„Wyleciałam z roboty, bo w godzinach pracy załatwiałam prywatne sprawy. Jak szef się dowiedział? Ktoś musiał mu donieść”

kobieta, która straciła pracę fot. iStock by Getty Images, stefanamer
„Dziewczyny nie raczyły nawet odwrócić się w moją stronę, gdy weszłam, tylko uparcie wlepiały wzrok w monitor. Nie odpowiedziały też na moje pozdrowienie. >>Dziwne<< – pomyślałam i usiadłam przy biurku. Nie czekałam długo na rozwój wydarzeń. Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie i stanął w nich szef. – Proszę panią do siebie – warknął”.
/ 10.04.2023 21:00
kobieta, która straciła pracę fot. iStock by Getty Images, stefanamer

Pracowałam wtedy w prywatnej firmie. Robota jak robota, nic szczególnego, ale też mało męcząca, chociaż daleko od domu. W biurze siedziałam z dwiema koleżankami, księgową i projektantką. No i z szefem, który miał swój gabinet. Ja pilnowałam spraw handlowych i wysyłek, zaś klientów wyszukiwał szef. Na produkcji zatrudniał więcej ludzi. Aha, była też pani Jadzia, sprzątaczka.

Tamtego dnia z samego rana księgowa wysłała mnie do skarbówki i ZUS-u. Niby to jej robota, ale często ją wyręczałam w urzędowych sprawach. Może gdybym nie była taka wyrywna, to teraz nie miałabym kłopotów… 

Wzięłam samochód służbowy i pojechałam. Najpierw do ZUS-u, potem do urzędu skarbowego. O dziwo, wszystko załatwiłam wyjątkowo szybko, pomyślałam więc, że skoczę na chwilę do marketu. Akurat mieli w promocji overlocki, a ja o takim cudeńku marzyłam od dawna. Niestety, na profesjonalny sprzęt nie było mnie stać. Ale ten „marketowy” do nauki szycia też się nadawał. Po prostu nie mogłam przegapić takiej okazji!

No i kupiłam tę swoją maszynę do szycia. Nie chciałam się z nią afiszować w pracy, więc pomyślałam, że upchnę ją gdzieś, choćby w ubikacji. Do domu jechać nie mogłam z powodu korków, bo straciłabym za dużo czasu. Poza tym, gdyby się wydało, że samochodem służbowym robię sobie prywatne rajdy, szef nie byłby zadowolony. Mały wypad do sklepu to jedno, ale nie można przesadzać… Starałam się być wobec niego uczciwa. Wymagał dużo, ale postępował sprawiedliwie.

Wolałam się z tym nie afiszować...

– Pani Jadziu, ja tu położę ten karton, dobrze? – spytałam sprzątaczkę.

Pani Jadzia oderwała się od mycia toalet i przeczytała nazwę na pudełku.

– Moja córka też sobie kupiła – oznajmiła. – Zadowolona jest.

Minęło kilka dni. Overlock sprawdzał się fantastycznie. Opanowałam go dość szybko, bo po pierwsze nie był skomplikowany, a po drugie miałam zacięcie. I nikt mi nie przeszkadzał. Gdybym nie skończyła ekonomii, to na pewno zostałabym krawcową…

W czwartek, gdy tylko przekroczyłam próg biura, wyczułam, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Drzwi do gabinetu szefa były zamknięte. Pierwszy raz, odkąd tu pracowałam, czyli od trzech lat, zdarzyła się taka sytuacja. Zawsze przychodził jako pierwszy, otwierał biuro i nawet nalewał wody do czajnika na poranną herbatę. Ta z nas, która zjawiała się zaraz po nim, brała na siebie dalszą procedurę parzenia. Niestety, dziś po herbacie nie było ani śladu.

Dziewczyny nie raczyły nawet odwrócić się w moją stronę, gdy weszłam, tylko uparcie wlepiały wzrok w monitor. Nie odpowiedziały też na moje pozdrowienie. „Dziwne” – pomyślałam i usiadłam przy biurku. Nie czekałam długo na rozwój wydarzeń. Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie i stanął w nich szef.

– Dzień dobry – powiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu.

Proszę panią do siebie – warknął.

Panią? Od kiedy jestem dla niego panią? Zawsze zwracał się do mnie po imieniu. Najczęściej Ola, ewentualnie Aleksandra. Oj, niedobrze…

Czy to pani Jadzia mnie podkablowała?

Weszłam do gabinetu.

– Dlaczego w godzinach pracy odwiedza pani sklepy i marnuje moje pieniądze, co? Może to pani wyjaśnić?

– Wcale nie chodzę po sklepach…

Kłamać trzeba umieć – przerwał mi. – A w poniedziałek?

– Pani Jadzia…

– Panią Jadzię proszę zostawić w spokoju. Ona swoje osiem godzin zawsze odrabia z nawiązką.

– Naskarżyła… – dokończyłam.

Szef przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale szybko się opanował.

– Jeśli pani Jadzia ma z tym coś wspólnego, poznam prawdę. Jeśli wiedziała o pani eskapadzie i mnie nie poinformowała, nie ukrywam, że zadowolony nie będę. Ale nie od niej się dowiedziałem. Proszę spojrzeć – przekręcił w moją stronę laptopa.

Rzuciłam okiem i zamarłam. Na pierwszym planie znajdowała się moja czerwona jak dojrzały pomidor twarz, obok kosz sklepowy z towarem, a wokół tłum ludzi.

No cóż… Nie zwróciłam uwagi na chłopaka, który dla zabawy nakręcił film telefonem, a potem dla chwili sławy opublikował to nagranie w internecie. Zrobił podły kawał biednym rodakom, którzy kosztem własnej godności, próbują kupić sobie coś fajnego i niedrogiego. Poza tym to nie moja wina, że promocje trwają od rana, więc normalnie pracujący człowiek nie ma szans się na nie załapać inaczej, niż urywając się z roboty.

– Mam podstawy przypuszczać, że już wcześniej w godzinach pracy załatwiała pani swoje prywatne sprawy – usłyszałam na koniec od szefa. Niestety, ale musimy się pożegnać

Nawet gdybym chciała się bronić, próbować coś tłumaczyć, co by to dało? Prawda była taka, że zawaliłam sprawę. Głupio wyszło, i tyle. Nauczyłam się jednak czegoś ważnego – czasem produkt z promocji kosztuje o wiele drożej niż nam się wydaje…

Czytaj także:
„Szef dobierał się do mnie, a gdy zaprotestowałam, zwolnił mnie z pracy. Okazało się, że wszystko widziała jego żona”
„Koleżanki pozbyły się mnie z pracy. Byłam ich wrogiem, bo sypiałam z szefem. Nie wiedziałam, że molestował inne”
„Gdy szef wywalił mnie na zbity pysk, obudziłem się z ręką w nocniku. Byłem spłukany, bo zamiast oszczędzać, szastałem kasą"
 

Redakcja poleca

REKLAMA