„Wyprowadziłem się z domu przez młodszego brata. Okłamywał rodziców, że go dręczę, a to on nie dawał mi żyć”

Młodszy brat zniszczył mi życie fot. Adobe Stock, motortion
„Młody przyznał się do mistyfikacji, płakał przy tym rzewnie i obiecywał poprawę. Mamie od razu zmiękło serce, wytłumaczyła mi, że Wojtuś zrobił to z głupoty, prosiła, żebym mu wybaczył i trochę się nim zajął. Zobaczyłem triumfujący błysk w jego oczach. Dopiął swego, napsuł mi krwi i uszło mu na sucho”.
/ 25.09.2022 15:15
Młodszy brat zniszczył mi życie fot. Adobe Stock, motortion

Nie miałem nic przeciwko ojczymowi, fajny był z niego facet, więc bez drgnienia powieki powitałem na świecie jego pierworodnego. Poszedłem nawet z Tomaszem do szpitala odwiedzić mamę i noworodka.

Chyba nie jesteś zazdrosny o Wojtusia? – szepnęła mama, odkładając niemowlaka i tuląc mnie do siebie.

Musiała użyć siły, bo zaczynałem wchodzić w wiek, w którym takie czułości uznaje się za obciach.

– Zawsze będziesz moim synkiem, pamiętaj o tym.

Nie musiała mnie zapewniać

Po ojcu odziedziczyłem jedną dobrą cechę: byłem nieprzemakalny, zawsze dobrze się czułem we własnej skórze, chromoliłem, co myślą o mnie inni.

– Będę pamiętał, tylko mnie puść – wystękałem, starając się uwolnić głowę z macierzyńskiego uścisku.

– Podoba ci się brat? – Tomasz skorzystał i podsunął mi pod oczy zawiniątko o czerwonej twarzy.

– Może być – powiedziałem oględnie, starając się go nie dotykać.

Wojtek kompletnie mnie nie interesował, był młodszy o ponad dekadę, nie nadawał się na kolegę, a słowo „brat” było na razie pustym dźwiękiem. Jego narodziny niewiele zmieniły w moim życiu, było więcej zamieszania, przestałem być oczkiem w głowie mamy, ale to nie było złe. Zyskałem trochę swobody, co uważałem za bonus, bo jak już wspomniałem, należałem do osób, których nie trzeba co rusz utwierdzać w poczuciu własnej wartości.

Ja już się urodziłem fajny, nie musiałem udowadniać, że jestem super, taki się czułem i takim kochał mnie świat. Nawet gdyby było na odwrót, nie zauważyłbym tego, otoczony kokonem zadowolenia, w jakim przyszedłem na świat. Mama i Tomek mówili, że jestem dzieckiem urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą, radosnym i bezproblemowym. Z Wojtkiem nie było tak łatwo, od początku dawał im do wiwatu, protestując przeciwko wszystkiemu.

Kiedy podrósł, przyczepił się do mnie jak rzep

Nie spuszczał ze mnie oczu, śmiał się, kiedy się dobrze bawiłem, złościł, gdy nie zwracałem na niego uwagi, wydzierał, kiedy wychodziłem, a on musiał zostać z mamą.

– On cię kocha, Mateusz – Tomasz cieszył się nie wiadomo z czego. – Jak będzie większy, stworzycie braterski duet, to wielki przywilej mieć brata.

Nie wyobrażałem sobie kumplowania się ze smarkiem, dorastanie nie miało tu nic do rzeczy, mały im był starszy, tym stawał się bardziej wredny. Chyba dotarło do niego, że nie będę jego niańką, więc robił mi na złość, niszcząc wszystko, co należało do mnie. Mama i Tomasz zawsze go tłumaczyli, uważali, że robi to przypadkiem, bo czy można posądzać czterolatka o zaplanowaną akcję przeciwko bratu? Można i to jak, ale oni nie chcieli tego zrozumieć. Jeśli Wojtek pomazał mi zeszyty, pisali usprawiedliwienie do szkoły, ale ja i tak musiałem przepisać zniszczoną treść do nowego zeszytu.

Po kilku takich aferach, nauczyciele pozwolili mi tego nie robić, wychowawczyni poprosiła mamę na rozmowę. Nic z niej nie wynikło, Wojtek nadal korzystał z immunitetu młodszego dziecka i starał się zajść mi za skórę, mszcząc się za brak wystarczającego zainteresowania. Nieraz zastanawiałem się, co by było, gdyby tego nie robił. Pewnie jak każdy młodszy brat przeszedłby frycowe, a potem byśmy się zakumplowali.

