„Wyrwałam bogacza, bo chciałam spać na kasie. Zamiast diamentowym pierścionkiem, oświadczył mi się badziewiem z bazaru”

załamana kobieta fot. iStock, AntonioGuillem
„Trochę się śmiałam, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że to nie jest głupi pomysł. Za taki pierścionek mogłabym kupić bilet na samolot albo autokar i wyjechać daleko stąd”.
/ 21.03.2024 15:40
załamana kobieta fot. iStock, AntonioGuillem

Łazi za mną okropny, stary kawaler. Chce się żenić. Nie cierpię go, ale on się przy mnie plącze i nie odpuszcza. Jest wielki i gruby. Chcę mi się śmiać, bo z tej dwumetrowej góry mięcha wydobywa się cienki, kobiecy głosik i popiskuje:. „Panna Iwonka to, panna Iwonka tamto, na pannę Iwonkę miło popatrzeć, a jakby tak jeszcze za rączkę potrzymać albo za kolanko…”.

Matka namawia mnie na ślub

Kiedy do nas przychodzi, zamykam się w swoim pokoju, ale moja matka zawsze mnie woła i każe siedzieć z nimi w stołowym. Złoszczę się, trzaskam drzwiami, ale z matką nie ma żartów. Ledwo on zniknie za progiem, zaczyna się przekonywanie mnie, żebym się zgodziła na ślub!

– Nie wyjdę za niego. Nie chcę! Jest obrzydliwy!

– Wydziwiasz! Z ciebie też nie jest żadna gwiazda. I charakterek masz ciężki! A on przynajmniej jest bogaty! Ptasiego mleka ci przy nim nie zabraknie!

– Chcesz mnie sprzedać? To już nie te czasy. Jest dwudziesty pierwszy wiek!

– Ale jeść trzeba tak samo, jak w dziesiątym i piętnastym. Zobacz, ile rachunków jest do zapłacenia! I prąd zaraz odetną, bo elektrownia teraz nie czeka. Przy świeczce chcesz siedzieć? A zaległość na komornym prawie pół roku, zaraz będzie windykacja! Co wtedy zrobimy?

Matka ma rację. Od kiedy straciła zasiłek, mojej pensyjki nie wystarcza na jedzenie, co tu mówić o świadczeniach i ubraniu? Dorabia to tu, to tam, ale dostaje grosze, bo u nas jest straszna konkurencja i jak trzeba kogoś na czarno do sprzątania albo pilnowania dzieci, to zgłasza się stu chętnych. A matka ma niewyparzony język i zaraz komuś napyskuje, albo się z kimś pokłóci, więc ją znają i dla niej roboty nie ma!

– Jasiek potrzebuje butów, bo te tanie, co mu kupiłam są tylko na suchą nogę,
a gdy trochę deszczu popada, już w nich chlupie. I zaraz gil do pasa, a leki drogie! A on mówi, że jak za niego wyjdziesz, to Jasiek też będzie miał lepiej.

Młodszy brat jest po mojej stronie

Jasiek to mój młodszy brat. Jego tatuś przepadł, zanim on się jeszcze urodził, więc nie ma alimentów, bo mama nawet nie bardzo wie, jak ten tatuś się naprawdę nazywał, więc i szukać nie ma kogo. Z kolei mój tata nie żyje. Więc Jasiek to mój brat przyrodni, ale kocham go, jakby był najbardziej rodzony z rodzonych i dbam o niego bardziej niż matka. Jasiek też mnie kocha i stoi po mojej stronie.

– Nie wychodź za tego sknerusa – mówi. – On się trzęsie o każdy grosz.

– Skąd wiesz? Prosiłeś go o coś?

– O chipsy. Nie pozwolił mi ich kupić w naszym sklepie, bo były o dwadzieścia groszy droższe niż w markecie i kazał mi tam lecieć. Ale market na końcu dzielnicy, a już było ciemno i mama nie pozwoliła mi wychodzić. No i nie dostałem tych chipsów w ogóle!

