„Wykładowca uwodził mnie i czarował, dopóki miał ochotę się ze mną bawić. Gdy zaszłam w ciążę, potraktował mnie jak śmiecia”

Byłam załamana ciążą fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„W ciągu jednego wieczora spadłam z piedestału jego muzy do roli niechcianej zabawki, którą w każdej chwili można rozdeptać. Nie chciałam łapać go na dziecko, po prostu zapomniałam wykupić tabletki. Niby liczyłam dni płodne, ale po odstawieniu hormonów mój organizm zwariował. – Nie jesteś pierwsza – rzuciła jego żona, gdy do niej zadzwoniłam”.
/ 13.11.2022 14:30
Byłam załamana ciążą fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Tamtego dnia sześć lat temu jechałam do domu, czując ekscytację wymieszaną ze strachem. Postanowione, wyjeżdżam w czwartek za cztery dni. Blanka pożyczyła pieniądze, Damian załatwił pracę, zaklepał mi też pokój na przedmieściach w mieszkaniu wynajmowanym przez rodaków.

– Wiesz, że nie musisz? Możesz rozegrać to inaczej. Wyjedź tylko na kilka dni, znajdziemy ci pracę na miejscu, dorobisz i spłacisz dług. Nie niszcz sobie życia – przekonywały dziewczyny.

Tylko że ja życie już sobie zniszczyłam

Musiałam tylko jakoś sprzedać swoją decyzję rodzicom. Przez całą drogę do rodziców zastanawiałam się, co im powiem. Opracowywałam warianty na ewentualność awantury, szantażu emocjonalnego, gróźb wyrzucenia z rodziny czy pytań. A w domu powiedziałam jedynie:

– Wyjeżdżam.

– Dokąd? – zapytała mama, nie przerywając obierania włoszczyzny do rosołu, którym zawsze mnie podejmowała.

– Do Anglii.

– Na długo?

Na tyle, ile będzie trzeba.

Zamarła z obieraczką w dłoni, ale nie odwróciła się w moją stronę. Dopiero po dłuższej chwili zadała pytanie:

– Chcesz zrezygnować ze studiów?

Wiedziałam, ile to dla niej znaczy. Od dzieciństwa marzyła, żeby zostać pediatrą i ratować dzieci, ale jej rodziców stać było jedynie na wykształcenie jednego potomka, więc spośród pięciorga rodzeństwa padło na średniego Adama. Mama miała pecha, była najmłodsza, więc dorośli nie przewidzieli dla niej nawet studium pielęgniarskiego. Wszystko, na co mogła liczyć, to liceum zawodowe o kierunku piekarz-cukiernik. Nienawidziła swojej pracy, uważała ją za niepotrzebną, więc mnie od najmłodszych lat wbijała do głowy samodzielność i wizję lekarskiego fartucha.

To nic, że dwukrotnie powinęła mi się noga

Dorabiała pieczeniem weselnych tortów, aby tylko opłacić mi kursy u profesorów z Akademii Medycznej. Wreszcie udało się, po dwóch latach jej starań i mojego zakuwania otrzymałam indeks wymarzonej uczelni mamy.

Masz problemy? – wciąż mówiła bardziej do szafki wiszącej na wprost jej twarzy niż do mnie.

– Nie, po prostu mam dość.

Rzuciłam torbę na podłogę i wybiegłam z mieszkania, nie mogąc znieść świadomości, jaką przykrość sprawiam rodzicom swoją decyzją, ale pewnie większą byłoby pozostanie tutaj i pokazanie im, kim naprawdę jestem. Nie, na to zdobyć się nie mogłam, wolałam zachować się jak szczur uciekający z tonącego statku.

– Auć, tato! – zamyślona, wpadłam na ojca wracającego z pracy.

Ucieszył się, że przyjechałam, wyciągnął dłoń, żeby rozmasować mi nos, ale cofnął ją po chwili…

„Nie jestem już jego małą dziewczynką” – pomyślałam i nagle łzy same popłynęły mi z oczu.

Przytulił mnie bez wahania. Wiedziałam, że jemu jedynemu mogłabym powiedzieć prawdę, gdybym tylko była zdolna się otworzyć.

– Wiesz, że zawsze możesz mi zaufać? Chcesz się przejść? Pogadać w cztery oczy? – zaproponował, ale zaprzeczyłam ruchem głowy.

