„Zakochałam się w przyjacielu, ale usidliła go przybrana siostra. Chciałam, żeby los się na niej zemścił”

zawiedziona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein
„Pięć lat patrzyłam w milczeniu, jak Beata funduje Marcinowi emocjonalną kolejkę górską, na przemian mamiąc go pozorami uczucia, a potem go zdradzając i poniżając. Widział, co się dzieje, ale nie potrafił tego przerwać. Zrozumiałam, że Beata nie odpuści, póki go nie zniszczy”.
/ 01.10.2023 09:15
zawiedziona kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein

Kilka lat wcześniej Marcin i ja byliśmy przyjaciółmi. Czasem ze sobą sypialiśmy, ale było wiadomo, że jak się któreś w kimś zakocha, to układ przestaje obowiązywać.

A jednak się zakochałam

Problem był w tym, że ja Marcina kochałam. Od samego początku, gdy spotkaliśmy się podczas rekrutacji do firmy prawniczej. Dostaliśmy się oboje. Mieliśmy podobne poczucie humoru, lubiliśmy te same książki i filmy. Świetnie się dogadywaliśmy. Wiedziałam w głębi serca, że to jest mężczyzna, z którym chcę mieć dzieci i z którym chcę się zestarzeć. Wszyscy inni przestali się liczyć.

Ale Marcin czuł do mnie jedynie sympatię. W jego oczach byliśmy tylko przyjaciółmi, którym od czasu do czasu zdarza się iść do łóżka dla przyjemności. Wmówiłam sobie, że to mi wystarczy. Udawałam przed wszystkimi, że nie chcę niczego więcej. Wiedziałam, że jeśli on się zorientuje, że go kocham, nawet tego już nie będę miała. Tych chwil, kiedy czując jego dłonie na moim ciele i jego w sobie, mogę wierzyć, że mnie kocha i jesteśmy razem.

Nie chciałam, by się poznali

Potem wujek Karol zachorował i kazał mi przyjechać, by się z nim pożegnać. Wujek na starość zrobił się hipochondrykiem i zwykły katar sprawiał, że pisał testament. Akurat zwichnęłam sobie nogę w kostce i ledwo chodziłam. Prowadzenie auta było wykluczone. Wiedziałam, że wujek jak zwykle panikuje, ale nie mogłam odmówić. Nie po tym, co dla mnie zrobił.

– Zawiozę cię – zaofiarował się Marcin.

– Nie trzeba, pojadę autobusem.

Serce waliło mi jak oszalałe i niemal widziałam zbierające się nad moją głową czarne chmury. Ale Marcin podjął decyzję.

– Oczywiście, że tak – uśmiechnął się.

– Jakim bym się okazał przyjacielem, gdybym ci nie pomógł? Ty przy mnie siedziałaś w szpitalu niemal tydzień.

Kiedy jechaliśmy autem do mojego rodzinnego miasta, modliłam się tylko, by nie było mojej przyrodniej siostry Beaty. Nic z tego. I wystarczył jej moment, by się zorientować w moich uczuciach do Marcina. Kiedy posłała mi uśmiech – ten specjalny, przeznaczony tylko dla mnie – wiedziałam, że przegrałam.

Nienawidziła mnie

Kiedy ludzie patrzyli na Beatę, widzieli anioła. Blond włoski zwinięte w rozkoszne pierścionki. Wielkie niebieskie oczy o niewinnym wyrazie. Usteczka w kształcie serca. Drobne, zgrabne ciało. Gdy ja na nią patrzyłam, widziałam tylko wredne oblicze. Ludzie nie widzieli jej egoizmu, wrodzonej złośliwości i bezinteresownej zawiści.

Potrafiła być urzeczywistnionym marzeniem, jeśli miała z tego jakąś korzyść. Dla tych, którzy nie mieli co jej zaproponować, miała jedynie fałszywy uśmiech i sztylet schowany za plecami. A dla mnie… Cóż, mnie jednej pokazywała prawdziwą twarz. Dlaczego? Bo jej nienawiść do mnie była zbyt silna, by mogła ją ukryć.

