„Wypruwam sobie żyły, by ojciec na starość żył jak król, a on rzuca mi kłody pod nogi. Jak tak dalej pójdzie, to go oddam”

Zdenerwowany mężczyzna fot. Adobe Stock, deagreez
„Ojciec bardzo na mnie nakrzyczał, że robię z niego inwalidę i że widocznie mam w tym cel. W ogóle zrobił się podejrzliwy i wszystkich posądzał o złe intencje, więc znowu dałam spokój, postanawiając tylko czuwać, aby nie zrobił sobie krzywdy i być u niego jak najczęściej”.
/ 05.12.2022 07:15
Zdenerwowany mężczyzna fot. Adobe Stock, deagreez

Mój ojciec skończył osiemdziesiąt lat. Fizycznie jest całkiem zdrowy, ma jeszcze silne serce, apetyt mu dopisuje, dużo śpi i lubi ruch, na przykład codziennie się gimnastykuje i niezależnie od pogody wychodzi na spacer do pobliskiego parku. Gorzej z kondycją psychiczną, bo od jakiegoś czasu tata sprawia wrażenie, jakby nie wszystko rozumiał i ogarniał. Ukrywa to, ale przecież widzę, że ma kłopoty z pamięcią i często bywa rozdrażniony.

Długo udawałam, że niczego nie dostrzegam, żeby go nie denerwować, ale kiedy w lodówce znalazłam klucze od jego mieszkania i gdy się przyznał, że trzy razy szedł do sklepu po twarożek, ale go w końcu nie kupił, bo zapomniał, „jak TO się nazywa” poważnie się zaniepokoiłam i zaproponowałam wizytę u lekarza i badania.

– Nie jesteś już młody – przekonywałam go – wprawdzie świetnie się trzymasz, ale wszystko, co dobrze działa, wymaga konserwacji i starania, więc zadbaj o swój organizm i zrób przegląd techniczny, żeby nic nie zaczęło się sypać za wcześnie. Zgoda?

Niestety, nie było zgody, wręcz przeciwnie! Ojciec bardzo na mnie nakrzyczał, że robię z niego inwalidę i że widocznie mam w tym cel. W ogóle zrobił się podejrzliwy i wszystkich posądzał o złe intencje, więc znowu dałam spokój, postanawiając tylko czuwać, aby nie zrobił sobie krzywdy i być u niego jak najczęściej.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić!

Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym, pracę wymagającą czasu i uwagi, więc nie zawsze udaje mi się urwać na trochę i podjechać do taty, żeby zobaczyć, jak sobie radzi. 

– Masz w tym jakiś cel? – pytał. – Powiedz, może uważasz, że już się nażyłem i że czas na mnie? Może ci chodzi o mieszkanie? Chcesz, żebym wylądował na cmentarzu? Przyznaj się!

Było mi przykro, że posądza mnie o takie okropieństwa, ale niczego nie tłumaczyłam, bo po pierwsze, i tak nie chciałby mnie słuchać, a po drugie, faktycznie zaczęłam się zastanawiać, czy tata nadal powinien mieszkać sam.

– Może powinniśmy pomyśleć o zamianie naszych mieszkań na jedno większe? – zapytałam swego męża. – Albo o sprzedaży i kupnie jakiegoś domku na przedmieściu? Tata ma piękne dwa pokoje w kamienicy, więc gdyby się wszystko dodało, mielibyśmy kasę na niezły start. Hm?

– Bez zgody ojca nie ma o czym mówić – odpowiedział – a on na to nie pójdzie, więc przynajmniej na razie nie ma tematu. Ja proponuję, żeby pomaleńku go przyzwyczajać do tej myśli. Kropla drąży skałę, kto wie, może i jego da się przekonać. Ale nic na siłę.
Niestety, nie posłuchałam rady męża i pospieszyłam się z zakomunikowaniem tacie pomysłu o wspólnym zamieszkaniu i sprzedaży jego M-3. Zareagował bardzo gwałtownie.

– Jak mnie zmusicie, to wyskoczę przez okno! – zapowiedział. – Mieszkacie na siódmym piętrze, to akurat…mokra plama po mnie zostanie! Albo zrobię coś innego; w dzień będę spał, w nocy gotował kapuśniak, w najgorsze mrozy wietrzył i otwierał wszystkie okna i głośno słuchał góralskiej muzyki. Będziecie mieć ze mną krzyż  pański. Zniesiecie to?

Kiedy mój mąż usłyszał, co tata wygaduje, stwierdził, że może lepiej jest tak, jak jest.

– Mielibyśmy w domu piekło. Ja bym nie wytrzymał.

– Ale co zrobimy, kiedy naprawdę przestanie sobie radzić? – ja byłam naprawdę zmartwiona tą sytuacją.

– Oddamy go do domu opieki?

– Cóż, jest taka opcja. Zobaczymy…

– A może na razie załatwić mu jakąś dochodzącą opiekunkę?

Wątpię, żeby na to poszedł. Nie lubi obcych w domu, ale to byłoby jakieś rozwiązanie. Trzeba to przemyśleć.

Ale nie bardzo był czas na myślenie, bo mój ojciec radził sobie coraz gorzej. Zawsze był łakomy, a na starość za czekoladę albo cukierki dałby się pokroić. Dzwonił do pobliskich sklepów i zamawiał do domu furę słodyczy albo kupowały mu je jakieś dzieciaki z sąsiedztwa. Jadł bez opamiętania! Skakał mu cukier, czuł się coraz gorzej, ale nie pozwalał sobie nic powiedzieć. Zaczął mieć kłopoty z żołądkiem, schudł, przestał o siebie dbać. On zawsze czyściutki i pachnący dobrą wodą kolońską nagle zmarniał i przypominał zakurzonego kościanego dziadka.

Tatku, każdy z nas miewa czasem gorsze dni…

Nie ukrywam, że zwierzałam się koleżankom z pracy z moich rodzinnych kłopotów, bo czasami łatwiej je znieść, kiedy można się wyżalić albo nawet wypłakać komuś życzliwemu. Kiedyś jedna z nich powiedziała:

– Chyba mam sposób na twoje zmartwienie z ojcem. Słuchaj, moja daleka kuzynka szuka jakiegoś dodatkowego zajęcia, więc może mogłabyś ją zatrudnić do pomocy przy ojcu? Wiele lat pracowała w szpitalu jako salowa, jest miła, energiczna, silna i na pewno da sobie radę. Już z nią rozmawiałam. Nie chce drogo, mówi, że mogłaby zająć się starszym panem trzy albo nawet cztery razy w tygodniu. Może z nią pogadaj i zdecyduj?

Na mnie jednak ta kuzynka nie zrobiła dobrego wrażenia. Wyglądała na sześćdziesiąt plus, a była krzykliwie umalowana i śmierdziała papierosami. Zarzekała się, że dla niej opieka nad „starymi” to chleb z masłem i że będę zadowolona, ale ja od razu wiedziałam, że nie będę i że na pewno nie będzie zadowolony mój tata. On nigdy nie lubił takich głośnych i pewnych siebie kobiet. Więc powiedziałam, że się zastanowię i porozmawiam z moim ojcem… Wyraźnie się to jej nie podobało.

– Nie ma co rozmawiać – stwierdziła. – Starzy są jak dzieci. Trzeba im kazać, i już. Jak się za dużo wydziwia, to się tylko rozbestwiają i potem ich trudno ogarnąć. Ale jak pani chce, ja mogę poczekać…

Postanowiłam, że pojadę do taty i żeby nie wiem, co robił i wygadywał, nie pozwolę się spławić albo wyrzucić. Powiem mu, że musi być pod fachową opieką albo zgodzić się na wspólne mieszkanie z nami. Powiem szczerze, że już nie wyrabiam, i że tak dalej nie może być. Nie miałam pojęcia, co zrobię, kiedy się nie zgodzi, ale trudno, musiałam spróbować.

O dziwo, tata wpuścił mnie do mieszkania. Wydawał się spokojniejszy. Miał bardziej przytomny wzrok, nie wymyślał, nie miał o nic pretensji. Zaparzyłam mu herbatę, taką jak lubi, z mlekiem, słodką… Wypił chętnie, ale jeść nic nie chciał. Wyglądał na zmęczonego, jakby mało spał albo nie spał w ogóle.

Uśmiechnął się smutno

– Tatku, zdrzemnij się – zaproponowałam. – Ja przy tobie posiedzę…

Położył się na kanapie, okryłam go pledem i usiadłam obok z różańcem.  Modlitwa zawsze mnie wyciszała…Byłam przy trzeciej Tajemnicy Bolesnej, kiedy tata się odezwał:

– Lepiej by było, żebym już umarł. Ty, córcia, masz ze mną ciężki los!

– Co ty, tato? – zdumiałam się.

– Wiem, że tak jest. Dzisiaj mi się znowu śniła twoja matka i strasznie mnie nawyzywała, że tak cię morduję. Była naprawdę zła! Za życia nigdy się tak nie złościła!

– Eh, Gosiu, człowiek powinien mieć swój limit na życie – stwierdził. – Dopóki jest potrzebny i nie zawadza, niech sobie łazi po świecie, ale jak męczy i dręczy innych, niech się zwija. Nie mam racji?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Widać Bóg inaczej to urządził, skoro młodzi umierają, a starzy żyją.

– Widocznie – powtórzył tata. – Ale ja już nad sobą nie panuję. Ani nad ciałem, ani nad nerwami… Po co mi się budzić co rano? Ze mną ciężko i mnie ciężko. A na lepsze się nie zanosi.

Wzięłam go za rękę, miał taką szorstką, pomarszczoną skórę. Jego dłoń była chłodna i słaba. Próbował mnie uścisnąć, ale ledwo to poczułam.

– Powinnaś mnie gdzieś oddać, córuś. Masz dzieci, męża, własne sprawy, ja ci wiszę jak młyński kamień u szyi!

– Jak mama umarła, też mogłeś mnie komuś oddać, bo i ja byłam jak kamień u twojej szyi. Beze mnie byłoby ci łatwiej. Zrobiłeś to?

Nie bój się. Damy radę, będzie dobrze

– Ale nie umiem być serdeczny…

– No cóż, ja też mogłabym być milsza – uśmiechnęłam się. – Chociaż czasami mocno mnie wkurzasz! Wtedy przychodzi mi do głowy, żeby ci znaleźć dom opieki i mieć spokój.

– Zrobisz to?

– Nie. Namówię cię na zamianę mieszkania. Będziemy razem.

– Nie boisz się, że was zamęczę?

– Boję się, ale zaryzykuję. A ty?

Odwrócił się do ściany, żebym nie widziała, że ma łzy w oczach. Zawsze był dumny, wstydził się słabości i mazgajstwa, chciał uchodzić za twardego faceta…

– Naprawdę myślisz, że to się uda? – zapytał cicho, ale z nadzieją. – Ja coraz częściej mam złe dni. Wtedy sam siebie nienawidzę!

Też miałam wątpliwości, czekała mnie przeprawa z rodziną, ale…

– Każdy ma złe dni, tato. Nie bój się. Damy radę, będzie dobrze.

Czytaj także:
„Nie mogłem patrzeć, jak wnuki wykorzystywały moją córkę. Harowała od rana do nocy, a one nie miały żadnych obowiązków”
„Gdy wyjechałem, żona zamieniła się w heterę. Liczyłem, że będzie na mnie czekać wylaszczona w szpilkach. Niemiło się zaskoczyłem”
„Romantyczna kolacja przy świecach to banał, ja wymyśliłem naprawdę oryginalne oświadczyny. Niestety, wszystko poszło nie tak"

Redakcja poleca

REKLAMA