Mogło tak się stać, lecz poszliśmy inną drogą. Z czasem dotarło do mnie, że Wojtek mnie nienawidzi. Uczucie musiało być silne, jeśli dostrzegł je nawet taki wiecznie zadowolony z życia człowiek jak ja. Niestety, nikt w domu nie chciał podjąć tematu, mama i Tomasz woleli chować głowy w piasek. Mówili, że nie ma mowy o nienawiści, bo to mój brat, kocha mnie, tylko nie umie tego okazać. Podziwia mnie, więc nie powinienem go od siebie odsuwać. Po takiej przemowie kręciło mi się w głowie, bo co innego widziałem, a co innego słyszałem. Wojtek, gdy tylko nauczył się mówić, regularnie kablował na mnie rodzicom, czy to była oznaka podziwu?

Zaczął kłamać

Donosił, że go biję, zabieram jego rzeczy, wymuszam drobne w postaci haraczu. Robił to z takim przekonaniem, że mu wierzono, jego siła polegała na niewinnym spojrzeniu, ja byłem nastoletnim osiłkiem, któremu sypał się wąs, on niewinnym dzieckiem o blond włoskach. Na którego byście postawili? Jednak Tomasz zaczął coś podejrzewać, zaczęło się od tego, że Wojtek, który był wtedy w drugiej klasie podstawówki, oskarżył mnie o zabranie jego zeszytu do polskiego.

– Zrobił to specjalnie, po złości, bo nie chciałem mu oddać flamastrów – zawodził z przekonaniem.

Tomasz wziął mnie na męską rozmowę, a potem bez słowa zaczął szukać zguby. W jego postawie było coś, co dało mi nadzieję. Pomagałem mu z całych sił, ale to on znalazł w końcu zaginiony zeszyt na stosie makulatury zgromadzonej pod zsypem. Był podarty i pomazany flamastrami, niezaprzeczalną własnością Wojtka. Młody przyznał się do mistyfikacji, płakał przy tym rzewnie i obiecywał poprawę.

Mamie od razu zmiękło serce, wytłumaczyła mi, że Wojtuś zrobił to z głupoty, prosiła, żebym mu wybaczył i trochę się nim zajął. Kiedy po rozmowie poszedłem do pokoju, który dzieliłem z bratem, zobaczyłem triumfujący błysk w jego oczach. Myślał, że dopiął swego, ale szybko się przekonał, że przyjaciół nie zdobywa się podstępem i donosicielstwem. Kazałem mu spadać i tym przypieczętowałem chęć odwetu.

Kolejny numer, który wykonał, był doprawdy epicki, w dodatku przeprowadzony z wyczuciem czasu. Wojtek po wpadce z zeszytem odczekał kilka miesięcy, po czym pociął swoje ulubione sportowe buty, które niedawno wybłagał u rodziców. Patrzyłem z podziwem na poszarpane paski, będące kiedyś młodzieżowym modelem Nike’ów i zastanawiałem się, jak ten smyk tego dokonał. Niełatwo jest zniszczyć buty, trzeba mieć siłę w palcach, a Wojtek liczył niecałe dziewięć lat. Uważałem, że sprawa jest jasna, więc bardzo się zdziwiłem, gdy oskarżył mnie o zniszczenie jego butów.

Mama zaczęła płakać

Tomasz objął ją opiekuńczo ramieniem, ale widziałem, że jest wkurzony.

– A ja w ciebie wierzyłem, Mateusz, jak mogłeś tak mnie zawieść – powiedział z autentycznym bólem.

Jakby mi w pysk dał. Stałem odurzony, kompletnie nic nie rozumiejąc.

– Że co? – spytałem obronnie.

– Jeszcze pytasz? – zawołała mama, podnosząc strzępek obuwia. – Tylko nie mów, że Wojtek sam to zrobił, za bardzo mu zależało na tych butach, żeby je niszczyć.

– Poświęcił je, żeby mi dopiec, wcale go nie znacie, nie wiecie, do czego jest zdolny.

Broniłem się, ale im więcej mówiłem, tym bardziej mi nie wierzyli. Miałem dziewiętnaście lat i prześladowałem młodszego braciszka, o którego zapewne byłem zazdrosny. Dręczyłem dziecko jak ostatni psychopata. Po numerze z butami dostałem szlaban na wyjścia, uszanowałem go, pomimo że byłem już pełnoletni. Zostałem w domu, zastanawiając się, jak naprawić sytuację. Czułem, że stało się coś złego, została przekroczona granica, za którą czai się ciemność wypełniona demonami. Nikt w nie, co gorsza, nie wierzył, tylko ja przeczuwałem ich istnienie. Wsłuchiwałem się w równy oddech śpiącego Wojtka, zastanawiając się, co mam robić. Rozwiązanie przyniosła podsłuchana rozmowa, mama i Tomek siedzieli w pokoju obok, mówili cicho, ale miałem dobry słuch.