Wychowywałyśmy się jak siostry. Gdy miałam osiem lat, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ojciec Beaty, wujek Karol, adoptował mnie i zostałyśmy przybranymi siostrami. Twierdził, że kiedyś mój tata uratował mu życie i chociaż tak będzie mógł się odwdzięczyć. Ciocia Ania, jego żona, była dziwną kobietą, która bardziej przejmowała się tym, żeby wyglądać młodo i być na czasie ze wszystkim, niż własną córką, a tym bardziej adoptowaną.

Beata uwielbiała ojca. Byłą córką idealną, praktycznie czytała wujkowi w myślach i spełniała jego życzenia, zanim je wypowiedział. A on to doceniał i bardzo ją kochał. Tak jak swoją żonę. Ale jego serce było wielkie i znalazło się w nim też miejsce i dla mnie. Przyjął mnie do rodziny, wychował, wykształcił, dał miłość, opiekę i zainteresowanie. Stał się moim drugim ojcem.

Nie lubiła się dzielić

Ale Beata nienawidziła się dzielić czymkolwiek, a zwłaszcza ukochanym ojcem. I z uśmiechem na ustach, świergocząc do ojca, jak to kocha swoją siostrę, zadawała mi bolesne ciosy. Przede wszystkim niszczyła to, co lubiłam – od lalek począwszy, na ukochanym flecie, książce czy swetrze skończywszy. I zabierała mi to, co uważałam za cenne.

Obmową odsuwała ode mnie przyjaciół. Odbierała chłopaków, na których mi zależało, a potem ich porzucała. Potrafiła tak zmanipulować nauczycieli, że wierzyli, że to ja odpisuję od niej lekcje, a nie na odwrót. A że mój charakter nie pozwalał wyjaśniać innym, kto jest prawdziwym złoczyńcą, mogła wrabiać mnie we wszystko bezpiecznie.

Jedyne, czego jej się nie udało, to sprawić, by wuj Karol zaczął patrzeć na mnie tak jak ona. I tego nie mogła przeżyć. Tydzień przed maturą powiedziała mi:

– Nie będę ci przeszkadzać. Chcę, żebyś wyjechała na studia i nigdy  nie wróciła. To moje miasto. I mój ojciec.

Wyjechałam z ulgą i wpadałam jedynie od czasu do czasu. Miałam swoje życie. Robiłam karierę zawodową i próbowałam sprawić, by Marcin mnie pokochał. Albo przynajmniej nie pokochał innej, ale poznał Beatę.

Chciała mnie skrzywdzić

A ona się zorientowała, że może mnie naprawdę zranić. Uderzyć prosto w serce. Nie miałam szans. Nie minęło kilka godzin, kiedy Marcin dał się złapać na lep słodkich uśmiechów, lśniących błękitnych oczu i podsuwanej mu pod oczy miseczki C. W desperacji zrobiłam to, czego nie robiłam nigdy wcześniej:

– Zostaw go, Beata – poprosiłam siostrę. – On jest niewinny.

– Nie rozumiem, o czym mówisz – powiedziała, ale jej uśmieszek mówił co innego.

– Nie jesteście parą, nie odbijam ci go.

– Ale ty go nie kochasz, tylko się z nim bawisz, żeby mnie zranić.

– Ale może pokocham. Kto wie?

I odeszła, nucąc coś pod nosem.

Wuj oczywiście przeżył bóle brzucha, które uznał za raka w stanie terminalnym, a które okazały się wrzodami żołądka, i trzy dni później, gdy dostał diagnozę, wracaliśmy do Wrocławia. Marcin wtedy powiedział, że nasz układ już nie obowiązuje, bo Beata zgodziła się zostać jego dziewczyną.

Poderwała go celowo

Powinnam mu była wszystko powiedzieć. Ale wtedy musiałabym się przyznać do mojej miłości, a tego nie byłam w stanie z siebie wydobyć. Nie zniosłabym litości w jego wzroku. Więc obojętnym tonem ostrzegłam go tylko, że Beata lubi się bawić ludźmi i nie powinien jej tak do końca ufać.

– Zabaw się – powiedziałam – ale nie myśl o niej poważnie.

