nie puszczała mojej dłoni.

Musiałem chyba bardzo źle wyglądać, bo spojrzała na mnie badawczo.

– Michaś, kochanie, no powiedz coś – przypatrywała mi się z napięciem.

Nie umiałem wydusić z siebie słowa. Nie ma co ukrywać, byłem w szoku. Owszem, brałem pod uwagę opcję, że nie mamy dzieci, bo ja mam jakiś feler, ale kiedy teraz miałem to potwierdzone czarno na białym…

Moja zjawiskowa dziewczyna ze schroniska nie zazna przez mnie cudu macierzyństwa. Przecież nie mogę jej tego zrobić! Nie wolno mi, nie mam prawa.

Chciałem, by mnie zostawiła

Nie pamiętam, jak dotarliśmy do domu. Julia próbowała ze mną rozmawiać, ale zamknąłem się w sobie. Miałem do siebie ogromny żal. Czułem się… zepsuty. Co ze mnie za mąż? Co ze mnie za mężczyzna? Nie mogę dać swojej żonie dziecka. Więc muszę ją od siebie uwolnić.

Robiłem wszystko, żeby nasze małżeństwo się rozpadło. Tylko na zdradę nie umiałem się zdobyć. Świadomie odsuwałem od siebie Julię, nie chciałem z nią rozmawiać, celowo byłem dla niej oschłym, złośliwym, chłodnym draniem. Z pracy wracałem coraz później, często pijany.

Nigdy nie lubiłem alkoholu, ale teraz zmuszałem się do picia. Chciałem, żeby żona mnie zostawiła. Żeby poczuła do mnie takie samo obrzydzenie, jakie ja czułem sam do siebie. Niech poszuka szczęścia u boku mężczyzny, który da jej dziecko. Nie chciałem, żeby była ze mną z litości, a w głębi serca wciąż czuła żal.

Kiedy po kilku tygodniach Julia nadal przy mnie trwała, wynająłem sobie mieszkanie.

– Jutro składam pozew o rozwód – rzuciłem, pakując swoje rzeczy. – Z mojej winy, żeby nie było niedomówień. Zostawiam ci wszystko, więc żadnych sporów nie będzie.

Choćby nie wiem co, byłem zdecydowany zwrócić Julii wolność. Mojej kochanej, najwspanialszej Julce, za którą już teraz tęskniłem. Moja żona stała w drzwiach pokoju i patrzyła na mnie w milczeniu. Ten jej spokój mnie zastanowił.

Zwykle była żywiołowa, energiczna. Ona ogień, ja woda. Ona tryskała humorem, wszędzie jej było pełno, pyskata i bezpośrednia, zwykle podnosiła mnie na duchu. Ja z kolei samotnik, zamknięty w sobie, introwertyk. Nagle dotarło do mnie, że ostatnio moja płomienna Julka zachowywała się inaczej niż zazwyczaj. Była dziwnie milcząca. Tak jakby na coś czekała.

– Już? – odezwała się. – Koniec przedstawienia?

Czyżbym usłyszał ironię? Nie rozumiałem…

– To z łaski swojej rozpakuj i pochowaj te rzeczy z powrotem, bo ja po tobie sprzątać nie zamierzam – podeszła bliżej. – Dałam ci te dwa miesiące, żebyś się oswoił z tym, że nie spłodzisz dziecka. Dziewięć tygodni, powtarzam, dziewięć tygodni znosiłam twoje fumy i fochy, a ty teraz chcesz rozwodu? Ogarnij się! – podniosła głos. – Przestań się nad sobą użalać, bo żałosny jesteś! A ja mam cię dość takiego!

Zamurowało mnie. Moja śliczna Julia znowu była sobą. W oczach błyszczały iskry, policzki jej się zarumieniły, oparła ręce na biodrach i przyjęła wojowniczą postawę. Bogini gniewu, dzika furia w natarciu…

– Powtarzać się nie zamierzam, więc lepiej dobrze słuchaj, co mam do powiedzenia. Żeby należycie do ciebie dotarło. To był twój pierwszy i ostatni taki numer. Jutro po południu masz wizytę u psychologa i lepiej, żebyś tam dotarł – spojrzała na mnie groźnie.

– Ale ja… ja przecież… – wydukałem.

– Tak, wiem, jesteś czasami totalnym kretynem – ku mojemu zaskoczeniu przytuliła mnie. – Ale i tak cię kocham. Na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. Z dziećmi czy bez nich. Rozumiesz? – odsunęła mnie na odległość ramion i wpatrywała się w moje oczy. Tak intensywnie jak jeszcze nigdy. Tak, że aż mi się te oczy zaszkliły.

– Rozumiem, przepraszam…

Moja zjawiskowa Julia ze schroniska. Już nigdy jej nie zawiodę.

Czytaj także:
„Wszyscy wiedzieli, że mąż mojej klientki to tyran, choć nikt nie chciał zeznawać przed sądem. Ale idiota sam się wkopał”
„Moja matka wymagała, żebym podporządkowała jej całe życie. Miałam 50 lat i nadal bałam się jej postawić”
„Rodzice uwielbiali mnie upokarzać. Wytykali mi wszystkie defekty. Tata ciągle podkreślał, że jestem brzydsza od mamy”

Redakcja poleca

REKLAMA