To nieprawda, że złe rzeczy przytrafiają się tylko tym, którzy sami się proszą o guza. Jestem porządną, uczciwą dziewczyną, a mimo to pracowałam jako prostytutka.
Trafiłam tam przypadkiem
Na tamten casting poszłam z koleżanką. Ot tak, dla towarzystwa. Pracowałam w małym zakładzie fryzjerskim, miałam chłopaka, nie zamierzałam nigdzie wyjeżdżać. Aśka była na zasiłku, samotnie wychowywała dwuletnią córkę. I desperacko próbowała znaleźć jakiekolwiek zajęcie, żeby zarobić trochę grosza. To ogłoszenie wypatrzyła w lokalnym tygodniku, który leżał w sklepie. „Szukamy zgrabnych i miłych dziewczyn do pracy jako hostessy na targach we Włoszech. Znajomość języka obcego mile widziana, ale niekonieczna”. Casting miał się odbyć w zajeździe w naszym miasteczku.
– Gośka, widziałaś? Pójdę tam, brzmi obiecująco. Przez te dwie godziny mama przypilnuje Dominiki. Czuję, że to okazja – ekscytowała się Aśka. – Tylko chodź ze mną, bo sama się trochę boję.
Zgodziłam się. Pomyślałam, że jako obserwatorowi z boku łatwiej mi będzie ocenić, czy to nie jest jakieś oszustwo. Na entuzjazm koleżanki patrzyłam z przymrużeniem oka, jak ona się do czegoś zapali, to przestaje rozsądnie myśleć. W zajeździe skierowali nas do sali na parterze. W holu siedziało już kilkanaście dziewczyn. Wszystkie młode, ładne, szczupłe, mocno umalowane, w krótkich spódniczkach i z dekoltami do pasa.
– Jezu… Przecież ja nie mam żadnych szans. Jak ja wyglądam? – szepnęła Aśka i zaczęła mnie ciągnąć do drzwi.
– Uspokój się, dziewczyno! – syknęłam. – Oni szukają hostess, nie striptizerek. Wyglądasz bardzo dobrze.
Aśka krytycznie przyjrzała się sobie w lustrze. Miała na sobie dziewczęcą letnią sukienkę bez rękawów. Do tego balerinki. Wyglądała… sympatycznie.
Dziś wiem, że nie było żadnego castingu. Brali każdą dziewczynę, jak leci. Upewniali się tylko, czy nie jest z bogatej, wpływowej rodziny. Ale takie raczej nie trafiają na podobne castingi.
Rozmowa z kandydatką trwała krótko. Jeśli dziewczyna godziła się na warunki (wyjazd w najbliższy weekend, wpłata 500 zł „na koszty operacyjne” w gotówce, praca przez pół roku, zarobki 1500 euro miesięcznie), musiała już tylko podać swoje dane i czekać na telefon, gdzie i kiedy ma się zgłosić.
– Tysiąc pięćset euro! – westchnęła z zachwytem Aśka. – Muszę tylko przekonać mamę, żeby zajęła się małą przez parę miesięcy. Ale jak jej powiem, że będę przysyłać po 300 euro co miesiąc, to chyba się zgodzi, prawda? I zwiedzę całe Włochy, bo praca ma być w różnych miastach. Czy to nie cudowne? – cieszyła się.
Co mnie podkusiło?
Aśka podetknęła mi pod nos kolorową ulotkę. Wyglądała bardzo profesjonalnie. Uśmiechnięte dziewczyny w różowych uniformach odsłaniające nowe modele aut, rozdające szampana, oprowadzające dżentelmenów po halach targowych. W tym momencie z pokoju wyszedł
wysoki, przystojny mężczyzna.
– Już wszystkie? A pani? – spojrzał na mnie. – Pani chyba jeszcze nie była
na rozmowie. Zapraszam!
Trochę bezwiednie, popychana przez Aśkę, ruszyłam za nim. Do dziś zastanawiam się, czemu weszłam do tego pokoju.
– Proszę nam opowiedzieć o sobie – zachęciła mnie ładna, miła blondynka w eleganckim kostiumie.
Powiedziałam, że pracuję jako fryzjerka, planuję iść do studium wizażu, jak tylko trochę zaoszczędzę. Wspomniałam też, że marzę o podróżach i uczę się angielskiego.
