„Szef dobierał się do mnie, a gdy zaprotestowałam, zwolnił mnie z pracy. Okazało się, że wszystko widziała jego żona”

kobieta, którą napastował szef fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Któregoś dnia przed bramą mojej kamienicy zobaczyłam eleganckie auto. Ulica jest uboga, takie samochody tutaj to rzadkość, więc nawet ja spojrzałam z ciekawością. Wysiadła kobieta w średnim wieku, szykownie ubrana. Uśmiechnęła się do mnie i przywitała się”.
/ 25.03.2022 05:58
kobieta, którą napastował szef fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Nie miałam wyboru, musiałam iść do tego biura na sprzątaczkę. Zresztą na początku było świetnie, chwalili mnie tam, no i wreszcie zaczęłam zarabiać. A potem… cóż. Znowu poczułam się źle.

– Długo tam nie popracujesz! – powiedziała moja koleżanka, kiedy się dowiedziała, że wreszcie dostałam robotę. – Stamtąd dziewczyny uciekają jak poparzone! Ja bym nie ryzykowała!

– Ja muszę ryzykować! Dzieci trzeba nakarmić i ubrać, jakiś owoc, czekoladka, zabawka też im się należą. Nie ich wina, że kochany tatuś od trzech miesięcy nie dał ani grosza.

– Znowu?

– Znowu. Załapał się gdzieś na czarno, ale już go wyrzucili, bo śpi do południa – przyznałam.

– Czemu ty go nie wywalisz na zbity pysk? Byłoby ci lżej!

Może by i było, ale to nie takie proste. Daniel zrobił się agresywny, rozstawia nas po kątach, kiedy coś jest nie po jego myśli. Gdybym mu kazała się wynosić, dałby mi popalić. Szkoda dzieci. Niejedną awanturę widziały…

Jestem zadłużona po uszy. Jak nie zapłacę prądu i gazu, to mi je odetną, i co wtedy? Więc pożyczam od kogo się da, co jedną dziurę zatkam, robi się druga; całe moje życie takie dziurawe i byle jak pocerowane. Więc czy mogę wybrzydzać?!

Udało mi się przed nim obronić

Sprzątania jest dużo, ale ja słyszę same pochwały, że do sanitariatów aż miło wejść, biurka lśnią, wykładziny odkurzone, kosze puste. Raz usłyszałam taką rozmowę:

– Szkoda by było, gdyby odeszła. Miła i nie taki leser jak te poprzednie – mówiła jedna z urzędniczek.

– A jaka ładna! – dodała druga.

– No właśnie. Tylko patrzeć, jak wieprz ją będzie chciał przetestować, a wtedy albo się rozpuści, albo ucieknie. W obu wypadkach – kiepsko!

Nie jestem dziecko i wiem, co znaczy „przetestować”. Obiło mi się o uszy, że nasz szef jest obleśny i knurowaty, również z wyglądu: wielki, z olbrzymim brzuchem i małą głową porośniętą rzadkimi włosami. Podobno trząsł całą firmą, bał się tylko żony, bo kiedyś cały majątek na nią przepisał i teraz trzymała go w garści, więc żadnego romansu nie ciągnął zbyt długo, żeby nie zaczęli gadać.

Słyszałam, że jego ostatnia kochanka miała za długi język. Wyleciała z hukiem, a on się wszystkiego wyparł; przysięgał, że dziewczyna sobie coś ubzdurała, bo on po prostu był miły i ludzki. Obiecał, że już nigdy nie zaczepi żadnej pracownicy…

Moja pierwsza pensja to było święto. Nie zarobiłam tyle, żeby wyjść na prostą, ale kupiłam dzieciom buty, malowanki, zapłaciłam za przedszkole. Byłam z siebie dumna, postanowiłam poszukać jeszcze jakiejś roboty na pół etatu, może woźnej w szkole albo sprzątaczki w ośrodku zdrowia. Moja mama obiecała, że przypilnuje dzieci, kiedy wieczorami będę w pracy. Daniel się gdzieś zmył, podobno pojechał pomagać na jakiejś budowie, więc miałam spokój.

Wtedy się wszystko zawaliło… Sekretarka zawiadomiła mnie, że gabinet szefa mam sprzątnąć na końcu, bo tam będzie jakaś długa narada. Nie zwróciłam uwagi na jej uśmieszek. Prawie nie widywałam szefa. Poczułam się pewnie. Zaskoczyły mnie papiery leżące na podłodze. Pomyślałam, że zwiał je z biurka przeciąg. Zaczęłam je zbierać na kolanach, nie usłyszałam otwieranych drzwi.

Dopiero kiedy się na mnie zwalił całym tłustym cielskiem, błyskawicznie pojęłam, że sam te dokumenty rozrzucił, żebym była na czworakach, i żeby mu było łatwiej mnie przydusić. Nie przewidział, jaka jestem silna! Zakupy, węgiel, dzieci, wózki wnoszone i znoszone z czwartego piętra dały mi niezłą krzepę. Kiedy więc poczułam jego łapę na piersiach, a potem niżej, zaczęłam walkę. Tylko że to był pojedynek zawodnika sumo i niedużej gimnastyczki.

Szybko rozkrzyżował mi ramiona i powiedział rozkazująco:

– Bądź grzeczna, bo jak nie, od jutra tutaj nie pracujesz! Sama ściągniesz majtki, czy mam ci pomóc?

– Jeżeli mnie natychmiast nie puścisz, oskarżę cię o gwałt! – mówiłam wyraźnie i spokojnie, choć serce mi się tłukło i zamierało na przemian. – Najpierw pójdę na policję, a potem do twojej żony! Na swoje dzieci przysięgam, że to zrobię!

Wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo, ale mnie puścił. Wyturlałam się spod niego i wstałam. Już przy drzwiach usłyszałam:

– Już tu nie pracujesz! I pamiętaj, psami cię poszczuję, jeśli piśniesz słowo. Potrafię się zemścić!

Nikomu nic nie powiedziałam. Drań mnie zastraszył; miałam zaległości w czynszu, debet w banku, pomyślałam, że on ma wszędzie znajomości, może mnie wyrzucić z dziećmi na bruk, może przysłać komornika, nasłać na mnie bandziorów… Może wszystko, więc lepiej nie ryzykować.

Wpadłam w depresję. Rano na dres narzucałam byle co i prowadziłam maluchy do przedszkola, potem wracałam i przykrywałam kocem głowę, żeby nie widzieć świata. Po południu przyprowadzałam dzieci i znowu się kładłam. Nie bardzo chciało mi się żyć. Najgorsze było to, że taki karaluch ludzki wyciągnął po mnie łapę jak po swoją, i że ujdzie mu to bezkarnie!

„Kim ja jestem – myślałam – skoro można ze mną zrobić, co się chce, jak z rzeczą! Co to za świat, że na takie sprawy pozwala? Dlaczego jednemu wolno wszystko, a drugiemu nic?!”.

Dziwne myśli mi przychodziły do głowy, kiedy patrzyłam na swoje dzieci. „One też nic nie znaczą! Nikt się za nimi nie ujmie, jakby mi się coś stało. Może nawet lepiej by było…”. Nie kończyłam, bo te przypuszczenia były naprawdę straszne!

Minęło kilka dni. Z kadr zadzwonili, żebym przyniosła przepustkę i odebrała swoje papiery. Nie poszłam. Moja komórka dzwoniła bez przerwy, ale się wyświetlał jakiś nieznany numer, więc nie odbierałam. Dzieciakom kazałam być cicho, pukanie do drzwi także olewałam. Nie spodziewałam się już po ludziach niczego dobrego!

Przydarzył mi się cud

Któregoś dnia przed bramą mojej kamienicy zobaczyłam eleganckie auto. Ulica jest uboga, takie samochody tutaj to rzadkość, więc nawet ja spojrzałam z ciekawością. Wysiadła kobieta w średnim wieku, tak ubrana, że pasowała to tego wozu, ale nie pasowała do naszej ulicy. Uśmiechnęła się do mnie.

– Pani Dorota? – zapytała. – Ile ja się pani naszukałam! Czemu pani nie odbiera telefonu?

Zamurowało mnie.

– Czy my… my się znamy? – wyjąkałam.

– Ja panią znam. Z nagrania, na którym mój mąż, a właściwie już niedługo były mąż próbuje panią zgwałcić. Czemu go pani nie trzasnęła w łeb wazonem? Na biurku stoi taki ciężki kryształ…

Otworzyłam usta ze zdumienia.

– Pani wszystko widziała?

– Oczywiście. Sama zainstalowałam kamerę w gabinecie. Tak się zaklinał, że nie ma nic za uszami, tak przysięgał! Kobiety powinny sprawdzać, jak nie są pewne. Ja właśnie to zrobiłam! I jedno mogę powiedzieć. Pani Doroto, jest pani the best! – roześmiała się, widząc moje okrągłe ze zdziwienia oczy. – Nie zaprosi mnie pani? – zapytała, więc powiedziałam, że owszem, tylko mieszkam aż na czwartym piętrze, a windy nie ma.

– Wiem. Byłam tu parę razy. Pukałam i pukałam… cisza. Dlatego postanowiłam spróbować inaczej. Musimy porozmawiać!

Od tego dnia zmieniło się wszystko. Ludzie mówią, że cudów nie ma, a ja wiem, że są, bo mnie się właśnie taki cud przytrafił! Pani Ewa pomogła mi we wszystkim.

Pracuję nie na śmieciówce, tylko na normalnej umowie. Bank i wspólnota mieszkaniowa rozłożyły mi długi na raty, mało tego, zapisałam się na kurs kosmetyczno-fryzjerski. Zawsze miałam do tego dryg, kto wie, może to jest moja przyszłość? Pogoniłam Daniela! Za jakiś czas będzie sprawa o alimenty. Przestanę żebrać o to, co mi się należy.

Pani Ewa powtarza, że dam sobie radę, i ja jej wierzę.

– Nie rozczulaj się nad sobą – słyszę. – Zakasuj rękawy i do roboty. Pomogę ci zrobić drugi krok, jeśli ty zrobisz pierwszy. Możesz na mnie liczyć!

Mąż próbował ją ugłaskać, ale nie miał szans. To nagranie z ukrytej kamery pogrążyło go na amen. Odszedł z firmy, podobno wyjechał do Niemiec. Nie obchodzi mnie to.

Na panią Ewę mówię Perła, bo nosi pierścionek z perłami. Ale nie tylko dlatego. Tylko taki głupi, prostacki, tępy wieprz może nie docenić skarbu, jaki ma obok siebie. Jest nawet przysłowie, żeby nie rzucać pereł przed wieprze, bo tego nie docenią. Szczera prawda!

Czytaj także:
„Zdradziłam narzeczonego tuż przed ślubem. Nie mogłam się oprzeć przystojnemu rehabilitantowi i przepadłam”
„Nie chcę być tylko żoną swojego męża. Stanowisko kury domowej nie jest dla mnie. Gardzę życiem mojej mamy i sióstr”
„Zaszłam w ciążę z przypadkowym chłopakiem. Ojciec dał mi pieniądze, żebym pozbyła się dziecka. Nie widziałam go od 20 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA