„Nie mogłem patrzeć, jak wnuki wykorzystywały moją córkę. Harowała od rana do nocy, a one nie miały żadnych obowiązków”

Moja córka harowała, a jej dzieci nie miały żadnych obowiązków fot. Adobe Stock, Alliance
„– To nie są już dzieci, Magda... Potrzebują trochę męskiej ręki, bo je rozpuściłaś jak dziadowski bicz. – Nie mów mi, co jest potrzebne moim dzieciom. Radziliśmy sobie doskonale bez męskiej ręki i nie uważam, żeby komukolwiek jej brakowało. A poza tym – spojrzała na mnie groźnie – zabraniam ci się wtrącać do ich wychowywania. To są moje dzieci!”.
/ 29.11.2022 14:30
Moja córka harowała, a jej dzieci nie miały żadnych obowiązków fot. Adobe Stock, Alliance

Gdy wyjeżdżałem ze wsi w wieku 23 lat, zarzekałem się, że moja noga tam nie postanie. I nie chodziło mi o rodzinny dom, choć nigdy nie było mi w nim dobrze, ale o wieś jako taką, z wieczną harówką, ubóstwem i ciemnotą. Ciągnęło mnie do wielkiego miasta, do lepszego życia. Nie chciałem skazywać moich dzieci, które niedługo miały pojawić się na świecie, na dożywotnie galery.

Życie jednak bywa przewrotne

Ja stąd uciekłem, a moja córka o niczym bardziej nie marzyła jak o wiejskiej zagrodzie. I kiedy po śmierci mojej matki dostała w spadku „majątek ziemski”, bez wahania przeprowadziła się do tej dziury. Magda to silna i uparta dziewczyna i do dziś nie mam pewności, czy jej mąż miał coś do powiedzenia przy tej przeprowadzce... Dla mnie to on był zawsze jakiś taki miękki. Układny, grzeczny, wpatrzony w Magdę jak w obrazek, a przy tym brakowało mu męskiej stanowczości. Jak znam życie, mogło to wyglądać tak: „Przeprowadzamy się na wieś” – zadecydowała Magda. A on na to: „Pomysł super, będzie romantycznie!”.

Oboje wychowali się w mieście i o ciężkiej pracy nie mieli pojęcia. Odradzałem, tłumaczyłem, ale jak grochem o ścianę.

– Co ty, tata – zbywała mnie córka. – Wieś nie jest już taka, jaką ty pamiętasz.

No i zawinęli w koc bliźniaki, które skończyły właśnie drugi rok życia, wsiedli w auto i pojechali budować swoją przyszłość. Różnie im to wychodziło, raz lepiej, raz gorzej, ale w sumie cały czas na minusie. Już po pierwszym roku zorientowali się, że rolnictwo wcale nie jest takie romantyczne, jak im się zdawało, a na dodatek naprawdę ciężko z niego wyżyć. Zaczęli więc kombinować inaczej, ale że na wsi wybór jest niewielki, skończyło się na tym, że postanowili, jak większość młodych, dorobić za granicą. Głównie mąż Magdy dorabiał, bo ona znowu zaszła w ciążę. W sumie wyszło na moje, ale na Boga, nie miałem z tego żadnej satysfakcji. Wkrótce mój pożal się Boże zięć zorientował się, że ten rodzaj drogi życiowej mu jednak nie odpowiada, w związku z czym nie wrócił już do kraju. Koniec końców Magda została sama z trójką dzieciaków. Jak już wspomniałem, to twarda dziewczyna, więc choć proponowaliśmy, żeby się przeprowadziła do nas, odmówiła.

– Nic się nie martwcie – powiedziała. – Poradzę sobie. Dostałam już pracę w świetlicy. Nie są to duże pieniądze, ale razem z alimentami dam radę wszystko ogarnąć. Poza tym życie na wsi jest dużo tańsze niż w mieście. Zostaję tutaj.

Szkoda nam było córki, że tak jej się ułożyło, ale trzeba przyznać – radziła sobie.

Twarda z niej była sztuka

Dzieci zawsze czyściutkie, dobrze ubrane; bliźniaki kończyły gimnazjum i wybierały się do szkoły średniej. Młodszy od nich o trzy lata Kamil też dobrze się uczył i wyrastał na mądrego chłopaka. Rzadko do nich jeździliśmy, bo żona dużo przed śmiercią chorowała, jednak oni zaglądali do dziadków przynajmniej raz w miesiącu. Złego słowa nie mogłem powiedzieć: grzeczni, chętni do pomocy. Do sklepu wyskoczyli po większe zakupy, w domu pomogli trochę, zwłaszcza Paulinka, czyli siostra bliźniacza Leszka. Podobały się nam te nasze wnuki. Po śmierci żony zostałem sam jak palec i nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić.

– Sprzedaj mieszkanie i przeprowadź się do nas – namawiała mnie córka. – Dom jest wystarczająco duży dla wszystkich, do miasta też niedaleko, a ja zawsze mogę cię podrzucić, jak zatęsknisz za wielkim światem.