– No to jest pani doskonałą kandydatką dla nas! Zwiedzi pani kawałek Europy i zarobi na dalszą naukę. Jeżeli ma pani podstawy angielskiego, to w pół roku może pani zarobić nawet 10 tysięcy euro. Starczy i na szkołę, i na przyjemności – kusiła blondynka, a ja wierzyłam w każde jej słowo. Była taka przekonująca…
Sprawy potoczyły się tak, że w najbliższy weekend na dworcu stawiła się nie Aśka, ale ja. Mama mojej koleżanki nie okazała entuzjazmu na wieść o pracy i odmówiła opiekowania się Dominiką.
– Zobaczysz, jak wrócę z taką kasą, jak obiecują, to i twoja mama się ugnie. A jak nie, to pożyczę ci trochę pieniędzy na opiekunkę. A teraz ucz się angielskiego. Dzięki temu więcej potem zarobisz – poradziłam Aśce i ruszyłam do autobusu, wierząc, że czeka mnie przygoda życia.
Wszystko wyglądało dobrze, dopóki nasza grupa nie opuściła granic Polski. W Czechach opiekunowie kazali nam wysiąść. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, czemu zamiast jednego przewodnika jedzie z nami pięciu mięśniaków.
Tak zaczął się mó koszmar
Upchnęli nas do furgonetki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Z każdą godziną robiło się coraz mniej przyjemnie. Nikt nie reagował na nasze prośby o postój. Nie wzruszały ich narzekania, że chce nam się jeść i pić.
Zrobiło się ciemno. W końcu z ulgą zauważyłam, że kierowca włączył kierunkowskaz i zjeżdżamy na postój. Ktoś otworzył z zewnątrz drzwi, wyciągnął najbliżej siedzącą dziewczynę i znowu je zamknął. Złapałam za klamkę, ale drzwi były zablokowane. Z zewnątrz dobiegły nas protesty wyciągniętej dziewczyny
– Puść mnie, weź te łapy! Muszę siku!
– Zaprowadź ją do lasu. Inaczej zabrudzi nam samochód… – zaczął mówić po angielsku jeden z mężczyzn.
Po chwili drzwi otworzyły się znowu. Tym razem jakiś facet wywlókł mnie. Złapał mnie za ramię i zaprowadził na skraj parkingu. Załatwiłam swoją potrzebę i dopiero wtedy zaczęłam myśleć. Miałam bardzo złe przeczucia. Wiedziałam już, że dzieje się coś złego. Próbowałam po angielsku pytać, gdzie jesteśmy i co się stało z naszymi bagażami. Nie udzielono mi odpowiedzi. Zamiast tego niczym worek kartofli zostałam wrzucona na pakę starej ciężarówki.
Ktoś złapał mnie za ręce, podwinął mi rękaw. Poczułam ukłucie, i choć walczyłam ze wszystkich sił, straciłam przytomność. Ocknęłam się na wilgotnej cementowej podłodze w małym pomieszczeniu bez okien. Nie miałam torebki ani telefonu. Chyba dopiero wtedy zrozumiałam, że wpadłam w łapy handlarzy żywym towarem. Zaczęłam płakać i walić pięściami w drzwi.
– Wypuśćcie mnie! Moja rodzina na pewno już mnie szuka! – krzyczałam.
Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że się przewróciłam. Jakiś osiłek kopnął mnie w brzuch i zrobił mi kolejny zastrzyk. Znowu odpłynęłam. Kolejny raz obudziłam się już w innym pomieszczeniu. Ono również nie miało okna, ale przynajmniej wyglądało jak pokój. Leżałam na szerokim łóżku nakrytym różową kapą. W rogu stał fotel. Na podłodze leżał dywan. Drzwi były zamknięte, ale zobaczyłam drugie. Prowadziły do małej łazienki. Na wbitym w ścianę gwoździu wisiał nawet sprany ręcznik.
Wtedy poczułam, jak bardzo śmierdzę. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Długo tam siedziałam, starając się zebrać myśli. Wychodziło mi to kiepsko… Nie włożyłam ponownie mojego ubrania, bo było brudne. Widocznie wymiotowałam, choć wcale tego nie pamiętałam. Zawinęłam się w ręcznik i usiadłam na łóżku. Ciągle byłam pod wpływem dziwnych substanji, czułam się okropnie otępiała.
Nagle w drzwiach otworzyła się klapka. Ktoś zajrzał i zasunął ją znowu. Usłyszałam rozmowę, chyba po włosku. W końcu drzwi się otworzyły. Stanęła w nich wysoka, mocno umalowana kobieta. Mówiła po angielsku z bardzo silnym akcentem. Nazwałam ją Szefową.
– Chyba już wiesz, gdzie jesteś. I na czym będzie polegała twoja praca. Jeżeli nawet ktoś cię szuka, to nie znajdzie. Dobrze o to zadbaliśmy. Nie próbuj uciekać, bo ci się to nie uda. To jest teraz twoje życie. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym będzie ci łatwiej. A im bardziej będą zadowoleni klienci, tym więcej będziesz mieć przywilejów. Spacery, telewizor… Tylko masz być grzeczna. Dziś wieczorem dostaniesz pierwszą szansę. Tu masz ubranie i kosmetyki. Przygotuj się. Jak się nikomu nie spodobasz, zostaniesz ukarana.
Rzuciła na podłogę zawiniątko i wyszła.
Wpakowałam się w wielkie bagno
Nie dostałam kolejnej porcji narkotyków, więc powoli zaczęło do mnie docierać, co się dzieje. Ale nie miałam siły walczyć. Zresztą wiedziałam, że to bez sensu. Siedziałam na fotelu i po policzkach płynęły mi łzy. Płakałam z żalu nad sobą i ze strachu przed czekającą mnie przyszłością. Nie wiem, ile czasu minęło… Nawet nie słyszałam, kiedy otworzyły się drzwi. Nagle ktoś zrzucił mnie na ziemię.
– Masz kwadrans, żeby się ubrać! Bo pożałujesz! – usłyszałam.
Sięgnęłam po paczkę. W środku była kusa, wyzywająca sukienka i buty na wysokim obcasie. Ubrałam się. Na usta drżącymi rękami nałożyłam trochę szminki, rzęsy pociągnęłam czarnym tuszem. Na nic więcej nie miałam siły.
Poprowadzili mnie do sali, gdzie stała już grupka dziewczyn. Niektóre płakały. Stałyśmy zbite w gromadkę jak owce. Raz po raz do sali wchodził kolejny mężczyzna. Oglądał nas jak zwierzęta na targu, obmacywał, w końcu znikał, ciągnąc wybraną dziewczynę za sobą.
Starałam się być niewidoczna. Patrzeć pod nogi. Na próżno. Poczułam na swoim pośladku gorącą, wilgotną dłoń. Należała do grubego, spoconego faceta obwieszonego złotem. Złapał mnie za rękę i powiedział coś po włosku. Szefowa dała mu klucz i chyba jakieś wskazówki.
Wróciliśmy do mojego pokoju. Facet rzucił mnie na łóżko i wtedy się ocknęłam. Zaczęłam walczyć. Gryźć, kopać, pluć. Klient był wyraźnie ubawiony. Odpłynęłam… Gdy się ocknęłam, leżał na mnie i sapał. Ręce miałam przywiązane do ram łóżka. Nie mogłam się ruszyć. Leżałam bez ruchu, nie miałam już siły walczyć. Gdy klient wreszcie poszedł, przeczołgałam się pod prysznic. Odkręciłam wodę i siedziałam tak skulona całą noc.
Rano znowu zjawiła się Szefowa.
– Słyszałam, że wczoraj nie byłaś miła. Nie dostaniesz kary, bo do świeżych dziewczyn przychodzą klienci, którzy to lubią. Ale teraz z tym koniec. Masz być grzeczna i chętna. Inaczej pożałujesz.
Następnego dnia do sali na dole zaprowadzono mnie już z samego rana. Znajdowało się tam więcej dziewczyn niż poprzednio. Dla części wyraźnie była to już rutyna. Obsłużyłam pięciu klientów. Walczyć przestałam przy trzecim. Zrozumiałam, że to nic nie da, a może jedynie przysporzyć mi więcej cierpień. Bo niektórzy, widząc, że się szarpię, bili mnie. Leżałam więc jak kłoda i pozwalałam facetom robić ze mną, co chcieli. Zamykałam oczy i próbowałam myśleć o czymś innym.
Po kilku dniach do pokoju wpadła Szefowa. Była wyraźnie zdenerwowana.
– Gdyby klienci chcieli seksu z dmuchaną lalą, toby sobie taką kupili! – wrzasnęła. – Ostrzegam cię, jak się nie zabierzesz do roboty, to pożałujesz!
Próbowałam być bardziej… aktywna, ale i tak trafiłam do karceru. Dwa dni na cementowej podłodze bez jedzenia, jedynie o wodzie. Wracałam tam kilka razy.
Widziałam w nim swoją nadzieję
Dziś wiem, że spędziłam w tym burdelu pół roku. Ale wtedy nie miałam o tym pojęcia. Żyłam w odrętwieniu, mechanicznie wykonując codzienne czynności i starając się, jak zwierzę, zachowywać tak, żeby nie zasłużyć na karę. By przetrwać.
