„Wykupiłem dla siebie i żony wczasy. Wściekła się, że wydałem tyle kasy na przyjemności. Cóż, pojadę z kochanką”

kłócąca się para fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd
„Naprawdę spodziewałem się, że Karina rzuci mi się na szyję zachwycona perspektywą luksusowego wypoczynku. Myliłem się. Gdy wręczyłem jej voucher któregoś dnia przy kolacji, spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem”.
/ 29.11.2023 21:15
kłócąca się para fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd

Jesteśmy z żoną typowym przykładem małżeństwa z konieczności. No, może nie z konieczności, ale z wymuszenia. To rodzice wymusili na mnie ślub z Kariną dziesięć lat temu.

Nie miałem ochoty się z nią żenić

Ojciec skutecznie przekonał mnie, że jest mi potrzebna posłuszna i dość uległa kobieta, która odnajdzie się w roli tła, dobrej matki i pani domu. Karina właśnie taka była. Nigdy nie robiła mi awantur o późne powroty do domu, o zaglądanie w dekolt innym babom. Nie kłóciła się ze mną praktycznie w ogóle, przyjmowała moje zdanie jako fakt i prawdę objawioną. Pasowało mi to, chyba każdemu facetowi by pasowało.

Mogłem robić, co chciałem, bujać się po knajpach, nie musiałem zajmować się obowiązkami domowymi, a już na pewno nie musiałem wstawać do dzieci. Wracałem z pracy i miałem obiad zawsze podstawiony pod nos, chyba że Karina była bardzo chora. Wtedy jechałem do mamy albo do restauracji. Nigdy nie gotowałem ani nie prałem sobie sam, bo nie musiałem. W moim domu podział ról też był jasno określony: ojciec zarabiał, a mama zajmowała się domem i nami.

Wiele osób mogłoby pomyśleć, że to szalenie wygodne życie. To prawda, tak, ale… ciężko zakochać się w takiej pozbawionej ikry i własnego zdania kobiecie. W Karinie widziałem tylko wpatrzoną we mnie służkę i matkę dzieci, a nie żonę czy kochankę. Jak każdy facet, mam swoje potrzeby, więc oczywiście nie byliśmy białym związkiem, ale… prawdziwych doznań i uciech cielesnych szukałem gdzieś indziej. Zresztą mój ojciec robił przez wiele lat to samo. Gdy byłem młodym chłopakiem, obiecałem sobie, że ożenię się z miłości w kobiecie, na widok której będzie mi łomotać serce.

– Małżeństwo jest jak firma. Nie zatrudniasz najgorętszej laski do księgowości czy zarządzania handlem. Zatrudniasz taką, która będzie rzetelna, pracowita i nie będzie ci robić problemów – pouczał mnie ojciec.

Chciałem go zadowolić

Nigdy nie zadałem sobie pytania, czy Karina jest szczęśliwa w tym układzie. Ja właściwie byłem. Na mieście miałem kochankę, która realizowała moje największe fantazje seksualne, którą mogłem zabrać na romantyczny weekend za miasto, z którą mogłem podyskutować na wiele tematów. W domu z kolei miałem zaangażowaną w dbanie o rodzinę doskonałą gospodynię. Nie można było narzekać, zwłaszcza że nadal miałem pełną wolność. „Może ojciec miał rację? Może właśnie na tym powinien opierać się wybór dobrej żony? Kochankę zawsze można znaleźć, ale wierną i pracowitą żonę? Niekoniecznie”, myślałem.

Przez długi czas żona nie wtrącała mi się nawet do wspólnych wydatków. To ja zarabiałem pieniądze, więc i naturalnie ja nimi rządziłem, co nie oznacza, że kiedykolwiek ich żałowałem żonie. Mogła wydawać, na co chciała, choć z natury była oszczędna. Wolała kupić dzieciom nowe buty albo opłacić dodatkowe zajęcia niż pójść do kosmetyczki czy zainwestować w nową bieliznę. No nic dziwnego, że uciech szukałem u kochanki…

– Może byś sobie kupiła jakiś nowy ciuch? W tej sukience widzę cię już z dwudziesty raz chyba… – mruknąłem któregoś dnia.

– Ale po co, jak jest jeszcze zupełnie dobra. Ja już nie rosnę, a dzieci tak. Lepiej im coś kupić – odpowiadała zawsze.

Nie mogłem z tym walczyć

Gdzieś w okolicy szóstych urodzin naszej córki i ósmych naszego syna, przechodziliśmy gorszy czas finansowy. Moja firma robiła cięcia, w wyniku których pozbawiono nas dużych rocznych premii. Po raz pierwszy nie mogliśmy sobie pozwolić na duże rodzinne wakacje. Momentami było mi nawet głupio, że wydaję kasę na prezenty i hotele dla kochanek, zamiast inwestować w rodzinę. Karina oszczędzała każdy grosz i jeszcze bardziej ograniczała swoje przyjemności.

Czasami nawet było mi jej trochę żal. Nie byliśmy szczególnie dobranym czy kochającym się małżeństwem, ale przecież nie żywiłem wobec Kariny negatywnych emocji. Nie chciałem też dla niej źle. Nasze małżeństwo wizualizowałem sobie bardziej w formie wspomnianej mi przez ojca firmy, a nie związku romantycznego, ale żona bynajmniej nie była mi wrogiem.

Pewnego dnia pomyślałem, że może warto w końcu zrobić dla niej coś miłego. Wypełniała swoje małżeńskie obowiązki bardzo dobrze, więc, jako dobry mąż, powinienem ją przecież za to nagrodzić – zwłaszcza że przeważnie żyła na znacznie gorszym poziomie niż moje kochanki. Porządny facet nie powinien do czegoś takiego dopuścić. Postanowiłem więc zafundować żonie wypoczynek na poziomie… no cóż, innych kobiet, z którymi się spotykałem. Zarezerwowałem przytulny hotel w górach na weekend. Miał naprawdę porządną restaurację oraz strefę spa.

Byłem z siebie taki dumny

Naprawdę spodziewałem się, że Karina rzuci mi się na szyję zachwycona perspektywą luksusowego wypoczynku. Myliłem się. Gdy wręczyłem jej voucher któregoś dnia przy kolacji, spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.

– O co chodzi? Nie podoba ci się? – zapytałem może nieco zbyt obcesowo.

– Przecież nie mamy pieniędzy na takie wydatki – powiedziała sucho Karina.

– To ja decyduję czy mamy, czy nie, nie przejmuj się teraz pieniędzmi – starałem się brzmieć uprzejmie i troskliwie, ale nie wiem, czy mi się to udało.

– Czyżby? – mruknęła cicho żona.

– Przepraszam, masz mi coś do powiedzenia?

– A tak! – wybuchła nagle. – Oszczędzam na jedzeniu, na przyjemnościach i zabawkach dla dzieci, zrezygnowałam z dodatkowych zajęć z rysunku dla Jasia, a ty wydajesz fortunę na jakiś głupi hotel i to tylko na weekend? Na wakacje z dziećmi nas nie stać, ale na weekend pełen zbytków bez nich to już tak?

– Karina, to był ciężki rok. Nie zasłużyliśmy na odrobinę wypoczynku na dobrym poziomie?

– Nie! Jeśli nie stać nas, żeby wyjechać całą rodziną, to nie stać nas w ogóle. Nie będę matką, która popija wino na tarasie apartamentu, kiedy dzieci przez cały rok nie miały okazji nigdzie wyjechać.

Wtedy naprawdę się wkurzyłem. Człowiek się postarał, zaoferował taki piękny prezent, a tu tylko fochy i pretensje!

– A daj spokój! Już wiem czemu zwykle… – zacząłem wściekle, ale przerwałem, gdy tylko zreflektowałem się, co mam na końcu języka.

– Czemu co? Czemu zwykle wyjeżdżasz z jakąś wywłoką, a nie ze mną?! – krzyknęła żona.

Pierwszy raz w życiu usłyszałem, żeby tak mi odpyskowała. Już chciałem coś odpowiedzieć, ale szok odebrał mi na chwilę mowę.

– Co, myślisz, że nie wiem o tych wszystkich babach? Myślisz, że jestem głupia? No pewnie, cicha i uległa Karinka nigdy się nie stawia i pewnie w ogóle nie rozumie, co się dookoła niej dzieje! – wrzeszczała.

Nie wiedziałem, co robić

Siląc się na spokój, wstałem od stołu i wyszedłem z pomieszczenia. Żona, chyba również zaskoczona własnym wybuchem, w końcu umilkła. Zupełnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Czy rozważałem wcześniej, że Karina może wiedzieć o moich kochankach? Nie. Nigdy się nad tym nie zastanowiłem. A to, że może wiedzieć i mieć coś przeciwko dzieleniu się mną z innymi kobietami, nie przeszłoby mi przez myśl nawet przez chwilę.

No i co mam teraz zrobić? Zmarnować tyle kasy na niewykorzystany voucher na świetny wyjazd? Czy może jednak skorzystać z niego z jakąś swoją „przyboczną”? Tylko wtedy przecież Karina doskonale by wiedziała, że wyjechałem z kimś innym… Kto wie, czy to nie pogorszy całej sytuacji. Opcji płaszczenia się przed żoną i udobruchania jej tak, żeby jednak skorzystała z prezentu, nie rozważałem.

Może i nie wiedziałem o małżeństwie wszystkiego, ale na pewno wiedziałem jedno: nie ma tu miejsca na okazywanie męskiej słabości. Mąż pod butem żony to żaden mąż! Mogę się przyznawać do błędów przed samym sobą, ale na pewno nie przed babą. Zachciało mi się romantycznych gestów i proszę, już za pierwszym razem dostałem po głowie. Ojciec miał rację. Interesów firmy nie należy mieszać z porywami serca.

 

Czytaj także:
„Burmistrz miał drugą twarz, o której nie wiedzieliśmy. Niektórych dziwiło, że jego żona nosi długie rękawy latem”
„Myślałam, że 20 lat starszy facet będzie plastrem na złamane serce. A to był namolny podrywacz, którego się bałam”
„Przez 15 lat nie wiedziałam, że jestem córką księdza. Do momentu, gdy zobaczyłam go na rekolekcjach w mojej parafii”

Redakcja poleca

REKLAMA