Taka to moja rozrywka emerytki – siedzenie oknie i obserwowanie, co się dzieje na zewnątrz. Nic innego ciekawego nie robię. Prąd jest za drogi, zresztą telewizor się popsuł, więc i tak nie mam na czym seriali oglądać. Moją telewizją jest podwórko.
Człowiek, jak ma dużo czasu na emeryturze, a mało rozrywek, to zabija nudę obserwacją i analizowaniem tego, co zobaczy. Z logiką u mnie niekiepsko, pamięć też mam dobrą, więc sporo wiem. A o tym podwórku chyba wszystko. Zwłaszcza o sąsiadach z naprzeciwka.
Mieszka tam młoda dziewczyna
Teraz sama, kiedyś z rodzicami, ale ojciec zapił się na śmierć, a matka ruszyła chyba gdzieś w tango po świecie. W każdym razie odczekała te pół roku, aż córka stanie się pełnoletnia, po czym z walizką wyszła i tyle ją widziałam. Nie wróciła.
Patologia. Jedno i drugie, żadne nie stroniło od kieliszka, tyle że matka miała jeszcze jakieś hamulce. Ojciec nieraz spał na schodach, jak już nie dawał rady dojść na czworakach do drzwi. Ta biedna Elizka w ogóle do nich nie pasowała.
Zawsze była grzeczną dziewczynką.
Mówiła „dzień dobry”, machała do mnie na „do widzenia”, gdy wracała z podwórka do domu, a ja zostawałam w oknie. Czasem do mnie wpadała. Jak rodzice się kłócili, to odrabiała u mnie lekcje, a ja częstowałam ją ciastem drożdżowym albo robiłam budyń i kanapki. Wiele nie miałam na tej mojej emeryturze, ale dziecku nigdy nie żałowałam. Zwłaszcza takiemu, co chciało się uczyć i zawalczyć o lepszy los.
– Wie pani, że jak ktoś się dobrze uczy, to może się dostać na studia i wyjechać, i mieć dobre życie? Tak nam mówi pani w szkole – powtarzała, a ja głaskałam ją po głowie i potwierdzałam, że na pewno jej się uda.
Jak dorastała, to nie zapominała o starej sąsiadce. Często pytała, czy nie zrobić mi zakupów albo nie pomóc w porządkach. Dobre dziecko z niej było, naprawdę dobre i uśmiechnięte, mimo rodziców, którzy jej się nie udali. Kiedy matka zniknęła na dobre, zostawiając Elizkę samą, na krótko przed maturą, bardzo posmutniała.
– To już w takim razie koniec moich marzeń o studiach… – wyznała mi. – Nie mam pieniędzy, mama zostawiła mi tylko trochę, więcej nie mam. Zdam maturę i poszukam pracy, bo nie będę miała za co żyć.
Biedna młoda kobieta…
Gdybym miała jakieś oszczędności, tobym jej dała bez wahania. Tak się starała, tyle pracowała na lepsze życie… A bez studiów o jakiej przyszłości mogła myśleć? O jakiej porządnej pracy, skoro teraz wszędzie wymagali studiów i doświadczenia?
Zaraz też zaczął się koło niej kręcić taki jeden łobuz z dzielnicy. Nie podobał mi się ani trochę. Choć niby niebrzydki, to źle mu z oczu patrzyło. Podjeżdżał samochodem, warcząc silnikiem tak, że człowiekowi uszy odpadały. Wysoki, z łańcuchami na szyi, niemal zawsze z butelką piwa w dłoni, a potem wsiadał za kierownicę.
Ale ona, samotna, stęskniona uczucia, dała się omamić. Wystarczy, że jakiś prezent dał, na zakupy zabrał i na tańce, że przytulił i pocałował. Dziewczynina przywiązała się do łobuza. Może dzięki niemu czuła się bezpieczniejsza? W końcu sama w domu, taka młódka… Na jej miejscu też bym się bała. Mając za sobą jakiegoś chłopaka, łatwiej stawić czoła światu. A że pierwszy zakręcił się wokół niej taki przystojny chuligan, to już jej pech.