– Słyszysz? – mówię do matki. – Dziecko nie kłamie! On tylko udaje takiego dobrego, żeby mnie złapać! Jakby był taki ze złota, to nie uchowałby się bez żony do czterdziestki! Nie rozumiesz tego?! Ale szkoda słów! On ma wielki dom na przedmieściu i masarnię. Ta masarnia jest na dole, więc nawet nie trzeba butów zakładać, żeby stanąć za ladą. Matka to ciągle powtarza, bo ona za tą ladą widzi mnie i uważa, że to szczyt moich marzeń i możliwości.

– Przy nim nigdy nie zabraknie ci jedzenia. A ty nawet matury nie masz, więc z czym do ludzi?

Ano, nie mam matury. Ale, przez kogo? Ja chciałam się uczyć i miałam dryg do książek, tylko mama odkładała to na następny rok.

– W przyszłym roku zaczniesz szkołę – obiecywała. – Teraz trochę zarób przy owocach, a później to rzucisz.

Tak było, dopóki nie zamknęli przetwórni. Wtedy jednak miałam już osiemnaście lat i wstyd mi było siadać w ławce z dzieciakami. A szkoła dla dorosłych jest daleko od nas, więc mama zaraz obliczyła, ile wydam na autobus i na książki, a że nie miałam nawet połowy tych pieniędzy, mam świadectwo z piątkami, ale tylko z gimnazjum. I teraz matka mi to wypomina!

To był niezły plan

Mój mały brat wymyślił, co zrobić, żeby się wymigać od narzeczeństwa.

– Powiedz mu, żeby ci kupił pierścionek z brylantem, to wtedy za niego wyjdziesz! Tylko oczko ma być duuuże, drogie, a nawet bardzo drogie. Ten chytrus na to nie pójdzie, zobaczysz…

– A jak pójdzie?

– To weźmiesz pierścionek, potem go sprzedasz, a za te pieniądze stąd wyjedziesz. A jak już się dorobisz, to wrócisz po mnie i zawsze będziemy razem.

– Ale to trochę kradzież będzie!

– Ale tylko trochę! Oddasz mu pieniądze, jak będziesz miała. Pożyczysz od niego po prostu!

Trochę się śmiałam, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że to nie jest głupi pomysł. Za taki pierścionek mogłabym kupić bilet na samolot albo autokar i wyjechać daleko stąd. Miałabym jeszcze trochę grosza na początek, dopóki nie znalazłabym pracy. Taki pierścionek dałby mi start w lepsze życie, byłby jak koło ratunkowe, a jak się tonie, to nie ma co wybrzydzać i się zastanawiać, kto to koło rzucił? Tylko wariat albo samobójca się zastanawia! Czemu nie spróbować?

Więc powiedziałam, że zgodzę się na małżeństwo, jeśli dostanę pierścionek z brylantem. To mój warunek! Byłam pewna, że mój rzeźnik nie pójdzie na taki układ. Matka się złościła, wymyślała mi od kretynek i przekonywała, że takimi fanaberiami zrażę do siebie faceta, ale byłam nieugięta. 

– Drogi, duży brylant, a dopiero potem obrączka – uparłam się jak muł. I co?! Facet się zgodził! Dostałam wielki i ciężki pierścień z białego złota, uformowanego w cztery łapki podtrzymujące świecący kamień. Rzucał takie błyski, że w pokoju robiło się jaśniej, kiedy poruszałam ręką, bo łapał światło i migotał kolorowymi skrami.

Dałam się oszukać...

Matka urządziła przyjęcie zaręczynowe, a on za wszystko zapłacił. Zaprosiła sąsiadki z naszej kamienicy, bo musiała się przecież pochwalić, jakie mamy szczęście. Wszystko zniosłam, nawet to, że mnie pocałował.

