Nie sądziłam, że mój własny brat może być tak bezczelny. Zjawiał się w moim domu i oczekiwał, że będę obsługiwała jego rodzinę, jak w jakimś hotelu. Wiedziałam, że muszę się pozbyć tej cwanej rodzinki.
To było nasze marzenie
Kilka lat temu sprzedaliśmy z mężem nasze duże mieszkanie w Warszawie i postanowiliśmy wyprowadzić się na Mazury. W urokliwym miejscu, nad samym jeziorem, kupiliśmy dom, w którym bez trudu mieściliśmy się razem z naszymi córkami-bliźniaczkami i jamniczką Felą. Ta przeprowadzka była w naszym życiu dużą rewolucją. Na szczęście obydwoje pracujemy zdalnie, a pojawienie się w biurze raz w miesiącu nie jest dla nas dużym problemem. Nasze córki akurat zaczynały naukę w podstawówce, więc zapisaliśmy je do tej, znajdującej się w sąsiedniej wiosce.
W mojej rodzinie nie obyło się bez komentarzy na temat naszej przeprowadzki. Najwięcej do powiedzenia miał mój brat, który razem z rodziną cisnął się w małym mieszkaniu, w bloku z wielkiej płyty.
– W głowach Wam się przewraca od tego bogactwa. Zamiast siedzieć spokojnie w mieście, to sobie wille kupiliście – Michał z zazdrością cedził słowa podczas obiadu rodzinnego.
Nie przejmowałam się jego słowami. W końcu byłam dorosła, wykształcona i miałam taką możliwość, by zrealizować plan na moje życie. Moja bratowa w naszym nowym domu widziała natomiast miejsce rodzinnych wakacji.
– Daj spokój Michał. Może przynajmniej będziemy mieli fajną miejscówkę na spędzanie czasu na urlopie – rzuciła ze śmiechem Karolina, mając nadzieję, że zaraz pochwycę temat.
Zrobiła tak, jak mówiła
Pierwsze wakacje po naszym wyjeździe ze stolicy chcieliśmy spędzić w spokoju, delektując się okoliczną przyrodą, czasem na rowerach wodnych i kajakach. Chcieliśmy też doprowadzić do porządku przydomowy ogródek. Mieliśmy w planach nowe nasadzenia, wybudowanie altanki na grilla i wieczorne posiadówki. Poza tym marzyliśmy o tym, aby po kilku miesiącach oswajania się z nowym miejscem, po prostu wypocząć.
Nasz plan spalił na panewce, ponieważ w pewien piątkowy, lipcowy poranek odebrałam telefon od mojego brata.
– No cześć siostra, co tam porabiacie w weekend? Bo my sobie tak pomyśleliśmy, że na trochę do Was wpadniemy. – jego ton głosu był już całkiem inny, niż wtedy, gdy rozmawialiśmy o naszym wyjeździe. – Karola mówi, że coś tam kiedyś rozmawiałyście, że przyjedziemy do Was na chwilę w wakacje.
Zatkało mnie i niewiele byłam w stanie powiedzieć. Jeśli mnie pamięć nie myliła, to do takiej rozmowy z bratową nigdy nie doszło, oprócz jednego zdania u rodziców.
– Dobra, to się widzimy. Będziemy jutro koło południa. Cześć – rozłączył się, a ja stałam wmurowana.
Nie wiedziałam, jak tę informację przekazać mojemu mężowi, Bartkowi. Nie przepadał za moim bratem, nigdy nie mogli znaleźć wspólnego języka. Przede wszystkim denerwowała go w nim jego złośliwość i zazdrość. Zainteresowań też żadnych nie dzielili, więc już wyobrażałam sobie tę głuchą ciszę, która będzie nam towarzyszyła przez najbliższe dni.
– Nic gorszego nie mogło nas spotkać. No ale cóż, jakoś przeżyjemy z nimi te kilkadziesiąt godzin. Nie martw się damy sobie radę. – Bartek pocałował mnie w policzek.
Zwalili się całą bandą
Następnego dnia, niemal w samo południe, pod naszą bramą stanął rodzinny samochód mojego brata. Pierwszy wysiadł z niego mój brat.
– No ładnie się tu urządziliście, widzę tu niezły pieniądz! – od razu zaczął swoją stałą śpiewkę.
Kątem oka zauważyłam minę mojego męża, wiedziałam, że mocno zaciska zęby, żeby w pierwszej minucie ich wizyty nie doprowadzić do pyskówki. Zamiast tego wyciągnął rękę i powiedział:
– Witajcie w naszych skromnych progach – mocno zaakcentował przymiotnik.
Po chwili z auta wyszła moja bratowa z kotem rasy sfinks na rękach, który mimo upału ubrany był w jakiś kosmiczny skafander. Nasza Fela, jak na prawdziwego jamnika przystało, nienawidziła kotów, reagowała na nie wręcz alergicznie. Już wiedziałam, co będzie się działo, gdy tylko zobaczy to dziwadło na swoim terenie.
Brat miał dwóch synów, znudzonych i rozpuszczonych do granic możliwości nastolatków. Młodszy Kamil nawet nie podniósł wzroku znad komórki, gdy się z nami witał, natomiast starszy Leon wysiadł z samochodu z głośnikiem grającym hip-hop na cały regulator. No to już po naszym odpoczynku w ciszy.
– Zapraszamy do środka. Michał, otwórz bagażnik, to od razu weźmiemy Wasze bagaże – powiedział Bartek.
