Zastanawiam się, od czego by tu zacząć… Chyba od czasu, gdy straciłem firmę na rzecz nieuczciwego wspólnika. Sam fakt, że oszukał cię ktoś, komu ufałeś, jest wystarczającym powodem, żeby się załamać, a ja musiałem jeszcze myśleć o niespłaconym kredycie. Pensja żony ledwie starczała na bieżące wydatki, więc nasza sytuacja wydawała się beznadziejna. Wtedy pojawiła się propozycja pracy dla mnie za całkiem ładne pieniądze. Niestety, praca była w Norwegii i nie miałem możliwości zabrania tam rodziny. Oznaczało to rozstanie na długi czas. Mogłem przyjeżdżać do kraju najwyżej co dwa miesiące.
Przynajmniej na początku
– Jedź – powiedziała Agnieszka. – Poradzimy sobie jakoś. Patrycja nie jest już taka malutka, siedmiolatka zrozumie, że tak trzeba. Poza tym, jak prowadziłeś tę nieszczęsną firmę, też rzadko się widzieliśmy...
Niby racja, do tej pory rzeczywiście niewiele czasu mogłem poświęcić własnemu dziecku. Niestety, pytanie: „Mieć czy być?” to odwieczny problem ludzi na dorobku. Za coś trzeba płacić rachunki, więc spakowałem walizkę i wyjechałem zarabiać za granicę na to, by w końcu kiedyś tylko „być”. Pierwsze tygodnie rozstania wspominam jako bardzo trudne, ale potem jakoś przywykliśmy do nowej sytuacji. Co kilka tygodni przyjeżdżałem do domu i parę dni mieliśmy tylko dla siebie. To był wspaniały czas. Martwiłem się trochę o żonę, bo nie miała żadnych przyjaciół w mieście i samotność musiała jej doskwierać bardziej niż mnie czy córce, która koleżanek miała aż za dużo. Dlatego się ucieszyłem, kiedy za którymś razem Agnieszka powiedziała mi przez telefon, że poznała fajnych ludzi z jakiegoś stowarzyszenia, z którymi zaczęła się spotykać. Przez pewien czas byłem przekonany, że chodzi o grupę religijną, bo Agnieszka zawsze była mocno wierząca i regularnie chodziła do kościoła. Okazało się jednak, że nic podobnego, ale o tym dowiedziałem się już w domu podczas kolejnych odwiedzin. Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, kiedy żona powiedziała mi, że to jej stowarzyszenie to... ochotnicza obrona terytorialna!
– Nie obraź się, Agnieszko – powiedziałem, kiedy już ochłonąłem – ale to brzmi dziwacznie. Jak jakaś organizacja militarna czy coś podobnego.
– Dokładnie paramilitarna – odpowiedziała rzeczowo, zupełnie jak nie ona.
– I co, uczycie się prowadzić czołgi? – zakpiłem, bo w głowie mi się nie mieściło, że moja krucha żonka, która do tej pory wierzyła tylko w opatrzność boską, zaczęła nagle bawić się w wojsko.
– To nie tak – zaprzeczyła. – Widzisz, ostatnie wypadki z twoją firmą uzmysłowiły mi, jakie wszystko jest nietrwałe. Jak niewiele dzieli nas od tego, żeby zostać bezdomnym, choć wydaje się, że życie jest stabilne i pewne. Nic już takie nie jest, to tylko złudzenie. Trzeba być zawsze przygotowanym na najgorsze ewentualności, trzeba umieć sobie poradzić w ekstremalnych sytuacjach, i tego właśnie się uczymy z kolegami. Nie wyobrażasz sobie nawet, ile zyskałam pewności siebie na tych spotkaniach.
Brzmiało trochę jak kazanie z ambony, ale jeżeli jej się podobało i przynosiło satysfakcję, to nie było o co kruszyć kopii. Wolałem wciągnąć żonę pod kołdrę, zanim Patrycja wróci od dziadków, niż dyskutować o jej nowym dziwacznym hobby. Podczas kolejnej wizyty w domu zajrzałem przez przypadek do szafy Agnieszki, a tam na wieszakach, obok garsonek, w których chodziła do biura, zauważyłem bluzę w panterkę w kolorze khaki, a na półce obok takie same spodnie złożone w kostkę.