Niedługo się wahałem. Już nic mnie nie trzymało w domu oprócz grobu żony na komunalnym cmentarzu. Mieszkania jednak nie sprzedałem, tylko wynająłem studentom, więc co miesiąc było trochę grosza do emerytury. Kto wie, czy któryś z wnuków nie będzie chciał kiedyś uciec ze wsi? Życie pokazało już, jakie bywa pokręcone. Zamieszkałem więc z córką i wnukami i przez pierwsze dni wydawało mi się, że to dobry pomysł. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać coś niepokojącego. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że rodzina, mimo braku ojca, funkcjonuje prawidłowo. Wszyscy są dla siebie mili, w domu czysto, na podwórzu porządek – ale, jak zauważyłem, była to zasługa wyłącznie Magdy. Posiłki, pranie, sprzątanie, ogród, no i oczywiście praca – wszystko na jej głowie!

Moje wnuki – już wyrośnięte nastolatki – nie mają właściwie żadnych obowiązków poza chodzeniem do szkoły. Wracają po zajęciach do zimnego domu i żadnemu nie zaświta w głowie myśl, że wypadałoby rozpalić w piecu. Zaglądają do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, omijając szerokim łukiem brudne naczynia piętrzące się w zlewie. Potem do tej kupy dorzucą tłustą patelnię po jajecznicy, kubki po herbacie czy talerz po kanapkach i natychmiast znikają w swoich pokojach. Oczywiście, nie zapomną w przelocie rzucić:

– Siema, dziadek!

Przecież są dobrze wychowani! Do przyjścia córki z pracy, czyli do godziny dziewiętnastej, życie w domu zamiera. Wnuki albo siedzą przed komputerem, albo trzasnąwszy drzwiami, ulatniają się do znajomych. Dopiero wejście matki wywabia je po kolei z ich kryjówek. Przychodzą niby się przywitać, ale każde już ma jakiś pomysł na superkolację, bo przecież trzeba coś zjeść! Superkolację przygotowuje oczywiście Magda, w miarę możliwości dogadzając każdemu. Dzieciaki nakładają sobie porcje na talerze, pałaszują ze smakiem, po czym znów znikają w swoich pokojach. Magda zaś, zamiast odpocząć po pracy, zaczyna sprzątać, palić w piecu, zbierać brudne ciuchy, żeby je wrzucić do pralki, ściągać porozwieszane rano pranie i układać na osobne kupki dla każdego z domowników. Trochę jej to zajmuje, ale i tak kładzie się spać wcześniej niż dzieciaki, które grasują do późna w nocy i szperają w lodówce, szukając czegoś do przekąszenia. Przecież siedzenie przed kompem jest męczące, trzeba wciąż dostarczać organizmowi energię.

Najpierw się nie wtrącałem

Ale pewnego dnia sam napaliłem w piecu, żeby było miło, gdy wszyscy wrócą do domu. A potem pozmywałem talerze, które nie wiadomo skąd wzięły się rano w zlewozmywaku. Ogarnąłem z grubsza to, co walało się na podłodze, i czekałem na dzieciaki. Byłem naiwny, myśląc, że swoim wysiłkiem zmobilizuję ich do działania. Niczego nie zauważyły! Magda zaś, owszem, podziękowała mi, kiedy wróciła wieczorem do domu, ale przecież nie na tym mi zależało.

Uznałem, że sytuacja dojrzała do poważniejszych zmian, kiedy pewnego dnia przywieziono nam przyczepę opału. Drewno zostało zwalone przez robotników na podwórko i czekało na pocięcie i ułożenie w drewutni. Byłem pewien, że chłopaki zajmą się tym po przyjściu ze szkoły, jako że było to typowo męskie zajęcie, a oni uważali się już za mężczyzn, i to nie byle jakich. Leszek jeździł nawet na siłownię do pobliskiego miasteczka, żeby rozwijać muskulaturę, i godzinami podziwiał się potem przed lustrem w łazience, więc nie sposób było z niej skorzystać! I co? Przez tydzień nikt palcem nie kiwnął, choć drewno kłuło w oczy jak wyrzut sumienia. Nawet śnieg je zdążył przykryć. W sobotę, kiedy Magda wyszła do pracy, a wnuki leniwie przechadzały się w piżamach po domu, postanowiłem, że pora na pokazanie męskiej stanowczości właśnie nadeszła. Wkroczyłem do dużego pokoju, w którym właśnie rozgorzała walka o pilota do telewizora, i wrzasnąłem na całe gardło:

– Dość tego, moi drodzy! Wyłączamy telewizor, wkładamy szybciutko ciuchy robocze i wychodzimy ciąć drewno.

Cała trójka wlepiła we mnie zdumione spojrzenia. Przez chwilę panowała cisza. A potem Paulina, otrząsnąwszy się ze zdumienia, stwierdziła pobłażliwie:

– No co ty, dziadek... Żartujesz? – i wyrwawszy pilota Kamilowi z ręki, przełączyła telewizję na swój ulubiony program.

Walka rozgorzała od nowa, jakby w ogóle mnie tam nie było. Teraz to ja osłupiałem ze zdumienia i przez chwilę nie wiedziałem, co robić, ale szybko wziąłem się w garść. Mimo że dom był po remoncie i licznik elektryczny został przeniesiony na zewnętrzną ścianę domu, w przedpokoju pozostały jeszcze popularne „korki” zabezpieczające instalację przed spaleniem. Wykręciłem wszystkie bezpieczniki, po czym schowałem je na szafie. W domu zapadła błoga cisza… przez chwilę. Potem rozległ się chóralny okrzyk:

– O nie, znowu wyłączyli prąd!

Nie powiem, żebym nie poczuł satysfakcji. Wkroczyłem powtórnie do pokoju.

– To nie awaria – powiedziałem, starając się, żeby mój głos zabrzmiał surowo. – To ja wyłączyłem prąd i nie włączę, dopóki nie wykonamy pracy. Myślicie, że drewno się samo potnie i ułoży w szopie? Jak wam się zdaje, kto za nas wszystko zrobi?

– Mama – odpowiedzieli zgodnie, wytrzeszczając na mnie zdumione oczęta.

– Mama?! – krzyknąłem, bo nerwy mi puściły. – Chcecie tę kobietę zamęczyć? Ja w waszym wieku obrabiałem całą gospodarkę, a przy was mamusia się uwija jak przy noworodkach! Dość tego, od dziś ja rządzę, bo tu brak męskiej ręki. Skończyło się żerowanie na matczynej pobłażliwości. Kamil z Leszkiem przebierają się w robocze ubrania i wychodzą na podwórze. Paulina wstawia pranie i sprząta w kuchni... Potem spróbujemy coś ugotować, może zdążymy. Za trzy minuty widzę was przy robocie!

Chyba dzieciaki trochę przeraził mój wybuch złości, bo nikt nawet nie zaprotestował. Rozbiegli się jak stado wróbli na widok kota i po chwili byli gotowi do pracy. Paulince pokazałem, jak zaprogramować pralkę, bo okazało się, że dziewczyna miała z tym do czynienia pierwszy raz w życiu. Spytałem, czy mycie garów jej nie przerośnie, ale na szczęście zaprzeczyła, więc wyszedłem na dwór do chłopaków.

Na razie wszystko szło gładko

Wytaszczyliśmy ze stodoły starą piłę tarczową, którą zmajstrował jeszcze mój ojciec, ja stanąłem przy niebezpiecznym ostrzu, Leszek podawał drewno na stół, a Kamil ładował pocięte klocki i zawoził do drewutni. Robota była dla nich nowością, więc na początku trochę się przy niej guzdrali, jednak szybko złapali rytm i przez dwie godziny udało nam się pociąć większą część drewna leżącego na podwórku. Potem zrobiłem przerwę na herbatę i razem z chłopakami weszliśmy do kuchni, gdzie gospodarzyła Paulina. W pomieszczeniu było czysto i ciepło, a na piecu zauważyłem garnek z gotującymi się ziemniakami. Kartofle były co prawda raczej skrojone niż obrane, ale udałem, że tego nie widzę. W końcu od czegoś trzeba zacząć, nie? Szybko wypiliśmy po szklance herbaty, bo chcieliśmy skończyć z robotą, zanim Magda wróci z pracy.

Chłopaki sami mnie poganiali i widać było wyraźnie, jacy są z siebie dumni. Żartowali i śmiali się, parodiując nawzajem swoje ruchy. Niewiele drewna zostało nam do pocięcia, kiedy wróciła moja córka. Bez słowa podeszła do przełącznika i wyłączyła piłę.

Pozwól, tato, na słówko – powiedziała oschle. – A wy, chłopaki, idźcie się umyć. Zaraz zrobię wam coś dobrego do jedzenia. Na dziś już koniec pracy.

Odczekała trochę, aż jej synowie zniknęli za drzwiami, a gdy zostaliśmy sami, zaczęła:

– Co ty wyprawiasz, tato? Sam ledwie stoisz na nogach, i jeszcze angażujesz do tej harówy dzieciaki? A gdyby coś złego się stało, nie pomyślałeś o tym? Przecież piła jest niebezpieczna, wystarczy trochę nieuwagi i nieszczęście gotowe! To nie jest zajęcie dla dzieci, nie żyjemy w średniowieczu.

– To nie są już dzieci, Magda... – powiedziałem. – Potrzebują trochę męskiej ręki, bo je rozpuściłaś jak dziadowski bicz.

Nie mów mi, co jest potrzebne moim dzieciom. Radziliśmy sobie doskonale bez męskiej ręki i nie uważam, żeby komukolwiek jej brakowało. A poza tym – spojrzała na mnie groźnie – zabraniam ci się wtrącać do ich wychowywania. To są moje dzieci!

Odwróciła się na pięcie i weszła do domu, a ja jeszcze przez chwilę stałem, patrząc na zamknięte drzwi. Potem przysiadłem na pieńku do rąbania drewna, żeby zebrać myśli. Patrzyłem na stare gospodarstwo moich rodziców i pomyślałem, że nie powinienem był tutaj wracać. Kiedyś było źle, ale teraz jest jeszcze gorzej. Widać czasy bardzo się zmieniły od moich młodzieńczych lat. Wszystko stanęło na głowie... 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA