„Przez 15 lat nie wiedziałam, że jestem córką księdza. Do momentu, gdy zobaczyłam go na rekolekcjach w mojej parafii”

smutna nastolatka fot. Getty Images, (c) Jaime Monfort
„– Nie był wtedy księdzem, choć był w seminarium. Znaliśmy się od kilku lat, przyjaźniliśmy się, ale nigdy nie byliśmy parą. Tamtego lata jednak na ognisku tak dobrze czuliśmy się ze sobą, że ten jeden raz zapomnieliśmy się całkiem”.
/ 26.11.2023 20:30
smutna nastolatka fot. Getty Images, (c) Jaime Monfort

Najgorsze są chwile, gdy twoje życie okazuje się częściową fikcją, bo osoby najbliższe cię okłamują. Nawet jeśli trudno żyć z prawdą, powinno się ją znać.

Nie mogłam się pozbierać

Sześć lat temu w moim życiu miała miejsce nieprzyjemna zmiana. Miałam wtedy zaledwie 12 lat i strasznie było mi patrzeć na wiecznie skłóconych rodziców. Nie wiem, kiedy atmosfera między nimi tak bardzo się pogorszyła. W pewnym momencie kłótnie były codzienne i trudno było to wszystko wytrzymać. Nie wiedziałam wtedy też, o co się kłócili. Gdy słyszałam krzyki to albo były to końcówki już wypowiedzianych zdań, albo przerywali w mojej obecności.

Rok później rodzice byli w trakcie rozwodu. Nie sądziłam, że będzie to tak bolało. Z jednej strony to dobrze, bo w domu było cicho i spokojnie, ale z drugiej przeszkadzało mi to, że nie miałam codziennie kontaktu z mamą i tatą. Pewnego dnia postanowiłam zwierzyć się z tego mamie. Z nią bowiem mieszkam na co dzień, a z tatą się jedynie spotykałam.

– Mamuś czy ja mogłabym chodzić częściej do taty? – zapytałam, gdy jadłyśmy śniadanie w sobotę.

– Widujesz go raz w tygodniu i co drugi weekend. Po co częściej? – zapytała poirytowana.

– Mamo nie wiem, co się między wami popsuło, ale to nie dotyczy mnie. Ja kocham was oboje i smutno mi, że taty nie ma z nami.

Mama gwałtownie wstała od stołu, prawie przewracając stojące na nim kubki. Podeszła do okna i oparła się o parapet, pochylając głowę. Westchnęła kilka razy głęboko i odwróciła się do mnie, mówiąc:

– Ten twój tak zwany tatuś nie dość, że mnie zdradzał, to jeszcze narobił długów – rzuciła.

Poczułam się nieswojo. Co prawda część mnie była ciekawa, co spowodowało, że rodzice tak nagle przestali się dogadywać, ale w momencie, gdy się tego dowiedziałam, żałowałam, że w ogóle chciałam wiedzieć.

– Mamo nie zrozum mnie źle, ale co ja mam z tym wspólnego? Dla mnie to po prostu mój tata – powiedziałam ze łzami w oczach.

Mama westchnęła i pokręciła głową.

– Ten człowiek nie jest twoim ojcem.

Pociemniało mi przed oczyma. Robiło się coraz ciekawiej. Żałowałam, że w ogóle zaczęłam tę dyskusję.

– Mamo wiem, że jesteś zła na tatę, ale…

– Nie jest i nigdy nie był twoim ojcem, choć dla ciebie jest od zawsze – szlochała. – Wzięliśmy ślub pod koniec mojej ciąży. Po prostu cię adoptował.

Ta wiadomość mnie zdruzgotała

Po prostu… Dla mnie tu nic nie było po prostu! Świat runął mi w posadach… Byłam adoptowana! Rozpłakałam się i wybiegłam z kuchni. Zamknęłam się w pokoju. Ilość wiadomości, którą dostałam, przytłoczyła mnie. Nie dość, że poznałam przyczyny rozwodu rodziców, które nie było przyjemnie usłyszeć, to jeszcze okazało się, że mój ukochany ojciec nim nie był.

Mama próbowała potem załagodzić sytuację, ale nic, co powiedziała, nie mogło ukoić mojego bólu. Postanowiłam też wtedy, że przy najbliższej okazji porozmawiam o tym z tatą. Tak też wtedy zrobiłam. Nasz najbliższy kontakt odbywał się wtedy akurat w kinie. Po seansie poszliśmy na pizzę, a ja z bijącym sercem zapytałam go o rewelacje, które usłyszałam od mamy. Ten odłożył kawałek nagryzionej pizzy i powiedział:

– Kochanie dla mnie jesteś moją córką i zawsze nią będziesz – na dźwięk tych słów w moich oczach pojawiły się łzy.

Tata pogłaskał mnie szorstką dłonią po policzku i kontynuował:

– Niestety mama miała też rację co do pozostałych rzeczy. Miałem jeden, krótki romans i rzeczywiście zrobiłem trochę długów, czego bardzo się wstydzę. Próbuję teraz to spłacić, ale nie jest lekko – westchnął. – Są to jednak problemy dorosłych. Nie powinniśmy cię nimi obarczać, a ja zawsze będę cię kochał.

Byłam wzruszona, ale i szczęśliwa. Zła na mamę, ale i zadowolona, że poznałam prawdę. Wtedy zrodziło się też w mojej głowie inne pytanie: kim zatem był mój biologiczny ojciec? Postanowiłam zapytać o to mamę, ale ona za każdym razem zbywała to milczeniem. Udawała, że absolutnie nie słyszy mojego pytania. Byłam dzieckiem i nie wiedziałam nawet, czy można gdzieś szukać takich informacji.

Mama zniszczyła mój świat

Wychowałam się w wierzącej, katolickiej rodzinie. Tak więc, jak co roku, tak i w pierwszej klasie liceum, uczestniczyłam w rekolekcjach. Do naszej parafii przyjechał inny ksiądz, który je prowadził. Był wesoły i cała młodzież chętnie go słuchała. Ja też, ale pewnego dnia coś zauważyłam.

Siedziałam wtedy w jednym z pierwszych rzędów i miałam okazję lepiej przyjrzeć się księdzu. Poniżej jego lewego ucha, na szyi zobaczyłam znamię – gęstą mieszankę małych i dużych pieprzyków, które tworzyły coś na kształt wysepki. Pomyślałam wtedy, że jest bardzo podobne do mojego. Po chwili dotarło do mnie, że w zasadzie jest identyczne i po tej samej stronie, co u mnie!

Zaczęłam przyglądać się intensywniej i całkowicie zgubiłam wątek. Ksiądz był rudy i miał jasne oczy. Gdy mówił coś żartobliwe, unosił brew w charakterystyczny sposób i uśmiechał się jakby połową ust. Ja robiłam identycznie! Pomyślałam wtedy, że to musi być chyba jakiś krewny, choć nie słyszałam, byśmy mieli w rodzinie księdza. Było bowiem bardzo dużo cech, które mieliśmy oboje: rude włosy, jasne oczy, znamię i ten uśmiech… Postanowiłam zapytać o to mamę, choć na myśl o tym, czułam ucisk w gardle. Od momentu, gdy mama powiedziała mi o tacie, czułam się nieswojo w rozmowach z nią, zwłaszcza gdy chodziło o trudniejsze tematy.

Tego dnia wieczorem mama weszła do mnie do pokoju z wyprasowanymi i upranymi rzeczami. Zapytałam ją wówczas, czy wie może, czy mamy jakiegoś krewnego, który jest księdzem. Zauważyłam bowiem pewne podobieństwa.

– Jak nazywa się ten ksiądz? – zapytała mama, ale widziałam, że zbladła.

Usiadła u mnie na łóżku. Zauważyłam, że dłonie zaczęły jej drżeć, gdy nerwowo mięła w nich jedną z moich bluzek.

– Ksiądz Wojciech – powiedziałam. – Przyjechał poprowadzić u nas rekolekcje.

Mama ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała. Po chwili opanowała się i powiedziała:

– To jest twój biologiczny ojciec.