Wyglądało to jak prawdziwy mundur
W pierwszej chwili rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu przystojnego żołnierza, do którego mogłoby należeć to ubranie, a kiedy nikogo takiego nie znalazłem, uznałem, że to musi mieć związek z nowymi zainteresowaniami mojej żony. Może i dziwne ale jednak wciąż nieszkodliwe. Po łóżkowych zmaganiach, których nie miałem dość po długim okresie abstynencji, zapytałem jednak o gustowne wdzianko.
– Mam dwa komplety – ożywiła się jak dziecko opowiadające o nowej zabawce. – Ten drugi ma kamuflaż miejski, takie jakby piksele, wiesz? Teraz jest w praniu, bo strasznie go ubłociłam ostatnio... Aha, i buty... Widziałeś moje nowe buty?
Pokręciłem głową. Agnieszka zerwała się z łóżka, nie dbając o to, by coś na siebie wrzucić, co mi się nawet spodobało, i pobiegła do szafki w przedpokoju. Byłem pewien, że zrobiła mi fajny prezent i kupiła szpilki na obłędnie wysokim obcasie, bo w takich butach zawsze mnie bardzo kręciła. Wróciła do pokoju w samym obuwiu i wskoczyła prosto na łóżko. W żadnym wypadku to nie były szpilki, jednak i tak wyglądała fantastycznie. Wyciągnąłem ku niej ramiona, bo znów poczułem przypływ pożądania, lecz ona zignorowała mój gest.
– To są buty desantowe – zaczęła trajkotać. – Nie przepuszczają wody, ale nie zatrzymują też potu. Rewelacyjnie się w nich chodzi, mówię ci, są leciutkie. Chcę kupić podobne dla ciebie. Przecież ty łazisz w okropnych trepach, to musi być męczące...
– Nie jestem znowu taki słaby, misiaczku! – zaprotestowałem. – A poza tym nie potrzebuję teraz nowych butów, tylko kobiety.
Przeciągnęła się uwodzicielsko, patrząc z wyzywającym uśmiechem.
– Widzę, kochanie, ale o kobietę trzeba walczyć. Czy jesteś na to gotów?
– W tej chwili jestem gotów zabić smoka, gdyby stanął mi na drodze – przytaknąłem.
– No więc walczmy! – klasnęła w dłonie jak dziewczynka i zeskoczyła na dywan. – Jeżeli zrobisz więcej pompek ode mnie, jestem twoja… Ale jeżeli to ja wygram, kupujemy ci nowe buty, zgoda?
Zgodziłem się chętnie, bo pożycie należy urozmaicać…
Niestety, żadnego już nie było, przynajmniej tego wieczoru. Udało mi się zrobić osiemnaście pompek, co – jak sądziłem – zapewniało mi nagrodę. Tymczasem moja filigranowa Agnieszka zrobiła ich… dwadzieścia pięć i wcale nie wyglądała na specjalnie zmęczoną!
– Nie martw się, ja trenuję już drugi miesiąc, a ty pewnie nie robiłeś tego od czasów szkoły średniej – pocieszyła mnie.
Wiem, że miało mnie to podnieść na duchu, ale tylko dobiło. Wyjeżdżałem z przeświadczeniem, że stabilny układ, jaki zdołaliśmy wypracować w związku, właśnie został zakłócony… Coś się zmieniało, a ja zupełnie nie miałem wpływu na te wydarzenia, będąc tak daleko od domu! Czułem ten niepokój przez kolejne trzy, cztery tygodnie, i żeby go jakoś zagłuszyć, co wieczór robiłem pompki. Trochę pomagało. Doszedłem do trzydziestu za jednym zamachem. Rozmyślałem też trochę o organizacji, do której przystąpiła moja żona, i uznałem, że na ten temat wiem żałośnie mało. Właściwie to nic, chociaż ona nie mówiła ostatnio o niczym innym! Obiecałem sobie uważniej słuchać tej paplaniny. Może powinienem interweniować, zanim będzie za późno? Co oni tam właściwie robią?!
– Uczymy się udzielać pierwszej pomocy w nagłych wypadkach – powiedziała. – Mamy też treningi sprawnościowe i wytrzymałościowe, biegi na orientację, wykłady z taktyki wojskowości, strzelanie…
– Strzelanie? – upewniłem się coraz bardziej zdumiony. – Co ty, wstąpiłaś do wojska? A niby skąd macie karabiny?
– Mam swój – zawołała, szybko sięgając pod łóżko. – Tylko się nie złość. Miałam ci o tym powiedzieć, ale nie zdążyłam...
W delikatnej dłoni Agi zobaczyłem karabin automatyczny w idealnym stanie. Nogi się pode mną ugięły.
– Rany boskie! – wykrzyknąłem przerażony. – Przecież w domu jest dziecko! Poza tym to kryminał i nie wmówisz mi, że masz pozwolenie na broń automatyczną, bo to niemożliwe. W co ty się, kobieto, wpakowałaś?!
Okazało się po chwili, że nie był to prawdziwy karabin, tylko jego wierna replika wykonana z plastiku. Wszystko działało w nim jak w oryginale, jednak raził otoczenie kulkami z plastiku. Z czymś takim moja żona ganiała po błocie, strzelając do podobnych sobie narwańców. Niby fajna zabawa, ale żeby kobieta tak spędzała czas wolny, to mi się w głowie nie mieściło… Poza tym tego rodzaju zabawka musiała swoje kosztować i na pewno nie było nas stać na takie wydatki. Ja tyram jak głupi i jedyna ekstrawagancja, na jaką sobie pozwalam, to od czasu do czasu dobre piwo, a ona tymczasem lekką rączką wydaje kilka stów na plastikowego kałacha! Zrobiło mi się przykro, ale jak się okazało, niepotrzebnie, bo pieniądze na ten cel miała ze sprzedaży porcelanowego serwisu do kawy. To był ładny serwis, odziedziczony przez Agnieszkę po babci, tyle że prawie go nie używaliśmy.
Stał i zbierał kurz przez większą część roku
Mimo to trochę szkoda, bo to prawdziwy Rosenthal i, prawdę mówiąc, zawsze mi się wydawało, że jest przeznaczony dla Patrycji jako posag czy coś. Nic w mojej ocenie nie zmieniła informacja, że „poszedł za dobrą cenę”, ani też, że za te pieniądze zostały kupione buty desantowe specjalnie dla mnie. Serwis jaki był, taki był, ale zawsze to jakaś lokata kapitału, a na co został zamieniony? Na plastikową zabawkę i buty, których nie potrzebowałem!
– Po co ci to wszystko? – spytałem. – To już nie jest hobby, to wariactwo!
– A co zrobisz, kiedy, nie daj Boże, wybuchnie wojna? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – I nie mów mi, że to niemożliwe, bo ona już jest w sąsiednim kraju! Przyzwyczaiłeś się do czasu pokoju i uważasz, że jest to coś stałego, zagwarantowanego przez konstytucję, ale nikt ci tego tak naprawdę nie zapewnia. Wojna może się pojawić z dnia na dzień, przykro mi.
– Rozumiem, że ty zaciągniesz się do wojska i pójdziesz umierać za ojczyznę?
– Oj tam. Będę po prostu bronić tego, co dla mnie w życiu najcenniejsze: ciebie i naszego dziecka – odparła z mocą.
– Koniec świata, kobieta będzie mnie bronić! Przecież kobiety nie są do tego stworzone, są delikatniejsze i słabsze od mężczyzn!
– Tak? To zmierzymy się? – spytała słodko, a gdy ja, podejmując rękawicę, bez wahania położyłem się na brzuchu, dorzuciła: – Nie, nie pompki. Zobaczymy, kto się więcej razy podniesie na drążku. No, dawaj!
Cóż, w walce przez zaskoczenie nikt z Agnieszką nie ma szans. Akurat w ćwiczeniach na drążku zawsze byłem żenująco słaby, a moja żona jest teraz silną kobietą...
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”