„Koleżanki pozbyły się mnie z pracy. Byłam ich wrogiem, bo sypiałam z szefem. Nie wiedziałam, że molestował inne”

Koleżanki pozbyły się mnie z pracy fot. Adobe Stock, georgerudy
– Zrobiłam wam jakąś krzywdę? Wpuściłam w kanał? To wyście były chore z zazdrości, ale ja nic wam nie zabrałam. A dzięki wam jestem teraz na bruku i nie mam roboty. – Święta się znalazła. Nie ciebie jedną wywalił - skwitowały dziewczyny.
/ 26.10.2021 18:46
Koleżanki pozbyły się mnie z pracy fot. Adobe Stock, georgerudy

Uroda może kobiecie czasem w życiu pomóc, ale może też stać się prawdziwym przekleństwem...Wyskubywałam rzęsy przed lustrem w łazience i patrzyłam na tę swoją śliczną buźkę. Wzięłam szminkę i wymalowałam sobie usta jak u prostytutki. Potem pobazgrałam czoło. Najchętniej bym sobie tę buziuńkę naprawdę pokiereszowała.

Uroda nie pomagała mi w życiu

Kiedy byłam mała, sąsiadki zatrzymywały matkę z wózkiem:

– Jaka śliczna – piszczały.

W szkole paru chłopaków się o mnie pobiło, a jeden próbował się otruć. Na studiach nie miałam skrupułów: owijałam sobie facetów wokół palca i wykorzystywałam ich maksymalnie. Kiedy poszłam do pierwszej pracy – inni zaczęli wykorzystywać mnie.

Zaszłam w ciążę i zaproponowano mi, żebym za odpowiednią odprawę (w zasadzie łapówkę, bo przecież jako ciężarnej nie mogli mnie zwolnić) zrezygnowała z pracy, bo oni nie mają czasu na zabawy w przedszkole.

Poszłam na to

Była to roczna pensja i myślałam, że przez ten rok jakoś się pozbieram, stanę na nogi i przestanę być sama. Człowiek sobie marzy, a życie te marzenia boleśnie koryguje. Rok minął błyskawicznie, a ja miałam do opłacenia świadczenia, kredyt, no i dziecko do wychowania. Zaczęłam szukać pracy. Skończyłam informatykę i znałam angielski – wydawało mi się, że to dwa dość istotne atuty na rynku pracy.

No i ten trzeci: ślicznotka z długimi nogami. Zaczęłam przeglądać ogłoszenia w internecie i w gazetach. Wynotowywałam wszystko, co mogłoby mnie zainteresować i zaczęłam wysyłać CV oraz listy motywacyjne. Zaproszono mnie na kilka rozmów, wciąż jednak czegoś było za mało.

W końcu na rozmowie w jednej korporacji, gdzie cały budynek wyglądał jak mrowisko i wszyscy udawali, że bez nich firma by się zawaliła, zaproponowali mi obsługę sieci komputerowej za niewielkie pieniądze.

„Na razie wystarczy” – pomyślałam. „Łatwiej szukać czegoś lepszego, z pozycji osoby już gdzieś zatrudnionej, a nie jako bezrobotna młoda matka”.

Zresztą fakt istnienia Małgosi zataiłam, bo w poprzednich firmach, w których byłam na rozmowach, kiedy widzieli młodą laskę i słyszeli, że z dzieckiem – to miałam natychmiast przechlapane, momentalnie spadały moje notowania.

W firmie weszłam od razu w ten rytm mrówek: trochę pracy, trochę lunchu, trochę plotek, trochę awanturek.

Jak ja tego nie cierpiałam

Powinnam założyć własną firmę komputerową, ale nie miałam kasy na początek i nie wierzyłam, że dam radę. Dlatego zaczepiłam się tutaj. Oczywiście natychmiast osaczyła mnie grupka panów, porzucając dotychczasowe biurowe romanse, co nie przysporzyło mi sympatii babskiej części biura.

Nagle sieć komputerowa zaczęła im się psuć częściej niż zwykle i trzeba było szybko wzywać mnie na pomoc. Szczególnie często był problem z siecią kierownika, który przyglądał mi się wyjątkowo natarczywie, kiedy majstrowałam przy jego komputerze. Jakoś to wszystko wytrzymywałam, bo nie miałam innego wyjścia.

Małgosię oddałam do żłobka, bo nie miałam nikogo, komu mogłabym ją powierzyć. Moja mama ledwie chodziła i często to ja musiałam się nią opiekować. Przez to wszystko nadal trudno mi było związać koniec z końcem. Któregoś dnia mój kierownik zauważył mnie na spacerze z wózkiem.

Byłam tak zaskoczona, że kiedy zapytał:

„To pani maluszek?” – nie potrafiłam zaprzeczyć.

Na drugi dzień wezwał mnie do swojego gabinetu.

– Okłamała nas pani, nie mówiąc, że ma dziecko…

– Nikt o to nie pytał – odparłam. – Zresztą, co to ma do rzeczy? Czy nie wywiązuję się z obowiązków – spytałam.