Drugi był moim zdaniem o wiele lepszy, tyle że… Dobre chłopaki na pierwszy rzut oka wyglądają nieszczególnie. Słabe toto, chude, niewygadane, nikomu nie przyłoży. Miły, grzeczny, uprzejmy, ale… niepozorny. Łatwo przeoczyć, nie docenić.
Wiem, co mówię – mój świętej pamięci Witek taki był. Niewidzialny dla dziewczyn, choć starał się pokazać od najlepszej strony. Aż w końcu ja zwróciłam na niego uwagę. Czterdzieści trzy lata byliśmy razem, zanim odszedł, i codziennie mi go brakuje. Taki niby nijaki, a jak szczere złoto, do rany przyłóż, nigdy ręki na mnie nie podniósł, ba, głosu nie podniósł, bo kłócić się nie lubił.
Nigdy nie zapomniał, kiedy mam urodziny. Ani o rocznicy ślubu. Zawsze dbał o mnie bardziej niż o siebie. Dlatego jak ten Sławek odwiedził raz i drugi Elizę, to też przykuł moją uwagę. Choć odwiedził to za duże słowo. Do domu wstydził się wejść, czekał na nią pod oknem, zabierał na spacer. Zawsze miał przy sobie jakieś kwiatuszki. Niestety, nie umiał wprost powiedzieć, o co mu chodzi, i tak się pokręcił, pokręcił, aż go ten łobuz przyuważył, postraszył i skończyły się spacery z Elizą.
Odtąd już tylko z daleka tęsknie patrzył na Elizę. A trzeba powiedzieć, że wyrosła na śliczną dziewczynę. I mądra była, ale zahukana, zrezygnowana i rozczarowana, że wszystkie jej plany i starania wzięły w łeb. Chyba tylko dlatego zgodziła się wyjść za tego całego Daniela. Z desperacji. Zapraszała mnie na ślub, ale gdzie mnie starej doczłapać do kościoła. Pobłogosławiłam jej przez okno, jak wychodziła, w skromnej, białej sukience.
A potem się zaczęło…
Daniel wprowadził się do jej mieszkania i zrobił z niego metę dla swoich libacji. Dziewczynina wpadła z deszczu pod rynnę. Jak ojciec się zachlał i miała spokój, to mąż zaczął od nowa. Słyszałam, jak na nią wrzeszczał, a ona go uciszała, echo doskonale się niesie po podwórku. Ona rano wychodziła do pracy, a ten spał do południa. Obibok.
– Kupić pani coś? – zatrzymywała się, widząc mnie w oknie, i zawsze pytała.
– Dwa kilo ziemniaków, jakbyś była taka dobra, kochanie. Masz… – sięgałam po pieniądze. – Elizka, czemu ty się z nim nie rozwiedziesz? Przecież ten Daniel to nie jest ani dobry mąż, ani człowiek. Nie czekaj z życiem jak twoja matka, zanim się zapije na śmierć. Jak ci zrobi dzieciaki, to dopiero będziesz miała bal, a ojciec z niego nie będzie… – szeptałam, podając jej monety do ręki. – Rozwiedź się, wyjedź, pracę znajdziesz. I lepszego chłopaka.
– Ech, wszędzie życie jednakowe – wzdychała. – Będę po dziewiętnastej, to zostawię zakupy.
Sławek nie zniknął całkiem z życia Elizy. Czasem nadal się pojawiał pod jej oknem, zwłaszcza jak auto Daniela odjeżdżało. Nie, Eliza nie zdradzała męża, porządna dziewczyna była, a Sławek też czystym uczuciem ją darzył i nie wchodził za próg jej mieszkania, ale często długo rozmawiali, siedząc na ławce.
– Wiesz, że zawsze ci pomogę… Nie jesteś skazana… Eliza, proszę… – docierały do mnie strzępki zdań.
Eliza się nie zdecydowała, a ja wiedziałam dlaczego. Zaczęła inaczej chodzić i choć brzuch jej jeszcze nie urósł, to łatwo było się domyślić powodu.
– Na kiedy masz termin? – spytałam, gdy któregoś dnia przyniosła mi chleb i mleko.
– Jeszcze pięć miesięcy, dużo czasu – spuściła ze wstydem oczy, jakby zrobiła coś złego.
– No to będzie radość. Gratuluję. Dasz czasem starej babie pobujać, co?
Nigdy nie dorobiliśmy się dzieci z Witkiem, ale zawsze lubiłam brzdące. Nie miałam nic przeciwko temu, że hałasują czy grają w piłkę na podwórku. Ale takie maleństwa były najsłodsze i miałam nadzieję na to, że dożyję momentu, kiedy dziecko Elizy pojawi się na świecie.
W mieszkaniu naprzeciwko zaczęło się jednak dziać jeszcze gorzej niż dotychczas. Coraz więcej awantur, wrzasków Daniela, jakieś rumory, brzęki tłuczonych naczyń, trzask łamanych mebli. Eliza jak cień przemykała do pracy i z powrotem. A potem… Obudziło mnie walenie do drzwi. Już się bałam, że to wojna, że jakiś rozbój, ale poznałam głos Elizki i szybko otworzyłam.
– Niech pani wezwie karetkę… Proszę… Zabrał mi telefon… – Eliza płakała, trzymając się za zaokrąglony brzuch.
Stała w koszuli nocnej w moim przedpokoju, a na jasnej tkaninie znać było ślady krwi. Szybko wezwałam pogotowie. Kazałam jej się położyć i głaskałam ją po głowie, póki nie przyjechali.
– Uderzył cię? – spytałam, bo widziałam na jej ręce siniaki. – Pokaż.
– Uderzył, ale on nie chciał. Sprowokowałam go – mruknęła.
– Boże drogi, dziecko, co ty mówisz… On cię bije, a ty dalej go bronisz?
Milczała, a łzy płynęły, gorące, z jej i moich oczu.
Przyjechała karetka, zabrała ją
Byłam wściekła na tego bydlaka, który był silny tylko wobec słabej kobiety! Takich ziemia nie powinna nosić. A ona złego słowa na niego nie powiedziała. Ze strachu, ze wstydu, z głupiej nadziei, że coś do niego dotrze, poprawi się. Skoro ona się nie żaliła na głos, choć wszystkie łzy wypłakała, ja się w jej imieniu poskarżyłam.
Moja wina, mój błąd, ale mleko się rozlało. Bo kiedy Sławek się pojawił na podwórku, przywołałam go i powiedziałam mu o tym, co się stało. Stał i zaciskał pięści, jakby chciał przyłożyć niewidzialnemu wrogowi. Widziałam, że był wściekły i poruszony.
– Ja wiem, że ty jesteś dobry chłopak, troszczysz się o nią. Zrób wszystko, żeby ją od niego zabrać – poprosiłam. – Ja jestem stara, nie pomogę jej…
– Kiedy ona się go tak boi, że nawet nie chce pomyśleć o odejściu! – skrzywił się. – Pani wie, że ja bym jej nieba przychylił. Tylko co ja sam mogę…
– Boże, ale ją trzeba ratować za wszelką cenę! Zanim to zwierzę ją znowu skrzywdzi! – chlipałam.
Serce mi się ściskało, kiedy myślałam, jakie życie czeka tę dziewczynę, jeśli zostanie z damskim bokserem. Nocą usłyszałam warkot silnika. O, pijak i łobuz przyjechał. Wyszłam z łóżka i siadłam przy oknie, chcąc zobaczyć, w jakim stanie wrócił. No i chciałam mieć mieszkanie Elizy na oku, na wypadek gdyby znowu zaczęła się awantura. Teraz miałam zamiar wezwać policję. A niech go zabierają, niech wpakują do ciupy.