Córeczki tatusiów nie wyznają im takich rzeczy.

– Chodźmy na ten rosół – uśmiechnął się.

Cóż, trzeba było położyć głowę pod topór i ponieść konsekwencje swojej decyzji, więc siląc się na spokój, odpowiedziałam: „Chodźmy”. Mama nie była w stanie zjeść z nami przygotowanego przez siebie posiłku. W milczeniu słuchała, jak okłamuję tatę, opowiadając o trudnych studiach, moim wyczerpaniu i egzaminach poprawkowych. Prawdą było jedynie stwierdzenie, że nigdy nie wiedziałam, co chcę robić w dorosłym życiu, więc potulnie dostosowałam się do wizji mamy. Całą resztę wymyśliłam, bo chociaż medycyna nie stała się moim konikiem, to na studiach wcale nie układało mi się źle. Zresztą, jak mogło być inaczej, skoro szybko stałam się ulubienicą doktora? Kto śmiałby zakwestionować kompetencje jego wybranki?

Naiwnie uwierzyłam w narzuconą mi rolę

Moje zdolności, urodę, obycie… Pozycję silniejszą od jego żony, również lekarki, i teścia ordynatora w jednym z najlepszych szpitali. Idiotka ze mnie, dźwięczało mi w uszach, gdy wciskałam rodzicom kit o swoim pogubieniu. Gdybyście tylko wiedzieli, do czego jestem zdolna! Gdybyście mnie znali, sami kazalibyście mi jechać jak najdalej stąd! Właśnie to krzyczało moje ciało, gdy popłakałam się na koniec w miarę logicznej przemowy. Tata przytulił mnie swoim starym zwyczajem, mama bez słowa zebrała ze stołu talerze, a potem ubrała się i wyszła na wieczorną mszę.

– Rozczarowałam ją – spojrzałam na tatę. – Ale przysięgam, zarobię i oddam wam co do grosza za wszystkie te dwa lata wyrzeczeń i kursy, za wszystko, co we mnie zainwestowaliście – płakałam.

Tata przytrzymał mnie, wierzchem dłoni otarł łzy z mojej twarzy i choć widziałam, że jest poruszony, powiedział spokojnie:

Nie musisz, to był nasz obowiązek.

Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Mama nie odezwała się do mnie przez cały czas pobytu w domu. Spodziewałam się wybuchu wściekłości, wyrzutów w stylu „wypruwania sobie żył”, a nie nastąpiło nic. Ta cisza z jej strony sprawiała, że czułam się jeszcze bardziej podle. Tym bardziej obiecałam sobie, że „po wszystkim” od razu stanę na nogi, znajdę pracę i zacznę spłacać swój dług. Musiałam tylko załatwić tę jedną rzecz, pozbyć się tego problemu. Dowodu na moją głupotę i wspomnienia bolesnego odtrącenia.

Ile chcesz? – zapytał Mariusz, gdy powiedziałam mu o ciąży.

Zaniemówiłam, bo słuchając jego opowieści o związku trwającym jedynie ze względu na trzynastoletniego syna, sądziłam, że nasze dziecko będzie doskonałym pretekstem do zakończenia beznadziejnej historii i wejścia w nowy etap.

– Chyba się przesłyszałam? – zaśmiałam się zdezorientowana.

Nie, pytam, ile chcesz na zabieg? Ja tego nie chcę – wskazał palcem na mój brzuch. – Oszukałaś mnie, mówiłaś, że się zabezpieczasz, bierzesz te tabletki, które ci przepisałem. Chcesz zniszczyć sobie życie jakimś bachorem albo złapać mnie na dziecko, co? – twarz wydłużyła mu się w groźnym grymasie. – Po prostu powiedz, ile chcesz.

W ciągu jednego wieczora spadłam z piedestału jego muzy do roli niechcianej zabawki, którą w każdej chwili można rozdeptać. Nie chciałam „łapać” go na dziecko, po prostu zapomniałam wykupić tabletki. Niby liczyłam dni płodne, ale po odstawieniu hormonów mój organizm zwariował.

Nie jesteś pierwsza – rzuciła jego żona, gdy do niej zadzwoniłam.

Po tym telefonie Mariusz wściekł się jeszcze bardziej. Wręczył mi bilet na samolot do Anglii, rezerwację w motelu i klinice prowadzonej przez jego kolegę.

– I ani mi się waż wycinać jakieś numery. Będę miał cię na oku – pogroził mi palcem. – Po wszystkim dostaniesz pieniądze na rekonwalescencję, spoko.

Zraniona i oszukana, chciałam pójść z tym do rektora albo jego teścia, myślałam o nagłośnieniu w prasie, ale przyjaciółki kazały mi milczeć.

– A co, jeśli kiedyś zechcesz wrócić na studia albo do tego miasta? – pytały.

Podobnie jak w przypadku wyboru studiów, także i teraz nie potrafiłam udzielić żadnej odpowiedzi. Wiedziałam jedno: nigdy więcej go nie zobaczę i nie wrócę na tę uczelnię, więc przyjęłam bilet.

Nikomu nie pozwoliłam odwieźć się na lotnisko

Biedny tata życzył mi powodzenia, jakby otwierały się przede mną nowe możliwości. Nie wiem, czy to stres, ale straciłam tę ciążę tuż po przylocie. Kolega mojego dotychczasowego ukochanego zajął się mną i potem dał mi kopertę z pieniędzmi od Mariusza. Podał mi rękę, ale nie odwzajemniłam jego uścisku, w odpowiedzi chrząknął i rzucił, abym się trzymała. Gdy wychodziłam, zawołał za mną jeszcze:

Wracasz do Polski czy zostajesz? Bo… Bo wiesz, jakby co, ja… zapraszam...

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz, ale nie odpowiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z eleganckiego budynku, w którym zapewne bywały też inne ukochane Mariusza. Może niektóre z nich pocieszały się po fakcie w ramionach kolegi.  Kilka dni później udało mi się zahaczyć w niewielkiej restauracji, gdzie szybko okazało się, że mam dar do tej pracy. Wkrótce z kelnerki, a potem barmanki awansowałam na szefa sali. Po roku byłam już głównym menadżerem i wsparciem szefa. Wyniosłam się z pokoju w dzielonym z innymi robotnikami lokalu i wynajęłam maciupeńkie mieszkanko na poddaszu, bliżej centrum.

Mimo dobrej passy czułam się pusta, jakby po tamtej historii ktoś wyciął mi kawał serca, a zamiast niego włożył lód. Nie potrafiłam zaufać mężczyznom, nie szukałam towarzystwa nowych znajomych, nie trzymałam się z rodakami, a że nie udawałam, że nie rozumiem po angielsku, to trudno było mnie zaszufladkować. Z rodzicami miałam poprawne relacje, bo pewnych tematów nie poruszaliśmy. Kiedy rozmawialiśmy przez telefon lub podczas moich rzadkich wizyt, oni nie wspominali o powodach mojego wyjazdu i nie namawiali mnie do powrotu, ja nie zachwalałam życia w Anglii, aby ich nie ranić. Nie wiem, jak długo jeszcze dryfowałabym po powierzchni, gdyby nie telefon taty. Mama miała wypadek w pracy, dostała wylewu i przewróciła się, niosąc blachy z gorącym pieczywem. Wymagała operacji, zmieniania specjalistycznych opatrunków i rehabilitacji.

Wiedziałam, że tata nie poradzi sobie sam

Brat miał rodzinę i mieszkał daleko, więc nie czekając, zwolniłam się z pracy i wróciłam w rodzinne strony, żeby pomóc rodzicom. Mama dzięki specjalistom i mojej zaradności jest w miarę samodzielna, ale nie wróciła już do pracy. Zresztą nikt od niej tego nie wymaga. Dzisiaj nie mieszkam z rodzicami, nie zostałam też lekarzem ani tym bardziej zgorzkniałą starą panną w prowincjonalnym miasteczku. Z powodzeniem prowadzę restaurację, a wkrótce otwieram też minibar z pierogami na wynos – i chyba po raz pierwszy w życiu czuję, że lubię to, co robię.

Zmieniam gusta gastronomiczne ludzi, których znam. Gotuję dla nich z miłością i z ciekawością, jak przyjmą każdy kolejny mój pomysł. Nie ma we mnie żalu, bo po powrocie w rodzinne strony zrozumiałam, że wszystko, co dotychczas przeżyłam, miało doprowadzić mnie do tego momentu. Do mojej samodzielności, poczucia własnej wartości i Adama. Ale to już inna historia… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA