„Dziwiło mnie, że przez 6 miesięcy związku mój idealny facet nie zaprosił mnie do domu. Coś tu śmierdziało na kilometr”

smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Lilly Bloom
„Czy on coś ukrywa? Co to może być? A może po prostu jestem wścibska i nie umiem uszanować jego uczuć? – Anka, tu coś jest nie tak – powiedziała mi przyjaciółka – Pół roku, odwiedzacie twoją rodzinę, twoich przyjaciół, pomieszkujecie u ciebie, a on... Poznałaś już jego przyjaciół albo krewnych?”.
/ 13.11.2023 08:30
smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Lilly Bloom

Krzysztofa poznałam przez portal randkowy. Od początku wyróżniał się na tle „świetnych partii”, które miałam okazję tam poznać. 

Szukałam porządnego faceta

Większość facetów na tego typu stronach zaczynała znajomość od przechwalania się zarobkami, samochodami czy niewybrednych propozycji na czysto fizyczne układy. Ja po prostu chciałam partnera, przyjaciela i kogoś, z kim może uda mi się ułożyć sobie życie. Kogoś poważnego, odpowiedzialnego i wartościowego, a nie chłopczyka, który chce się zabawić. Znałam pary, które poznały się właśnie w ten sposób, więc wierzyłam, że i mnie może w końcu się uda.

Krzysztof szybko zaproponował spotkanie w kawiarni. Od początku czułam się w jego towarzystwie komfortowo. Nie było między nami niezręcznych pauz, nie musieliśmy silić się, żeby wymyślić tematy do rozmowy. Przegadaliśmy wtedy ze sobą kilka godzin. Tego samego wieczoru otrzymałam wiadomość: „Z nikim się tak dobrze nie bawiłem jak dzisiaj z Tobą. Może chciałabyś to powtórzyć w sobotę wieczorem?”. Serce aż mi podskoczyło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko się w kimś zadurzyłam. Chyba w liceum!

Następna randka była już znacznie bardziej romantyczna. Wiedzieliśmy, że się sobie podobamy, więc mogliśmy sobie pozwolić na nieco bardziej śmiałe sugestie. Krzysztof zaprosił mnie do bardzo nastrojowej restauracji, a później na drinki. Wieczór zakończyliśmy całując się w taksówce, ale nie doszło do niczego więcej.

Nie chciałam zepsuć tego, co mamy

Uważałam więc, żeby nie wyłożyć się na swoim własnym pożądaniu. „Jeśli kocha, to zaczeka”, myślałam sobie, wysiadając z taksówki. Wspólną noc spędziliśmy dopiero po kolejnym miesiącu randek. Tym razem to ja zaprosiłam Krzyśka na kolację do swojego mieszkania, więc w samym zaproszeniu była już sugestia tego, co może się zdarzyć po kolacji. Tak też było.

Ta noc była naprawdę wyjątkowa. Po raz pierwszy czułam się tak bezpieczna i otoczona troską w męskich ramionach. Miałam ochotę powiedzieć Krzyśkowi, że go kocham, ale wiedziałam, że to jeszcze za wcześnie, że to tylko moje emocje. Powstrzymałam się, ale wtedy...

– Kocham cię, Ania. Z nikim innym się tak nie czułem – wyszeptał mi, a moje serce radośnie podskoczyło.

Ze szczęścia miałam ochotę postawić szampana wszystkim ludziom na świecie! Po tej nocy oficjalnie zaczęliśmy tworzyć związek. Przedstawiłam Krzyśka swoim przyjaciołom – od razu się polubili i znaleźli wspólny język. Zaczęliśmy wspólnie bywać na imprezach, na rodzinnych obiadach u moich krewnych. Wszyscy podziwiali niezwykłe maniery i kulturę Krzysztofa. Był oczytany, inteligentny, elegancko się ubierał. Robił doskonałe pierwsze wrażenie, ale...

Ani razu nie zaprosił mnie do siebie

Przez pierwsze cztery miesiące naszego związku sypialiśmy i bywaliśmy jedynie u mnie bądź w hotelach na wspólnych weekendowych wyjazdach. Krzysztof dużo pracował, więc cały tydzień bez możliwości wieczornego wypadu wynagradzał mi kilkukrotnie wyjazdami za miasto. Ani razu jednak nie zaproponował, żebyśmy spędzili weekend czy chociaż noc w jego mieszkaniu.

– Hej, a możemy tym razem wpaść do ciebie? Chciałabym w końcu zobaczyć jak mieszkasz! – zaproponowałam z uśmiechem któregoś razu.

Krzysiek zamilkł na chwilę i zamyślił się.

– Nie wiem, czy tego chcę... – zaczął, a mnie coś ukłuło w środku. – Nie zrozum mnie źle! To nie tak, że nie chcę cię gościć, bo bardzo chcę, ale ja po prostu nie lubię tego mieszkania. Mam z nim związane same nieprzyjemne wspomnienia z byłą partnerką. Obecnie jedynie w nim śpię, bo i tak całe dnie spędzam na mieście albo w pracy. Wkrótce na pewno się stamtąd wyprowadzę. Nie potrafię być tam szczęśliwy... Szczęśliwy jestem wszędzie poza nim i jakoś zakodowałem sobie, że szczęście jest tam, gdzie ty, poza tą smutną jaskinią samotności...

Byłam skołowana tym poetyckim wywodem, ale uwierzyłam. Krzysztof kilkukrotnie wspominał mi już o swojej byłej partnerce, która złamała mu serce. Nie drążyłam tego tematu, bo widziałam, że to dla niego drażliwy temat.

Czy on coś ukrywa?

Miesiące jednak mijały, a Krzysztof ani nie rozglądał się za nowym mieszkaniem, ani nadal nie zapraszał mnie do swojego.

– Słuchaj, rozumiem, że to dla ciebie miejsce z przeszłością, ale dla mnie to element ciebie, który chciałabym poznać... Czy to nie dziwne, że spotykamy się pół roku, a ja jeszcze ani razu u ciebie nie byłam? – zniecierpliwiłam się w końcu.

– Ania, nie naciskaj, proszę – odpowiedział mi ostro.

Wtedy po raz pierwszy się zmartwiłam. Czy on coś ukrywa? Co to może być? A może po prostu jestem wścibska i nie umiem uszanować jego uczuć?

– Anka, tu coś śmierdzi – powiedziała mi przyjaciółka, z którą spotkałam się tego samego dnia. – Pół roku, odwiedzacie twoją rodzinę, twoich przyjaciół, pomieszkujecie u ciebie, a on... Poznałaś już jego przyjaciół albo krewnych?

– Nie... Jego najlepszy kumpel Arnold mieszka we Francji, a rodzice nie żyją. Mówi, że innej rodziny nie ma, a innych przyjaciół zostawił za granicą. Wiesz, on przez ostatnie kilka lat mieszkał w Belgii...

– Tak, tak, wiem – przerwała mi zniecierpliwionym tonem Aneta. – Czyli jesteś z nim pół roku, nie byłaś nigdy w jego domu i nie poznałaś nikogo z jego życia? Naprawdę nie wydaje ci się to być podejrzane?

Owszem, gdy usłyszałam to wszystko wypowiedziane na głos, brzmiało to niedorzecznie.

Postanowiłam działać

Któregoś dnia zaplanowałam, że będę śledziła Krzysztofa i sama zobaczę, gdzie mieszka. „Anka, to przecież wariactwo, takie rzeczy robią obsesyjnie zazdrosne baby i licealistki”, rugałam samą siebie w myślach, ale w głębi duszy czułam, że mam powody do niepokoju. Lokalizację domu Krzyśka odkryłam dość szybko. Po prostu pojechałam za nim pożyczonym samochodem, którym najpierw czekałam pod jego biurem. Gdy auto Krzyśka zaczęło zwalniać, moim oczom ukazała się całkiem spora willa na warszawskim Żoliborzu. „Ale piękne miejsce! Jak można nie chcieć tu mieszkać?”, pomyślałam.

Zatrzymałam się kawałek dalej i zgasiłam światła. Krzysztof mnie nie widział, ale ja jego doskonale – wzięłam ze sobą lornetkę, jak zawodowy detektyw. Ukochany wysiadł z auta, podszedł do drzwi, po czym uniósł małą doniczkę stojącą koło wejścia do domu i wyjął spod niej mały kluczyk. Następnie otworzył drzwi i zniknął w środku. „Kto chowa swój klucz pod doniczką, a nie nosi ze sobą?”, zdziwiłam się. To jednak, wbrew pozorom, była dla mnie dobra wiadomość. Teraz przynajmniej wiedziałam, co mogę zrobić, żeby dostać się do środka.

Następnego dnia upewniłam się, że dzień Krzysztofa jest wypełniony spotkaniami w pracy, a jego auto stoi zaparkowane pod biurem. Następnie udałam się z powrotem pod odkryty poprzedniego dnia adres. W środku oczywiście było ciemno, ale odczekałam chwilę pod budynkiem, żeby upewnić się, że na pewno nie napotkam na jakichś niespodziewanych gości. Klucz na szczęście ponownie znajdował się pod doniczką. Przekręciłam go w zamku, otworzyłam drzwi i... oniemiałam.

Wszystko było kłamstwem

Już w przedpokoju zorientowałam się, że mój ukochany ukrywa przede mną znacznie więcej niż tylko smutną przeszłość. Na ścianach wisiały dziesiątki zdjęć, a na nich Krzysztof, jakaś kobieta i mały chłopiec. Wyglądali... na rodzinę. Na jednym pozowali na plaży w Sopocie, na innym siedzieli pod choinką, a na kolejnym... ujrzałam Krzysztofa w eleganckim garniturze i tę samą kobietę ubraną w suknię ślubną.

Pod ścianą ozdobioną zdjęciami leżały damska torebka i dziecięcy plecak. Na lustrze po drugiej stronie przedpokoju wisiała przyklejona karteczka z wiadomością:

Okazało się, że mam nagrania we Wrocławiu. Zabrałam Antosia. Wracając w weekend zajedziemy do Twoich rodziców. Kochamy Cię! Małgosia.

Zrobiło mi się słabo. Czułam, jak lakierowane panele, którymi wyłożone było pomieszczenie, zaczynają osuwać mi się spod nóg. „Boże drogi, nie wierzę... Nie wierzę, że Krzysiek, mój kochany Krzysiek, mógł mi to zrobić. Przecież on mnie kocha! Przecież mówimy o wspólnej przyszłości! Przecież... To się nie dzieje naprawdę, to niemożliwe”, pomyślałam, desperacko próbując złapać powietrze, którego uparcie nie mogłam nabrać do płuc. To ostatnie, co zapamiętałam, zanim straciłam przytomność.

Czytaj także:
„Marian mnie poniżał, więc uciekłam do Hiszpanii. Poznałam szanującego mnie kochanka, ale wróciłam, gdy mąż zachorował”
„W orszaku żałobnym mojej matki wydała się tajemnica. Za życia zapomniała mi powiedzieć, że moim ojcem jest wujek”
„Na studiach dorabiałam swoim ciałem do stypendium. Jeśli narzeczony się dowie, ucieknie sprzed ołtarza w podskokach”

Redakcja poleca

REKLAMA