Nie odrywając wzroku od szosy, skinął głową, że słyszał. Jednak rozmarzony uśmiech na jego wargach powiedział mi, że nie wziął sobie przestrogi do serca.

Pół roku później wzięli ślub. Musiałam na nim być. Żeby nie smucić wuja Karola. Udawałam, że jestem szczęśliwa z powodu szczęścia mojej siostry. Ale zanim Beata pojechała do kościoła w swojej pięknej białej sukni, przydybałam ją w sypialni.

– Jeśli go zranisz, pożałujesz, przysięgam! – zagroziłam.

Uśmiechnęła się zimno.

– Zawsze lubiłam patrzeć na twoją rozpacz nad zepsutymi zabawkami – powiedziała. – Czułam się wtedy lepsza. Brakuje mi tego uczucia.

Przeraziłam się.

– Jeśli go skrzywdzisz, nie daruję ci, słyszysz? – wyszeptałam.

Tylko się roześmiała i poszła do drzwi. Tam zatrzymała się na chwilę, rzuciła mi spojrzenie znad ramienia i powiedziała:

– Jesteś zbyt wielkim tchórzem, droga siostrzyczko. Inaczej już dawno byś ze mną walczyła, a nie uciekała z podkulonym ogonem – zachichotała.

Los był dla niej okrutny

Pięć lat patrzyłam w milczeniu, jak Beata funduje Marcinowi emocjonalną kolejkę górską, na przemian mamiąc go pozorami uczucia, a potem go zdradzając i poniżając. Widział, co się dzieje, ale nie potrafił tego przerwać. Zrozumiałam, że Beata nie odpuści, póki go nie zniszczy. Chciałam, by los się na niej zemścił za to wszystko, ale nie sądziłam, że sama doprowadzi do takiej tragedii.

Pożar wybuchł w środku nocy, więc nikt z sąsiadów ognia nie zauważył. Zresztą domy na osiedlu stoją daleko od siebie, poukrywane w ogrodach. Kiedy ktoś się zorientował i wezwał straż pożarną, willa stała już w płomieniach… Strażacy próbowali wejść do środka, ale się nie dało. Kiedy nad ranem ugaszono ogień, ciało właścicielki znaleziono w salonie. Prawdopodobnie zasnęła na kanapie. Później ekspert stwierdził, że właśnie tam zaczął się pożar. Pewnie od papierosa, który wypadł z dłoni pijanej kobiety.

Widziałam, jak przed szóstą rano przyjechała taksówka i wysiadł z niej Marcin. Patrzyłam, jak rozmawia z dowódcą wozu strażaków. Jak ukrywa twarz w dłoniach. Jego ramiona drgały od płaczu. Zobaczyłam się z nim kilka godzin później, na komisariacie policji, gdzie właśnie skończył składać zeznania.

– Przyjechałam najszybciej, jak mogłam – objęłam go ramionami.

Pachniał wodą kolońską, dymem pogorzeliska i zmęczeniem. Jego ramiona otoczyły mnie, położył głowę na moim ramieniu.

– Jestem tak bardzo zmęczony – powiedział. – Nie mam już nic.

– Masz mnie – odparłam. – Zabiorę cię do siebie, musisz odpocząć. Potem zastanowisz się, co dalej.

– Co ja bym bez ciebie zrobił, przyjaciółko…

Pół godziny później spał w moim łóżku, po prysznicu i jajecznicy. Siedziałam w fotelu niedaleko łóżka i pilnowałam jego snu. Nie było mi w ogóle żal Beaty. Nawet jej tragiczna śmierć nie ukoiła mojego cierpienia. Teraz, kiedy jej już nie ma, nikt nie stoi na drodze do serca Marcina oprócz mnie. I mam zamiar z tego skorzystać.

Czytaj także: „Gburowaty właściciel mieszkania chciał dać mi popalić, ale to ja wygrałam. Ze złości dymiło mu się z głowy”
„Nie dowiedziałabym się o zdradzie, gdyby nie prezent od męża. Teraz wiem, że z przyjemnością czochrał się z pracownicą”
„Córka miała przyprowadzić mi księcia z bajki, a przyszła z przeterminowanym kawalerem. Nie chcę takiego zięcia”

 

Redakcja poleca

REKLAMA