Boję się, że Mateusz w końcu skrzywdzi Wojtka – powiedziała mama. – Był takim dobrym, spokojnym i szczęśliwym chłopcem, nie mieliśmy z nim najmniejszych kłopotów, nie rozumiem, co się stało, dlaczego tak bardzo się zmienił?

– Może bierze narkotyki – powiedział Tomasz. – Przeszukiwałaś kiedyś jego rzeczy? Ja się nie czułem upoważniony, nie jestem jego ojcem, ale ponieważ dziwnie się zachowuje, powinniśmy zacząć go kontrolować.

Najpierw się wkurzyłem, a kiedy adrenalina opadła, poczułem, że jestem w pułapce.

Oni nigdy mi nie uwierzą

Zawsze będę w ich oczach dręczycielem Wojtusia, muszę wiać, zanim kochany braciszek wpakuje mnie w prawdziwe kłopoty. Młody rośnie, ma coraz więcej inwencji, coraz lepiej wie, jak mi dokuczyć, nie będę czekał, aż oskarży mnie o coś naprawdę poważnego. Rzadko dzwoniłem do ojca, a już na pewno nie w nocy, ale zrobiłem wyjątek. Bałem się, że nie odbierze, jednak zrobił to, dość wystraszony.

– Stało się coś? – rzucił w słuchawkę, a ja opowiedziałem mu o Wojtku i spytałem, czy mogę przyjechać do niego do Irlandii.

Długo milczał, ale w końcu powiedział: „Pakuj się, kupię ci bilet”. Kamień spadł mi z piersi i potoczył się z hukiem, dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo bałem się odmowy. W rodzinnym domu nie czułem się bezpiecznie i sprawił to niespełna dziewięcioletni chłopiec, który potrafił przekonać mamę i Tomasza, że go dręczę. Nagła decyzja o wyjeździe została przyjęta ze łzami i ulgą. Mama płakała, ale Tomasz nie ukrywał, że jest mu to na rękę.

– Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, twoje stosunki z bratem nie układają się najlepiej – powiedział oględnie.

Wtedy nie wytrzymałem, wybuchnąłem i wykrzyczałem wszystko, co leżało mi na wątrobie, odsłoniłem machinacje młodego. Mama była załamana.

W dodatku oskarżasz niewinne dziecko – szepnęła ze zgrozą.

Rodzinny aniołeczek musiał podsłuchać, o czym mówimy, bo w ramach odwetu zafundował mi przed odjazdem nową aferę. Dał Tomaszowi celofanową torbeczkę kompromitująco wypełnioną białym proszkiem, twierdząc, że znalazł ją w szufladzie z moimi gaciami i skarpetkami. O mało szlag mnie nie trafił, zaproponowałem Tomaszowi, żeby przestał być taki naiwny i spróbował białej substancji.

– To na pewno mąka lub cukier puder – powiedziałem ze wzgardą – młody nie miałby kasy, żeby kupić prawdziwy narkotyk.

– A ty skąd wiesz, jak smakuje biały proszek i ile kosztuje działka? – zaskoczył mnie pytaniem Tomasz.

Nieprzejednanie bronił syna, szkoda, że mama nie wykazała się podobną determinacją w stosunku do mnie, zbyt łatwo uwierzyła, że jestem winien. Moje przybycie do Irlandii poprzedziła informacja, że jestem narkomanem. Mama prosiła, żeby ojciec mnie pilnował, robił testy moczu na obecność narkotyków i takie tam. W życiu nie czułem się tak upokorzony, długie ręce braciszka sięgały nawet za granicę, gdzie planowałem rozpocząć nowe życie z dala od niego. Tata się przejął, na dzień dobry urządził mi prawdziwe przesłuchanie, opowiedziałem wszystko, jak na spowiedzi.

– Nie wiem komu wierzyć, mało cię znam – potarł ręką policzek.

A czyja to wina? – nie wytrzymałem.

– No dobrze – skapitulował – na początek należy ci się ode mnie kredyt zaufania, ale wyrywkowo będę kontrolował, czy w twoim organizmie nie ma narkotyków. Przyjmujesz takie warunki?

Przyjąłem, nie miałem wyjścia

– Dzięki, braciszku, rozegrałeś partię po mistrzowsku – pomyślałem – nawet tu nie pozwoliłeś mi o sobie zapomnieć. Ale na tym koniec, odcinam źródło zasilania, nie będziemy się już widywać.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem, nie jeździłem do domu nawet na święta, z mamą widywałem się w Irlandii. Na początku Wojtek szalał, wymyślał coraz to nowe argumenty mające świadczyć o tym, że go gnębiłem, chciał mnie ukarać za to, że uciekłem, ale ponieważ ja nie reagowałem, uspokoił się. A raczej przyczaił na kilka lat, bo zaraz po szesnastych urodzinach zadzwonił i oznajmił, że przyjeżdża do Irlandii na wakacje, będzie u mnie mieszkał i może nawet popracować dorywczo. Na szczęście, ten pomysł wybili mu z głowy rodzice, ale wiedziałem, że Wojtek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, zawsze był uparty i wiedział, jak dopiąć swego.

Zadzwoniłem do Tomasza i poprosiłem, by zwrócił szczególną uwagę na syna.

– On coś knuje, nie chciałbym zastać go na progu swojego domu, nie jestem już nastolatkiem, któremu można wszystko wmówić. Wojtek ma obsesję na moim punkcie, nienawidzi mnie za jakieś głupoty i drobiazgi z czasów, kiedy byliśmy dziećmi, boję się, co jeszcze może wymyślić, trzeba się nim zająć. No ale to już nie moja broszka – zakończyłem przemowę. – Ja go nie przyjmę, nie ma głupich, w przeciwieństwie do ciebie wiem, na co go stać.

Tomasz zaprotestował, ja się upierałem przy swoim i rzuciłem słuchawką, żeby nie słuchać głupich argumentów, których miałem powyżej uszu. Godzinę później dostałem wiadomość od Wojtka.

„Zetrę ci ten zadowolony uśmiech z gęby, od dawna ci się to należy. Załatw mi robotę na wakacje, wtedy pomyślę, czy ci wybaczyć”.

– Co za nieostrożny ruch, braciszku, odsłoniłeś się – pomyślałem z satysfakcją, odsyłając esemesa Tomaszowi.

Niech zobaczy, na co stać jego syna

Minął miesiąc, może dwa, prawie udało mi się zapomnieć o Wojtku, kiedy niespodziewanie go zobaczyłem, czekał na mnie pod domem, w którym wynajmowałem mieszkanie. Pierwsze wrażenie było niesamowite, bardzo wyrósł, ale ta sama sylwetka, kolor włosów, pochylenie głowy. Kiedy lepiej się przyjrzałem, dostrzegłem, że to Tomasz. Wraz z ulgą spłynął na mnie strach, nigdy mnie nie odwiedzał, czyżby w domu stało się coś złego?

– Mama zachorowała? – spytałem przestraszony, podchodząc do niego.

– Przyjechałem, bo musimy pogadać. Chodzi o Wojtka – powiedział cicho Tomasz.

Poczułem nagłe zniechęcenie, znowu miałem wrócić do spraw, o których ze wszystkich sił starałem się zapomnieć.

– Wiem wszystko, przeczytałem, co pisał do swojego kolegi. Snuł fantazje, jak cię ukarać za to, że nie zaprosiłeś go do Irlandii. Matce i mnie nawet nie powiedział, że chce wyjechać!

– To do niego podobne, on sam kształtuje rzeczywistość, jakby grał w grę komputerową – kiwnąłem głową.

– Nie spodziewałem się – Tomaszowi nagle zabrakło głosu. – Nie sądziłem, że mój syn jest zdolny do tak niskich uczuć… To, co przeczytałem, było okropne. Nie spytałem, co było w tych esemesach, wolałem nie wiedzieć.

– Wreszcie do ciebie dotarło, że młody mnie nienawidzi. Mama wie?

Jeszcze nie, ale jej powiem. Myśleliśmy, że wina leży po twojej stronie, że nie akceptujesz Wojtka. Nie sądziliśmy, że jest dokładnie na odwrót. Wyszło na to, że znasz go lepiej niż my, jego rodzice.

– Mieszkałem z nim w jednym pokoju, to bardzo zbliża ludzi – zaśmiałem się. – Młody mi zazdrości wszystkiego, moje życie wydaje mu się atrakcyjniejsze niż jego własne, to on ma problem, nie ja.

Tym razem do Tomasza dotarło, dużo czasu musiało upłynąć, żeby zrozumiał, zastanawiałem się, czy równie łatwo prawdę przyjmie mama. Tomasz musiał odwalić kawał dobrej roboty, bo udało mu się ją przekonać, że Wojtek potrzebuje pomocy. Młody poszedł na terapię, żeby rozwiązać swoje problemy, zrobił to pod naciskiem rodziców, ale teraz jest zadowolony. Przysłał mi nawet list, przyznając się do różnych świństw, które mi zrobił w dzieciństwie i prosząc o wybaczenie. Darowałem mu je, w końcu to mój brat, ale na razie nie planuję powrotu na łono rodziny. Od niektórych spraw lepiej trzymać się z daleka. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA