„Koleżanki gnębią moją wnuczkę, bo jest sierotą. Wychowawczyni stwierdziła, że tak się teraz bawią dzieci i nie pomoże”

babcia i wnuczka fot. Getty Images, Westend61
„Nie mogłam uwierzyć, że wychowawczyni tolerowała takie zachowanie! Umówiłam się z nauczycielką Sary i przedstawiłam jej problem. Kobieta wysłuchała mnie cierpliwie, po czym spojrzała na mnie z lekceważącym uśmiechem i powiedziała, że to normalne zachowanie”.
/ 12.11.2023 18:30
babcia i wnuczka fot. Getty Images, Westend61

Zaczęłam zajmować się Sarą, moją wnuczką, gdy ta miała zaledwie 4 lata. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja zostałam jej opiekunem prawnym. To była bardzo trudna decyzja.

Tylko ja jej zostałam

Byłam jednak najbliższą rodziną dla tej małej dziewczynki i nie mogłam jej zostawić samej. Utrata rodziców to przecież jedna z najdotkliwszych krzywd, jakie mogą spotkać małe dziecko. Starałam się jednak dać tej małej istotce wszystko, co tylko mogłam. Jestem niestandardową babcią, która ciągle pozostaje aktywna zarówno zawodowo, jak i fizycznie. To na pewno znacznie ułatwiło mi zajmowanie się małym dzieckiem, choć muszę przyznać, że w tym wieku to nie jest proste zadanie.

Lata płynęły, a mała rosła zdrowo. Podstawówkę skończyła z wyróżnieniem i poszła do wymarzonego liceum. Byłam z niej bardzo dumna. Cieszyłam się z przyjaźni, jakie wnuczka zawarła w nowej szkole. Wszystko zdawało się być w porządku. Sara należy do dzieci, które są otwarte i szukają kontaktów z rówieśnikami. Łatwo więc nawiązuje przyjaźnie.

Przez pierwsze dwa tygodnie wracała ze szkoły szczęśliwa i uśmiechnięta. Potem coś się zmieniło, choć muszę przyznać, że nie od razu zauważyłam różnicę. W pewnym momencie jednak nastrój dziewczynki był rażąco zły, a ona zaczęła szukać wymówek, żeby nie iść na lekcje. Dziwiło mnie to, bo dotychczas uczyła się dobrze i lubiła szkołę.

Wiedziałam, że coś ją dręczy

Postanowiłam z nią o tym porozmawiać, bo myślałam, że może dostała jakąś złą ocenę i to ją stresuje.

– Sarunia, co się dzieje? Jeśli dostałaś jakąś jedynkę, nie martw się. Na pewno uda się poprawić – powiedziałam.

– Nie babciu, mam dobre oceny – wyszeptała, ale nawet nie spojrzała na mnie. To zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.

– To co się dzieje kochanie?

Sara milczała. Broda jej się trzęsła, bo próbowała powstrzymać płacz. Serce mi pękło. Co się działo, że tak się zachowywała? Nigdy nie miała przede mną żadnych tajemnic!

– Saruniu, co się dzieje? – powtórzyłam.

Dziewczynka zaniosła się szlochem. Wzięłam ją w ramiona i próbowałam uspokoić i ukoić jej ból. Czekałam, aż odetchnie i powie, o co chodzi.

– Kasia i Ania naśmiewają się ze mnie, że jestem sierotą, że moi rodzice woleli umrzeć niż ze mną być! – z jej piersi wyrwał się przeraźliwy szloch. – Wieszają moje podobizny z napisem „sierota” na korytarzu szkolnym!

Nie mogłam w to uwierzyć! Wielokrotnie słyszałam, że dzieci potrafią być bardzo okrutne dla siebie nawzajem, ale czegoś takiego się nie spodziewałam.

– I jeszcze mówią, że co rude, to wredne i dlatego tak jest! Dlatego zostałam sama! – wnuczka płakała dalej.

Popatrzyłam na jej długie, płomienne włosy i pogładziłam ją po głowie. W życiu się nie spodziewałam, że to kryje się za milczeniem mojej wnuczki!

– A co mówią nauczyciele? Zgłaszałaś wychowawczyni?

– Tak.

– Co powiedziała?

– Że przesadzam i że to tylko żarty, a ja powinnam się dostosować – Sara dalej zanosiła się szlochem. Przytuliłam ją tylko i postanowiłam udać się do nauczycielki, by porozmawiać z nią osobiście.

Wychowawczyni to bagatelizowała

Nie mogłam uwierzyć, że wychowawczyni tolerowała takie zachowanie!
Umówiłam się z nauczycielką Sary i przedstawiłam jej problem. Kobieta wysłuchała mnie cierpliwie, po czym spojrzała na mnie z lekceważącym uśmiechem i powiedziała:

– Z całym szacunkiem, ale takie są teraz zabawy młodzieży. Nie ma się co doszukiwać drugiego dna.

– Doszukiwać drugiego dna? Przecież dziecko mi w domu płacze! – rzuciłam.

– Przesadza, niech się pani nie przejmuje. Dzisiaj młodzież się tak bawi.

Nie wierzyłam własnym uszom! Bawi? A co w tym zabawnego?! Po tej rozmowie poszłam do dyrektora szkoły i opowiedziałam mu, co się dzieje i że nie mam żadnego wsparcia w wychowawczyni klasy. Ten wysłuchał mnie i poparł nauczycielkę. Czułam, że walę głową w przysłowiowy mur. Rozumiałam już, dlaczego Sara płakała. Nie mogła w szkole liczyć na zrozumienie i pomoc.

Wróciłam do domu smutna i zawiedziona. Sara siedziała w pokoju i oglądała jakiś kabaret w telewizji. Na mój widok wyłączyła dźwięk i spojrzała na mnie z nadzieją, a ja nie miałam dla niej żadnych, dobrych wiadomości. Usiadłam obok niej, westchnęłam i powiedziałam:

– Kochanie, nie możesz się nimi przejmować. Nie mają racji. Jeśli będziesz je ignorowała, na pewno szybko się znudzą i będzie spokój.

Sara o nic nie zapytała, tylko pokiwała głową i wróciła do oglądania kabaretu. Na jej twarzy jednak nawet na moment nie pojawił się uśmiech.

Było coraz gorzej

Przez kolejne tygodnie uważnie obserwowałam wnuczkę. Ku mojemu przerażeniu zauważyłam, że jest coraz smutniejsza. Bałam się ją zapytać, co się teraz dzieje, ale nie mogłam też chować głowy w piasek.

– Sarunia, jak tam? Lepiej trochę?

Sara pokręciła głową i powiedziała:

– Babciu gadają takie obrzydliwe rzeczy.

– Jakie?

– Że rodzice mnie nie kochali, że ty umrzesz też wkrótce, że nikt mnie nie chce, że rude włosy to obciach, że jestem rudą małpą i wiele innych. Wrzucają mi takie kartki do plecaka i przyklejają na korytarzu – Sara szlochała, gdy o tym mówiła.

Jak bardzo musieli jej dokuczać! Moje serce krwawiło, a ja nie wiedziałam, co robić i jak jej pomóc. Postanowiłam iść na policję i tam szukać pomocy, skoro nie można liczyć na szkołę.

Poszłam na komisariat zgłosić przemoc i znęcanie się nad moją wnuczką. Nie może być przecież tak, że ktoś bezkarnie traktuje w ten sposób drugą osobę.

– Czy doszło do jakichś rękoczynów? – zapytał funkcjonariusz przyjmujący zgłoszenie, zerkając na mnie znad oprawki okularów. Zauważyłam też, że nic nie notuje.

– Nie, ale …

– Póki nie ma ofiar, nic się nie stało – usłyszałam.

Po raz kolejny nie mogłam uwierzyć, że wszyscy dookoła tak bagatelizują problem, a ja widzę w domu cierpiące dziecko, które unika szkoły. Czułam się sfrustrowana i bezradna. Wróciłam do domu. Sara siedziała w kuchni nad lekcjami, ale ewidentnie czekała na mój powrót.

– I co babciu?

– Szkoła nie umie pomóc. Trzeba porozmawiać z rodzicami dziewczynek – powiedziałam. Źle się czułam z tym, że okłamałam wnuczkę, ale nie umiałam jej powiedzieć, że nikt nie przejmuje się jej losem i wszyscy bagatelizują zachowania koleżanek. Dziewczynka pokiwała tylko głową i wróciła do odrabiania lekcji.

Nie zamierzałam tego tolerować

Kolejne tygodnie były jeszcze gorsze. Sara codziennie wstawała z bólem brzucha, nie chciała jeść ani chodzić do szkoły. Bardzo schudła i ciągle chodziła smutna. Widziałam, jak niknie mi w oczach. Czułam się potwornie bezradna. Postanowiłam pójść do rodziców dziewczynek. Nie miałam nadziei, że to zadziała, ale już nie widziałam innych możliwości.

– Tak to jest, jak stara baba bierze się za wychowywanie dzieci i nie rozumie młodzieżowych żartów.

Nawet tego nie skomentowałam, bo co można powiedzieć? Skoro rodzice tak mówią, to czego można oczekiwać po dzieciach? Postanowiłam iść z tym do lokalnej telewizji. Wreszcie ktoś zareagował. Gdy redaktorka usłyszała, co się dzieje, od razu powiedziała, że nie można dopuścić do takich sytuacji. Nie można pozwalać na przemoc – nawet słowną.

Zrobiła cały program na ten temat i próbowała przeprowadzić wywiad z dyrekcją, co oczywiście się nie udało. Efekt jednak został osiągnięty. Dziewczynki przeprosiły Sarę za zachowanie, wychowawczyni zresztą też. Ja jednak nie chciałam już mieć z nimi nic wspólnego. Ich ignorancja wyrządziła już wystarczająco dużo złego. Obie z Sarą zdecydowałyśmy, że po prostu zmienimy jej szkołę.

Czytaj także:
„Marian mnie poniżał, więc uciekłam do Hiszpanii. Poznałam szanującego mnie kochanka, ale wróciłam, gdy mąż zachorował”
„Mój stalker okazał się mężczyzną z uwodzicielskim głosem. Wbrew rozsądkowi, chciałam się rzucić w jego ramiona”
„Na widok szefa trzęsłam się z nerwów i bałam się o swoją pracę. Jeden moment w służbowym kantorku wiele zmienił”

Redakcja poleca

REKLAMA