Policjant, naprzeciwko którego siedziałam, ze wstrętem odsunął od siebie pudełko, które położyłam na jego biurku. W sumie się nie dziwiłam, bo zawartość różowego kartonika, które przypominało takie po ciastkach, nie wyglądała zbyt atrakcyjnie, o zapachu nie wspomnę.
Dostałam śmierdzący prezent
– Co to niby jest? – zapytał, krzywiąc się.
– A na co to wygląda?
– Na zdechłą mysz – rozsiadł się na krześle.
Brawo, Sherlocku – pomyślałam, ale powiedziałam tylko:
– Owszem, to zdechła mysz. Taką właśnie dostarczono mi wczoraj pod dom. Nie pierwszą zresztą, to już chyba piąta.
– I dopiero teraz pani z tym przychodzi?
– Owszem, bo kiedy wcześniej do was dzwoniłam, po drugiej takiej przesyłce chyba, to powiedziano mi, że to głupi kawał i tyle. Ale piątej już nie zniosę.
– Myśli pani, że będą kolejne?
– A skąd mam wiedzieć? – podniosłam się z krzesła wzburzona. – Może za chwilę znajdę tak kota albo łeb świni. Czy pan nie rozumie, że ja się po prostu zaczynam bać?
– Dobrze, już dobrze, niech się pani uspokoi… Sporządzę notatkę, dam pani numer do siebie. Pani zaś niech pomyśli, kto mógłby chcieć pani robić takie żarty. Może tak być?
– Chyba musi… – westchnęłam, wzięłam kartonik z numerem i wróciłam do domu, zostawiwszy uprzednio radosny podarunek na biurku policjanta.
Pomyślałam o przeszłości
Pozamykałam okna i drzwi, a potem zasłoniłam rolety. W domu zapanował półmrok. Usiadłam na fotelu i nalałam sobie kieliszek wina. Tak, wiem, w niczym to nie pomaga, ale byłam naprawdę roztrzęsiona. Jak to powiedział pan policjant? Żebym się zastanowiła, kto mógłby mi robić takie żarty. Wróciłam myślami do niedalekiej przeszłości.
Niedawno rozstałam się z narzeczonym. Miał być piękny ślub, jeszcze piękniejszy miesiąc miodowy, a potem życie usłane różami. Skończyło się na tym, że złapałam narzeczonego, jak radośnie korespondował z pięcioma chyba naraz panienkami przez internet i im też te róże obiecywał. I nie tylko. Wyrzuciłam go z domu i z życia.
Robił dobre wrażenie
Wpadłam na niego wpadłam zupełnym przypadkiem, i to dosłownie. Niosłam do samochodu jakieś papiery, on wychylił się zza rogu. Papiery się rozsypały.
– Boże drogi, jak ja strasznie przepraszam! – usłyszałam, usiłując wstać z klęczek. – Już to wszystko zbieram. Naprawdę nie chciałem, zamyśliłem się po prostu.
– Dam radę – przybrałam pozycję pionową i patrzyłam, jak się krząta i zbiera to wszystko, co upuściłam.
Przyjrzałam mu się. Całkiem przystojny. Starszy ode mnie pewnie ze dwadzieścia lat, ale miał piękną sylwetkę, a pasma siwizny we włosach tylko dodawały mu uroku.
– Co mogę dla pani zrobić? – zapytał, kiedy już zebrał z ziemi wszystkie papiery i mi je wręczył.
– Nic, wypadki się zdarzają – zarumieniłam się.
– O, nie ma mowy. Wpadłem na panią i teraz będę miał wyrzuty sumienia. Kawa? – uśmiechnął się.
Kompletnie nie miałam ochoty na kawę, bo w ciągu dnia wypiłam chyba pięć. Ale ten uśmiech… Poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Szybko zaczęliśmy sobie mówić po imieniu, to wyszło jakoś tak naturalnie. Nie wiem, ile czasu tam spędziliśmy, pewnie ze dwie godziny. Rozmawiało nam się doskonale. Stefan opowiadał mi o swojej pracy, o podróżach, o życiu. Mówił, że też się z kimś ostatnio rozstał i czuje się samotny.
Hmm – pomyślałam, wracając do domu. – Bratnie dusze? Może to faktycznie jakieś przeznaczenie. Może to będzie mój plaster na złamane serce.
Zaczął mnie adorować
Zasypiałam już, kiedy przyszedł SMS. „Mam nadzieję, że dotarłaś bezpiecznie i wkrótce się zobaczymy”.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam kolejne wiadomości. Nie powiem, byłam zdziwiona, ale OK. Zrobiłam sobie kawę, zasiadłam za stołem i zaczęłam czytać.
„To było wspaniałe, dziękuję”.
„Nie mogę przestać o tobie myśleć”.
„Nie znam cię dobrze, ale mam wrażenie, że to przeznaczenie”.
No dobra, niech będzie. Odpisałam.
„Dziękuję za wczoraj. Możemy się spotkać w poniedziałek, na weekend mam plany”.
„Ojej, beze mnie?” – kolejna wiadomość.
„Już się poumawiałam, wybacz”.
To było romantyczne
Weekend jakoś zleciał, ale kiedy w poniedziałek zjawiłam się w biurze, na biurku czekał na mnie ogromny bukiet róż.
– Masz wielbiciela – westchnęła Jolka, moja koleżanka.
– Chyba mam – powiedziałam tylko.
– Kolacyjka jakaś? – mrugnęła okiem.
– Podobno. Ale cicho sza – uśmiechnęłam się.
Rzeczywiście Stefan czekał przed moim biurem, kiedy tylko skończyłam pracę. Kolacja była wyśmienita. Pyszne jedzenie, znakomite wino. Po wszystkim odwiózł mnie do domu. Ucałował moją dłoń i życzył dobrej nocy.
Myślałam o nim, zanim poszłam spać. Czyżby trafił mi się w końcu ktoś normalny? Taki, który będzie mnie szanował, nie spieszył się? Zasnęłam z uśmiechem na ustach.
Poczułam się osaczona
Rano zobaczyłam stertę kolejnych SMS-ów, potem w pracy następne kwiaty i kopertę. To mnie zdziwiło.
„Jesteś kobietą mojego życia” – przeczytałam.
Potem aż usiadłam z wrażenia, bo w środku był bilet do Paryża. Z jednej strony cudownie, ale znaliśmy się raptem trzy dni! Mam jechać z obcym facetem do obcego miasta? Zwariował czy co? Postanowiłam, że muszę ochłonąć, choć koleżanki zachwycały się, jaki to adorator mi się trafił. Napisałam do niego.
„Dziękuję, ale to za dużo. Zresztą w tej chwili mam masę pracy i zaplanowany wyjazd, nie będzie mnie”.
W tym momencie chyba popełniłam błąd. SMS-y od niego stały się coraz bardziej natarczywe.
„Gdzie jesteś? Co robisz? Dlaczego nie odbierasz telefonu?”. I tak w kółko.
To nie było normalne
Zwierzyłam się Ance, mojej przyjaciółce.
– Słuchaj, to nie jest normalne – powiedziała prosto z mostu. – Koleś cię poznał tydzień temu, teraz te SMS-y, kontrola, śledzenie, kwiaty. Wiesz, niby wszystko fajnie, może się zakochał, ale… Pamiętasz taki film „Fatalne zauroczenie”? Tam jakaś kobieta miała świra na punkcie faceta i robiła mu jazdy. Kota chyba nawet ugotowała….
– Weź, proszę cię, pamiętam. Tylko co mam robić?
– Napisz do niego po prostu, że potrzebujesz czasu i już. Jak jest w porządku, to zrozumie.
Napisałam. Wyjaśniłam, że jestem po trudnym związku, że nie mam w tej chwili energii na nowy. Że doceniam, co dla mnie zrobił i bardzo go lubię, ale potrzebuję czasu, żeby pobyć sama ze sobą i zastanowić się, czego chcę.
Tyle teorii. Bo minęły dwa dni i dostałam kolejny bukiet. Tym razem nie piękne róże, lecz zwiędłe badyle. Wyrzuciłam je, ale poczułam niepokój. Wzrósł, gdy po powrocie do domu na wycieraczce zobaczyłam pudełko na ciasteczkach. Zamiast ciasteczek w środku była zdechła mysz. Tamta była pierwsza, z tą piątą udałam się na komisariat, bo już naprawdę czułam się zaszczuta.
W końcu przesadził
Po tamtej wizycie, gdy już się wyspałam, wyszłam z domu po gazetę i niemal usiadłam na progu. Na moich drzwiach ktoś czerwoną farbą namalował słowo „dziwka”. Roztrzęsiona wybrałam numer tego policjanta, u którego kiedyś byłam, i wszystko opowiedziałam.
– Ma pani jego dane? – zapytał rzeczowo.
– Imię, nazwisko, to na pewno… Ale zaraz! Na bilecie lotniczym, który dostałam, było chyba coś więcej, zaraz sprawdzę.
Podałam wszystko, co się dało. Wieczorem usiadłam spokojnie w fotelu, zaryglowałam drzwi. Wydawało mi się, że może spędzę spokojną noc. Nic bardziej mylnego. Po dwudziestej drugiej usłyszałam walenie do drzwi i krzyki.
– Wyłaź! – to był głos Stefana. – Masz być moja i już! Co ty sobie wyobrażasz?! Tyle dla ciebie zrobiłem!
Wzięłam telefon, pognałam na górę i wybrałam numer – najpierw do znajomego policjanta, potem alarmowy. Kilka minut później patrol był na miejscu. Z okna patrzyłam, jak Stefan wsiada do radiowozu.
Nie byłam jedyna
– Może już niech pani się wstrzyma z tymi znajomościami, co? – uśmiechnął się do mnie nazajutrz policjant. – Ten cały Stefan to niezłe ziółko. Już chyba sześć kobiet zgłosiło na policję, że je nęka. Schemat ten sam. Najpierw Romeo, a potem osaczanie i tak dalej – westchnął. – Na szczęście, pani udało się szybko do niego uwolnić. Jedną z poprzednich kobiet nawet poważnie skaleczył nożem. Teraz jak nic posiedzi, choćby do procesu, więc może się pani czuć bezpieczna.
– Dziękuję – wstałam.
– Taka rola – podał mi dłoń na do widzenia. – Aha, pani Agnieszko – dodał z uśmiechem, kiedy już zamykałam drzwi. – Żadnych zdechłych myszy, dobra?
Miał rację. Żadnych myszy i żadnych Stefanów. Niech ja dojdę do siebie. Na razie dość fatalnych zauroczeń.
Agnieszka, 35 lat
Czytaj także: „Chciałam wesprzeć chorą przyjaciółkę, a spotkałam się z hejtem. Wszyscy myśleli, że robię to dla sławy”
„Koleżanki z biura traktowały sprzątaczkę, jakby była kimś gorszym. Pokazałam im, że każdy zasługuje na szacunek”
„Szukałem szczęścia w kasynie. Okradłem nawet żonę i szefa, byle mieć za co grać. To było silniejsze ode mnie”