Zrobiło mi się słabo. Po raz kolejny rewelacje mojej mamy sprawiły, że miałam ochotę krzyczeć.

– Jak to…? Przecież księża… – nie byłam w stanie dokończyć zdania.

– Nie był wtedy księdzem, choć był w seminarium. Znaliśmy się od kilku lat, przyjaźniliśmy się, ale nigdy nie byliśmy parą. Tamtego lata jednak… na ognisku… tak dobrze czuliśmy się ze sobą, że ten jeden raz zapomnieliśmy się całkiem. On potem wrócił do seminarium, ja do domu… a później okazało się, że byłam w ciąży… – mama płakała. Wstałam od biurka, usiadłam koło niej i się przytuliłam.

Przez chwilę obie tonęłyśmy we łzach, a potem zapytałam:

– Mówiłaś mu?

– Tak, ale oboje wtedy nie chcieliśmy sobie komplikować życia. On chciał skończyć seminarium, a ja nie chciałam oficjalnie nikomu mówić, że zaszłam w ciążę z księdzem.

– Tata wie?

Mama popatrzyła na mnie i westchnęła.

– Tak, on wyjątkowo wiedział. Zdecydował wtedy, że nie chce, abyś sądziła, że nie masz biologicznego ojca, więc postanowił cię adoptować.

Musiałam się z tym oswoić

Usiadłam na łóżku, oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam znowu płakać. Mama przez chwilę próbowała mnie pocieszać, a potem poszła, bo sama też nie mogła powstrzymać łez. Zresztą co mi miała powiedzieć? Jak jeszcze bardziej mogła mi skomplikować życie? Wszystko, co wiedziałam o swoim pochodzeniu, okazało się nieprawdą! Od 15 lat nie wiedziałam, że jestem córką księdza, czyli całe swoje dotychczasowe życie!

Następnego dnia rekolekcji usiadłam w pierwszej ławce. Chciałam, żeby i on mnie zobaczył. Byłam ciekawa jego reakcji. Nie musiałam długo czekać. Nie wiem nawet, o czym mówił, bo czekałam, by mnie zauważył. Byłam całkowicie skoncentrowana tylko na tym. W pewnym momencie spojrzał na mnie i wydawało się, że ominął mnie wzrokiem. Szybko jednak wrócił i zobaczyłam w jego oczach… strach? Trudno powiedzieć. Zamilkł na chwilę i zgubił wątek wypowiedzi. Do końca rekolekcji tego dnia nie mógł się skupić.

Wróciłam do domu. Miałam nadzieję, że zadzwoni czy zagada do mnie następnym razem. Nic takiego jednak się nie stało. Co więcej – już do końca rekolekcji się nie pojawił. Zyskałam więc pewność, że mnie poznał. Powiedziałam o tym mamie, ale ona tylko ze smutkiem wzruszyła ramionami, bo też i co miała mi powiedzieć? Było mi smutno, że mój własny ojciec nie chciał mnie poznać. Stchórzył i uciekł, bym nie miała nawet okazji z nim porozmawiać. Nie dziwiłam się mamie, że nie szukała kontaktu z kimś takim.

Nad pewnymi rzeczami przechodzi się do porządku dziennego tylko pozornie albo na jakiś czas. Wszak tyczy się to naszego życia. Przez 3 kolejne lata co jakiś czas wracałam do tego myślami. Teraz gdy skończyłam osiemnastkę, mam zamiar udać się do parafii ojca. Chcę z nim porozmawiać. Nie oczekuję, że wszystko rzuci i będzie przykładnym tatą. Jednak uważam, że należy mi się od niego parę słów wyjaśnienia i zwykłej rozmowy.

Czytaj także:
„Zawsze byłem oparciem dla siostry. Wszystko się zmieniło, gdy rodzice dali jej moje 100 tys.”
„Mąż mnie zdradzał i tresował pięściami. Gdy się sprzeciwiłam, przekroczył wszelkie granice. Myślałam, że nie przeżyję”
„Przepisałam dom na syna, a on potraktował mnie jak stary mebel. Wyrzucił mnie na bruk i wymienił zamki w drzwiach”

Redakcja poleca

REKLAMA