„Wypadek zabrał mi ojca, matki od dawna nie miałam. Po rodzicach została mi przyrodnia siostra, którą musiałam wychować”

smutna kobieta została sama fot. Adobe Stock, Gorodenkoff
„Początkowo myślałam, że wyślę Kasię do przedszkola, ale chyba nie był to najlepszy pomysł. Powinna raczej najpierw pobyć trochę w domu, ze mną, z nami, przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, uspokoić. W nocy płakała przez sen i wołała mamę, w dzień siedziała cichutko w kącie i przytulała lalkę”.
/ 02.06.2023 19:15
smutna kobieta została sama fot. Adobe Stock, Gorodenkoff

Wiadomość o wypadku mojego ojca i macochy była dla mnie szokiem. Wracali z wakacji, kierowca TIRA zjechał nagle na lewy pas, zasnął czy zasłabł, dla mnie to nie było już ważne... Ojciec zginął na miejscu, Wanda leżała w szpitalu w ciężkim stanie, tylko ich dziecku podobno nic się nie stało. Siedziałam przy stole i gapiłam się bezmyślnie w okno.

– Napij się kawy – mąż postawił przede mną filiżankę. – Dobrze ci zrobi.

Upiłam łyk, nie odrywając oczu od okna.

– Tak dawno nie widziałam ojca. Nie chciałam się z nim spotykać, chociaż dzwonił do mnie, prosił, nalegał.

Byłam nieustępliwa, a teraz żałuję

Nie mogłam mu darować, że nas zostawił, że mama przez niego zachorowała.

– Spokojnie, kochanie – Andrzej usiadł po drugiej stronie stołu i pogładził mnie po ręce. – Nie zadręczaj się już, to nic nie da.

Wiedziałam, że ma rację, wiedziałam o tym, ale to nic nie zmieniało. Całą noc nie spałam. Co zdrzemnęłam się na moment, śnił mi się ojciec. W końcu wstałam i poszłam do kuchni. Siedziałam nad szklanką najpierw gorącej, potem już zimnej herbaty i myślałam.

Byłam tuż przed maturą, kiedy tata stracił głowę dla innej kobiety i z dnia na dzień wyprowadził się z domu. Mama tak bardzo go kochała, był dla niej całym światem i nie potrafiła bez niego żyć. Ciągle tylko płakała i płakała. Liczyła na to, że się opamięta i wróci do nas, ale tata zażądał rozwodu. Początkowo nie chciała się zgodzić, zarzekała się, że nigdy, że za żadne skarby, obiecywała, że wszystko mu wybaczy, byleby tylko wrócił, a potem nagle zmieniła zdanie.

Po rozwodzie bardzo się zmieniła

Zrobiła się cicha, milcząca i taka jakaś obca. Próbowałam na wszelkie sposoby, ale nie umiałam do niej dotrzeć. Rozmawiałam nawet z ojcem, prosiłam, żeby mi pomógł, ale był zbyt zajęty swoim nowym życiem i nową żoną. Jakiś rok później mama zachorowała. Rak był już mocno zaawansowany i szybko się rozwijał.

Mama zresztą chyba nie chciała już żyć, nie chciała walczyć, po prostu się poddała. Miałam do niej o to żal, ale jeszcze większy do ojca. Uważałam, że to wszystko jego wina, że powinien być z nami, opiekować się mamą i mną, a nie układać sobie życia z nową żoną. Nie poszłam na jego ślub, chociaż prosił mnie o to kilka razy, a kiedy przyszedł na pogrzeb mamy, nie odezwałam się do niego ani słowem.

Po śmierci mamy zostałam zupełnie sama, ale mimo to nie wybaczyłam ojcu. Nie chciałam go odwiedzać, nawet na święta. Poszłam do jego domu tylko raz, kiedy urodziła się Kasia. Chciałam ją zobaczyć, w końcu była moją siostrą, przyrodnią bo przyrodnią, ale zawsze.

Kiedy rok temu brałam ślub z Andrzejem, nie chciałam zaprosić ojca i żadne prośby Jędrka nie działały. Dopiero teściowa wzięła mnie na rozmowę i sama już nie wiem, czy tak dobrze dobrała argumenty, czy ja byłam już zmęczona własnym uporem, w każdym razie poddałam się, i jednak go zaprosiłam. Niewiele to jednak zmieniło w naszych późniejszych, wzajemnych stosunkach.

A teraz było za późno

Dwa dni po wypadku zmarła także moja macocha. Miała rozległe obrażenia wewnętrzne, nastąpił krwotok, i lekarze nie zdołali jej uratować.

Jeszcze przed pogrzebem pojechałam do szpitala dziecięcego, w którym przebywała moja przyrodnia siostra. Niby nic jej nie było, ale zatrzymali ją na obserwacji.