Dorobiłam się kilku stałych klientów. Nie zwracałam na to uwagi, zlewali mi się jeden z drugim, ale w pewnym momencie zauważyłam, że pewien mężczyzna jest jakby… bardziej ludzki. Luigi. Przynosił mi czasem słodycze. Dużo o sobie mówił. Nie był brutalny, bywał nawet czuły. Chyba czuł się osamotniony.
Gdy to sobie uświadomiłam, zobaczyłam dla siebie szansę. Pojawiła się iskierka nadziei i postanowiłam się jej uczepić. Podczas kolejnych wizyt Luigiego poświęcałam mu maksimum uwagi. Zadawałam pytania, opowiadałam mu o sobie. Chciałam, żeby zaczął na mnie patrzeć jak na człowieka, a nie obiekt seksualny. Mówiłam o swojej pracy, rodzinie, chłopaku, miasteczku. Któregoś dnia zaryzykowałam i opowiedziałam, jak się tu znalazłam. Chyba zrobiło to na nim wrażenie, choć nic nie powiedział. W końcu zebrałam się na odwagę i gdy tylko wszedł ze mną do pokoju, powiedziałam:
– Jak się stąd nie wydostanę, to się zabiję. Nie mogę tak żyć. Pomóż mi. Wystarczy, że pójdziesz do polskiej ambasady i powiesz im, gdzie jestem. Tylko tyle.
Luigi milczał, a ja się więcej nie odezwałam. Zrobił swoje i powoli się ubierał. Siedziałam skulona w kącie łóżka i zastanawiałam się, co się stanie. Wyjdzie bez słowa? Zawoła strażnika? A może? Mężczyzna miał już rękę na klamce, gdy nagle znieruchomiał.
– Lubię cię – powiedział, nie odwracając się od drzwi. – Pomogę ci. Ale tylko tobie. Nie możemy uratować wszystkich. Zresztą znam tu jeszcze parę dziewczyn, im chyba aż tak nie zależy…
Po chwili usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Czy naprawdę to usłyszałam, czy mi się zdawało? Jest nadzieja?
Chciał mnie uwolnić
Trzy dni później znów przyszedł. Najpierw w milczeniu uprawiał ze mną seks. W końcu przedstawił mi plan.
– Mam lepszy pomysł niż ambasada. Spróbuję cię wypożyczyć na jedną noc. Powiem, że mam w domu bankiet dla kontrahentów i bardzo mi zależy, żeby zabłysnąć. Jestem stałym klientem, powinni mi zaufać. Zaoferuję im sporo kasy… W sumie naprawdę muszę zrobić taką imprezę. Będziesz więc najpierw musiała odpracować to, co na ciebie wydam. A potem pozwolę ci uciec. Tylko mnie w to nie mieszaj. Rozumiesz? Nic lepszego nie mogę ci zaoferować. Więc albo w to wchodzisz, albo zapomnijmy o sprawie.
Wpadłam w panikę. Nie wiedziałam, co robić. A może on wcale nie chce mi pomóc? Zabierze na tę orgię, wykorzysta, i odstawi do burdelu… Z drugiej jednak strony nie miałam nic do stracenia. Będę na zewnątrz, w zwykłym domu. To zawsze coś. „Gorzej niż teraz być nie może” – pomyślałam i zgodziłam się.
Od tamtej rozmowy minął tydzień. Liczyłam dni, stawiając kreski na ścianie, bo jeden dzień wypełniony kolejnymi klientami nie różnił się niczym od drugiego. Zaczęłam się martwić, że albo Luigi się rozmyślił, albo Szefowa się nie zgodziła. W nocy miałam koszmary, śniło mi się, że mam 70 lat i dalej jestem w tym obskurnym pokoiku i robię to co teraz… Aż w końcu w drzwiach stanął Luigi.
– Udało się. Przyjadę dziś po ciebie o 20. Pamiętaj, na co się umawialiśmy.
Nie miałam zegarka, nie miałam pojęcia, która jest godzina i ile czasu zostało do wieczora. Miałam wrażenie, że każda minuta trwa kwadrans…
– Chodź, królewno. Książę po ciebie przyjechał – zarechotał jakiś facet, po czym naciągnął mi na głowę śmierdzący worek, a ręce związał na plecach.
Przerzucił mnie sobie przez plecy jak worek i wyszedł z pokoju. Usłyszałam, że schodzimy po schodach, potem otworzyły się jakieś drzwi i znaleźliśmy się na podwórku. Do moich uszu dobiegło szczekanie psa w oddali, potem dźwięk otwierania bramy i drzwi samochodu.
Wylądowałam w bagażniku. Nie miałam szans zobaczyć, gdzie jestem, przyjrzeć się mojemu więzieniu. A przecież po tym, jak uratuję siebie, chciałam ocalić też inne dziewczyny… Wsłuchiwałam się w odgłosy z zewnątrz. Liczyłam, że usłyszę pociąg albo rzekę. Nic. Zupełnie nic. Tylko szum opon na asfalcie.
Wszystko odbyło się według planu. Obsługiwałam gości Luigiego mechanicznie, wierzyłam, że to już ostatni raz, więc jakoś to zniosłam. Pod koniec imprezy przysnęłam na kanapie. Obudził mnie Luigi.
– Już pora. Drzwi są otwarte. Jak pójdziesz ulicą prosto, dojdziesz do centrum miasta. Masz dwie godziny. Potem zawiadomię Szefową. Powodzenia.
Martwiłam się o resztę dziewczyn
Nie traciłam czasu. Wybiegłam na ulicę. Biegłam jak wariatka przez kilkadziesiąt minut. Gdy zobaczyłam znaczek policji
– Carabinieri – zaczęłam płakać.
Nie pamiętam dokładnie, co działo się na komisariacie. Prawdopodobnie minęło trochę czasu, nim policjanci zrozumieli, o co mi chodzi. Nad ranem pojawił się ktoś z polskiej ambasady. Zabrał mnie do hotelu, dostałam czyste ubranie i jedzenie.
Bardzo chciałam pomóc innym dziewczynom. Opowiedziałam policji wszystko, co pamiętałam. Jeździłam z patrolem po miasteczku. Ale nie udało mi się znaleźć domu, w którym więziono mnie przez pół roku. Płakałam z bezsilności. Policjanci próbowali mnie pocieszać, lecz wiedziałam, że zawiodłam te dziewczyny. Pomogłam sobie, a nie zrobiłam nic dla nich.
Udało mi się wskazać policji willę Luigiego. Nim tam dotarli, w domu nie było śladów orgii. Luigi twierdził, że nigdy nie widział mnie na oczy i nie wie, o co chodzi. Gdy funkcjonariusze byli zajęci przeszukaniem, wyszeptał mi do ucha:
– Nie tak się umawialiśmy, k…o!
Zrozumiałam, że ten facet nie pomoże policji namierzyć i zlikwidować szajki handlarzy żywym towarem. Pewnie za kilka dni znowu pójdzie do burdelu i znajdzie sobie inną faworytkę. Jej na pewno już nie złoży takiej oferty jak mnie…
Po powrocie do domu próbowałam wrócić do pracy, ale szybko zrezygnowałam. Moja historia stała się głośna, nasza policja też wszczęła śledztwo, przesłuchiwano wszystkie dziewczyny, które przyszły wtedy na casting. W małym miasteczku nic się nie ukryje. Klientki pokazywały mnie sobie palcami, słyszałam jak wymieniają uwagi, że to „ta z burdelu”. Mój chłopak znalazł sobie inną. Znajomi też nie bardzo chcieli się ze mną zadawać. Została mi tylko mama i Aśka.
– Po twoim wyjeździe tak ci zazdrościłam. Gdy się nie odzywałaś, zaczęłam się martwić. W końcu zrozumiałam, że stało się coś złego. I że to moja wina. Modliłam się codziennie, żebyś się znalazła. Gośka, czy ty mi wybaczysz? – szlochała mi w ramiona, gdy się spotkałyśmy.
Oczywiście, że jej wybaczyłam. Przecież decyzję o wyjeździe podjęłam samodzielnie. Zresztą jedynymi osobami, które ponoszą za to odpowiedzialność jest szajka handlarzy żywym towarem. Niestety, śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Ani polska, ani włoska policja nie trafiła na ślad tych ludzi. Nie daje mi to spokoju.
Czytaj także:
„Dziwiło mnie, że przez 6 miesięcy związku mój idealny facet nie zaprosił mnie do domu. Coś tu śmierdziało na kilometr”
„Koleżanki gnębią moją wnuczkę, bo jest sierotą. Wychowawczyni stwierdziła, że tak się teraz bawią dzieci i nie pomoże”
„Brat z żoną zrobili z mojego domu coroczną kwaterę wakacyjną. Wyszło im to bokiem, gdy zrealizowałam swój plan”