Dopiero po czterech dniach udało mi się wymknąć z domu. Na gapę pojechałam do centrum, żeby znaleźć jakiegoś jubilera i zapytać, co ten mój zaręczynowy pierścionek jest wart i ile za niego dostanę? Wszystko miałam zaplanowane. W gazecie znalazłam ogłoszenie firmy, która załatwiała pracę za granicą i właśnie niedługo wysyłała kolejne osoby do Wielkiej Brytanii. Zgodzili się nawet, żebym zadatek zapłaciła w ostatniej chwili, więc wszystko dobrze się składało. Nawet mały zakład złotniczo-jubilerski znalazłam szybciej, niż myślałam.

Najpierw pierścień obejrzała kobieta, dopiero później z zaplecza wyszedł starszy mężczyzna ze śmieszną lupką na oku.

– Co pani chce z tym zrobić? – zapytał.

– Chcę szybko sprzedać.

– Niestety, my nie kupimy. Tego rodzaju sztucznej biżuterii jest na rynku sporo. Jest to staranna robota, nie znajdziemy szybko kupca.

Zamarłam. Jak to „sztucznej biżuterii?”. Co to znaczy?

– To nie jest prawdziwy brylant? – zapytałam. – Jest pan pewny?

– Oczywiście! To falsyfikat. Dobrze zrobiony, niebrzydki, ale to tylko szkiełko!

– A, ile to może kosztować?

– No, wie pani, złoto jest złoto, więc tylko to się liczy w tym wyrobie, a pierścionek jest masywny i ciężki, więc jakieś kilkaset złotych…

I tak zawaliły się moje plany!

Jakie to szczęście, że dowiedziałam się prawdy. Nawet nie miałam żalu do mojego niedoszłego małżonka! W końcu ja też byłam oszustką. Chciałam go naciągnąć i zostawić, zrobić z niego pośmiewisko! A więc trafił swój na swego!

Postanowiłam, że oddam pierścionek, ale bez awantur i wyrzutów. Po prostu powiem, że nie chcę wyjść za mąż, że się pomyliłam. Nawet przeproszę. I zacznę inaczej żyć. Wyjadę. Znajdę pracę. Odłożę trochę pieniędzy. Wtedy wrócę po Jaśka… Czyli wszystko będzie tak, jak miało być, tylko nie za pieniądze z cudzych brylantów.

A może jednak wyjść za mąż? Znieść to jakoś, a jak już poczuję pieniądze w garści, łatwo ich nie wypuszczę; tego jestem pewna! Jaśka wezmę do siebie, przypilnuję, żeby się uczył, żeby tak, jak ja nie zmarnował najlepszych lat! A jeżeli ten oszust znów mnie okłamie i wszystko, co mi teraz obiecuje okaże się takim fałszywym brylantem? Jest cwany, na pewno się zabezpieczy, więc mogę nic nie ugrać, a wszystko stracić...

Jedyną moją szansą jest to, że mu się podobam. Może to wykorzystać? Owinąć go sobie wokół palca... Mama mówi, że świat jest okrutny i wygrywają tylko cwaniaki. Nawet jej wierzę i jestem gotowa na wszystko, dopóki nie zamknę oczu i nie wyobrażę sobie, że on mnie dotyka. Wtedy aż się trzęsę z obrzydzenia. Powiedziałam matce, że tak ze mną jest, ale ona się tym nie przejęła:

– Po paru latach z każdym będzie tak samo – powiedziała. – Bierz, co ci dają i się nie zastanawiaj.

No, i co ma robić taka biedna dziewczyna, jak ja: bez wykształcenia, bez pieniędzy i bez szans? Wziąć, co dają, czy poczekać na prawdziwą miłość?

Czytaj także:
„Moje rajskie wakacje skończyły się tragedią. W jednej chwili straciłam męża, córkę i sens mojego życia”
„Na szkolny zjazd pojechałam po to, by spotkać dawną miłość. Na jego widok zrobiło mi się gorąco i miałam grzeszne myśli”
„Ojciec pojawił się po 20 latach i chciał, żebym wokół niego skakała. Wpędzał mnie w poczucie winy”

Redakcja poleca

REKLAMA