Daniel wysiadł z samochodu. Zatrzasnął drzwiczki, zachwiał się, bo wiadomo, trzeźwy nie był, a sekundę później… Zobaczyłam, jak podchodzi do niego szczupła postać i uderza go czymś w głowę.
Usłyszałam jęk, chłop zwalił się na ziemię, a zaraz za nim prawdopodobnie doniczka, która wypadła z rąk napastnika i rozbiła się o asfalt. W jednym, drugim mieszkaniu rozbłysło światło i w delikatnej poświacie rozpoznałam tę postać.
Boże drogi, to przecież był Sławek!
Rozglądał się, jakby wahał się, gdzie uciec, schować się. Otworzyłam okno i przywołałam go do siebie. Kazałam do mnie wejść. Uchyliłam mu drzwi i wciągnęłam do środka. Trząsł się jak osika.
– Zrobiłem to, zrobiłem to, dostał za swoje… – powtarzał, jakby się zaciął.
– Sławek, coś ty narobił? Przecież on cię teraz pozwie! – szeptałam gorączkowo. – Dobra, czekaj! Trzeba wezwać karetkę. Gnój, nie gnój, skaranie boskie z nim, ale nie można go tam zostawić.
– Mówiła pani, że trzeba zrobić wszystko. Taki silny, co? Taki kozak. Kobiecie w ciąży umie przyłożyć, ale nie obejrzał się za siebie. Nic mu nie będzie, najwyżej parę szwów mu założą, ale może zrozumie, że nie wolno nikogo obić. I odczepi się nareszcie od Elizy, już patrzeć się na to nie da. Bo ja bym chciał, żeby ona była choć trochę szczęśliwsza. Tylko tyle. Ja wiem, że ona mnie nie zechce, ale… Wystarczy, jeśli się uśmiechnie.
Nie mówię, że popieram takie zachowanie. Stronię od przemocy, ale... chyba podziałało. Niby taki silny chłop, chciałoby się pomyśleć, że jeszcze weźmie i się zemści, ale chyba zrozumiał ostrzeżenie. Gdy Sławek przestał trząść się jak osika, stanęłam przy moim stanowisku i patrzyłam przez zasłonkę, co sie dzieje.
Niczego nie żałuję
Wielki chłop gramolił się z ziemi, wyglądał jak zbity pies. Widac było z daleka, że nic wielkiego mu sie nie stało. Alkohol, szok i lekki strzał doniczką w głowę połączyły siły i powaliły go na glebę. Wstał chwiejnym krokiem, bo jednak procenty nie uciekły i panicznie rozglądal się wokół siebie, i chyba coś dotarło do tej pustej łepetyny.
Na następny dzień Elizka przyszła zapłakana i oznajmiła, że ten jej gburowaty mężuś zostawił pożegnalny list, a szafach zabrakło jego rzeczy. Starego gruchota tez nie było widać pod blokiem.
Wiedziałam, że to dzięki mojej, niekoniecznie moralnej akcji ratunkowej ta dziewczyna w końcu uwolniła się od tyrana. Może zacznie nowe życie? Trzymam za to kciuki i w duchu świętuję. Jednak opłaca się ślęczec przy oknie i monitorować sytuacje.
Czytaj także:
„Dość mam prania gaci mojego jedynaka. Wychowaliśmy go na rozpuszczonego, kolorowego ptaka, który ma nas za nic”
„Syn zadał mi wiele bólu, ale nie byłem w stanie na niego donieść. On nawet nie wie, że to ja jestem jego ojcem”
„Zakochałam się w przyjacielu, ale usidliła go przybrana siostra. Chciałam, żeby los się na niej zemścił”