I wtem naszym oczom ukazał się kilka wielkich walizek i toreb upchanych tak, że niemal nie mieściły się w olbrzymim kombi. W tym momencie dotarło do nas, że nie zamierzali u nas zostać na weekend, ale na dłuższy czas. Ręce nam opadły.
Ten numer powtórzyli rok później
Myślałam, że wproszenie się do kogoś do domu na cały tydzień był jednorazowym wybrykiem, ale po raz kolejny bardzo się myliłam. Mój brat powtórzył ten manewr w kolejnym roku, ale tym razem nawet nie pokusił się, by do mnie zatelefonować. Wiedział od naszych rodziców, że akurat w tym terminie na pewno będziemy na miejscu i bezczelnie po prostu przyjechali.
Zadzwoniłam do rodziców, aby może oni jakoś wytłumaczyli mojemu starszemu bratu, że jednak nie wypada się tak zachowywać i zwalać się komuś na głowę. Spotkało mnie jednak rozczarowanie.
– Córuś, no przestań. Co Ci szkodzi raz na jakiś czas przyjąć w gości najbliższą rodzinę. Przecież to nie jest taki duży problem – mówiła do mnie mama, a ja myślałam, że zaraz pęknę ze złości.
Łatwo było mówić mojej rodzicielce, że to nie jest problem. To ja byłam kucharką dla ośmiu osób, bo moja bratowa nawet się nie zainteresowała przygotowaniem posiłków. Mało tego, nikt z nich nie wpadł na pomysł, by posprzątać talerze ze stołu i zgarnąć z podłogi brudne rzeczy. Nie wspomnę już o tym, że dwaj nastolatkowie mają taki apetyt, że zapasy w naszej lodówce musiałam uzupełniać codziennie. Oni się nawet nie zainteresowali, by chociaż raz zrobić zakupy spożywcze. Przecież według nich śpimy na forsie, więc możemy sponsorować im wakacje.
Do moich obowiązków dochodziło także ganianie za wściekłym jamnikiem, który widząc kota Benia, dostawał po prostu szału.
– Gośka, goń Felę, bo ona zaraz dziabnie Benka. On ma taką delikatną skórę! – darła się Karolina, także po jeziorze niosło się echo. – Zrób coś z tym psem, on jest dzikusem!
Jeszcze tego brakowało, żebym własnego psa przywiązywała do łańcucha. Michał w tym czasie polegiwał sobie na leżaku i sączył kolejne już tego dnia piwo. Bartek miał dość, wiedziałam, że jest na skraju wytrzymałości.
– Nie wiem, ile czasu jeszcze dam z nimi radę. Musimy coś wymyślić, żeby to się już nigdy nie powtórzyło – mówił do mnie szeptem.
Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Wiedziałam, że po ich wyjeździe, będziemy mieli kilka miesięcy na opracowanie planu, by raz na zawsze wybili sobie z głowy kolejne wakacje na sielskich Mazurach.
Pokonaliśmy ich własną bronią
Pod koniec czerwca wiedzieliśmy, że zaraz może nadejść dzień, w którym ponownie w naszych progach staną nieproszeni goście. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, więc musieliśmy działać i wymyślić sposób na moją wesołą rodzinkę. Gdy siedzieliśmy z Bartkiem, patrząc na płaską taflę jeziora, wreszcie wpadło mi coś do głowy.
– Wymyśliłam coś, ale to może być dla nas trudne do wytrzymania. Za tydzień zadzwonię do Michała i powiem mu, że będziemy w Warszawie. Zapowiem mu wizytę i wtedy wparujemy mu całą czwórką i ujadającą Felą do domu. – widziałam jak w oczach Bartka rozszerzają się źrenice, a na ustach pojawia się uśmiech – Weźmiemy materac i rozbijemy się na środku ich salonu.
Ten plan miał szansę się powieść. Zrobiłam tak, jak ustaliliśmy i już w kolejny weekend zapukaliśmy do drzwi mieszkania mojego brata w bloku. Bardzo żałuję, że nie miałam nigdzie zamontowanej ukrytej kamery. Z chęcią jeszcze raz zobaczyłabym minę Michała i bratową zbierającą szczękę z podłogi. Bratankowie nie byli zadowoleni, gdy do ich pokoju wparowały moje córki i zaczęły rozkładać na czynniki pierwsze ich wymuskane modele z klocków Lego.
Teraz to ja i Bartek zachowywaliśmy się jak goście, więc kilka razy dziennie wołałam do Karoliny, żeby zrobiła mi cappuccino z cukrem trzcinowym, a Bartek przejął władzę nad telewizorem Michała i oglądał znienawidzony przez niego tenis ziemny. Jednak po tygodniu naprawdę byliśmy wykończeni. Marzyłam, by wrócić do mojej mazurskiej ciszy, położyć się we własnym łóżku i zapomnieć o tym urlopie z piekła rodem.
Na szczęście rodzina mojego brata dosyć miała naszego towarzystwa już na zawsze. Teraz chłopaki są na tyle dorośli, że sami jeżdżą na wakacje, a Karolina i Michał znaleźli sobie inne urlopowe towarzystwo. Ciekawe, czy też zwalają się komuś do domu i jak żerują na nich jak pijawki. To już na szczęście nie jest mój problem.
Czytaj także:
„Pojechałem za chlebem, kumpel opiekował się moją żoną. Tak dobrze mu szło, że zajął miejsce po mojej stronie materaca”
„Wierzyłam w bezinteresowną pomoc obcej kobiety. Okazało się, że to oszustka, kradnąca pieniądze chorym dzieciom”
„Potrzebowałam pieniędzy i ta propozycja spadła mi z nieba. Mało brakowało, a wpadłabym w ręce wyzyskiwacza i oszusta”