– Na razie jeszcze tak, ale kiedy mała zacznie chorować, a trzeba będzie zostać dłużej w pracy, to co będzie? Tego właśnie chcemy unikać, dlatego w naszym zespole nie ma matek z dziećmi. Takie są warunki pracy. Nie możemy sobie pozwolić na przestoje i zmniejszenie wydajności. Dziś panuje na rynku ostra konkurencja. Jeśli my zmniejszymy obroty, ktoś inny zajmie nasze miejsce…

Już chciałam mu powiedzieć, że chrzani głupoty, bo firma mu nie upadnie, jak ja raz nawalę, ale ugryzłam się w język.

– Rozumiem – powiedziałam, patrząc w podłogę. – Postaram się nie nawalić.

– A tak nawiasem mówiąc, jak pani daje sobie radę z jednej pensji, na dodatek niezbyt wysokiej? Bo przecież nie ma pani męża, prawda?

„Prześwietlił” mnie widać w kadrach.

– Nie mam. Jest ciężko. Myślałam, że jakoś będzie, ale jest ledwie „jakoś”.

– Mogę przymknąć oko na pani dziecko. Zostanie to naszą tajemnicą. Ponieważ pracuje pani u nas już jakiś czas, możemy też pomyśleć o podwyżce. Dostanie pani dodatek kierowniczy. Ktoś przecież musi tą siecią kierować. Co pani na to?

Gdy tylko powiedział, że zostanie to NASZĄ tajemnicą – wiedziałam już, co się święci.

Te jego spojrzenia w mój dekolt, wodzenie wzrokiem...

– Szczegóły możemy omówić przy kolacji, może być nawet dziś wieczorem…

Spojrzałam na niego: cholera, nawet był przystojny, a ja miałam na głowie kredyt, mieszkanie, zniedołężniałą matkę i dwuletnią córkę.

– Jeśli mogę, przemyślę pańską propozycję… – odparłam.

– Nie naciskam, pani Mariolu, będę czekał. Byle nie za długo – dodał, kiedy stałam już w drzwiach.

Co ja miałam robić? Gdyby nie moja uroda, pewnie nie stawałabym wobec podobnych wyborów. A tak… Poprosiłam o czas do namysłu wcale nie po to, żeby się nad tą propozycją zastanawiać, lecz żeby on miał świadomość, że to ja decyduję i że jeśli na to pójdę, to wyłącznie dlatego, że tak chcę, a nie – że muszę.

Po weekendzie poszłam wprost do jego gabinetu.

– To o jakiej podwyżce mówimy? I kiedy ta kolacja?

Podwyżka była niezła, zostałam kierowniczką działu cyfryzacji, a kolację „zaliczyliśmy” w sobotę. A dalej... Spotykałam się z nim raz w tygodniu. Był nawet miły, zawoził mnie w różne miejsca, do eleganckich knajpek, drogich hoteli. Jakoś się układało. Nawet go polubiłam. Dla mnie był w porządku. Dla innych – mniej.

Dla podwładnych nieprzyjemny i opryskliwy, chyba że zwietrzył kolejną ofiarę. Dla przełożonych – wazelina. Jego zainteresowanie mną nie umknęło uwadze korporacyjnych panienek. Rzucały dwuznaczne uwagi pod moim adresem, słówka-wytrychy, wymieniały między sobą głupie uśmieszki.

Niewiele sobie z tego robiłam.

Żyje się tak, jak się może

A ja inaczej nie mogłam. Nie dałabym sobie rady. W końcu jednak Marek upatrzył sobie nową ofiarę i ze mną spotykał się dużo rzadziej. Nawet było mi trochę przykro. W końcu była to jakaś atrakcja, odmiana w moim nudnym życiu.

Należało się jednak tego spodziewać. Miał opinię kobieciarza. Trudno się dziwić: na stanowisku, młody, przystojny, bogaty. Ponieważ „dział cyfryzacji” się rozwijał, a kierowniczka powinna mieć jednak jakieś osoby „pod sobą”, zatrudnił kolejną dziewczynę.

Kilka dni później, po kolejnym odwołaniu naszego spotkania, wezwał mnie do gabinetu na rozmowę.

– Grażyna przejmie twoje obowiązki, jako kierowniczka działu. Ma większą praktykę. Proponuję ci pozostanie w dziale, pod jej kierownictwem. Niestety, dodatek muszę ci odebrać, ale pracę na razie zatrzymujesz.

– Żartujesz? Tak po prostu spychasz mnie na boczny tor? Mimo wszystko?

– Przykro mi, takie jest życie.

– Mogę nie przyjąć tej propozycji.

– Możesz. Dla mnie lepiej. Będę mógł cię zwolnić – powiedział bezczelnie.

Któregoś dnia, kiedy wpadłam na lunch do bufetu, było tam wyjątkowo głośno. W jednym rogu skupiły się niemal wszystkie kobiety i trwała jakaś ożywiona dyskusja. Zośka z księgowości wycierała oczy chusteczką, reszta wyglądała, jakby ją pocieszała.

Chciałam wyjść, ale wypatrzyły mnie i któraś krzyknęła:

– Mariola, dawaj tu!

Podeszłam. Zwolnili jedno krzesło. Usiadłam.

Ten palant dobierał się do Zośki. Chciał ją przelecieć na zapleczu…

– Jaki palant?

Spojrzały na mnie zdziwione.

– No, ten twój... – zająknęły się, ale zaraz poprawiły. – Twój szef. I na Jadźkę też polował. I na Teresę.

– Chyba sobie żartujecie. Uważacie, że on nie może tego załatwić inaczej, tylko latać z tym, no wiecie, na wierzchu, po biurze?

– Sama widzisz. Zośka nie zrobi sprawy, bo by ją zniszczył i wywalił. Ale jakby wszystkie, które podszczypywał i przyciskał do ściany, odezwały się naraz, miałby przechlapane. Wywalą go i może wreszcie przyjdzie jakiś normalniejszy gość.

– Czego chcecie ode mnie?

– Też możesz przecież powiedzieć, że cię przymusił, że ci groził…

– Nikt mnie do niczego nie przymuszał i niczym nie groził. O co wam chodzi?

– Dobra, mówię, jak jest – odezwała się Dorota. – Jak wszystkie zgłosimy, że nas molestował i postraszymy sądem, to poleci z roboty. Dobrze, żebyś była z nami, zawsze to jedna więcej. Przecież ciebie też wyrolował.

Już wiedziały.

W biurze takie informacje szybko się rozchodzą

– Na razie jeszcze pracuję…

– Nie martw się, znajdzie na ciebie haka szybciej, niż myślisz…

Pewnie. Wystarczy, że wezmę chorobowe albo dzień opieki na dzieckiem raz czy drugi. W sumie nie miałam nic do stracenia. Wcześniej czy później wylecę.

– Zgoda – powiedziałam.

Napisały skargę do dyrekcji, grożąc pozwem sądowym. Podsunęły mi do podpisu. Podpisałam. Teraz należało już tylko czekać na dalszy rozwój wypadków. Przez dłuższy czas nic się nie działo. Albo ja o niczym nie wiedziałam. Po miesiącu wylądowałam w jego gabinecie.

– Siadaj – wskazał mi krzesło. – I po co ci to było? – zapytał.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Te kretyńskie listy, podpisy, skargi… Co ty, dziecko jesteś? Masz przesrane!

Nigdy nie przebierał w słowach, ale skoro tak mówił, to pewnie tak było.

– Twoje koleżanki wycofały się z oskarżeń, a ty podpisujesz jakieś fałszywki z babskiej solidarności. To wszystko jest bzdura, jasne?

Podsunął mi jakiś papier.

– Twoje wypowiedzenie. Ciesz się, że nie dyscyplinarne.

– Nie miałbyś podstaw – odpysknęłam.

– Do pracy możesz nie przychodzić.

– Gówno zawsze na wierzch wypłynie – powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.

Byłam roztrzęsiona i wściekła

Wparowałam do pokoju bab.

– Miło, że mi powiedziałyście o wycofaniu skargi! Co on wam za to obiecał? Na pewno tego nie dostaniecie. Jesteście gówniary, pindy popaprane!

– Święta się znalazła – mruknęła Majka.

– Zrobiłam wam jakąś krzywdę? Wpuściłam w kanał? To wyście były chore z zazdrości, ale ja nic wam nie zabrałam. A dzięki wam jestem teraz na bruku i nie mam roboty.

– Nie ciebie jedną wywalił.

– Kogoś jeszcze? No proszę, kogo? – powiedziałam drwiąco.

– Darka. Widział, jak szef obmacywał Teresę. Też podpisał papier.

– Ale się nie wycofał? – powiedziałam z podziwem. – Ma jaja. A wy jesteście gówniary – powtórzyłam.

– Darek wstawiał się za tobą. Słyszałyśmy. Naubliżał facetowi od gnojów.

– Jesteście jego warte – odwróciłam się na pięcie i wyszłam.

Skontaktowałam się z Darkiem

Pogadaliśmy przy piwie i... postanowiliśmy założyć razem firmę komputerową. Zaiskrzyło. I w naszej firmie i... między nami. Darek to świetny facet. Że też ja go wcześniej nie zauważyłam. Może wszystko potoczyłoby się inaczej?

Śledziliśmy oboje z ciekawości, co dzieje się w naszej poprzedniej pracy. Wszystkie dziewczyny, które podpisały skargę, były po kolei zwalniane pod byle pretekstem. Dwie z nich przyjęliśmy z Darkiem do nas. Szło nam bowiem coraz lepiej.

A mojego byłego szefa wkrótce awansowali. Nawet się nie zdziwiłam. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA