„Gdy szef wywalił mnie z roboty, obudziłem się z ręką w nocniku. Byłem spłukany, bo zamiast oszczędzać, szastałem kasą"

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, JustLife
„Szczytem była matka panny młodej, która zażyczyła sobie prywatnej sesji portretowej w sali kominkowej pałacyku, w którym odbywało się wesele. Odmówiłem jej, bo miałem dość pracy na sali bankietowej, a ona usiłowała mnie potem oskarżyć o kradzież pieniędzy z kopert…".
/ 26.01.2023 19:15
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, JustLife

Kiedy gruchnęła wiadomość, że zamykają nasz zakład, zdałem sobie sprawę, jaki byłem lekkomyślny przez ostatnie dwanaście lat. Przecież zarabiałem naprawdę nieźle, mogłem sporo odłożyć, a ja co? A ja wydawałem pieniądze na egzotyczne wyjazdy i drogi sprzęt fotograficzny. Fakt, uwielbiałem robić zdjęcia i nieźle mi szło, ale kiedy poszedłem na bezrobocie, to nie miało żadnego znaczenia. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł na kompletną zmianę zawodu.

– Nie sprzedam aparatu – oznajmiłem rodzinie, czyli Tośce i Markowi. – Otwieram nową działalność. Będę fotografem! Wiecie, śluby, komunie, może obsługa konferencji biznesowych!

Siostra spojrzała na mnie, jakbym spadł z drabiny. Szwagier uniósł brwi i zrobił minę pod tytułem: „Coś ty, młody, znowu wymyślił?”. Ale ja chciałem to zrobić! Nie spodziewałem się, że będzie tak duże zapotrzebowanie!

– Słuchajcie – usiłowałem zarazić ich entuzjazmem. – Mam sprzęt z najwyższej półki, więc jest z czym zaczynać.

– Zapomniałeś o jednym – zauważyła kwaśno Tosia. – Masz zerowe doświadczenie z klientami. Wakacyjne fotki to nie to samo co zrobienie kilkuset zdjęć, za które ktoś będzie chciał ci zapłacić. Kiedy my szukaliśmy fotografa na wesele, to braliśmy pod uwagę tylko takich, co mieli dobre portfolio. Każdy będzie chciał zobaczyć twoje wcześniejsze prace. No i co tym im pokażesz?

– Wiem, że muszę mieć portfolio – westchnąłem. – Dlatego dam ogłoszenie, że robię zdjęcia za darmo. No wiecie, jedni idą na bezpłatny staż, żeby zdobyć doświadczenie, a ja zrobię tak.

Okazało się, że moje ogłoszenie „Fotograficzna obsługa wesel gratis!” zrobiło furorę. Zgłosiło się do mnie kilkanaście par, z miejsca zapełniłem sobie grafik wszystkich kolejnych weekendów. Na moje pierwsze wesele w roli fotografa jechałem podekscytowany, ale i nieco zestresowany. Szybko się okazało, że zdenerwowanie nie było bezpodstawne. Nim przywitałem się z młodymi, dopadła mnie kobieta w eleganckiej sukni i zaczęła wydawać rozkazy, nawet się nie przedstawiwszy.

– Zrób zdjęcia każdemu z gości, to ważne! Jak będziesz fotografował pannę młodą, to zawsze nieco z dołu, ona tak sobie życzy. Tam stoi matka pana młodego. Nie znosi, jak jej się robi zdjęcia, więc będzie cię unikać, musisz trochę się nagimnastykować. Aha, zrób zdjęcia sali tak jakoś panoramicznie czy coś, żeby wyglądała na dużą.

Podczas ślubu starałem się zachowywać dyskretnie, co nie jest łatwe, kiedy trzeba kucać na środku głównej nawy, ale wydawało mi się, że dałem radę nie zakłócać ceremonii. A jednak pod kościołem dopadła mnie jakaś starsza pani i zbeształa za to, że robiłem cyrk z mszy świętej.

Podczas wesela nie miałem nawet czasu napić się wody, nie mówiąc już o przekąszeniu czegoś, bo para młoda domagała się specjalnej sesji w ogrodzie, a druhna co chwilę wskazywała jakąś osobę i kazała za nią biegać, bo koniecznie musimy ją mieć na zdjęciach. Na szczęście fotografie wyszły ładne. Wybrałem kilkanaście i zacząłem tworzyć profesjonalne portfolio.

Nic nie musieli płacić, to często wybrzydzali

Na kolejnym weselu było nieco przyjemniej, ale miła atmosfera skończyła się, kiedy pokazałem parze młodej zdjęcia.

– Co to ma być?! – pani Ania wpatrywała się z obrzydzeniem w samą siebie w białej sukni. – Ja tak nie wyglądam! Jarek! Mówiłam ci, żebyśmy wzięli profesjonalistę! Ale ty się uparłeś i proszę! Wyglądam jak świnia! I co teraz? Jak nam pan to chce wynagrodzić?!

Ostatecznie łaskawie wzięli kilkadziesiąt najlepszych zdjęć, ale panna młoda oznajmiła, że wypisze mi negatywną opinię w internecie, żeby inni „się nie nacięli”. I naprawdę to zrobiła…
Odrabianie strat wizerunkowych zajęło mi kolejne cztery śluby. Moi klienci, wiedząc, że dopiero zaczynam i nie muszą płacić mi ani grosza, kręcili nosem na wszystko i wykorzystywali mnie do granic możliwości.

Szczytem była matka panny młodej, która zażyczyła sobie prywatnej sesji portretowej w sali kominkowej pałacyku, w którym odbywało się wesele. Odmówiłem jej, bo miałem dość pracy na sali bankietowej, a ona usiłowała mnie potem oskarżyć o kradzież pieniędzy z kopert…

Byli też i mili klienci, to prawda, ale w mniejszości. Dziękowali mi za pracę i wystawiali pozytywne opinie pod moim zawodowym profilem, ale wtedy pojawił się inny problem: konkurencja. Zacząłem dostawać wiadomości od innych, profesjonalnych fotografów. Najłagodniejsze z nich brzmiały: „Psujesz rynek! Jak mam walczyć o zlecenia, skoro klient może mieć usługę za darmo?!”. Ale były też treści wulgarne i obraźliwe. Niektórzy w niewyszukanych słowach kazali mi zaprzestać działalności. Pod moim profilem zaczęły się masowo pojawiać negatywne opinie rzekomych klientów.

– Mam tego dosyć… – jęknąłem, kiedy jakaś para zamówiła mnie na sobotę, a gdy dojechałem osiemdziesiąt kilometrów pod kościół, okazało się, że nie ma tam żadnego ślubu. – Konkurencja mnie nienawidzi, blokują moje terminy, obsmarowują mnie w internecie…

– Może trzeba ich zrozumieć – mruknęła Tośka. Wyraźnie nie była zdziwiona takim obrotem spraw. – Zabierasz im zlecenia, obniżasz ceny usług w branży.

To jak mam wyrobić sobie portfolio? Ludzie muszą widzieć moje poprzednie prace, żeby mi zaufać! – krzyknąłem.

Tośka praktycznie mnie wychowała. Miałem sześć lat, kiedy zginęli nasi rodzice, i to ona przejęła nade mną opiekę. Czasami miałem wrażenie, że jest typową starszą siostrą – gderliwą i zniecierpliwioną harcami młodszego brata. Ale czasami zachowywała się moja mama. Tak było i wtedy.

– Zostaw te śluby – poradziła. – Robisz piękne zdjęcia ludziom, więc rób to dalej. Wiesz co? Jutro jedziemy do Leosia, może pojedziesz z nami? Zrobisz mu parę zdjęć, on bardzo to lubi.

Leoś był bratankiem Marka, cierpiał na niedowład mięśniowy. Przebywał w ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych. Pojechałem z siostrą i szwagrem. Dyrektorka ośrodka pozwoliła mi fotografować podopiecznych – pod warunkiem że te zdjęcia posłużą zdobywaniu funduszy i propagowaniu misji ośrodka.

Dzisiaj jestem fotografem artystycznym

Tamtego dnia zrobiłem ponad osiemset zdjęć, choć miałem tylko dwudziestu sześciu modeli i modelek. Ale nawet nie wiem, kiedy minęło te osiem godzin, które z nimi spędziłem. Wynikiem mojej pracy były zdjęcia dzieciaków przyłapanych na codziennych czynnościach, jak nauka, zabawa czy zajmowanie się ogrodem. Wiem, że pani dyrektor pozyskała dzięki nim nowego sponsora.

Potem zrobiłem fotoreportaż z pracy wolontariuszy w schronisku dla zwierząt. Okazało się wtedy, że nieźle mi wychodzi fotografowanie zwierząt. Moje fotki trafiły do internetu, a potem do serc ludzi, którzy zaadoptowali kilkanaście czworonogów.

Aranżuję sesje na specjalne życzenie – na przykład z własnym psem, na ukochanym motocyklu albo w wymuskanym ogrodzie. Pary zamawiają u mnie sesje romantyczne, kobiety w każdym wieku chcą pięknych zdjęć portretowych. Uwielbiam też pracować z dziećmi.

Może to zabrzmi dziwnie, ale dzisiaj cieszę się, że zwolniono mnie z zakładu, a potem nie wyszło mi z tym biznesem weselnym. Niby to były porażki, ale okazały się po prostu drogą do zupełnie innej ścieżki kariery. Nauczyłem się też jeszcze czegoś: jeśli mam coś robić za darmo, to niech to przynajmniej posłuży do czegoś dobrego! 

Czytaj także:
„Szef wywalił mnie na zbity pysk, bo miałem czelność prosić o podwyżkę na leki dla córki. Karma wróciła szybciej niż myślał"
„Gdy zaszłam w ciążę, chłopak wywalił mnie na ulicę. Byłam wściekła na dziecko. To przez nie Mirek przestał mnie kochać”
„Żona znienawidziła mnie za to, że ją zdradziłem. Nie poprzestała na rozwodzie, postanowiła całkiem zniszczyć mi życie...”

Redakcja poleca

REKLAMA