– Właściwie może pani już zabrać dziecko – usłyszałam od lekarza. – Jest jeszcze w szoku, ale fizycznie nic jej nie jest.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Zabrać? Ja?

Do tej pory nie zastanawiałam się, kto zajmie się Kasią, w ogóle nie myślałam o niej jak o małym dziecku, które nie może przecież mieszkać i żyć samo, które wymaga opieki i troski.

Lekarz był zaskoczony moją reakcją.

– Mówi pani, że jest siostrą?

– No tak, ale…

– Postawmy sprawę jasno. Z tego co wiem, pani jest jedyną rodziną. Jeśli pani jej nie odbierze, powinniśmy oddać małą do domu dziecka…

– Nie – szepnęłam. – Kiedy mam po nią przyjechać. Jutro mamy pogrzeb, więc może...

– Dobrze, niech będzie pojutrze. Chce pani do niej pójść?

Właściwie to nie chciałam

Bałam się ją zobaczyć, nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć, tak naprawdę to wcale jej nie znałam. Wstydziłam się jednak przyznać lekarzowi do swoich obaw.

Weszłam do sali, w której leżała Kasia i jeszcze dwie inne dziewczynki. Mała była blada i smutna, na policzku miała dużego siniaka. Patrzyła na mnie jak na obcą osobę. Nie było w tym właściwie nic dziwnego, na pewno nie wiedziała, kim jestem.

– Kasiu... – usiadłam przy łóżeczku i chciałam pogładzić jej rączkę, ale schowała ją pod kołdrę.

– Nie bój się mnie, Kasiu – poprosiłam cicho. – Jestem Karolina, twoja siostra. Nie znasz mnie, ale...

– Znam – przerwała mi dziewczynka. – Tatuś mi ciebie pokazywał na zdjęciu.

Zaskoczyła mnie, a w oczach zakręciły mi się łzy.

– Chcę do mamy – popatrzyła na mnie tak bezradnie, ale nie płakała. Dopiero teraz zauważyłam, że jest do mnie podobna. Nie do ojca, nie do Wandy, ale właśnie do mnie. – Gdzie jest moja mama? Powiedz jej, żeby do mnie przyszła.

– Mama na razie nie może, ale ja będę przychodziła.

– Chcę do mamy – powtórzyła uparcie mała i odwróciła się do ściany.

Nie wiedziałam, co zrobić, nie umiałam rozmawiać z małym osieroconym dzieckiem, bo sama czułam się osierocona, już od dawna.

– Muszę już iść – szepnęłam. – Przyjdę do ciebie jutro.

Kasia nawet nie drgnęła

Wyszłam i dopiero przed szpitalem usiadłam na ławeczce. Czułam się zupełnie bezradna. Obiecałam lekarzowi, że zabiorę ze szpitala Kasię i uważałam, że powinnam tak zrobić, ale co dalej. Miałam zaopiekować się czteroletnim dzieckiem? W jaki sposób?

Oboje z Andrzejem poświęcaliśmy pracy większość naszego czasu. Nie mieliśmy własnych dzieci i nie planowaliśmy ich jeszcze, a tu raptem... Naprawdę nie wyobrażałam sobie, jak sprostać tej sytuacji. Właściwie dotychczas nie miałam do czynienia z małymi dziećmi.

– Byłaś u małej? – zapytał mnie Andrzej po powrocie z pracy.

– Byłam – kiwnęłam głową.

– Coś z nią nie tak? – przyglądał mi się uważnie.

– Nie, lekarz mówi, że wszystko w porządku. To znaczy fizycznie wszystko w porządku – poprawiłam się. – Ogólnie jest w szoku, ciągle chce do mamy.

– Trudno się dziwić.

– Andrzej, co ja mam zrobić? – zapytałam bezradnie.

– Z czym?

– Nie z czym, tylko z Kasią.

Patrzył na mnie zdziwiony.

– Nie rozumiem.

– No jak nie rozumiesz – zdenerwowałam się. – Ona została całkiem sama. Nie ma nikogo oprócz mnie, a ja jej właściwie nie znam. Ale, ale... – zaczęłam się jąkać – chyba nie mam sumienia tak po prostu oddać jej do domu dziecka.

– Jak to do domu dziecka ? – mój mąż miał w oczach dwa wielkie znaki zapytania. – Jak to sama? Nie ma żadnej bliskiej rodziny?

– Ja jestem jej najbliższą rodziną.

– A ze strony matki?

– Wanda wychowała się – zająknęłam się – no właśnie w domu dziecka. Andrzej... – w oczach zakręciły mi się łzy i powoli spłynęły po policzkach. – Ja nie mogę pozwolić, żeby ją zabrali i zapomnieć, że mam siostrę.

Przestań już, dlaczego zaraz zapomnieć. Przecież istnieją rodziny zastępcze albo adopcyjne...

– Andrzej, o czym ty mówisz? – krzyknęłam i zerwałam się, wylewając herbatę. – Jak możesz, przecież to moja siostra!

– Siostra, którą widziałaś dwa razy w życiu.

– Może i tak, ale to nic nie zmienia, to jest małe, bezbronne dziecko.

– Więc co zamierzasz? Weźmiesz ją do domu, adoptujesz, potem zrezygnujesz z pracy i zajmiesz się jej wychowaniem, tak? Tak to sobie wyobrażasz?

Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć

Wcale tak sobie tego nie wyobrażałam, w ogóle sobie nie wyobrażałam, ale miałam nadzieję, że Andrzej mi pomoże, doradzi, wesprze. W tym momencie zrozumiałam, że tego nie zrobi, nie chce tego robić. Najwyraźniej nie chciał Kasi w naszym domu. Ja też nie wiedziałam, czy chcę brać na siebie taką odpowiedzialność, ale czułam, że muszę, że po prostu nie mam innego wyjścia.

Dwa dni później, mimo niezadowolenia mojego męża, przywiozłam Kasię do domu. Była smutna i milcząca. Wodziła po nas przestraszonymi oczyma i przyciskała do siebie niebieskiego królika.

Wcześniej pojechałam do mieszkania ojca i spakowałam trochę jej rzeczy i zabawek. Lekarz dał mi mnóstwo wskazówek, jak powinnam z Kasią postępować, ale mimo to nie bardzo wiedziałam, co mówić ani jak się zachować.

Mała usiadła na wersalce w małym pokoju, ale natychmiast wstała. Z wózka dla lalek, który postawiłam pod oknem, wyjęła lalkę bobasa i odwróciła się w moją stronę.

– Dlaczego Basia tu jest? – zapytała. – Ona chce do domu. I ja też.

– Teraz trochę pomieszkacie obie ze mną, dobrze? – kucnęłam przed Kasią.

– Dlaczego? Ja nie chcę! – wykrzywiła usta w podkówkę. – Chcę do mamy! Gdzie jest moja mama?

Przytuliłam małą, ale nic nie powiedziałam. Nie wiedziałam, jak ją uspokoić. Czułam się całkowicie bezradna.

Andrzej jawnie okazywał niezadowolenie

Następnego dnia musiałam pojechać do ośrodka pomocy społecznej, do sądu i w kilka innych miejsc. Trzeba było pozałatwiać wiele spraw, poskładać różne dokumenty. Postanowiłam bowiem zostać dla Kasi rodziną zastępczą.

Tak mi doradził adwokat. Bałam się tylko tego, co zrobi Andrzej. Jego zgoda była do tego niezbędna, a nie byłam pewna, czy mogę na nią liczyć.

– Mógłbyś jutro zostać w domu i zająć się Kasią? – zapytałam go przy kolacji.

Nie ma takiej możliwości, kochanie. – usłyszałam w odpowiedzi.

– Ale ja muszę pojeździć trochę po mieście, załatwić parę spraw, bardzo ważnych, nie mogę ciągnąć jej ze sobą – próbowałam tłumaczyć.

– A co zrobisz, kiedy będziesz musiała wrócić do pracy? – zadał mi pytanie, nad którym sama się zastanawiałam, i na które nie znalazłam jeszcze odpowiedzi.

Początkowo myślałam, że wyślę Kasię do przedszkola, ale chyba nie był to najlepszy pomysł. Powinna raczej najpierw pobyć trochę w domu, ze mną, z nami, przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, uspokoić. W nocy płakała przez sen i wołała mamę, w dzień siedziała cichutko w kącie i przytulała lalkę. Lekarze twierdzili, że konieczna będzie terapia u psychologa.

– Zostaniesz z nią? – zapytałam jeszcze raz Andrzeja.

– Nie mogę – wstał od stołu, ale w drzwiach łazienki zatrzymał się, jakby się nad czymś zastanawiał. – Zadzwoń do mamy – rzucił przez ramię.

Teściowa od niedawna była na rencie

To był dobry pomysł.

– Oczywiście, kochanie – usłyszałam po chwili w słuchawce, kiedy dość nieudolnie usiłowałam wyłuszczyć swoją prośbę. – Będę jutro z samego rana.

Cały następny dzień spędziłam na bieganiu po różnych urzędach. Dowiedziałam się, że decyzja w sprawie rodziny zastępczej nie zapadnie tak od razu. Jest mnóstwo różnych formalności, mnóstwo wymagań, które musimy spełnić z Andrzejem. Jedno tylko udało mi się załatwić, że na ten okres przejściowy Kasia będzie mogła zostać u nas.

Inaczej musiałaby trafić do domu dziecka czy do izby dziecka, sama już nie jestem pewna gdzie.

Wróciłam do domu ledwo żywa. W kuchni teściowa smażyła naleśniki, a Kasia rysowała coś przy stole, przygryzając czubek języka, zupełnie jak ja. Jeszcze teraz tak robiłam, kiedy usiłowałam się na czymś skupić.

– Siadaj, Karolinko – teściowa postawiła na stole talerz z naleśnikami. – Siadaj, jedz i mów, co załatwiłaś.

Jadłam powoli, z trudem przełykałam kolejne kęsy. Powoli spływało ze mnie zmęczenie i napięcie wszystkich poprzednich dni. Dopiero kiedy poczułam zapach kawy z kubka, który stanął przede mną na stole, zaczęłam opowiadać o tym, jak po kolei odwiedzałam różne urzędy.

– Niby wszystko co mogłam, to pozałatwiałam – zakończyłam. – Teraz trzeba czekać. No i nie wiem, co na to wszystko Andrzej – dodałam po chwili niepewnie.

– A co Andrzej? – teściowa usiadła obok, nalewając kawę również dla siebie.

– On nie chce...

– Co nie chce?

W milczeniu wskazałam głową na Kasię, która zaczęła przysłuchiwać się naszej rozmowie.

– Oszalałaś? O czym ty mówisz?

– Wiem, co mówię, nie chce...

– Kasiu – teściowa nagle zwróciła się do małej – idź do pokoju, zobacz, czy twoja Basia śpi spokojnie. Kasia posłusznie wyszła.

– Karolina – teściowa zaczęła szeptać mi do ucha – nigdy nie mów przy niej, że ktoś jej nie chce.

– Ale ja nie wiem, jak przekonać Andrzeja, on naprawdę nie chce Kasi.

– Andrzej to tylko mężczyzna, młody jeszcze, boi się odpowiedzialności. Daj mu trochę czasu, a sam się przekona. Zresztą ja z nim porozmawiam. Karolina, to, co robisz, jest w tym nieszczęściu najlepszym wyjściem. Jedynym zresztą. Zapamiętaj to sobie – nie ma innego!

Teściowa porozmawiała z Andrzejem

Mimo że mąż dalej nie był zachwycony moją decyzją, przestał przynajmniej jawnie okazywać swoją niechęć.

– Jeśli tak chcesz, jeśli uważasz, że tak trzeba, to niech tak będzie – powiedział.

Trochę zabolało mnie w pierwszej chwili określenie „tak trzeba”, ale po namyśle zdałam sobie sprawę, że sama robię to z poczucia obowiązku.

Na początku najbardziej pomogła mi teściowa. Była lepsza od psychologa, do którego chodziłam z Kasią. To ona wytłumaczyła małej, że jej mama i tata są w niebie, patrzą na nią z góry i zawsze będą się nią opiekować, a Kasia przyjęła to naturalnie i spokojnie.

To ona godzinami układała z Kasią klocki, rysowała rysunki i czytała bajki. Później, co bardzo mnie dziwiło, powoli jej miejsce zaczął zajmować Andrzej.

Dziś od tamtej pory minęły już trzy lata. Kasia przyzwyczaiła się do nas i pokochała nas, a my ją. Piszę my, bo chociaż Andrzej był przeciwny, aby zamieszkała z nami, dzisiaj kocha ją jakby była jego córką. Chodzą razem na lody, do kina, jeżdżą na rowerze. Trzymają ze sobą sztamę, nawet czasem przeciwko mnie.

Ostatnio powiedział, że nie wyobraża sobie życia bez Kaśki.

– W ogóle nie wiem, jak myśmy żyli, kiedy nie było jej z nami...

– A pamiętasz... – chciałam mu złośliwie przypomnieć, ale nie pozwolił na to.

– Nie pamiętam – mruknął, całując mnie we włosy. – Nie przypominaj mi mojej głupoty, nie chcę o niej pamiętać.

Czytaj także:
„Zdrada męża mnie nie ruszyła, ale zdrada kochanka to był cios. Skoro odszedł >>dla mojego dobra<<, mógł to skonsultować”
„Gdy przyjaciółka zniknęła, w głowie miałam czarny scenariusz. Ja się zamartwiałam, a ona flirtowała z przystojniakiem”
„Cieszyłam się, że dostałam pracę, ale szefowa tylko czekała na moje potknięcie. Nie myślałam, że posunie się do intrygi”

Redakcja poleca

REKLAMA