„>>Wymieniamy się<< małżonkami z przyjaciółmi. Kiedy moja żona nie ma ochoty na to, co proponuję, dzwonię do Kariny”

Wymienialiśmy się żonami fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Zauważyliśmy, że od czasu inauguracji naszego >>czworokąta<<, nagle zniknęły nieporozumienia małżeńskie co do sposobu spędzenia wolnego czasu. To nie tak, że nie kocham już swojej żony. Po prostu nie zmuszam jej do rzeczy, których nie lubi”.
/ 27.05.2022 10:15
Wymienialiśmy się żonami fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Zapewne gdybyśmy rozpowiadali o tym znajomym, nie obyłoby się bez uśmieszków i niedwuznacznych żartów. Dlatego nikomu nie chwalimy się naszym „układem”. Ja, moja żona Edyta i nasi znajomi Karina i Arek świetnie się ze sobą czujemy i spędzamy większość wolnego czasu razem. A niekiedy zdarza się, że wymieniamy się swoimi współmałżonkami. Zanim ktokolwiek sobie coś złego pomyśli, spieszę wyjaśnić.

Nie chodzi o jakieś seksualne dziwactwa

Karina i ja jesteśmy całkowicie zwariowani na punkcie sportu, a szczególnie gry w tenisa. Z kolei Arek i Edyta uwielbiają kino. Dlatego często umawiamy się dwójkami, z małżonkiem z drugiej pary, aby móc się nacieszyć swoim hobby. Niektórzy pewnie pokręciliby głową z niedowierzaniem. Jak to? Spotykać się w klubie na tenisa z żoną kolegi, gdy w tym czasie on i twoja żona idą we dwoje do kina? Coś tu nie gra… Tyle że u nas wszystko jest w porządku. Po prostu doszliśmy do wniosku, że jako dorośli ludzie powinniśmy zachowywać się dojrzale i mieć do siebie zaufanie.

Poznaliśmy się z nimi w szkole rodzenia. Edyta była w piątym miesiącu, Karina w szóstym. Od razu nawiązała się między nami nić porozumienia. Mieliśmy podobne poczucie humoru i byliśmy prawie w tym samym wieku. Okazało się, że Karina, tak samo jak ja, studiowała kiedyś na AWF-ie. Tyle że była w innej grupie niż ja i miała zajęcia oddzielnie. Nie kojarzyłem jej więc nawet z widzenia.

W następny weekend wybraliśmy się we czwórkę do kina. Nie było uzgodnione, na jaki film, ale sądziliśmy, że dogadamy się bez problemu. W multipleksie okazało się, że grali akurat hiszpański horror psychologiczny, na który ani ja, ani Karina w ogóle nie mieliśmy ochoty. Za to Edyta (absolwentka iberystyki) i Arek (psycholog) wydawali się mocno podekscytowani. Za wszelką cenę próbowali nas przekonać do tego dziwactwa. 

Karina wpadła na doskonały pomysł

– To może idźcie razem – zwróciła się do swojego męża i mojej żony. – A ja z Grzesiem wpadniemy na chwilę do sklepu ze sprzętem sportowym, piętro niżej.

– Ależ kochanie, przecież ty nie powinnaś zbyt długo stać – zaoponował Arek.

– Pobędziemy tam nie dłużej niż 20 minut – uspokoiła go. – Chcę tylko obejrzeć kilka rakiet. Później przejdziemy się na film, który leci pół godziny po rozpoczęciu waszego. Myślę, że Grzesiowi się spodoba. Ja go już widziałam, ale chętnie zobaczę jeszcze raz. To komedia. Dużo tam ujęć z kortów tenisowych – dodała i mrugnęła do mnie wesoło.

Wszyscy zgodzili się, że to dobry pomysł. I rzeczywiście, bardzo miło spędziliśmy razem czas. A po zakończeniu obu seansów poszliśmy do uroczej restauracyjki i zasiedzieliśmy się tam do późna. Mieszkamy na tym samym osiedlu, więc widujemy się dość często w ciągu dnia podczas spacerów z dziećmi. W weekendy urządzamy wspólne kolacje. Tak się bowiem składa, że tym razem ja i Arek mamy wspólne hobby – gotowanie. I wytworzyła się między nami nawet pewnego rodzaju sympatyczna rywalizacja. Za każdym razem któryś z nas popisuje się nowym daniem. Z kolei nasze żony zawsze pieką coś słodkiego.

Nasze małżeństwa są teraz bardziej szczęśliwe

Zauważyliśmy, że od czasu inauguracji naszego „czworokąta”, nagle zniknęły wcześniejsze nieporozumienia małżeńskie co do sposobu spędzenia wolnego czasu. Wcześniej często było tak, że ja miałem ochotę pograć w tenisa, a Edyta marudziła. Z kolei, gdy ona chciała wybrać się na projekcję nowej produkcji Almodovara, ja niekoniecznie byłem tym zachwycony. Teraz wspólnie wybieramy się na koncerty lub długie spacery, bo oboje to uwielbiamy, lecz nasze wspólne pasje dzielimy odpowiednio z Arkiem lub Kariną.

Nie oznacza to oczywiście, że już w ogóle nie chodzę z moją żoną do kina, a ona nie gra ze mną w tenisa. Przeciwnie. Tyle że teraz nie traktujemy tego, jak obowiązku. Bo odmawiając drugiej stronie, nie pozbawiamy jej tego, co sprawia tej osobie największą radość. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA